Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

anusia1512

Zamieszcza historie od: 7 lipca 2015 - 11:22
Ostatnio: 26 stycznia 2018 - 7:44
  • Historii na głównej: 6 z 6
  • Punktów za historie: 2350
  • Komentarzy: 3
  • Punktów za komentarze: 2
 

#78155

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W nawiązaniu do http://piekielni.pl/78118 :

Swego czasu, ze względu na przeciągające się rewolucje żołądkowo - jelitowe i podejrzenie alergii pokarmowych musiałam trzymać ścisłą dietę. Po wykluczeniu najpopularniejszych alergenów, jak mleko krowie, jaja, soja, pszenica, orzechy oraz tego, czego po prostu nie lubię nie miałam zbyt dużego wyboru menu. Niemniej starałam się, żeby to co gotuję - mimo, że mało to było smaczne - choć trochę ładnie wyglądało i pachniało. Ot, uczta dla oczu, skoro nie dla brzucha. Tyle tytułem wstępu.

Pewnego dnia, po przyjściu do pracy wsadziłam swoje jedzenie do lodówki i zabrałam się za robotę. W okolicach obiadu, kiedy to już odliczałam ile mi zostało do zrobienia zanim będę mogła pójść jeść usłyszałam z kuchni dość głośne wyzwiska, następnie krztuszenie się i znów wyzwiska.

Pomyślałam, że może ktoś się dusi i pomóc mu trzeba. No to spieszę na ratunek a tam co? Okazało się, że mój 'ulubiony współpracownik' (dużo bym mogła na jego temat pisać, dużo...) poczęstował się moim obiadem. Nie okazał się on jednak tak smaczny jak ładny, więc wypluł całość z powrotem do pudełka mając przy tym pretensje, że 'przynoszę takie g*wno'.

Nie tylko ręce mi opadły...

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 296 (308)

#77798

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Miałam właśnie dziwną sytuację w pracy... zadzwonił ochroniarz, że na wejściu stoi jakaś pani i chciałaby się ze mną spotkać.

Nasz zakład jest kilka kilometrów za miastem, więc raczej nikt przypadkiem nie przechodzi. Wstałam i idę zobaczyć kto to. Z odległości kilkunastu metrów poznałam twarz, którą oglądałam przez czasy ogólniaka. Podchodzę, przedstawiam się i pytam w czym mogę pomóc. Pada tekst 'no coś ty, nie pamiętasz mnie? wpadłam cię odwiedzić!".

Chyba zdała sobie sprawę jak absurdalnie to brzmi, bo mój zakład pracy chyba nikomu nie jest po drodze, a jedyne co nas łączyło to wspólne zajęcia z rozszerzonej chemii. I nawet nie pamiętam jak ma na nazwisko, tyle tylko, że mówili na nią loczek i fartem zaliczała semestry, ściągając od kogo się da. Ani ją lubię ani nie. Po prostu wiem, że istnieje.

No ale stoimy na tej bramie i przez głowę przechodzi mi myśl czy powiedzieć 'tak, pamiętam, co u ciebie' czy iść w zaparte 'coś mi świta... co cię tu sprowadza'. Brak dyplomacji podpowiedział odpowiedź 2. Więc pytam co tutaj robi, bo nie wydaje mi się żebyśmy lata temu kończąc ogólniak obiecywały sobie regularne odwiedziny. Słyszała, że mi się powodzi i może wkręcę ją do pracy, bo ma dziecko i drugie właściwie w drodze, bo w lipcu ma być (mówiąc to głaskała się po brzuchu). Szuka pracy, a przez wzgląd na STARĄ PRZYJAŹŃ pomyślała, że może będę chciała jej pomóc.

