Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

aidenP

Zamieszcza historie od: 13 stycznia 2018 - 3:41
Ostatnio: 1 sierpnia 2020 - 19:00
  • Historii na głównej: 1 z 1
  • Punktów za historie: 149
  • Komentarzy: 7
  • Punktów za komentarze: 40
 

#81181

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przez ponad 1,5 roku pracowałem w „słonecznym” kinie w dużym, włókienniczym mieście w centrum Polski. Zaczynałem jeszcze jako student. Praca ciężka, w beznadziejnych i na beznadziejnych warunkach. Kierownictwo, dyrekcja oraz podejście do klienta to istny koszmar. Mimo to, elastyczny grafik, względnie nieduży ruch i siła przyzwyczajenia sprawiły, że raczej nie myślałem o zmianie zatrudnienia.

Po wspomnianym okresie wypruwania sobie flaków na wszystkich stanowiskach (co było rzadkością wśród pracowników), czasem po 15 godzin dziennie, łaskawie zaproponowano mi stanowisko kinooperatora. Oczywiście wciąż na zleceniu i oczywiście tylko kilkadziesiąt godzin w miesiącu. Głupi, przyjąłem propozycję. Brałem wszystkie nocne zmiany i cieszyłem się, że mam okazję pracować z naprawdę nowoczesnym sprzętem (11 olbrzymich projektorów, szafy dźwiękowe, serwery - dla kogoś, kto interesuje się tematem to istna bajka). Po kilku miesiącach pracy jako kinooperator/pracownik obsługi, zaproponowano mi awans...

I tu przechodzimy do meritum, choć uprzedzam, że historia nieco się komplikuje. Proszę jednak, abyście dotrwali do końca, gdyż zwrot akcji jest wręcz rozkoszny.

W kinie pracuje czterech kierowników. Oprócz tego, jest też stanowisko zastępcy kierownika ds. kinotechnicznych. Ponieważ kierownik gastronomiczny odszedł z kina, jego miejsce zajął dotychczasowy zastępca, którego to stołek otrzymałem ja. A przynajmniej tak mi się wydawało. Nigdy bowiem w swoim krótkim życiu nie zostałem wyd**any tak dobitnie.

Wszystko wyglądało pięknie. Niezła stawka, etat, obietnica badań lekarskich, szkoleń i uprawnień, za które oczywiście płaci firma. Na stanowisko wszedłem jeszcze tego samego dnia. I trwałem na nim dwa miesiące. Wypełniałem wszystkie obowiązki pracownika etatowego. Zostawałem po godzinach, by dopilnować wszystkich projektów specjalnych oraz robiłem multum rzeczy, których nie powinienem, a które musiałem. Oczywiście wciąż pozostając na zleceniu. Na każde moje pytanie o umowę, dyrektor kina odpowiadał "Wszystko już dogadane, tylko dział kadr jest na urlopach, więc nie ma kto wypisać umowy." albo: "Tak, oczywiście, ale dopiero w przyszłym tygodniu". I tak w kółko. Sytuacja wyglądała jednak na tyle wiarygodnie, że nie miałem powodów, aby nie wierzyć.

Wyda Wam się to błahe, ale kiedy pracuje się w jakimś miejscu przez naprawdę długi czas, kiedy poznało się w nim wielu fajnych ludzi, w tym jednego przełożonego, który traktuje cię z szacunkiem, to awans i perspektywa dalszego rozwoju były powodem do czegoś na kształt dumy. Koledzy i koleżanki gratulowali, rodzina zadowolona, że znalazłem stabilne zatrudnienie jeszcze na studiach. Nie pracowałem już jako student na zleceniu, ale jak dorosły, odpowiedzialny człowiek.

Tylko, że nie.

Na czwartej z kolei rozmowie dotyczącej umowy usłyszałem od dyrektora:
[D]: To by było na tyle. Wracasz na stare stanowisko.
[J]: ...
[D]: Tak wyszło.
[J]: Ale co to znaczy, że tak wyszło?
[D]: X (kolega, który zajął miejsce kierownika) jednak nie jest w stanie pogodzić pracy kierownika ze studiami, a ja go nie zwolnię, żebyś TY miał stanowisko.
[J]: Chyba pan żartuje. Przecież to jest żenujące.
[D] (z pretensją w głosie): Ale w czym masz problem?
[J]: W czym mam problem? Przez dwa miesiące robię nadgodziny, pracuję jak etatowiec, wypełniam wszystkie obowiązki wzorowo, znajomi na dole dopytują ile zarabiam, gratulują awansu, a pan mi teraz mówi, że mam wrócić na dół i znowu nasypywać popcorn?
[D]: Nie mogłem tego przewidzieć.
[J]: Z całym szacunkiem, ale to nie jest wytłumaczenie.
[D]: X dopiero wczoraj przekazał mi, że chce wrócić na stare stanowisko.
[J]: Ale co to w ogóle znaczy? To każdy może sobie przyjąć awans, a po dwóch miesiącach stwierdzić, że jednak mu nie pasuje? To jest w porządku według pana? To jest OK, że teraz jak gdyby nigdy nic odbiera mi się stanowisko? A gdzie jakaś odpowiedzialność za swoje decyzje?
[D]: Już powiedziałem, nie zwolnię X, żebyś TY mógł pracować. Mogę ci zaproponować co najwyżej kilka godzin więcej w kabinie projekcyjnej.
[J]: To jest śmieszne.
I wyszedłem.

Ale to jeszcze nie wszystko. Dosłownie parę minut później na rozmowę poprosił mnie X. Przekazał mi, że jego rezygnacja to bujda, którą dyrektor wymyślił i kazał rozpowszechnić jako oficjalną wersję. A prawda?

Prawda była taka, że kilka dni po moim „awansie” okazało się, że bliżej nieokreślony, nieposiadający żadnych kwalifikacji oraz doświadczenia "Mietka żony brat rodzony" zostanie kierownikiem „z nadania”, gdyż jest bezrobotnym nieudacznikiem. Tym samym, X kierownikiem był tylko tymczasowo, tak jak ja zastępcą.

Sęk jednak w tym, że od samego początku wszyscy - dyrektor, kierownicy, X, pracownicy IT oraz pracownicy biura świetnie widzieli, że mój awans, jest tylko chwilowy, i że nigdy nie dostanę etatu. Mimo to, przez dwa miesiące robiono ze mnie debila, odstawiano teatrzyki, mydlono oczy umową, udawano, że wszystko jest w porządku, a na koniec zapytano: "W czym mam problem?".

Wypowiedzenie złożyłem kilka dni później.

słoneczne kino

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 147 (151)

1