Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Ursueal

Zamieszcza historie od: 3 września 2016 - 3:27
Ostatnio: 15 lutego 2024 - 20:18
  • Historii na głównej: 74 z 83
  • Punktów za historie: 16369
  • Komentarzy: 296
  • Punktów za komentarze: 2348
 
[historia]
Ocena: 9 (Głosów: 15) | raportuj
1 marca 2020 o 14:48

@Shi: nie ma czegoś takiego, jak "jeden feminizm". Ruch feministyczny jest niezwykle skomplikowany, zmienia się przestrzennie i czasowo. Feminizm anarchistyczny, feminizm religijny, feminizm gospodarczy i feminizm ekologiczny zajmują się bardzo odseparowanymi od siebie obszarami rzeczywistości. Priorytety myślicielek, działaczek i grup są zróżnicowane i czasami dają się ujednolicić na tak wysokim poziomie ogólności, że traci to wartość eksplikacyjną. Podobnie z podejściem do kwestii granicznych albo transformacyjnych w obrębie ruchów feministycznych. Nie brakuje autorek, o których nie da się zaprzeczyć, że są feministkami (taka konstrukcja jest celowa: nie da się zaprzeczyć, ale raczej nie chce się tego potwierdzać), a których poglądy są tak radykalne, że zdroworozsądkowo są odrzucane albo nie przechodzą krytyki metodologicznej lub weryfikacji historycznej. Dlatego krytyka feminizmu nie jest taka bezzasadna, jak się potocznie to wyobraża. Prosty przykład z dziedziny medycyny: ograniczenie na kilka lat publicznego budżetu ginekologicznego, żeby w ogóle powstała oferta andrologiczna. Dyskusji nad tym nawet nie podjęto, ograniczono się do stwierdzenia, że to niedorzeczne.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
18 lutego 2020 o 20:46

@ampH: @ampH: E-skierowanie działa jak e-recepta i testują je od ubiegłego roku, więc to nie ten przypadek. Nie dostajesz już karteczki, tylko krótki numer zlecenia i podajesz go razem z peselem w rejestracji, a system sam znajduje zlecenie w bazie danych. Obieg zleceń wewnątrz jednej placówki może być całkowicie niewidoczny dla pacjenta, póki wszystko pozostaje w ramach jednej jednostki (zwłaszcza w przypadkach ustabilizowanych, z prostym, schematycznym planem leczenia). Dopiero przy zleceniach procedur dla zewnętrznych podmiotów dostaje się wtedy kartkę/plik i wie się, że trzeba z tym iść gdzieś indziej. Niezależnie od tego, jeśli lekarz nie wiedział, że w jego placówce nie robi się do końca roku rutynowych badań potrzebnych mu do codziennej pracy (USG jamy brzusznej to jedno z najczęstszych badań diagnostyki obrazowej w internie), to znaczy, że mają tam poważny problem z bieżącym przepływem informacji. W ostatnich latach wiele się zmieniło in plus w wewnętrznych praktykach gospodarowania kontraktami i takie sytuacje nie powinny mieć miejsca.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
18 lutego 2020 o 19:19

@ampH: Mało prawdopodobne, żeby specjalista nie wiedział, że w rok nie zrobisz USG w jego placówce (swoją drogą, pula musiała być naprawdę drastycznie mała, jeśli wyczerpała się w 6 tygodni). Raczej wolał zostawić sprawę odesłania cię do POZ-u albo zapisania się na wizytę nierefundowaną rejestratorkom. Możliwe też, że trafiłeś do jednej z niewielu placówek, które biorą udział w pilotażu e-skierowania i możesz je zrealizować gdzie indziej, tylko o tym też lekarz powinien ci od razu powiedzieć.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
18 lutego 2020 o 12:15

@mskps: Lekarz kierujący na rezonans powinien skierować pacjenta na wszystkie badania w ramach diagnostyki specjalistycznej. Niestety, walka o kasę jest bezwzględna i bywa, że pacjenci wracają do POZ-ów z listami badań, których ani nie mogą zlecić, ani wyników z nich nie zobaczą mimo zapłacenia za nie, a nawet jeśli zobaczą, to i tak specjalizują się w innej gałęzi medycyny (medycyna rodzinna to też specjalizacja). Lekarze w POZ-ach powinni wytłumaczyć cierpliwie i grzecznie, dlaczego nie wystawią skierowań, niestety, muszą to robić tak często (to naprawdę nagminny problem), że na grzeczność wielokrotnie nie chcą się silić. Tak naprawdę domaganie się skierowań z POZ-u przy leczeniu specjalistycznym powinno się zgłaszać do NFZ, a jeśli lekarz specjalista np. będzie wpierać, że POZ musi takie skierowania wystawić - do rzecznika dyscyplinarnego w izbie za okłamywanie pacjenta.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 3) | raportuj
13 lutego 2020 o 22:20

