Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

anq

Zamieszcza historie od: 6 kwietnia 2012 - 21:31
Ostatnio: 7 kwietnia 2016 - 12:38
  • Historii na głównej: 21 z 61
  • Punktów za historie: 21000
  • Komentarzy: 194
  • Punktów za komentarze: 1111
 

#72147

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem kobietą, mam 21 lat i nie mogę decydować o sobie.
Dlaczego?

Problem jest taki, że nie chcę mieć dzieci.
Ja w tym wieku nie mogę NIE CHCIEĆ. Bo mi się odwidzi, bo mi się zmieni, bo mi się zachce, bo do tego nie dojrzałam. Ciekawe jest to, że jak zapytasz 18-latki, czy chce mieć dzieci i odpowie twierdząco, to ludzie zapytają ile, czy wolałaby synka czy córkę. Gdy ta sama 18-latka odpowie, że nie, to usłyszy, że jeszcze jej się zmieni.

Ja, mimo swojego wieku przez wielu ginekologów jestem traktowana jak dzieciak, bo oni wiedzą lepiej.
Biorę tabletki antykoncepcyjne 6 lat, na początku współżycia (4 lata temu) dodatkowo zabezpieczałam się prezerwatywą. Szybko okazało się, że mam uczulenie na lateks, więc gumki tylko nielateksowe, a ich cena wcale nie jest niska (12 zł za 3 sztuki).

Zrezygnowałam z nich, nadal biorąc tabletki. Aż do czasu, gdy zaczęłam odczuwać bóle, zarówno w okolicy serca, jak i takie jakby "hamowanie" krwi w konkretnym miejscu. Po 2-3 miesiącach poszłam do lekarza, okazało się, że może to być początek zakrzepicy. Decyzja prosta - muszę zrezygnować z hormonów przynajmniej na jakiś czas, jeśli nie na zawsze.

Plastry antykoncepcyjne odpadają, a na krążek wewnątrzmaciczny lub kilka opakowań prezerwatyw nielateksowych mnie po prostu nie stać (za tabletki płaciłam 25 zł miesięcznie).

Dużo rozmawiałam z moim partnerem, który tak jak ja dzieci nie chce. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że najpierw zakładam spiralę, i jeśli w ciągu 5 lat moja postawa wobec macierzyństwa nie ulegnie zmianie, to wyjeżdżam za granicę dokonać zabiegu sterylizacji.
Nie jestem fanką wiedzy z internetu, a przynajmniej nie na tak ważny temat, więc poczytałam, poczytałam, spisałam swoje pytania, i poszłam do ginekologa.

Niestety, nie dowiedziałam się na temat spirali nic konkretnego, ponieważ "jestem za młoda". Jestem za młoda by decydować o sobie. Nie założy spirali, ponieważ nie rodziłam. Mówię facetowi, że są przecież specjalne spirale dla nieródek. Nie, on nie założy. Poza tym, ja mu jeszcze podziękuję, bo przy spirali mogą być problemy z zajściem w ciążę. Na nic moje tłumaczenia, że nie planuję dzieci. Nie założy. Próbuję więc ostatecznej broni - po tylu latach zażywania tabletek mam poważne bóle, które lekarz określił jako początek zakrzepicy. Lekarz się zadumał, pomyślał, podrapał się po głowie i powiedział:
- A może niech partner się w pani nie spuszcza?

Widzę, że zabieg czeka mnie szybciej niż myślałam.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (146) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 259 (427)

#66472

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kuzynka moja, a właściwie piąta woda po kisielu, ale mieszkająca po sąsiedzku dorobiła się potomka. Eryk, chłopiec całkiem ładny i mało przypominający wyglądem kartofla, czyli zupełna odwrotność swojej rodzicielki. Teraz będzie miał około 2 lat, a więc stawia już całkiem żwawe kroki, czasem upadnie na twarz, ale generalnie radzi sobie całkiem nieźle. Kuzynka moja razem z sobie podobnym mężem zaczęła wypuszczać Eryka na piesze wycieczki dookoła swojego domu, oczywiście ogrodzonego, jakżeby inaczej.

