Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Wuadek

Zamieszcza historie od: 31 sierpnia 2017 - 14:36
Ostatnio: 18 września 2017 - 22:09
  • Historii na głównej: 4 z 4
  • Punktów za historie: 699
  • Komentarzy: 37
  • Punktów za komentarze: 252
 

#80065

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O kierowcach, którzy po dobrej i prostej szosie poza terenem zabudowanym jadą 70 km/h bo więcej się boją...

Wielu czytelników takiego serwisu bierze takich kierowców w obronę, mówiąc że jadą z taką prędkością, bo prowadzą bezpiecznie. Otóż nie, nie prowadzą bezpiecznie. Strach przed jazdą 90 km/h to tylko jeden z objawów braku umiejętności, który może objawić się w kryzysowej sytuacji także przy prędkości 60 km/h. Z poważnym skutkiem.

Moja ciotka ze strony ojca jest właśnie takim kierowcą. Mówi że "pyrka sobie sześcdziesiątką", bo więcej nie umie i zawsze jakoś dojedzie.
Jakiś czas temu ciotka jechała dwupasmową drogą szybkiego ruchu. 60 km/h. Na szczęście prawym pasem. Pewnym momencie silny poryw wiatru przewrócił pustą naczepę, która zatarasowała drogę (oba pasy w poprzek, awaryjny nie). Kilka samochodów jadących lewym pasem znacznie szybciej (może i 120 km/h, bo tyle tam wolno) zdążyło wyhamować przed powaloną naczepą. Ciotka nie, mimo że hamowała z tylko z 60 km/h. Zagapiła się, zareagowała bardzo późno, przywaliła w wyhamowany samochód stojący przed blokadą drogi. Zamknęła oczy i hamowała. Jakby wiedziała że nie zdąży wyhamować, mogła odbić w prawo, zmieściłaby się pasem awaryjnym. Ale nie patrzyła, nie myślała, brak odruchów.

Morał z tego taki, że jak ktoś wie, że mu brakuje umiejętności by jechać 90 km/h, to żeby jechać 60 km/h też mu brakuje umiejętności, tylko o tym nie wie.

kierowcy

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 117 (193)

#80034

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio pierwszy raz od dłuższego czasu miałem nieprzyjemność jazdy samochodem z moim ojcem jako kierowcą. To mi przypomniało jacy kierowcy są dla mnie najbardziej denerwujący.

Chodzi o kierowców stałoprędkościowych, do których należy mój ojciec. Prowadzi on ze stałą prędkością. 70 kilometrów na godzinę.

Gdy droga krajowa prowadzi przez wieś, ojciec jedzie 70 km/h. Nie obchodzi go, że jest teren zabudowany, że ograniczenie do 30 czy 40 km/h. Nie przejmuje się, że są szkoły, kościoły i inne miejsca, gdzie przy drodze jest wielu pieszych. Jak ktoś jedzie przepisowo, to ojciec go wyprzedza, komentując że zawalidroga.

Gdy się teren zabudowany skończy, to ojciec jedzie dalej 70 km/h. Także tam, gdzie prędkość dozwolona to 90 km/h, jest dobra droga, ładna pogoda i absolutnie żadnego powodu by jechać mniej niż dozwolona prędkość. Dlatego wszyscy, którzy chcą jechać normalnie 90 km/h (i trudno im się dziwić, też bym chciał), wyprzedzają mojego ojca, który wyzywa ich od wariatów.

Według ojca wszyscy są wariatami albo zawalidrogami. Niestety w rzeczywistości jest odwrotnie, to on jest raz zawalidrogą, a raz wariatem.

kierowcy

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 161 (179)

#79861

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pochodzę ze wsi, w której większość ludzi żyła skromnie i zarabiała niezbyt dużo. Nie ma tam szans na dobrą prace, więc wśród moich rówieśników którzy nie mogli lub nie chcieli studiować i poszli szybciej do pracy, popularna stała się emigracja za granicę. To zrozumiałe, bo w Niemczech czy UK znacznie łatwiej zarobić godziwe pieniądze.

