Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ZjemCiSzalik

Zamieszcza historie od: 6 lipca 2011 - 15:37
Ostatnio: 14 lipca 2022 - 20:52
  • Historii na głównej: 8 z 8
  • Punktów za historie: 4488
  • Komentarzy: 76
  • Punktów za komentarze: 371
 

#82821

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia będzie dość nieprzyjemna, obrzydliwa - wrażliwym nie polecam z uwagi na możliwe rewolucje żołądkowe :)

Mieszkam w wojewódzkim mieście, w centrum, ale na ulicy cieszącej się sławą "wejdź tam w nocy, a zginiesz". Miasto chyba stara się coś z tym robić, ostatnio wyremontowali całą ulicę i obsadzili ją różami. I mam teraz pod oknem eleganckie ALEJE RÓŻANE.

Szczerze mówiąc... nie wiem co za baran to wymyślił, co on sobie myślał kiedy to projektował - na tej ulicy jest całodobowy monopolowy, nieoświetlony skwer wielkości mniej-więcej Biedronki, dziesięć ławek i, uwaga, TOI-TOI. Jak się łatwo domyślić ławeczki całą dobę są okupowane przez miejskich kloszardów, wszelkiej maści dresów jak i również 'delikatnie' patologicznych ludzi.

Eleganckie ALEJE RÓŻANE po trzech miesiącach są już upstrzone petami, butelkami, podeptane, posikane i Bóg raczy wiedzieć co jeszcze. Przyciągają jeszcze więcej towarzystwa. Nie co noc, ale co drugą na ulicy rozbrzmiewają okrzyki godowe, brzdęk flaszek, wulgaryzmy. Policja już nie reaguje, bo musiałaby przyjeżdżać codziennie i spisywać całą ulicę.

Ale do najgorszej części - mieszkam dokładnie naprzeciwko tych ławeczek. Moja kamienica jako jedyna nie ma zamykanych drzwi od klatki schodowej, a jej wygląd w środku obiecuje rychły cios w skroń cegłą (niestety, nie było mnie stać na lepszą lokalizację). W związku z tym moja klatka robi okolicznej społeczności za toaletę. Średnio raz w tygodniu ktoś się napatoczy i zostawi dowód świetnej imprezy na czyjejś wycieraczce. Mieszkam tam od listopada i miałam przyjemność gościć stolca pod własnymi drzwiami już sześć razy. Na domiar złego lokatorzy często kradną żarówki... finału można się domyślić - wiecie ile razy to ja bluźniłam na cały regulator?

Ostatnio "pałka się przegła", wychodziłam z psem na dwór. Zamykam drzwi, odwracam się a tam... gówno! Jedno. Wiecie dlaczego akurat jedno? Bo drugie właśnie w przyspieszonym tempie połykał mój pies. Tak, ktoś widocznie czuł się samotny i poszedł to zrobić w parze, prawdopodobnie trzymając się za ręce. Dowodem bliskości był podkoszulek jednego z nich służący za papier toaletowy dla obojga.

Po wyczerpującej walce z psim pyskiem od razu jazda do weterynarza, ja, wściekła jak diabli, przyczepiłam kartkę na klatce z informacją co zrobię takiej osobie, jak ją przyłapię na załatwianiu się tutaj.

Kartka jak się można domyślić poskutkowała koncertowo, czyli wcale. Trzy dni później powtórka z rozrywki. Więc myślę sobie - mała może jestem, ale srać tu nie dam. Najwyżej zginę w słusznej sprawie ;)
Spędziłam dwie noce z uchem przy drzwiach od korytarza. W końcu słyszę. Chichoty. Szepty.
Wyleciałam z korytarza z latarką w jednej ręce i kijem od mopa w drugiej. Asekuracyjnie gaz pieprzowy, w razie czego.

Ja wybiegam i co widzę? Dziewczyny. Dwie. Robią kupę na moim piętrze. Przepraszam, nadużycie - jedna robiła tylko siku. Ja myślałam że mnie krew zaleje, one w pisk - jedna posikała sobie całe spodnie, a ta od 'grubszej sprawy' była akurat w trakcie, więc chyba wciągnęła tak szybko z powrotem, że się zamartwiłam czy zębów od środka jej nie wybije. Kiedy pierwszy szok minął - wiecie, spodziewałam się tam każdego, ale nie wymalowanych, wyperfumowanych dziewczyn - wrzasnęłam że Toi-toi stoi 30 metrów stąd. Na co usłyszałam najbardziej zdumiewającą odpowiedź świata:

- Ale jak tam pójdę, to chłopaki zaraz się domyślą że robię kupę i to dlatego mnie tak długo nie ma..