Zanim kuzyneczka dorobiła się potomka, który gospodarstwo po niej przejmie, miała "psa stróżującego". Ot, zwykły kundel, 24 h na dobę zamknięty w kojcu, dość spory i kojec, i pies. Psiak raczej spokojny, nigdy nie chciał zwiedzać miejscowości na własną ręk... łapę, z kojca nie uciekał, jak ktoś przechodził, to też nie chciał gardła rozerwać. Nawet ręki odgryźć nie chciał. Właściwie to łasił się, byleby go po głowie pomiziać. Pies na dzień dzisiejszy miałby 8 lat, ale niestety nie doczekał tego wieku.
Dlaczego?

Otóż, gdy Eryk zaczął wychodzić na piesze wyprawy dookoła domu, pod okiem któregoś z rodziców, to pies zaczął się oblizywać. Bo psy normalnie się nie oblizują, one oblizują się tylko, gdy chcą pozbawić życia niewinną istotkę, zwaną dzieckiem.
Pies oblizywał się znacznie za często, jak na normalnego psa, a więc na pewno chciał Eryczka pożreć na śniadanie. Albo obiad. Albo kolację.

I tak pies zakończył żywot, uśpiony przez weterynarza, któremu zostało powiedziane, że pies ucieka, rzuca się na kury, dusi kaczki, no i przede wszystkim czyha na życie Eryka.

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 531 (631)

#62837

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wystawiam "paczkę ubrań" na allegro. Są to ubrania, ładne, niezniszczone, zadbane, bez śladów użytkowania. W większości byłam tylko raz. Sukienki, spodnie, bluzki, bluzy, spódnice, nawet płaszcz zimowy, który dostałam w prezencie i nie polubiłam się w nim, nówka sztuka, nie śmigana.
Cena która mnie interesowała to 300 zł za wszystko, bez kupowania na sztuki.
Wystawiłam więc na OLX, zrobiłam dokładne zdjęcia i opisy ubrań.

Odezwała się do mnie pewna dziewczyna, i pisze tak (pisownia oryginalna):

"witam jestem samotną matką. mój synek ma rok a ja 17. W zwiąsku z tym że dużo mnie utrzymanie syna nie stać mnie na nowe ubrania i inne przyjemności. Zwracam się do pani z proźbą o charytatywne danie mi ubrań"

Odpisałam:

"Nie wiem, czy Pani nie zauważyła, ale moja aukcja ma konkretnie określoną cenę. Nie interesuje mnie oddawanie ubrań charytatywnie. Jeśli jednak postanowię je komuś przekazać za darmo, to będzie pani pierwszą osobą do której się zgłoszę. Pozdrawiam".

Myślałam, że dziewczę mam z głowy, więc czekam na kolejne maile (nigdy nie podaję telefonu w ogłoszeniach)
Następnego dnia, jak zwykle przeglądam maila, patrzę, i znów wiadomość od Dziewczęcia.

"Ale proszę pani ja mam małe dziecko prosze mnie zrozumieć. Niemam pieniędzy żeby pani zapłacić tyle. Naprawde niema pani serca. Mam synka który kosztuje mnie dużo a rodzice mi nie dają pieniedzy. Nawet nie pracuje bo mam dziecko"

Odpisałam jej mniej grzecznie.

"Proszę Pani, czy to moja wina że ma Pani dziecko? Nie jestem zainteresowana pozbyciem się ubrań za darmo".

Wiadomość zwrotną otrzymałam prawie natychmiast, krótką.

"Dziecku się nie odmawia!"