Są ogólnie dwa modele takiej emigracji. Część wyjeżdża na kilka miesięcy, by zarobić jak najwięcej. W pracy za granicą oszczędzają na wszystkim, jedzą konserwy i mieszkają po kilku w jednym pokoju. Potem "zjeżdżają na Polskę" (nie wiem czemu tak mówią, zamiast "wrócić do Polski", ale taki neologizm jest popularny) i przez jakiść czas żyją wygodnie za przywiezione pieniądze, a potem znowu jadą do fizycznej pracy. Tak robi większość i jest to społecznie akceptowane we wsi, w której wszyscy wszystkich znają, plotkują i oceniają.

Jest też kilku kolegów, którzy wyjechali i postanowili układać sobie życie na miejscu. Do rodziny wracają tylko na święta, a w Szkocji czy Irlandii pracują, odkładają by kupić domy czy mieszkania, podnoszą kwalifikacje robiąc uprawnienia elektryka czy operatora jakiegoś sprzętu budowlanego. Jeden założył już swoją firmę. Żyje im się coraz lepiej i mówią, że tam zostają, bo kursując między Polską a zagranicą co kilka miesięcy nie mają nigdzie domu, a tak mogą sobie stworzyć nowy dom za granicą.

I wobec nich wieś jest piekielna. Traktowani są jako jacyś zdrajcy, którzy zamiast walczyć z polską biedą, "poszli na łatwiznę". Stare kumy mówią o nich, że prawdziwy Polak tak nie robi, że boga w sercu nie mają, że kto się ojcowizną (przeważnie 4-8 hektarów ziemi najgorszej klasy) teraz zajmie itd.

Jeden mój kolega ma najgorzej. Jego rodzice przestali się do niego odzywać, powiedzieli że go wydziedziczą i kazali nie pokazywać się w domu rodzinnym. Dlaczego? Bo związał się tam z dziewczyną, która nie jest Polką i chcą wziąć ślub.

I tak się spokojnie żyje na tej post-pgrowskiej wsi.

wieś_polska

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 161 (185)

#79841

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Cześć, to moja pierwsza historia. :)

Wasze opowieści czytuję od dawna. Ta o fotografii ślubnej skłoniła mnie, by dodać swoją.

Jestem studentem. Moje główne źródło utrzymania to praca w rodzinnej firmie Dziadka i Wujka. Oprócz tego dorabiam sobie fotografią. Współpracuję z jednym pośrednikiem nieruchomości, robiąc zdjęcia do ogłoszeń, z kilkoma handlarzami samochodów robiąc zdjęcia aut, również do ogłoszeń, u Dziadka w piwnicy mam malutkie studio, w którym da się sfotografować małe przedmioty, np. do sklepu internetowego.

Wszystko to tematy bezpieczne nawet dla półamatora. Jak coś nie wyjdzie, to na drugi dzień można zawsze sfotografować drugi raz.

Niestety, niektórzy ludzie tego nie rozumieją. Już kilkukrotnie odmawiałem robienia zdjęć na ślubach i weselach. Nie tylko "za flaszkę", ale i za pieniądze.

Niestety ludzie nie rozumieją, że nie mam doświadczenia w fotografii tego typu, nie czuję się w niej dobrze i nie chcę ryzykować. Niestety, ślub to ulotna chwila którą trzeba umieć uchwycić. To nie VW Passat sprowadzony z Niemiec, którego można fotografować do skutku, aż wyjdzie ładnie.
Z tego powodu mam już obrażoną część rodziny oraz kilku znajomych z licealnej klasy.

Niestety, ludzie nie rozumieją także, że moje malutkie studio nadaje się na "ślubną" sesję zdjęciową tylko dla ludzi, którzy mają nie więcej niż 70 centymetrów wzrostu, ponieważ składa się wyłącznie z prostego stołu bezcieniowego...

Dlatego nie dziwię się, że ludzie oferują "ślubne" usługi fotograficzne bardzo niskiej jakości. Ja bym tak nie mógł z czystym sumieniem, ale na takie jest popyt. Ludzi nie interesuje jakość usług fotograficznych, interesuje ich cena.

fotografia_ślubna

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 193 (209)

1