@Brzeginka: Nie odpowiedziałaś na żadne z moich pytań. A szkoda, bez tych odpowiedzi twoja wizja państwa i odpowiedzialności społecznej jawi mi się jako bardzo naiwna. Zacznijmy od bardzo prostej rzeczy - dlaczego moje motywy podjęcia studiów medycznych określasz jako "kaprys"? Nie pamiętam, żebym się z nich tu zwierzała, czy to tobie, czy to komukolwiek innemu. Prawdą jest jedynie to, że chciałam i mogłam iść na płatne z budżetu państwa studia medyczne, więc poszłam. To, co mną kierowało, obok zainteresowania medycyną, to sprawa moja. Może była chęć poszerzenia horyzontów. Może poczułam powołanie i chciałam być drugą Florence Nightingale, ale ze stetoskopem w ręce. Może spowiednik mnie zobowiązał. Może poszłam, bo nie mogłam sobie wyobrazić studiów bez chłopaka. A może chomik zatrzymał mi się akurat na tym, kiedy losował dla mnie kierunek studiów. Nie ma to zresztą żadnego znaczenia, ponieważ ty od razu wszystkie powody inne niż tożsame z tymi przyjętymi za słuszne przez ciebie określasz mianem "kradzieży miejsca" i "zabierania szans", a moje osobiste są w dodatku dziwactwem i chwilową zachcianką, bo takie jest znaczenie "kaprysu". Bolesna prawda numer 1: ludzie są różni i różne wybory życiowe podejmują pod wpływem różnych czynników, nierzadko kierując się bardzo skomplikowanymi motywami. Co więcej - cóż za zaskoczenie - motywacja ma to do siebie, że może okazać się zmienna i falsyfikowalna w czasie. Bolesna prawda numer 2: powszechna, finansowana z podatków edukacja ma za zadanie zaspokajać zarówno potrzeby społeczeństwa eo ipso, jak i jednostek to społeczeństwo tworzących w równym stopniu. Steruje się tymi potrzebami, oczywiście, ale w sposób inny niż zmuszanie do pracy, bo czasy pańszczyzny są przez to samo społeczeństwo uważane za słusznie minione. Na tym polega obywatelska wolność, drugi filar obywatelskiego społeczeństwa, o którym zapomniałaś wspomnieć podczas odmiany odpowiedzialności przez wszystkie przypadki. Uczelnia wyższa ma dawać wykształcenie - kombinację wiedzy, umiejętności i kompetencji - a nie zawód. Gdyby było inaczej, to pełne PWZ odbierałoby się razem z dyplomem. Bolesna prawda numer 3: dzielenie ludzi na lepszych i gorszych, czyli poświęcających się dla społeczeństwa i na nim żerujących to nic innego jak przenicowany komunał o warstwach uciskanych. Kontrybucję na rzecz ludzkości każdy wpłaca w innej postaci i w innej postaci chce ją odbierać, wliczając w to także wymiar czasowy. Bolesna prawda nr 4: deprecjonowanie prawa człowieka do edukacji przez sformułowania w rodzaju "żerowanie na społeczeństwie" czy "jakieś tam podatki", kiedy to społeczeństwo już dawno ustaliło, że wartością samą w sobie jest wykształcenie, a nie jego utylitaryzacja przekonuje mnie, że naprawdę w tej pseudodyskusji opierasz się na komunałach. Ponawiam pytanie o filmoznawców, bo bez tego chyba dalej nie pójdziemy...