Zagroziłam że zakładam monitoring, i jak jeszcze raz którąś tu przyłapię, to wrzucę w internet jak to robią 'damy'.

Piekielności mamy dwie. Jedna opisana wyżej, czyli traktowanie czyjegoś domu jak toalety. Druga - administracja doskonale zna ten problem, za każdym razem w takiej sytuacji jest telefon do nich i już po samej nazwie ulicy wiedzą o co chodzi. Od razu wysyłają ekipę dezynfekującą. Więc lepiej opłacać od lat ludzi, którzy przyjdą i sprzątną to wszystko, niż wstawić zamek do drzwi wejściowych.

eleganckie ALEJE RÓŻANE

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 193 (205)

#80878

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia mojej znajomej, opisana za jej zgodą. O tym, jak łatwo zmienić czyjeś podejście do pewnych spraw. I o reakcji ludzi na rzeczy, o których nie mają pojęcia.

Moja znajoma (na potrzeby historii Ewa) to kobieta o złotym sercu. Pamiętam, że od zawsze u niej w domu roiło się od zwierząt, Ewa z rodzicami przygarniała każde zwierzę, któremu tylko mogli pomóc. Nawet gołębie z wykrzywionymi paluchami mogły znaleźć u nich schronienie. Od razu zaznaczam, że zwierzaki były zadbane i szczęśliwe.

Ewa skończyła lat 18 i wyprowadziła się z domu. Poznała chłopaka. Chłopak miał psa, sześcioletniego wyżła niemieckiego szorstkowłosego (z drugiej ręki). Sielanka trwała 2 lata, dopóki Ewa nie zdecydowała się zamieszkać z chłopakiem.

Pies okazał się potworem. Darł się niemiłosiernie (pies myśliwski, więc jak zaskowyczy, to czasem białko w oczach się ścina). Otrzymują mnóstwo skarg od sąsiadów. Fura sierści latająca po mieszkaniu, pies niszczycielski (zdewastował nową kanapę ze skaju, wydrapał dziury i jeszcze się tam zsikał) i na dodatek właśnie zaczął sikać. Wszędzie.

Bywałam u Ewki, wielokrotnie byłam świadkiem jak pies wracał ze spaceru, po czym wskakiwał na fotel i sikał. Podczas mojej dwugodzinnej wizyty potrafił się zsikać trzy, cztery razy. Moje zachowanie też nie było w porządku, ale przestałam Ewkę odwiedzać, bo nie było wizyty, żebym nie wdepnęła w siki tego psa po drodze do łazienki czy gdzieś. Widziałam, że jest jej głupio, że trochę zaczyna tracić siły. Ewka straciła wszystkich przyjaciół po kolei, nikt nie chciał do niej przychodzić, no bo musiałby siedzieć albo w śmierdzącym fotelu, albo na ręczniku, bo Amor akurat gdzieś wskoczył i nasikał.

Spotkałam się z Ewką jakieś dwa miesiące później. Poszłyśmy na kawę i dziewczyna pękła. Po prostu płakała z bezsilności. Wynajmowane mieszkanie pies zdewastował całkowicie. Panele są zgnite od środka, meble pognite, w całym mieszkaniu cuchnie. Dziewczyna się trzęsie na myśl o zdawaniu mieszkania, kto by się nie wściekł na miejscu właściciela?

Ma dość, bo nawet wyspać się nie może do pracy, wstaje rano w mokrym łóżku (zamknięcie drzwi od sypialni nie pomaga, bo albo je sobie otworzy, albo będzie się darł wniebogłosy całą noc i wydrapie dziurę). Ewa ma cztery kołdry zapobiegawczo, gdyby się w którąś zsikał i poprzednia nie zdążyła wyschnąć. Opowiadała mi, że wielokrotnie spali pod śpiworem. Wiele razy gdy przyjeżdżali goście, musieli spać na podłodze, bo Amor zsikał się w materac, gdy goście odbywali wieczorną toaletę.