Tu mój mózg najpierw skupił się na tym co oznacza zwrot 'powodzi mi się', bo ja nie uważam, że złapałam Pana Boga za nogi... Po drugie skąd by mogła wiedzieć, że ja tu pracuję? Nie mam fejsa, nie chodzę z plakatem firmowym na plecach po mieście, a po trzecie jaka przyjaźń? I tej trójki się uczepiłam i mówię, że musiała mnie z kimś pomylić, bo ja ją po prostu kojarzę z zajęć. Gdyby mnie nie odwiedziła to prawdopodobnie nigdy bym do niej nie wróciła pamięcią. Oczywiście bardzo jej gratuluję dzidziusia jednego i drugiego. Niestety nie jestem w tej firmie na tyle wysoko żeby móc kogokolwiek wkręcić, a dział HR ma siedzibę w innej lokalizacji. Jeśli chce, może złożyć do nich CV, ale niech wie, że w tym momencie nie prowadzimy rekrutacji.

I dalej stoimy na tej bramie, no, bo co - mam ją zaprosić na kawę? I ona pyta właśnie o to czy może na chwilę wejść zobaczyć jak mi się pracuje. Mówię więc, że bardzo mi przykro, ale staram się się wypracować sobie opinie odpowiedzialnego pracownika. Jak chce mnie odwiedzić, to zapraszam do domu albo po pracy pójdziemy na kawę, ale nie będę nikogo oprowadzać po biurze, w którym są moje narzędzia pracy i dokumenty. Zmierzyła mnie od stop do głów i wyciąga rękę 'no to masz moje CV'. Stwierdziłam, że na pewno jest imponujące (już z lekkim sarkazmem, bo rozmowa się dłuży), ale dział HR, mający siedzibę tu i tu będzie nim bardziej zainteresowany niż ja. A ona - nadal z wyciągnięta ręką - to im wyślij. Myślę sobie, że to już przegięcie. I mówię, że, jeśli to wszystko, co chciała mi powiedzieć, to cieszę się, bo muszę wracać do pracy. Życzę jej powodzenia w szukaniu pracy i być może – moje i jej niedoczekanie - do zobaczenia tutaj. Odwróciłam się i usłyszałam tylko 'nic się nie zmieniłaś'. Potraktowałam to, jako komplement, uśmiechnęłam się do strażnika i wróciłam do biura.

Jak to wielu przyjaciół może mieć człowiek, jeśli w ich mniemaniu ma jakieś wpływy...

praca po znajomości

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 412 (420)

#75719

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W nawiązaniu do historii http://piekielni.pl/75586

Firma, z którą współpracujemy ma u siebie na recepcji Pana. I to nie byle jakiego Pana. Pan jest po udarze, ma niedowład jednej strony i bardzo, naprawdę bardzo niewyraźnie mówi. Zwykłe dzień dobry brzmi jak krztuszenie się, o dłuższych wypowiedziach - mozolnie składanych - nie wspomnę. Pan odbierze telefon jedną ręką, ale nic podczas rozmowy nie zanotuje no bo druga ręka praktycznie nie działa. Więc odkłada telefon na ladę, notuje co zapamiętał, znów telefon do ucha, znów na ladę... Z domofonem podobnie.

No i tak sobie tam pracuje. I dla pracodawcy jest bardzo cenny bo w końcu ma magiczne wręcz orzeczenie o niepełnosprawności. Szkoda tylko, ze załatwienie jakiejkolwiek sprawy telefonicznie nie wchodzi w grę a gdzież jechać 200 km żeby zadać pytanie...

Z ciekawości podczas wizyty tam dopytałam innych pracowników co i jak. Otóż Pan dorobić jakoś musi bo na rentę nie ma co liczyć, według ZUSu jest w pełni sprawnym i zdrowym obywatelem i tylko wymyśla, żeby nie pracować.

ZUS i Praca

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 273 (309)

#72437

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia sprzed dwóch dni. Ochłonęłam i wyszłam z szoku na tyle, żeby się nią podzielić.

Jadę sobie autobusikiem KM, tłoku nie ma ale wszystkie siedzące miejsca zajęte więc stoję pośrodku. Na jednym z siedzeń siedzi chłopak, na oko z 16 lat z nogą w gipsie.Na przystanku wsiada staruszka i widać za cel obiera sobie właśnie ww chłopaka. Staje nad nim i zaczyna marudzić, że młody powinien ustąpić a ona starsza stoi i nogi ją bolą, i dwie wojny przeżyła i zero szacunku od młodzieży...

