Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Wishyine

Zamieszcza historie od: 8 września 2017 - 14:39
Ostatnio: 14 października 2017 - 0:29
  • Historii na głównej: 4 z 4
  • Punktów za historie: 460
  • Komentarzy: 4
  • Punktów za komentarze: 15
 

#80345

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Napisałam tutaj kilka dni temu historię o piekielnej, spóźnionej Grażynie u lekarza, która miała pretensje, że lekarz jej nie wcisnął przed kolejkę. Pojawiło się pod nią wiele komentarzy o tym, że w takich sytuacjach skoro ludzie się nie odzywają i nie bronią swoich racji, to nie mają co narzekać. Opiszę w takim razie historię z zeszłego roku, przez którą teraz siedzę cicho i cóż, 'daję się'.

Złapałam anginę, nie pierwszy raz w życiu, więc wiedziałam na co się nastawiać. Poprzednim razem zniosłam ją okropnie, a i wtedy czułam się fatalnie, siedziałam więc w poczekalni cała czerwona i z gorączką. Już było 3 min po mojej godzinie kiedy doktor wyszła po kolejną osobę. Idę do gabinetu, a tu panią doktor zaczepia (znowu) zdrowo wyglądającą Grażyna, która siedziała już jak przyszłam 15 min. wcześniej, że ona co prawda jest zapisana za 2 godziny, ale to już będzie po 17, a ona chce teraz.

Doktorka się zgodziła, na co mnie zalała krew. I tak, odezwałam się, że przepuściłabym panią, ale fatalnie się czuję, gorączkuję, wymiotuję i to wszystko widać, i że zależy mi by wejść teraz. Doktorka spojrzała na mnie złym wzrokiem i powiedziała, że jestem młoda, więc mogę poczekać i zamknęła drzwi. Grażyna spędziła w gabinecie 20 minut, wyszła zadowolona, więc wchodzę ja.

I co się stało? Doktorka na początku powiedziała, że powinnam przemyśleć swoje zachowanie. Pobieżnie mnie zbadała, stwierdziła że jestem zdrowa i tylko zajęłam jej czas, a ona ma naprawdę chorych pacjentów! Zatkało mnie. Na moje stwierdzenie, że przecież mam gorączkę, a to już na coś wskazuje, powiedziała, że to lekka infekcja, z którą mój organizm walczy, więc lekarstwa są zbędne... Zbaraniana poprosiłam tylko o zwolnienie z pracy na ten dzień i zostałam wyśmiana.

Dzień później dobiłam się jakimś cudem do innej przychodni, gdzie po zbadaniu lekarz powiedział, że tak silnej anginy jeszcze nie widział i kazał się zapisać na za kilka dni, bo się może jeszcze pogorszyć. Dostałam długą receptę, listę leków i zwolnienie na dwa tygodnie, ale oczywiście od daty wizyty, więc jeden dzień w pracy był nieobecny.

I teraz podsumowanie. Boję się kłócić z lekarzem. Jestem prostym człowiekiem, choruję głównie na kilkudniowe infekcje i tak naprawdę od lekarza głównie potrzebuję zwolnienia z pracy i leków żeby kurować się w domu. I jednocześnie myślę, że mogłam do tej przychodni wrócić później, pogadać z kierownikiem, opisać sytuację... Ale potem sobie myślę, że ją pewnie ochrzanią i nic się nie zmieni, a ona mnie zapamięta i kto wie czy do niej jeszcze kiedyś nie trafię i się to źle nie skończy.

Sytuacja trochę bez wyjścia. Tak źle i tak niedobrze.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (47) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 146 (202)

#80301

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie byłoby piekielnych bez historii o kolejce do lekarza, więc proszę bardzo.

Byłam umówiona do internisty na 14.45 z dość silną grypą żołądkową. Nie choruję specjalnie często, ale nie zdarzyło mi się być u lekarza żeby jakaś starsza, matka czy Bóg wie kto nie wepchał się przede mną. Ale tym razem się pozytywnie zaskoczyłam.

Byłam na miejscu 35 po, Pan który był umówiony na 30 czekał i powiedział, że Pani doktor musiała coś uzupełnić dla poprzedniego pacjenta i chwilę czekamy. Okej nie ma sprawy. Ale nagle do ośrodka wchodzą dwie Grażyny i podbijają do recepcji, że jedna była na dzisiaj, ale zapomniały o której, więc tak sobie wpadły (jakby nie można było zadzwonić, a Panie zawsze odbierają). Okazało się, że Pani była umówiona na 14... no to mówi 'o wspaniale sobie teraz od razu wejdę'. Ja już się usuwam tam, Pan również, wymieniamy zrezygnowane spojrzenia, bo u lekarza z Grażyną nie wygrasz...

