Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Weber92

Zamieszcza historie od: 31 stycznia 2011 - 1:03
Ostatnio: 19 lipca 2011 - 17:34
O sobie:

Przyszły student filologii angielskiej. Organista. Już nie maturzysta, bo wygląda na to, że zdałem ;) Piekielny - czasami.

  • Historii na głównej: 21 z 34
  • Punktów za historie: 4560
  • Komentarzy: 172
  • Punktów za komentarze: 1241
 

#14176

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dwa miesiące temu odwiedziłem pewien mały sklepik, w celu zakupienia papierosów. Sprzedawczyni żądała dowodu osobistego, co się zdarza raczej rzadko. Chodziłem do niej często i za każdym razem chciała dowodu, chociaż po tylu razach powinna mnie już dobrze zapamiętać, a w każdym bądź razie kojarzyć. Sytuacja z wczoraj - pani ponownie poprosiła o dowód, a ja zdenerwowany zacząłem go szukać w plecaku, bo jak zwykle nie miałem pod ręką.
- Zaraz, ale po co pani ten dowód? - spytałem. - Pani mnie zna, czyż nie? Jestem już prawie stałym klientem.
- Widzi pan... Bo mnie się to pańskie zdjęcie tak strasznie podoba.

Raz na dziesięć lat dobrze wyszedłem na zdjęciu. Cóż, chyba powinienem być zadowolony.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 951 (1023)
zarchiwizowany

#13810

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dziesięć lat temu przydarzyła mi się zabawna historyjka - stałem przed sklepem, pilnując siatek, i czekałem na rodziców. Podjechała do mnie staruszka na rowerze, dała mi dziesięć złotych i wyjaśniła, że potrzebuje kogoś, kto przez dziesięć minut popilnowałby jej pojazdu. Zgodziłem się, rowerowi nic się nie stało... To tak słowem wstępu.

W tym tygodniu ja również miałem podobny problem, jak wtedy owa staruszka. Zgubiłem kluczyk do zabezpieczenia, a że musiałem wywieźć tonę książek do biblioteki, sprawa nie przedstawiała się sympatycznie. Mimo wszystko pojechałem i jakby z nieba mi spadł chłopak, w wieku, w którym ja mniej więcej byłem wtedy, siedzący na ławce przed wejściem. Dałem mu dychę, powiedziałem, że mu ufam i że jeśli nie daj Bóg ucieknie z rowerem, będzie miał ze mną do czynienia.
Gdy wróciłem, po jakimś kwadransie, chłopaka nie było. Roweru - o zgrozo! - też nie. Wściekły sam na siebie już chciałem wszczynać bardzo głośne dochodzenie w tej sprawie (potocznie - awanturę), gdy nagle zza budynku wyjechał dzieciak, ubłocony, na moim rowerze, również ubłoconym, jako że wtedy padało.
- Co jest?! - spytałem wkurzony.
- Bo... - tłumaczył się nieśmiało. - Pana tak długo nie było, pomyślałem, że zrobię ze dwa okrążenia. I wywaliłem się. (zrobiłem minę pod tytułem "Zaraz dostaniesz w łeb!") No co?! Przecież byłem uczciwy! Nie ukradłem, nie?
Nie zabrałem mu dyszki, bądź co bądź nie ukradł, ani nie uszkodził sprzętu. Natomiast za karę... zagoniłem bachora do szorowania roweru z błota. Tym razem całkiem za darmo.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 89 (201)
zarchiwizowany

#13057

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Piekielni piesi... i rowerzyści

Uwielbiam jeździć na rowerze i kiedy wypuszczę się na miasto, nie sposób mnie zatrzymać. Dlatego właśnie denerwują mnie ludzie, którzy uparcie tarasują ścieżki rowerowe, zwłaszcza gdy spacerują całymi rodzinami (z wózkiem i pełnymi siatami). Historia, którą pragnę opisać nie jest na szczęście o mnie i przedstawia sytuację zgoła odwrotną - po ścieżce dla pieszych jedzie chłopczyk na małym rowerku (jeszcze z kijkiem z tyłu, widać, że nauka jazdy), za nim wolnym krokiem wędruje mama i bynajmniej nie zachowuje się piekielnie. Przeciwnie, bacznie obserwuje, czy jej synek nie zjeżdża na ruchliwą ulicę. Zwracają uwagę pewnej staruszki (na marginesie, mojej kłótliwej sąsiadki), która wraca z zakupami do domu. Chłopiec jedzie prosto na nią.
Staruszka: Jak jedziesz, gówniarzu zasmarkany?!
Mama: (oburzona) Proszę nie mówić tak do mojego syna!
Staruszka: To proszę powiedzieć synowi, że tutaj ludzie chodzą, kur*! Ja tu jajka niosę i nie życzę sobie... (macha ręką) Ech, plebs pier***, do żadnej zasady się nie stosują. Chamstwo!
Mama: A chciałaby pani, żeby pani wnuk wpadł pod rozpędzony rower?
Staruszka: Nie mam wnuków.
Mama: I dobrze. Mam nadzieję, że nie będzie pani miała. Nie chciałabym, aby moje dzieci miały taką babcię.
Staruszka: A ja... mam nadzieję, że ten bachor w końcu zjedzie na ulicę. Jednego pirata drogowego mniej w przyszłości.