Z siedzenia obok poderwała się dziewczyna i mówi, ze proszę że tu niech pani siada, ja zaraz wysiadam. Ale babcia nie, ona na tym miejscu lubi siedzieć i na innych miejscach nie siada. Nie i już. Chłopak lekko speszony ale jednak odmawia bo gdzie ze złamaną nogą będzie stał jak może siedzieć.

Staruszka niepocieszona, innych miejsc nie chce ale żali się na głos w dalszym ciągu. I tak jedziemy, przystanki mijają. Chłopak powoli wstaje i zbiera się do wyjścia. Stałam naprzeciwko niego i widzę, ze wstając wysunął mu się portfel z kieszeni i został na siedzeniu. Zanim zareagowałam babcia hyc, i siada na wolnym miejscu. Mówię do chłopaka, że wypadł mu portfel na siedzenie. On oklepał kieszeń - faktycznie, wzrok mnie nie mylił - portfela niet. Odwraca się i pyta staruszkę, czy może wstać bo coś zostawił na siedzeniu. Co na to babcia? Nie. Nogi ją bolą, jak usiadła to siedzi.

Chłopak zdenerwowany, inni pasażerowie zaczynają się wtrącać, ja mówię ze na pewno widziałam portfel na siedzeniu jak wstawał, babcia w zaparte że czułaby że na czymś siedzi a wstawać na darmo nie będzie... I w tym momencie ktoś z pasażerów poradził pójść do kierowcy żeby zjechał i wezwał policję bo wygląda to na próbę kradzieży (nie wiem czy kierowca mógłby się tak zachować - w każdym razie podziałało).

Babcia nagle wsuwa rękę do torebki i wyciąga z niej rzeczony portfel. Jak tak szybko go tam schowała nie wiem. Chłopak wziął co jego, wysiadł a co na to babcia? "Ech, gówniarze, a mnie by się tak na leki przydało..."

komunikacja_miejska

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 389 (413)

#67501

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia mojej kuzynki. Myślę, że warta opowiedzenia.

Kilka lat temu Kasia (tak nazwijmy kuzynkę), będąc w 4 klasie złamała nogę. Była zima, ciężko gips wsadzić w spodnie więc decyzją lekarza i rodziców Kasia powinna siedzieć przez tych kilka tygodni w domu. Udało się załatwić, że znajomi z klasy będą przychodzić z notatkami, więc kuzynka na bieżąco będzie opanowywać materiał a kiedy wróci do szkoły, odrobi wszelkie zaległości w sprawdzianach. Nauczyciele się zgodzili, znajomi przychodzili, wszystko gra. Do czasu.

Akurat w tamtym okresie w szkole wprowadzano dziennik elektroniczny. Wprowadzone do systemu oceny czy informacje były zaraz wysyłane rodzicom, dzięki czemu mogli na bieżąco śledzić postępy dzieci w nauce. Z opowieści wiem, że wynikały z tego różne dziwne rzeczy, z ocenami i obecnościami na lekcjach bo nie każdy nauczyciel ogarniał system. No i któregoś dnia rodzice Kasi na e-mail dostali informację, że z przyrody Kasia dostała 1. Niespecjalnie się przejęli, bo to był już któryś tydzień nieobecności w szkole, więc na pewno żadna ocena za odpowiedź czy sprawdzian. Ot, pomyłka jakich było dużo. Stwierdzili, że jak Kasia wróci do szkoły, to sprawę wyjaśni.