Amor nie jest chory, Ewa zrobiła mu wszystkie możliwe badania. Winna jest kastracja, niedobór jakiegoś hormonu - ale pies dostaje leki, i to leki, które kosztują 150 zł za butelkę. Jest wyprowadzany na dwór praktycznie co chwilę. Była konsultacja z behawiorystką, która rozłożyła ręce (pies podobno jest niespokojny wskutek pojawienia się nowego domownika i zapach moczu go uspokaja). Chłopak Ewy całe dnie siedzi w pracy, wraca wieczorem do już posprzątanego mieszkania i traktuje psa jak królewicza. Szkoda mi strasznie dziewczyny.

W końcu miarka się przebrała, do Ewy przyjechała siostra z dzieckiem i pies zrobił to, co zwykle na stertę ubranek młodego. Ewa wystawiła ogłoszenie o adopcji psa, tylko i wyłącznie do domku (żeby ewentualny następny właściciel nie miał pretensji) i że nawet jest skłonna opłacać opiekę weterynaryjną, karmę i wszelkie wydatki związane z psem, tylko chce mieć prawo do odwiedzin.

Dziewczyna została zaszczuta. W każdym odezwał się działacz GreenPeace, w końcu to bestialstwo i szczyt nieodpowiedzialności. Tak to jest, jak głupie małolaty adoptują psy, które się nudzą, kiedy przestają być szczeniakami.

Chciałabym, aby te osoby chociaż na tydzień się z Ewą zamieniły. Zobaczyły, jak to jest budzić się z twarzą w plamie szczyn starego psa na hormonach. Jak to jest kłócić się co dzień z partnerem przez psa. Jak to jest płakać z bezsilności, bo nie możesz zasnąć, bo pies odpieprza ci właśnie koncert na trzy skowyty. I przede wszystkim jaki stosunek miałyby do najemcy ich mieszkania, który ma takiego psa?

Ewa nie chce psa wyrzucić, oddać do schroniska czy uśpić. Chce poszukać mu nowego domu w którym będzie miał warunki, by sikać gdzie popadnie. I tak wytrzymała bardzo długo, bo jakieś cztery lata! Cztery lata w tym koszmarze.

Bardzo mnie poruszyła ta historia, może dlatego, że to bardzo delikatny temat. Również na podłożu czysto higienicznym - dziewczyna młoda, ładna, zawsze zadbana… Uwierzcie mi, że od kiedy mieszka z tym psem zmieniła się nie do poznania. Już jej się nie chce starać, jej jest wstyd za warunki, w jakich mieszka. Ja również jestem absolutnie przeciwna wyrzucaniu psów z domu. Ale w takiej sytuacji? Co sądzicie na ten temat?

pies problem adopcja schronisko

Skomentuj (97) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 100 (158)

#52928

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Do tej pory zastanawiam się czy niektórzy są po prostu zdrowo rąbnięci czy tylko ja mam skrzywione spojrzenie na świat.

Sklep alkoholowy.

Moja przyjaciółka Ewelina poszła kupić alkohol na babski wieczór w gronie znajomych - Niebieski likier Bols i czystą.

Wygląda młodo - ma 19 lat, więc wzięła ze sobą dowód, bo naprawdę rzadko się zdarza by nie zapytali jej o posiadanie owego dokumentu przy takich zakupach.

Wchodzi, wita się i mówi po co przyszła.

[K]obita zza lady - Taaaa.. jeszcze dowód chcę.
[E]welina podaje różowy magiczny dokumencik i czeka.

Kobita ogląda go jakby podała jej co najmniej zwycięskie numery Lotto. Bierze kalkulator. Liczy. Raz, drugi.

[K] - Na miliony procent tymczasowy.

Po czym... UWAGA
Bierze terminal i próbuje wcisnąć dowód w szczelinę na karty. Wszedł..

Ewelinę zamurowało czemu się nie dziwię.

[K] - No.. masz szczęście, że nie podrobiony. Razem około 70 zł.
Ewelina podała sto zł. z duszą na ramieniu - ile czasu będzie sprawdzać papierek?

Banknotu nie obejrzała tylko od razu włożyła do kasy.

Pytanie więc do was - czy do cholery naprawdę są już dostępne urządzenia sprawdzające wiarygodność dowodu czy jednak jestem zdrowa na umyśle?

sklep monopolowy

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 601 (673)

#52177

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Chciałabym w tej historii ostrzec wszystkich. I prosić was - Nie kupujcie alkoholu nieletnim jak was o to poproszą! Później inni mają przez to problemy.