I poszła sobie. Mama, z dość dziwną miną, stała na drodze jeszcze przez chwilę. Synek nic sobie z tego nie robił i dalej zawzięcie jeździł na rowerku. Natomiast babcia... opowiada wszystkim, kto tylko chce jej słuchać, w tym mojej mamie i ciotce, jak "jednej takiej kretynce przygadała".

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 191 (219)

#10804

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia zasłyszana od cioci, więc nie ponoszę za nią odpowiedzialności (ewentualnie mogę odpowiadać za błędy ortograficzne).

Do kasy podchodzi starszy, najwyraźniej niedowidzący pan z opakowaniem czegoś tam w ręce i pyta:
- A to mleko i miód to trzeba trzymać w lodówce?
Kasjerka patrzy, śmieje się i odpowiada:
- Nie. Raczej w łazience.
Staruszek zdziwiony:
- Coraz głupsze te polewy robią.

Mleko i miód okazały się... mydłem w płynie w opakowaniu tzw. uzupełniającym.

Supermarket

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 352 (454)

#10665

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem po dwóch operacjach nogi. Do niedawna nosiłem długie spodnie, ostatecznie jednak upał wygrał ze wstydem (a spróbujcie przejść ulicą z krwawym "planem miasta" - jak to nazywam - na nodze!) i założyłem szorty, idąc z psem do weterynarza. Wpakowałem Maxa w obrożę i kaganiec i pomaszerowaliśmy do kliniki dla zwierząt. W poczekalni siedziała pewna pani, którą moja noga wyraźnie zainteresowała. Nie lubię się żalić, ale skoro tak ją to ciekawiło, opowiedziałem o "małym wypadku" (bez szczegółów), o tym, że grozili mi amputacją, aż wreszcie po długich przejściach i dwóch operacjach lekarz obiecał, że niczego mi nie utnie, a na pewno nie w najbliższej przyszłości.
Pani: A to zwierzę to pewnie do uśpienia?
Ja: (oczy jak talerze obiadowe) Co? Max? Skąd!
Pani: Po tym, co panu zrobił? Ja bym łopatą utłukła!
Ja: To nie pies! Wpadłem pod samochód.
Pani: Przecież widzę, że to po psie!
Nie zamierzałem powtarzać drugi raz o dwóch operacjach spowodowanych złym złożeniem połamanych kości.
Ja: Max jest w porządku. Przynajmniej dla mnie.
Pani: Proszę go nie bronić. Może i szkoda, bo ładny, ale następnym razem zeżre dziecko i co będzie? (Max niebezpiecznie zbliżył pysk do klatki z jej kotem) Jezu, weźcie tę bestię! Zje mi kota!

Kota nie zjadł, bo koty mu szkodzą, a weterynarz, u którego Max ma już "kartę stałego pacjenta", nie powstrzymał śmiechu, słysząc tę historię.

u weterynarza

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 682 (754)
zarchiwizowany

#10838

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Piekielni parafianie.

W pierwszy poniedziałek po uroczystościach komunijnych pomagałem sprzątać kościół, w ramach rekompensaty za opuszczone lekcje gry na organach (z powodu wypadku). Na czas komunii proboszcz kazał poustawiać przed ołtarzem ławki dla dzieci i owe ławki mieli później usunąć ministranci. Jakoś tak się złożyło, że ministranci, mali i chudzi, nie dawali sobie rady z ławkami, więc proboszcz kazał "zawołać Webera" i musiałem wziąć na siebie jeszcze jedno zajęcie. Wynieśliśmy większość ławek, została dosłownie jedna i właśnie o tę ostatnią ławkę stoczyłem wojnę z pewną panią.
Pani: Tę ławkę to zostawcie.
Ja: Dlaczego?
P: Bo ja co niedzielę przychodziłam na osiemnastą i tu siadałam i w ogóle tak blisko ołtarza i dobrze słychać i księdza widać...
Powiedziała to tak barwnym i przekonującym tonem, że byłem gotów zostawić tę ławkę, ale nakaz proboszcza był jasny - ławki mają stać tam, gdzie stały dawniej, w nawach bocznych.
Ja: Proboszcz kazał usunąć stąd ławki. Przykro mi.
P: Zostaw tę ławkę! Tylko tę jedną. Inne są niewygodne.
Ja: Ta będzie teraz stała w nawie bocznej. Zawsze może pani tam usiąść.
P: Ale tam nic nie widać!
Ja: W kościele się modli, a nie patrzy na ołtarz.
P: A ja patrzę i jak nie zostawicie tej ławki, to ja pójdę na skargę!
Ławkę wynieśliśmy tak czy owak, a czy pani poszła na skargę - nie wiem, bo proboszcz nic na ten temat nie mówił.