A tu nagle zwrot akcji. Wychodzi Pani doktor i wywołuje Pana po nazwisku i przeprasza, że musiał czekać. Oczywiście Grażyna, po której nie widać najmniejszych oznak choroby, już przy drzwiach, że ona teraz. Na co Pani doktor kulturalnie ale stanowczo zbeształa Grażynę i powiedziała, że jej to nie interesuje i musi przyjąć pacjentów zgodnie z rozkładem, i ewentualnie przyjmie ją na koniec, czyli za kilka godzin. Prawie wstałam i zaczęłam bić brawo. Pan więc wszedł do gabinetu... I zaczęła się piekielność.

1. Bezczelna ta doktorka... młoda taka, na pewno ma tę pracę przez łóżko!
2. Jak tak można, to jakieś niepoważne!
3. W ogóle co z niej za doktor, siedziała nad papierami, a mogła w tym czasie mnie przyjąć.
4. One się poskarżą do kierownika przychodni.
I wiązanka leci. Punktem kulminacyjnym były sugestie, że jak to młode (Ja, umierająca pod ścianą) przyjmują przed nimi...

Cóż. Z radością weszłam zgodnie z kolejnością, dla doktorki wielkie brawa, ale z drugiej strony... tyle w tym ich winy ile lekarzy i recepcjonistek, które zawsze przepuszczają żwawe pięćdziesiątki przed naprawdę chorymi ludźmi. Ale koniec końców, to przecież ta młodzież taka zła.

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 147 (163)

#80014

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja z teraz. Kanary. Ale piekielni nie są oni ani osoba bez biletu, lecz przypadkowy pasażer...

Wchodzą kanary i sprawdzają bilety. Siedziałam na jednym z poczwórnych siedzeń, trójka panów obok po drugiej stronie z akcentem obcym, a naprzeciwko mnie jakaś pani również z akcentem. Jeden z panów miał nieskasowany bilet, więc kontroler mówi dokument albo płacimy. Pan grzecznie płaci od razu i byłoby po sprawie, ale nie, bo musi się wtrącić obrończyni pokrzywdzonych.

Bo na pewno im nie działają czytniki, na pewno go dyskryminują, że oni przecież w ogóle nie mogą brać pieniędzy na miejscu (?) i że ona tego tak nie zostawi! Wyjmuje telefon, dzwoni gdzieś i się pyta. Rozmówca ją uświadomił, a ona "ale jak to ja jestem w szoku!" I zaczyna nalegać żeby to sprawdził i podaje szczegóły linii. Potem się jeszcze odgrażała, że poniosą konsekwencje.

Dodam, że kontrolerzy byli kulturalni, tak samo jak pan bez ważnego biletu. Czy awantura na pół trasy była potrzebna? Najwyraźniej tak.

komunikacja_miejska

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 134 (168)

#79946

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję dorywczo w restauracji typu fast food. Lubię swoją pracę, ale ludzi już niekoniecznie... kilka sytuacji wyjaśniających dlaczego.

1. Większość gości nie zna podstawowych zwrotów grzecznościowych. Podchodzą do kasy i rzucają od razu 'big maca z kuponów' i rzucają dychę na twarz i już ich nie ma. A potem są pretensje do mnie, że wołam za nimi co do picia, czy zamówienie na miejscu, a o numerku do odbioru to już nie wspomnę.

2. Tzw. Akcja 'byłem w toalecie'. Gość zamawia, my w normalnych warunkach po dwóch minutach wszystko wydajemy, ale gościa nie ma 5, 10, 15... a potem przychodzi i on ŻĄDA świeżej kanapki i jeszcze grozi negatywną opinią.

3. Amatorzy kiosków. Kioski są urządzeniami gdzie można zaznaczyć dosłownie wszystko. Napoje bez lodu, frytki bez soli, cukier do kawy czy kanapka bez składnika. Standardem są jednak sytuacje, że przy wydaniu zamówienia ktoś mówi, że napoje miały być bez lodu, ale NIE DAŁO SIĘ ZAZNACZYĆ. Tak ciężko spytać pracownika jak to zrobić albo chociaż powiedzieć od razu po zapłaceniu, że do numeru xx będzie bez lodu? Najwyraźniej nie ma takiej potrzeby, przecież my możemy mieć straty...

4. Osoby typu "nie znam się i to twoja wina". Stałam na kasie. Pan składał zamówienie i zażyczył sobie rożka. Potem nie miałam kolejki, więc stałam na prezenterze i wydawałam mu zamówienie z tym rożkiem. Podniósł się wielki raban, że on chciał rożka, a nie ma! Po dochodzeniu okazało się, że chciał McWrapa. No nic. Sytuacja nie byłaby piekielna gdyby pan nie zaczął mnie wyzywać od nienormalnej, bo przecież nikt już o 19 lodów nie bierze (to by się zdziwił).