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 3) | raportuj
13 lutego 2020 o 21:39

@Brzeginka: Jeśli zgadzasz się z tym, że równie prawdopodobne jest to, że ktoś zostanie krajowej klasy specjalistą medycznym oraz to, że aplikował tylko na jedną uczelnię, skończyłby studia, zrobił prawo wykonywania zawodu, pracował do późnej emerytury dla idei, czyli za darmo i nigdy nie powstałaby o nim żadna opowieść obrazująca jego niewłaściwe zachowanie w pracy oraz ta właśnie osoba była tą pierwszą pod kreską na liście rekrutacyjnej, kiedy szłam na medycynę, bo właśnie to oznajmił Painkiler, a ty mu potwierdzająco przyklasnęłaś, to "nie jest moją mocną stroną" jest... hm... przesadnie mocnym eufemizmem.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 6) | raportuj
13 lutego 2020 o 21:32

W sumie zaczęło mnie to bawić. Czyli ja po prostu jestem ta gorsza! Mój finansowy wkład w ten mglisty "kapitał społeczeństwa" idzie chodniki i mam się zadowolić chodzeniem. Na wyższe uczelnie idą przedstawiciele społeczeństwa, ale ja się do nich najwyraźniej nie zaliczam w żaden sposób, więc tam realizować ambicji intelektualnych mi nie lza. Skoro już oświeciłaś mnie w tej kwestii, to wyjaśnij mi jeszcze kilka spraw: -ile czasu i w jaki sposób musi zwracać dług społeczeństwu lekarz, a ile filmoznawca? W końcu społeczeństwo zapłaciło za ich studia, musi więc coś z tego mieć. -od kiedy studia kończą się nałożeniem na siebie przymusu pracy w określonym zawodzie? Do tej pory było tak, że to praca w zawodzie wiąże się z przymusem posiadania odpowiedniego wykształcenia, nawet nie zorientowałam się, że to się zamieniło miejscami. -co z tymi, którzy się na studia dostali, ale ich nie skończyli? Mają iść na niewolników do kamieniołomów, czy może od razu oddawać nerki? Zacznij od filmoznawców, to mnie chyba najbardziej ciekawi.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 3) | raportuj
13 lutego 2020 o 21:21

@Painkiler: Równie prawdopodobne JAK CO? @Brzeginka Jeśli z biologią, chemią i fizyką radzisz sobie tak, jak z szacowaniem prawdopodobieństwa... to może i dobrze, że się nie dostałaś na wydział lekarski.

[historia]
Ocena: -3 (Głosów: 5) | raportuj
13 lutego 2020 o 20:44

@Painkiler: Ten "potencjalny przyszły lekarz" oczywiście nie dostał się na wydział lekarski w żadnym innym mieście, oczywiście gdyby się dostał zamiast mnie (i wszystkich innych, który byli na liście przyjętych pode mną, bo to chyba tak działa), to studia by skończył, zrobił pełne prawo wykonywania zawodu i oczywiście zostałby w kraju do bardzo późnej emerytury. Oczywiście, pracując dla idei, a jak. Nigdy też nie przeczytalibyśmy o nim żadnej historii na piekielnych czy innym wykopie. Oczywiście. :D

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 6) | raportuj
13 lutego 2020 o 20:40

@Brzeginka: A... więc tak to działa! Lekarze utrzymują z podatków wydziały medycyny i weterynarii, dziennikarze dziennikarstwa, kasjerki handlu... Biedni latyniści, jest ich tak mało, a muszą składać się na takie duże budynki filologii klasycznej. A ja całe życie byłam przekonana, że wyborów życiowych, przede wszystkim edukacyjnych i zawodowych, dokonujemy zgodnie ze swoimi osobistymi preferencjami, a nie pod dyktando anonimowego i nieokreślonego społeczeństwa.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 13 lutego 2020 o 20:46

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 9) | raportuj
13 lutego 2020 o 19:04

@Brzeginka: Pod jaki adres mam się zgłosić po zwrot podatków, które zapłaciłam ja, moi rodzice i dziadkowie, skoro wyłączyłaś nas ze "społeczeństwa"? Chętnie się dowiem, okrągła sumka pewnie się zebrała.