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 111 (213)
zarchiwizowany

#10810

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kolejna zasłyszana historia. Mój kuzyn, choć żonaty od roku, z powodu kłopotów finansowych nie chce mieć na razie dzieci. Co za tym idzie, czasem wstępuje do apteki po gumki. Wtedy akurat był już wieczór, kuzyn spieszył się do domu. Wyskoczył z samochodu, wpadł do pierwszej lepszej apteki.
Kuzyn: Na gwałt potrzebuję prezerwatyw!
Farmaceutka: Na gwałt? Ja pana zaraz pogwałcę!
K: Pani źle mnie zrozumiała. Na gwałt, to znaczy...
F: Że pan jest zboczony!
K: Ja? O, przepraszam, ale mam żonę!
F: Żonie gumy po nic!
K: Niech pani da mi w końcu te prezerwatywy i tyle.
F: A, co mi tam. Co mnie obchodzi czyjeś życie. Pan będzie za to płacił.
To rzekłszy, ze wstrętem wymalowanym na twarzy rzuciła paczkę gumek na ladę.

apteka

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 99 (193)
zarchiwizowany

#10673

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W liceum należałem do amatorskiego koła teatralnego. Łączą się z tym dwie historie, które można podłożyć pod piekielnych klientów, gdyż... zresztą, sami zobaczycie.

1. Luty tego roku. Mieliśmy z kumplami zaśpiewać "Hymn" Kaczmarskiego (z programu "Raj", oczywiście na trzy głosy, bo szefowa nie zniosłaby żadnej niezgodności), więc w drodze powrotnej ze szkoły włączyliśmy odtwarzacz, ja wziąłem jedną słuchawkę, kolega drugą, żeby się porządnie osłuchać (dla trzeciego nie starczyło :p). Zachciało nam się coli, i wstąpiliśmy do sklepu. Stoimy w kolejce, a tu wbiega babcia i krzyczy od progu:
- "Fakt" poproszę!
- Spokojnie, tu jeszcze stoją panowie.
- Dwa pedały mogą zaczekać, a ja się spieszę!
Zawiniły słuchawki, jedna zwisająca z mojego lewego ucha, a druga z prawego - Tomka.

2. Nieco później przedstawialiśmy "Skrzypka na dachu" z oryginalnymi piosenkami, co wymagało większej ilości prób i czasem przez cały dzień paradowałem po szkole w stroju Żyda Tewjego, nie wiedząc kiedy zostanę wezwany. A kiedy już ja i mój kolega odważyliśmy się wyjść w przebraniach na ulicę - dostało nam się po uszach. Ledwie weszliśmy do sklepiku po coś do jedzenia, wypacykowana paniusia w szpilach i z loczkami krzyknęła na widok naszych ubrań i bród (mojej prawdziwej, a kolegi doklejanej):
- Eee! (do sprzedawcy) Pan takie zapijaczone menelstwo też obsługuje?! (tu zatkała nos, chociaż nic nie śmierdziało). W takim razie ja zmieniam sklep!

I sztuka bywa złośliwa.

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 209 (255)

#9233

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Stałem w kolejce za starszym panem, który robił wyjątkowo duże zakupy. Ekspedientka z jakichś powodów ceny podliczała na kartce.
- Matura? - zwróciła się do mnie.
- Tak.
- Matematyka?
- Zgadza się.
- To weź mi to policz, bo, kur*a, sprzęt się zepsuł.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 821 (921)
zarchiwizowany

#9272

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zasłyszane od mamy.
Mój ojciec był znany z tego, że nigdy (NIGDY!) nie podejmował decyzji pod wpływem chwili. Kiedyś wybrał się wraz z mamą do sklepu. Długo stał nad zamrażarkami, snując długie rozważania na temat "za" i "przeciw" zakupu mrożonych warzyw na obiad.
- Szymek, szybciej - poganiała go mama.
- Chwila!
Tutaj wtrąciła się kasjerka.
- Widzi pani, a mówią, że to my jesteśmy niezdecydowane.
- Moja droga, toż to poważny dylemat etyczny: pozwolić żonie schrzanić tak drogie warzywa, czy w ogóle zrezygnować z obiadu - odparł spokojnie tata.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 239 (281)