Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

aidenP

Zamieszcza historie od: 13 stycznia 2018 - 3:41
Ostatnio: 1 sierpnia 2020 - 19:00
  • Historii na głównej: 1 z 1
  • Punktów za historie: 149
  • Komentarzy: 7
  • Punktów za komentarze: 40
 
[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
14 stycznia 2018 o 15:56

@Naa: Nie sądzę, żeby ktokolwiek obawiał się tam o swoje stanowisko, zwłaszcza, że nie miałem na nie ochoty. W owej sieci kierownictwo ma d**y solidnie przyspawane do stołków. Kolesiostwo i układy są ważniejsze niż kompetencje. Co do tego czy byłem bardziej niezbędny, po części się zgodzę. Ale nie chodzi tylko o mnie ale też innych zleceniobiorców. Dostawy przyjmują pracownicy, z roszczeniowymi klientami również musieliśmy radzić sobie sami. Po pojawieniu się nowego kierownika, to koledzy i koleżanki (SIC!) musieli tłumaczyć mu jak się rozlicza stanowiska kasowe w systemie kierowniczym, bo jemu zawsze się coś nie zgadzało. Wcześniej zdarzało się, że kierownik znikał na kilka godzin i nikt nie wiedział gdzie jest. A kino zostawało pod opieką, powiedzmy, pani Jadzi z biura, która mentalnie żyje w poprzednim ustroju. A przypomnę, że nie jest to 2-salowe kino, tylko naprawdę spory multipleks. Od strony kinotechnicznej, czyli jakby nie patrzeć dość istotnej, kierownictwo leży i kwiczy. Poza jednym kierownikiem, który potrafił jako tako obsłużyć projektor, są oni kompletnie nieudolni. W momencie, kiedy na zmianie nie ma kinooperatora, kino dosłownie może się wysypać i nikt nie jest w stanie nic zrobić. A takie awarie zdarzały się naprawdę często. A nawet jak jeden z kinooperatorów był, to zgodnie z zaleceniem dyrektora byli oni szkoleni tak, aby "nie wiedzieć za dużo". W sytuacji awaryjnej przerastającej ich możliwości zaczynała się panika i sr**nie po gaciach. Głównym zadaniem kierownika na zmianie jest robienie raportów ze sprzedaży, sprawdzenie czystości stanowisk i wydawanie darmowych wejściówek jeśli chce się niezadowolonemu (bardzo często słusznie) klientowi zamknąć usta. Nic czego nie mogłaby zrobić pani Jadzia. Choć kierownicy mieli jeszcze parę ważnych obowiązków, to wywiązywali się z nich z bardzo miernym skutkiem. Nie wspominam o kulturze osobistej, a raczej jej braku.

Zmodyfikowano 2 razy Ostatnia modyfikacja: 14 stycznia 2018 o 16:02

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
14 stycznia 2018 o 14:19

@Naa: Masz sporo racji. Ale sprawa niestety jest znacznie bardziej skomplikowana. Nowy kierownik do pracy "polecony" został z samej góry. Kino w mieście o którym mówimy, to oczko w głowie prezesa. Kolebka firmy. W związku z czym gość jest nie do ruszenia. Dyrektor jest w bardzo dobrych stosunkach z przełożonymi. To takie kino potiomkinowkskie - kiedy prezes przychodził na film cała ekipa była stawiana na nogi, żeby wszystko wyglądało różowo. Zdarzało się, że pracownicy zostawali niepotrzebnie w pracy, by podczas wyjścia z ostatniego seansu, prezes widział, że ktoś pracuje. A tak naprawdę kazano im wycierać niewidzialny brud. Gdy wychodził maski opadały. Dla kierowników regionalnych i zarządu owe kino jest perłą w koronie i nie dopuszczają możliwości, że ich ukochany dyrektor może być prostakiem, który tłustą łapą rozpina dziewczynie z kawiarni guzik przy dekolcie. Moje skargi utonęłyby w morzu gó**a, w którym cała firma się tapla.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 7) | raportuj
14 stycznia 2018 o 14:04

@Face15372: Masz rację :) Moim błędem było zaufanie. Pracowałem tam niemalże od samego powstania kina, byłem pracownikiem z długim stażem, znałem kino na wylot. Cokolwiek by się nie działo: wysiadło 6 projektorów na raz - ogarnąłem; premiera Gry o Tron przy zapchanych salach - byłem; wysypały się centrale wentylacyjne - zrobione. Nawet jak wchodziłem na film na wejściówkę pracowniczą wychodziłem z seansu, żeby poprawić ustawienia i skalibrować projektor, bo coś nie grało. Zdawało mi się, że ktoś to docenia i nie widziałem powodu by nie wierzyć w zapewnienia dyrektora. Sytuacja wyglądałaby zdecydowanie inaczej, gdyby zaraz po tej akcji z nowym kierownikiem (czyli 2-3 dni po moim "awansie"), kiedy dyrektor wiedział już jak się sytuacja potoczy, przyszedł do mnie i powiedział: "Słuchaj, narzucają mi kogoś z góry, nie mogłem tego przewidzieć. X też jest poszkodowany. Nie obejdę tego". Zrozumiałbym, naprawdę. Nie byłbym zadowolony, ale pracować na stanowisku dwa dni, a dwa miesiące - to różnica. Ale on postanowił zrobić ze mnie i z siebie debila. Pracownicy okłamywali mnie w żywe oczy na jego polecenie. Najbardziej rozczarował mnie fakt, że naprawdę starałem się zawsze być sumiennym i dobrym pracownikiem, bo tak mnie nauczono - niezależnie co robisz, rób to najlepiej - a potem sprzedano mi lepę mokrą szmatą w pysk. Życie to nie bajka, zgoda. Ale tak się k***a nie robi. To jest po prostu smutne. Zwłaszcza, że kierownictwo kina niczego od siebie nie wymagało - ani kultury, ani wiedzy. Na zmianie bez operatora, są jak dzieci we mgle. Człowiek naprawdę robi co może tylko po to, żeby dostać po dupie. Wiem, że to żadne odkrycie, ale jeszcze nikt nigdy nie potraktował mnie tak ch****owo.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 7) | raportuj
14 stycznia 2018 o 13:10