Internety

Skomentuj (47) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 720 (804)

#59555

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Każdy tatuś chce, żeby jego pociecha nauczyła się jeździć na rowerze. Takiego tatusia spotkałam i ja.
Jak nauczyć dziecko jeździć na rowerze:

1. Kup rowerek. Ale nie taki zwykły. Kup rowerek z najgłośniejszą na świecie trąbką.
2. Wetknij patyk.
3. Zabierz rowerek wraz z pociechą do galerii handlowej.
4. Żeby nie było za prosto, weź dziecko do galerii 2 maja, kiedy są największe tłumy.
5. Ucz dziecko jeździć między ludźmi, trzymaj patyk, i koniecznie idź środkiem, tak, żeby ludzie musieli cię omijać.
6. Kiedy twa pociecha ogarnie podstawy jazdy na rowerze, puść patyk i usiądź na kanapie.
7. Pozwalaj dziecku wjeżdżać do sklepów, a niech pozwiedza.
8. Kiedy usłyszysz z głośników "tata Madzi Piekielnej zgłosi się pod kasy biletowe" zwyzywaj ochroniarzy od "tłumoków" i "nieuków".
9. Zabierz dziecko i powtórz punkty 6 i 7, przecież to świetna zabawa dla sprzedawców i klientów.

A czy twoje dziecko umie jeździć na rowerze?

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 619 (711)
zarchiwizowany

#59189

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zachorowało mi się. Człowiekiem jestem, ostatnio mało jem, mało śpię, dużo pracuję, uczę się, studiuję, a i słonko wyszło, to pomykałam bez szalika.
A żeby było śmieszniej - mieszkam i studiuję w obcym mieście, do swojego mam ponad godzinę drogi. Budzę się rano, z gorączką, jakoś mi tak słabo. Wzięłam apap, gripex, no nie przechodzi, a ja zamarzam pod kołdrą i kilkoma kocami.
Moja współlokatorka podjęła decyzję "idziemy na pogotowie". Pogotowie mamy 5 minut od domu, ale tam przyjmują od 18 (była 11), więc odesłali nas do najbliższej przychodni.
Doczłapałam się więc do przychodni, idę do rejestracji, i czekam, aż rejestratorka skończy rozmawiać przez telefon. Mówię jej, że odesłali mnie z pogotowia, bardzo źle się czuję, mam gorączkę i chciałabym dostać się do lekarza. Popatrzyła na mnie:
PP - Jak to odesłali z pogotowia? Niech sobie sami chorych rejestrują! Doktor nie ma obowiązku cię przyjmować!
Ja- Proszę pani, kazali mi przyjść tutaj, to co miałam robić?
PP - No, oni się mszczą na nas, podsyłają nam tutaj takich, i myślą, że wejdą tak, o, A REJESTROWAŁAŚ SIĘ?
Ja - Nie, obudziłam się i źle się czułam, wzięłam kilka tabletek, myślałam, że mi przejdzie.
PP - Wejdź do pani doktor, pokój 7, i zapytaj czy cię przyjmie.
Poszłam, zapukałam, nie było żadnego pacjenta. Wchodzę, grzecznie przedstawiam sytuację, mówię, że do swojego lekarza dostać się nie mogę, bo mieszkam 50 km od domu. Musiałam ją tym bardzo zdenerwować, bo wyszła z gabinetu, trzaskając drzwiami i krzycząc "JA JUŻ NIKOGO NIE PRZYJMUJĘ!". Zdezorientowana wyszłam z gabinetu, i jeszcze raz udałam się do rejestracji, no bo skoro pani doktor nie ma, to co ja mam zrobić? Wysłały mnie do drugiej doktorki. Przez 15 minut wizyty słyszałam, jak to ludzie chcą "na krzywy ryj wchodzić". Taki nasz kochany NFZ

Skomentuj (86) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 88 (308)

#58774

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka smaczków z szukania mieszkania.

1. Wynajęłam pokój u pewnego lekarza, z dwoma dziewczynami. Mieszkanie cudne - świeżo odremontowane, łazienka genialna, wszystko nowe i jeszcze pachnące nowością. Mebli JESZCZE nie ma, ale on przywiezie, bo jego córka ma meble, których chcą się pozbyć. No więc czekamy. Czekamy. Czekamy... Nie doczekałyśmy się. Ale przecież mówił, że ma stare meble w piwnicy, poprosiłyśmy o klucz, może weźmiemy te meble na mieszkanie. Hm... Nie, nie dadzą nam mebli z piwnicy. Bo nie. Za prawie 500 zł miesięcznie, każda miała w pokoju... łóżko. No i tyle. Jedna półka w kuchni, pojedyncza płyta indukcyjna.