5. Łazienka w restauracji jest na kod, który znajduje się na paragonie. Jest to kwestia bezpieczeństwa i zabezpieczenie przed menelami, więc każdemu kto wyrzuci paragon albo nawet nie jest gościem, kod każdy pracownik poda. Standardem są jednak ludzie, którzy wyzywają nas i mają pretensje, że jak to, że rąk nie można umyć i co to w ogóle jest. No cóż...

6. Drive! Najlepsze miejsce do wszczynania awantur. Piekielności jest dużo. Ktoś podjeżdża i składa całe zamówienie, ja grzecznie nabijam po czym pytam czy się zgadza, a po potwierdzeniu podaje cenę. I wtedy następuje ALE JA MAM KUPONY, HEHE. I to w takiej wersji, nie, że przepraszam, ale zapomniałem wspomnieć. I weź teraz przebijaj.

7. Osoba przyjmująca zamówienia jednocześnie przyjmuje pieniądze. Dlatego zawsze podajemy kwotę wcześniej, żeby gościa przy okienku sprawnie obsłużyć jednocześnie przez słuchawki przyjmując inną osobę. I tutaj standardem są osoby krzyczące ile ma być i mające pretensje, że jak to ja naraz przyjmuje zamówienia i pieniądze... staramy się zawsze przeprosić zamawiającą osobę i udzielić przy okienku wszystkich informacji, ale pretensje są.

8. Kochany hold. Są produkty, których trzymane są małe ilości, bo rzadziej schodzą, np wingsy czy ryby. Dlatego zawsze nawet stojąc na trzecim oknie jak słyszę, że ktoś sobie coś z tego życzy to sprawdzam ile jest i mówię przez słuchawki, że będziemy czekać. Gość mówi że nie ma problemu. Po czym gdy odsyłam na holda nagle jest problem, jak to muszę czekać? Ja chcę teraz i już. Nie wiem, amnezja jakaś czy coś?

9. Prawie cały rok w aplikacji są dostępne kupony, a okazjonalnie wydajemy w restauracji w wersji papierowej. Zdobyć je nie jest trudno. Nie powstrzymuje to jednak ludzi od zaczynania pytaniem 'jakie są kupony?'. No więc proszę Pana kupony są w aplikacji mobilnej. JAK TO? MI NIE POWIECIE? JAKA APLIKACJA? NIEDOCZEKANIE. No a jak.

10. Kolejna akcja z kuponami. Na początku jak wchodzą papierowe, wydajemy gościom do każdego zamówienia. Gość dostaje i nagle jest halo, czemu mi Pani nabiła normalnie zamówienie jak są kupony, Pani mnie okradła, w tej chwili przebijać! Podejście z góry jest takie, że nasz gość - nasz Pan i władca, więc kłócić się nie ma sensu.

11. Były kupony to i bonifikarta! Jest to taka karta, którą mają pracownicy i goście odwiedzający restaurację w dniu wydania. Żeby z niej skorzystać trzeba ją oczywiście okazać. Przy kasie nie ma problemu, a na drivie mówimy że proszę przygotować xx zł, BONIFIKARTĘ i zapraszam dalej. A dalej co? No pani albo nie mam, albo gdzieś w torebce i muszę szukać albo najlepiej niech pani przymknie oko. No sorry ale nie przymknę.

12. To może teraz coś z McCafe. Historia Iced Latte. Gość zamawia, dostaje, po czym robi dosłownie awanturę, że jego kawa jest GORZKA i cukier się nie chce rozpuścić. Szokujące, co nie? Wzywanie menadżera jest na porządku dziennym. Cóż nauczona doświadczeniem mówię od razu, że kawa będzie gorzka. Wierzcie lub nie, ale sporo ludzi jest zdziwionych.

13. Hologramy. Są to takie naklejki, które się dostaje za kawy, a potem można za nie otrzymać dowolną gratis. Codziennie zdarzy się ktoś kto bierze najtańszą kawę (4zł) I zaczyna bajerę że no hehe da pani ze dwa czy trzy te hologramy. Grzecznie mówię, że jedna kawa to jeden hologram. Zrozumieją? Nie, skądże, ciągną dalej i odchodzą obrażeni. No cóż.

14. Kwiatki na stolikach McCafe. Są? No niekoniecznie, bo ludzie je kradną same, a często i z wazonikami, o tłuczeniu i braku nawet przepraszam nie wspominam. Nie ma kultury w narodzie...

Jak teraz to czytam, to poważnie zastanawiam się co ja tam jeszcze robię...

gastronomia

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 177 (219)

1