@babubabu89: Niestety okres wypowiedzenia jest stosowany powszechnie na śmieciówkach. Jest to forma zabezpieczenia, w pełni uzasadniona prawnie. Niestety, zleceniodawca może zawrzeć okres wypowiedzenia w umowie i jego niedotrzymanie ma takie same konsekwencje jak niedotrzymanie warunków każdej innej umowy, np.: cywilno-prawnej. Innymi słowy, gdyby zleceniodawca napisał w umowie, że w przypadku niedotrzymania okresu wypowiedzenia mam mu oddać jelito grube to będę do tego prawnie zobowiązany. W swoim życiu pracowałem cztery razy w oparciu o zlecenie. W każdej z nich zawarty był okres wypowiedzenia obowiązujący obie strony. Dlatego, wydaje mi się, że jednak coś takiego istnieje. Nie twierdzę jednak, że to dobrze. Sprawa rozbija się o konieczność dopełnienia czynności wynikających ze zlecenia, a nie stricte o okres wypowiedzenia. Postaw się np.: w sytuacji zleceniodawcy - wyobraź sobie, że zatrudniasz pracownika na zleceniu i ustalasz mu grafik na tydzień. Jednocześnie jest on jedynym pracownikiem, który w okresie tego tygodnia może wykonać czynności wynikające z umowy. I pewnego dnia pracownik nie przychodzi, bo wypowiedzenie jest przecież niepotrzebne. Czy się to nam podoba czy nie, zgodnie z prawem zleceniodawca może dochodzić, np.: odszkodowania w sądzie cywilnym. I to samo w drugą stronę. Jesteś zwalniany z dnia na dzień, a zlecenie jest dla Ciebie jedynym źródłem utrzymania. Też masz przerąbane. Wypowiedzenie na zleceniu ma sens.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 9) | raportuj
14 stycznia 2018 o 12:34

@xpert17: Gra nie warta świeczki, uwierz. Kolejną pracę, znaczenie lepiej płatną, choć mniej zadowalającą, znalazłem szybko. Kopanie się z koniem to strata czasu, nerwów, energii i pieniędzy. Postanowiłem na odchodne narobić przysłowiowego "gnoju" dyrekcji i całej firmie. Wici wśród znajomych rozpuszczone, wszyscy pracownicy dowiedzieli się jak sprawa wyglądała naprawdę. Obecnie atmosfera w kinie kiśnie, ludzie się zwalniają na potęgę. Oczywiście nie mówię, że dzięki mnie ;) Głównie z powodu kierownika, który jest kompletnym tumanem. Ustalenie stosunku pracy nic nie da, ponieważ jako kinooperatora obowiązywała mnie identyczna umowa jak pracowników obsługi, baru, itp. (praktyka chora, ale nagminna). W treści umowy nie ma wystarczających podstaw prawnych. Mógłbym się opierać jedynie na zeznaniach świadków. Nie mam ochoty na takie zabawy. Wolę mniej oficjalne sposoby na zemstę ;)

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 14 stycznia 2018 o 12:38

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 9) | raportuj
14 stycznia 2018 o 12:23

@Naa: Rozmowa oczywiście nagrana ;) Niestety PIP i Sąd Pracy nie dotyczy umów cywilno-prawnych, a prawo pracy nie ma zastosowania przy śmieciówkach. Co do przysługi dla zatrudniającego - nie do końca jest tak. W kinie byłem jedynym pracownikiem dostępnym przez 200-220 godzin w miesiącu na wszystkich stanowiskach (to nie kwestia naiwności, a moja decyzja z uwagi na potrzeby finansowe). Swoją pracę lubiłem, a na stanowisku operatora sprawdzałem się najlepiej z dotychczasowych pracowników. Ze źródeł, które zostały w kinie wiem, że obecnie dalej borykają się z brakiem kompetentnych pracowników kabinie projekcyjnej i ogólnie rzecz ujmując, temat leży. Najgorsze jest jednak to, że zleceniodawca wielokrotnie nie dotrzymywał okresu wypowiedzenia zwalniając pracowników, często z błahych powodów - ot, bo ktoś podpadł kierownikowi. Takie sku*******two w najczystszym wydaniu.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 7) | raportuj
14 stycznia 2018 o 12:15

@Grejfrutowa: W umowie niestety widniał zapis, że przy braku wypowiedzenia zleceniodawca może wstrzymać wypłatę wynagrodzenia. Niestety śmieciówka to umowa cywilno-prawna, zleceniodawca może napisać w niej co chce. Poza tym, potrzebowałem trochę czasu na znalezienie nowej posady. Ale uwierz, że też nie byłem zadowolony z takiego obrotu spraw ;)

« poprzednia 1 następna »