Dzwonimy, kiedy będą meble, bo znudziło nam się życie na walizkach za taką kasę. Będą, on przywiezie. Kiedy? Pip, pip, pip. No cóż - jeśli nie przywiezie mebli, to się wyprowadzamy. Został o tym fakcie poinformowany oczywiście, i stwierdził, że "studenci to wolą ze swoimi meblami się wprowadzać!". No tak, przecież wożę swoje meble po całej Polsce!

Potrzebowałyśmy klucza do skrzynki na listy, zamówiłam coś na Allegro, i chciałam po prostu wyjąć ze skrzynki. Nie da nam, bo tam przychodzi jego korespondencja (a to nie łatwiej na swój adres, tylko taki na drugim końcu miasta?). Przecież nie będziemy czytać listów tego kolesia! Nie, on klucza nie da, jak przyjedzie to nam skrzynkę otworzy, albo PRZY OKAZJI weźmie naszą pocztę. Mimo próśb, klucza nie chciał dać. No cóż, dzwoniłyśmy wszystkie 3 razy dziennie, żeby przyjeżdżał i sprawdzał skrzynkę, "bo chyba coś przyszło, ale nie widzę dokładnie".

2. Szukamy innego mieszkania (bo mebli nie ma i nie będzie. Idealna lokalizacja, cena odpowiednia (poniżej 1000), trzy pokoje. Pani mówi, że mieszkanie wymaga odświeżenia, ale stan dobry. Poszłyśmy obejrzeć. Wybita szyba, ściany pomazane, na podłogach powybrzuszane panele, śmierdziało zgnilizną, potem, wilgocią, starymi ludźmi... no jednym słowem obrzydlistwo. Odpowiedź pani na stwierdzenie, czy to jest stan dobry i do lekkiego odświeżenia? "Hehehe, no, bo ja to mam szóstkę dzieci, hehehe, no i wiadomo jak to jest, hehehe, nie upilnujesz wszystkiego".

Pytamy w takim razie o cenę mieszkania wraz z rachunkami i kaucję. Mieszkanie 1000 odstępnego, 500 za czynsz, 300 zł za rachunki, plus 2 tysiące kaucji. Na głowę. Bezzwrotnie. Podziękowałyśmy.

3. Mieszkanie w samym centrum miasta, przepiękne, przedwojenne. W jednym pokoju fortepian, mieszkanie duże, przestronne, tanie... No nic, tylko brać. Niestety, na weekendy przyjeżdżają dzieci pani, więc my i nasze rzeczy mamy się wynosić na każdy weekend. Oprócz tego pani będzie co tydzień robić inspekcje. Oczywiście nie zapowiadając się, bo jak się zapowie, to posprzątamy, a jak nie zapowie, to będzie widzieć "jak dbamy o mieszkanie". W ogóle, nie życzy sobie, żeby ktokolwiek obcy przebywał po 20 w mieszkaniu, cisza nocna o 22 i jeśli będzie za głośno, to sąsiedzi doniosą.