Moja siostra Ela prowadzi sklep alkoholowy. Mały, na zamkniętym osiedlu - klienci niemal cały czas ci sami.

Pewnego dnia siostra dowiaduje się że została oskarżona o sprzedaż alkoholu nieletniemu. Chodzi cały czas po suficie - koncesja to niemały wydatek na dodatek łatwo ją utracić - nie ryzykowałaby dla kilku złotych zarobku. Wiem, bo często ją odwiedzam że gorliwie sprawdza dokumenty (datę urodzenia również).

Robi się afera.. rodzice tej.. no za przeproszeniem GÓWNIARY Ani, wnieśli sprawę do sądu, ponieważ ich córeczka została znaleziona nawalona jak patefon na łące - ze znajomymi, z wódką oraz.. paragonem ze sklepu mojej siostry.

Anię widziałam - w zeznaniach było podane jej nazwisko - więc "obczaiłyśmy" co to za dziewczę na portalu na F. Wygląda na maksymalnie 15 lat i tyle też ma. Po drugie - niespodzianka - chodzi do gimnazjum z córką Eli - Weroniką. Ela ją kojarzy, że była niedawno kilka razy po pierdoły typu cola, gumy do żucia. Co ważne - dopiero po wezwaniu na sprawę zaczęła się pojawiać.

Weronika ma lat również 15, nigdy nie miała w ustach nic mocniejszego poza szampanem na sylwestra. Jest dziewczynką, która prawie całe dnie spędza w domu i pomaga mamie z własnej woli. Jest lubiana. Da się wychować? Da. Ale to nieważne.

Mamy przed oczami zeznania trojga dzieci. Każde opisuje sytuację inaczej. Ania w pierwszych zeznaniach twierdzi, że kompletnie nie pamięta jak wyglądała osoba (ba, nawet płci nie pamięta) która sprzedała jej alkohol. Później "cudownie" jej się przypomina, że jednak Ela ma brązowe włosy, jest szczupła i wysoka. Pominę fakt, że podczas domniemanego incydentu Ela miała jeszcze czarne włosy.

Dziewczyna kręci w sądzie, obiecuje że więcej tego nie zrobi. Psycholog wydaje opinię, że Ania kręci i udaje że dużo nie pamięta.

Tydzień później Weronika przypadkowo wpada na Anię w sklepie. I widzi jak kupuje piwo. Nagrała to dyskretnie, a filmik dołączono do akt.

Ania zaczyna nastawiać w szkole kolegów przeciwko Weronice.

Ania zostaje ponownie znaleziona ze znajomymi pijana w parku.

Ania kolejny raz płacze w sądzie i obiecuje, że tego nie zrobi.

Siostra mimo dowodów została skazana na karę grzywny. Niemałą.
Po osiedlu wieść się rozniosła. Siostra po sprawie dowiaduje się, że jeden z mieszkańców kupił młodej dwie flaszki.

Ela zdecydowała się na montaż kamer w sklepie. Została skazana za coś czego nie zrobiła, bo liczy się paragon i zeznania niewiarygodnej małolaty?

Jeszcze raz was proszę - mają jeszcze czas na to by się nawalić. Nie róbcie innym problemów.

sklepy alkohol

Skomentuj (73) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 705 (833)

#14559

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedyś pracowałam przez krótki czas jako stewardessa w pewnych owianych niemiłą sławą liniach.
Podczas pewnej podróży pod koniec lotu zaczęło dziwnie pachnieć. Nieprzyjemnie, że tak to ujmę. Jak wiadomo po lądowaniu zaczyna się szybkie sprzątanie pokładu, przygotowanie zestawu demonstracyjnego, sprawdzenie kilku rzeczy i takie tam. Jednak nie znaleźliśmy nic dziwnego, a dalej czuć po środku kadłuba.
Sprawa wyjaśniła się podczas sprawdzania obecności kamizelek.
Pozdrawiamy panią, która przykleiła zużytą do granic możliwości i cuchnącą podpaskę pod fotel.

Linie lotnicze.