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 8) | raportuj
31 stycznia 2020 o 15:41

@Shi: Pewnie ma jakieś źródło dochodu poza umową o pracę (najem, dzieło itp.), wtedy nie przysługuje mu zaszczytny tytuł bezrobotnego.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
29 stycznia 2020 o 14:12

@TakaFrancuska: Orzeczenia o dysleksji nie drukuje się z facebooka. Wydają je poradnie psychologiczno-pedagogiczne po dość skomplikowanym i długim badaniu zespołowym, w którym poddaje się dziecko obserwacjom i testom w różnych sytuacjach. Standardowo powinna to być wspólna diagnoza psychologa, pedagoga i neurologa dziecięcego, w coraz większej liczbie przypadków wciąga się w to też laryngologa, foniatrę, audiologa, okulistę albo psychiatrę, którzy sprawdzają, czy trudności w rozwoju nie wynikają choćby właśnie z kłopotów ze wzrokiem albo słuchem. Samo badanie w poradni i u lekarzy musi być poprzedzone długą obserwacją w szkole i udziałem dziecka w zajęciach korekcyjnych, z których wnioski tworzą jedną z przesłanek w procesie diagnostycznym. Nie ma (a raczej: nie powinno być) tak, że ktoś przychodzi, zostawia 300 zł i wychodzi z kompletem papierów zwalniających z pracy własnej. Diagnoza dysleksji (która ma wiele rodzajów) jest jednocześnie formalnym potwierdzeniem istnienia obiektywnych trudności w kształceniu (czyli czarno na białym jest napisane, że dziecko nie jest głupie, leniwe i niedbałe, bo tak), z drugiej strony wyjaśnieniem przyczyn istnienia tych problemów, z trzeciej - nałożeniem na szkołę i opiekunów prawnych konkretnych obowiązków co do pracy z takim dzieckiem. Dziecko z zaburzeniami dyslektycznymi musi być poddawane specjalistycznej terapii, szkoła musi warunki do takiej terapii zorganizować, a rodzice muszą na taką terapię dziecko wysyłać i współpracować z terapeutami.

Komentarz poniżej poziomu pokaż
[historia]
Ocena: 10 (Głosów: 12) | raportuj
8 stycznia 2020 o 8:17

W mojej firmie od dawna krąży opowieść o emerytowanej już kierowniczce jednego z działów biurowych, która we wczesnych latach 90. kazała wpisywać, ile spinaczy, pinezek i szpilek zużywa się każdego dnia na każdym stanowisku i jeżeli np. dokumenty szły do innego działu i wracały, to musiały wrócić ze wszystkimi spinaczami albo zszywkami. Jeśli ktoś nie dopilnował, żeby "oddali wszystko", to dostawał naganę z wpisem do akt za narażanie działu na straty.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 5) | raportuj
28 grudnia 2019 o 16:55

Psycholog nie jest tożsamy z psychoterapeutą. Psychoterapeuci mają różne specjalności i metody, które zazwyczaj są opisane na ich stronach i w innych miejscach. Trzeba było zapytać choćby przy umawianiu się na wizytę, w jakim nurcie pracuje ta osoba.

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 12) | raportuj
26 grudnia 2019 o 13:13

@Habiel: Na koniec długich praktyk w lecznicy usłyszałam, że co prawda na pracy się znam, ale nikt mnie na dłużej w medycynie nie zatrudni, bo nie piję jak wszyscy i przez to psuję atmosferę. Jak kiedyś napiłam się przez pomyłkę kawy z kubka chirurga, to pomyślałam, że co najmniej 20% ta kawa ma. I niewiele się pomyliłam. Bez lufy do zabiegu nie podszedł. Co ciekawe, na trzeźwo zazwyczaj coś spartolił, po strzale nigdy.

[historia]
Ocena: 13 (Głosów: 13) | raportuj
26 grudnia 2019 o 13:10

Z jednej strony - nie raz i nie dwa pociągi, które miały być skomunikowane, wcale takie nie były i po opóźnionym dojeździe do stacji przesiadkowej dowiadywałam się, że pociąg, do którego miałam się przesiąść dawno odjechał. Mając w perspektywie 5 minut na przesiadkę na zmienionej stacji, też bym się niepokoiła. Z drugiej strony, gdyby ktoś przychodził do mnie kilkanaście razy i zadręczał w kółko bzdurnymi pytaniami "czy w pociągu będzie wózek z herbatą", to by mnie szlag trafił. Jest przepaść między normalnym okazywaniem zaniepokojenia albo zdenerwowania i upierdliwością, którą zatruwa się życie innym bez potrzeby i sensu.