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 462 (520)
zarchiwizowany

#58157

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Walentynki to urocze święto, nieprawdaż? Pełne miłości, szacunku, ciepła..
Tak myślałam do wczoraj. Moja przyjaciółka pracuje w kwiaciarni. Wiadomo, że w walentynki multum ludzi będzie chciało kupić kwiaty dla swojej drugiej połówki, a że jedyna kwiaciarnia w promieniu kilometra i to w największym centrum handlowym - dwie kasjerki nie dadzą rady. W związku z tym przyjaciółka poprosiła mnie o pomoc, a konkretnie (w związku z brakiem doświadczenia w branży kwiatowej) miałam tylko przybierać wstążką pojedyncze różyczki. Dziewczyny robiły wielkie bukiety, ja dekorowałam róże. I tak od godziny 9 do 21. Kwiaciarnię przymknęłyśmy około 20:40, zaczęłyśmy podliczać kasę, sprzątać, ogarniać, wymieniać wodę kwiatom. O 21 podlatuje do naszej kratki facet, i od progu krzyczy " dajcie mi różę! jedną różę! dajcie mi!". Odpowiadam mu zgodnie z prawdą, że kasę mamy zamkniętą, podliczone, zamknięte już wszystko, nie możemy sprzedać. On nie przestaje krzyczeć, twierdząc, że mamy OBOWIĄZEK mu sprzedać kwiaty, bo on jest klientem i wymaga! Siląc się na uprzejmy ton mówię mu, że kwiaciarnia była czynna od 9 do 21, a że jest już 21:04, to nie mogę mu nic sprzedać. Pan pomyślał, pomyślał i powiedział "a żeby wam te kwiaty uschły, s*ko!". I poszedł.
No tak, miłość, ciepło, uczucia, namiętność..

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (27)

#57235

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja sąsiadka ma psa. Jakiegoś tam teriera, sznaucera czy coś. Pani ma 28 lat, i podobno miała problemy z zajściem w ciążę. Pogodzili się z mężem, że nie mogą mieć dzieci, więc 3 lata temu sprawili sobie szczeniaka, co by im potomka zastępował. Lata mijały, piesek rósł, był oczkiem w głowie właścicieli, kochany, głaskany, karmiony szyneczką, kurczaczkiem i czym tylko się da, powiedziałabym - psi książę normalnie. I żyło mu się tak dobrze, dopóki pani nie zaszła w ciążę. Pies zszedł nawet nie na drugi, a na ósmy plan. Pani w ciąży zwierzała się mojej babci, że "kundla oddadzą do schroniska albo uśpią, bo pies brudny, śmierdzący, zawadza tylko, bakterie ma! Dziecku zaszkodzi!" - i powiedzcie, czym ten pies sobie zasłużył?
Dla mnie niepojęte.

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 772 (932)

#55800

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wczoraj.
Wsiadam do autobusu, kupuję bilet w automacie, za mną pani z wózkiem. Przede mną jedna osoba przy kasowniku. Już, już kasuję bilet, gdy nagle coś mnie mocno popchnęło w okolicy bioder, tak, że stuknęłam głową w rurkę na której był kasownik. Odwracam się, za mną dumna mamusia.
- No szybciej! Ruszaj się!

Komunikacja słowna ginie moi drodzy! A ja cieszę się delikatnie fioletowym czołem :)

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 479 (561)
zarchiwizowany

#55762

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jestem wolontariuszką w szpitalu na oddziale onkologii dziecięcej. Dzieciaki są prześwietne, uwielbiam z nimi przebywać, one najwidoczniej ze mną również, bo gdy wychodzę, to gryzą mnie po łydkach, żebym jeszcze nie szła. Organizuję im różne zabawy, śpiewamy, gramy, rysujemy, malujemy, opowiadamy bajki. Pewnego dnia powiedziałam, że przyprowadzę im prawdziwego żołnierza. Akurat mam kolegę w wojsku, poprosiłam go, żeby poszedł ze mną na godzinkę do szpitala, dzieciakom przyjemność sprawi, ucieszą się. Poszedł, oczywiście w pełni umundurowany, pozwolił dzieciakom ponosić swoją furażerkę, poopowiadał jak to jest w wojsku, a na koniec zrobił sobie ze wszystkimi zdjęcie, które teraz stoi na parapecie w ramce. I wszystko byłoby ok, gdyby nie jego słowa po wyjściu:
-Ty, ciekawe ile kosztuje taka mała trumna, nie?

Został opierdzielony od góry do dołu, a ja naprawdę wierzę, że moje dzieciaki będą żyły jeszcze dłuuuugo, bo kurcze, pokochałam je.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 9 (43)