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 735 (797)

#14513

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam w bloku na parterze, więc mam przydzielony ogródek w którym stoi leżaczek, parasol i inne pierdółki. Ogólnie takie miejsce dla relaksu. Sytuacja z dziś. Gorąco było, więc korzystając z wolnego poszłam się poopalać. A jest u nas taka babinka, której 2 wielkie psy bardzo często załatwiają się u niej na balkonie - zwyczajnie w życiu nie wychodzą na dwór. Otóż pani ta notorycznie spycha wielkie kupska swoich pupili do mnie do ogródka. Błahostka, ale ciepło jest i zaczyna śmierdzieć. Lecz kiedy usiadłam na psiej kupie, bo ta wylądowała u mnie na leżaku (nie zauważyłam, leżak ciemny) nie wytrzymałam.
Cały dzień czekałam na rundkę bowlingu pani na balkonie. Nadeszła "upragniona chwila" kiedy pani łapie szczotkę i spycha wytwory na dół. Wyleciałam na środek ogródka i krzyczę do pani:
[J]a: Czemu mi tu pani psie kupy zrzuca?!
[S]ąsiadka: A co ja mam z nimi robić?
J - Najlepiej zapobiec, na przykład wyjść z psami!
S - Ale ja nie mam czasu.
J - To po co pani dwa psy jak pani dbać o nie nie potrafi?
S - Pani powinna być ZADOWOLONA (!), że nawożę, użyźniam ogródek nieodpłatnie!
I zniknęła.

Blok.

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 724 (838)

#14507

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rzecz działa się niedawno, nasza koleżanka obchodziła urodziny. Zostałyśmy zaproszone, tak więc w ramach prezentu zakupiłyśmy jej zabawny kubek (taki z rozbierającym się panem:)) i zamierzałyśmy w sklepie alkoholowym dokonać zakupu czegoś procentowego. Tu należy wspomnieć, że jesteśmy pełnoletnie, tylko Ewelina nie wzięła dowodu ze sobą. Obsługiwała [k]obitka tak na oko 50-letnia. W końcu po naradzie zdecydowałyśmy. Położyłam na ladzie odliczone 57 zł i mówię:
[J]a: Dzień dobry, poproszę Martini Bianco 1,5 litra.
K: A dowód ma?
Wyciągam dowód, daję kobietce. Ogląda go dłuższą chwilę.
K: A ta dowód ma? (wskazuje na Ewelinę)
J: Nie ma przy sobie, ale co to ma do rzeczy?
K: Znam takie bajery, nie ma dowodu nie ma picia!
J: Przecież to ja dokonuję zakupu. Dla siebie.
K: Ale ty jej możesz dać.
Wyszłyśmy ze sklepu po czym weszłam sama.
Sprzedała bez problemu.

Sklep Alkoholowy

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 679 (763)

#13536

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu kupiłam na Allegro gorset, ot prezent na rocznicę. Na zdjęciu - cudo, wszystko zrobione ze smakiem. Pięknie sznurowany, koronki, paseczki i inne pierdoły. Po zdjęciu wrażenie profesjonalnej firmy, kontakt ok, więc zamawiam. Cena około 80 zł.
Czekam na przesyłkę 2 tygodnie i nic. Po kolejnych trzech dniach zadzwoniłam do [p]ani z zapytaniem co z towarem. Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
[J]a: Dzień dobry, mówi Marta taka i taka, chciałabym zapytać co z gorsetem który zamówiłam 2 tygodnie temu? Pilnie go potrzebuję do przyszłego tygodnia.
[P]: A w jakim rozmiarze miał być ten gorset?
J: Rozmiar S.. podałam przy zamówieniu.
P: Nie ma już rozmiarów S. Proponuję L, XL lub XXL.
J: Nie potrzebuję większego tylko w rozmiarze S.
P: Ale większy można mocniej związać.
J: Powtarzam, że zamówiłam rozmiar S. W takim wypadku kiedy mogę się spodziewać zwrotu pieniędzy?
P: Nie będzie zwrotu.
I odłożenie słuchawki.
Zdenerwowałam się, ponowiłam próbę połączenia i nic. Po kilku próbach (również z zastrzeżonego) pożyczyłam telefon od dziewczyny. Zadzwoniłam i nim panienka zdążyła się przedstawić powiedziałam jej, że właśnie idę zgłosić sprawę na policję:)
Cóż, nie zrobiłam tego. A mimo to po dwóch dniach pieniądze zawitały na moim koncie. Wystawiłam negatyw - piąty którym posłużyłam się po niemal trzystu transakcjach:)

Allegro

Skomentuj (89) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 443 (529)

1