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 8) | raportuj
29 września 2019 o 17:03

@PiekielnyDiablik: Raczej 6 lat, umowa na czas nieokreślony i w zasadzie rozpieszczające możliwości rozwoju branżowego. Niestety, praca w zespole badawczo-rozwojowym ma taką specyfikę, że odwalanie absolutnego minimum na dłuższą metę nie przechodzi, bo jeśli praca jest przewidziana na 4 osoby, to 3 nie zrobią jej z uśmiechem i pieśnią na ustach, kiedy czwarta uzna, że już zrobiła to, co jej - i tylko jej - zdaniem do niej należało.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 15) | raportuj
29 września 2019 o 16:59

@Armagedon: Zazwyczaj przechodzę nad twoimi komentarzami jak nad brudem na chodniku, ale skoro tak "grzecznie" pytasz... Firma wie z powodu tego, że sama się niejednokrotnie opowiadała z powinowactwem. Po co? A po co ludzie się w ogóle chwalą czymkolwiek? Pewnie z tego samego powodu. Czy jej poprzednie zwolnienia były na depresję - tego nie wiemy. Wiemy od niej, że to jest. Czy poprzednie były lewe - tego też nie wiemy. Czy to jest lewe? Podejrzewamy, ale przyznania się nikt nie nagrał. Skoro stwierdzasz oczywistość, to zapewne masz jakieś pewne informacje na ten temat? Kadry będą wdzięczne za podzielenie się nimi, oczywiście, wraz z dowodami. Dlaczego nie wywalono jej z hukiem dawno temu? Bo biochemika z jej profilem zawodowym nie znajduje się na każdym rogu, a póki wykazywała choć trochę starań wszyscy ograniczyli się do rozmów napominających. Bezskutecznie, jak właśnie widzimy. Z tej firmy w ogóle trudno wylecieć z hukiem. Skąd wzięłaś awans szefową zespołu - nie wiem, ale sugeruję przeczytać historię, a nie wypisywać brednie.

[historia]
Ocena: -3 (Głosów: 17) | raportuj
28 września 2019 o 21:41

@Izura: Bo dostaję za nie specjalny dodatek premiowy i mam dodatkowy urlop, potocznie w firmie nazywany "rozwojowym".

[historia]
Ocena: 15 (Głosów: 17) | raportuj
17 września 2019 o 20:07

2000 za 5 godzin, czyli 3200 netto za pełen etat? Tyle się w niektórych zawodach kwalifikowanych nie zarabia po 10 latach pracy, a ktoś naprawdę kręcił nosem za recepcję i mycie podłogi?

[historia]
Ocena: 13 (Głosów: 19) | raportuj
14 września 2019 o 10:55

Za czasów mojego dzieciństwa istniały stosunki dobrosąsiedzkie i sąsiadów się znało. W ramach tych znajomości na porządku dziennym były m.in. prośby o pilnowanie dzieci w przypadku potrzeby. Ba, wraz z rodzeństwem byłam prowadzana do sąsiadów, którzy mieli dzieci w podobnym wieku, bo rodzice wspólnie wychodzili na imprezę sylwestrową i zostawaliśmy pod opieką ichnich dziadków. To był element normalnego życia społecznego. Niestety, w XXI wymiera, sąsiadów prawie się nie zna.

[historia]
Ocena: 15 (Głosów: 23) | raportuj
14 września 2019 o 10:50

@pusia: Właśnie tak, albo kolega i picie kawy, albo sąsiad znany wyłącznie z widzenia na klatce, z którym się jest na zdawkowe "dzień dobry". Dlatego ta historia śmierdzi mi fejkiem.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 8) | raportuj
8 września 2019 o 14:19

@digi51: Nieumytych i śmierdzących też bym wypraszała. I szatynów, jakoś nie podoba mi się ten kolor i rozciągam brak sympatii na całego człowieka. A poważnie: w zeszłym roku brałam udział w badaniu socjologicznym, które oceniało skłonność do odrzucania odpowiedzialności od siebie i swoich bliskich i potem udostępniono mi wyniki. Matki z małymi dziećmi zajęły niechlubne trzecie miejsce w zapieraniu się, że szkody spowodowane przez nie i dzieci powinny być darowane, nawet zwracanie uwagi najczęściej oceniały jako nieuzasadniony atak i wpieranie winy (co ciekawe, ojcowie byli sporo niżej w rankingu i ich skłonność do wybielania siebie i progenitury była kilka razy mniejsza). Niechęć do klientów z dziećmi to jedynie mechanizm obronny wobec faktu, że tacy klienci, jeśli są kłopotliwi i związane z nimi straty przewyższają zyski, nie chcą odpowiadać za siebie i dzieci.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 8 września 2019 o 14:23

« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 następna »