Czas mijał, noga się zrosła i Kasia wróciła do szkoły. Poszła do Pani z przyrody i tłumaczy, że to pewnie jakiś błąd ale woli wyjaśnić tą jedynkę, którą dostała. Pani rzut oka w dziennik - jeszcze ten papierowy - i mówi, że wszystko się zgadza jedynka w dzienniku. Kasia zdziwiona i pyta jak to możliwe? Przecież w szkole nie była, więc za nic jedynka? Czy to sprawdzian, czy odpowiedź? Okazało się, że jedynka jest za aktywność na lekcji. I tu już w ogóle konsternacja, bo w tym czasie jedyne miejsce, gdzie Kasia mogła być to małe mieszkanko na obrzeżach miasta i nic, co tam robiła nie łączyło się z aktywnością na lekcji. W żaden sposób. Próba wyjaśnienia nie przyniosła rezultatów, jedynka jest bo być musi. Niezasłużonej by nauczycielka przecież nie wstawiła. Kasia poszła wiec do wychowawcy, nakreśliła sprawę, a ten obiecał się tym zająć i dowiedzieć skąd ta ocena.

Nauczycielka przyrody miała system dyżurów (spotykany też w innych szkołach). W każdym tygodniu kolejna para uczniów z dziennika była odpowiedzialna za przygotowanie klasy do zajęć i posprzątanie po zajęciach (umycie tablicy, ustawienie krzesełek, przygotowanie rzutnika jeśli było konieczne). Jeśli dyżurni zapomnieli lub zrobili to nieodpowiednio, dostawali minusy z aktywności (trzy minusy to ocena niedostateczna). Dyżur Kasi wypadł akurat w czasie, kiedy ze złamaną nogą leżała w domu i siłą rzeczy nie wywiązała się ze swoich zadań. Więc nauczycielka, nie interesując się przyczyną, po prostu za każdym razem wstawiała minusy. Uzbierały się trzy i Kasia dostała jedynkę.

Wiedząc już za co ta ocena, Kasia poszła do nauczyciela sprawę wyjaśnić; Że była w domu, nie miała jak się 'nie wywiązać' i prosi o usunięcie oceny z dziennika. Argumenty nauczycielki były nad wyraz trafne: "trzeba było przyjść przed lekcją, zrobić co Twoje i wrócić do domu", "mogłaś znaleźć zastępstwo", "to się jest powód do obniżenia oceny z zachowania" itp.

Dopiero interwencja rodziców u dyrektora szkoły pomogła zmusić nauczycielkę do wymazania niesłusznie wstawionej oceny a Kasia jeszcze ponad dwa lata musiała znosić docinki na lekcjach przyrody...

Szkoła

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 445 (529)

#67302

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sami oceńcie kto jest piekielny...

Jakiś czas temu przeorganizowaliśmy nasze biura i tak oto na dole znalazły się szatnie i magazyny, a na piętrze sekretariat i biura. Powiesiliśmy przy wejściu tablicę informacyjne co jest gdzie, a przy drzwiach tabliczki z nazwiskami i stanowiskiem. Ot, usprawnienie.

Polityka w firmie jest taka, że wszystkie artykuły biurowe, spożywcze itp. zamawiamy za pośrednictwem konkretnego dostawcy. No i jak to po przeprowadzkach bywa, komuś zgubiło się coś tam, a innemu coś tam, więc postanowiłam zrobić zbiorcze zamówienie. Od zgrzewek wody, ryz papieru, ciastek aż po tonery do drukarek, a nawet meble biurowe. Zamówiłam i czekam szczęśliwa na zamówienie. Jeden dzień, drugi. W trzecim dniu zadzwoniłam do dostawcy z pytaniem czy coś się może stało, bo deklarują dostawę w ciągu 24 godzin od zamówienia, a tu zaraz 72 minie i ani widu ani słychu.

Ten sprawdził w systemie - wysłane. Kurier ten i ten, tyle paczek. Podął mi nawet numer do kuriera. No to dzwonię i pytam. I cóż się dowiaduję?

Że owszem, przyjechał ale stwierdził, że bardzo mu się spieszy i zostawił paczki u ochroniarzy obiektu, a oni czekali aż ktoś się zgłosi (nasza firma należy do tzw parku technologicznego - kilka zakładów na jednym terenie, wokół płot i ochrona).
No to dreptam do ochroniarzy i przez całe popołudnie z pomocą kilku pracowników targamy do siebie te paczki. Kurierowi zaznaczyłam, żeby następnym razem przywiózł paczki do mojego budynku.

Po kilku tygodniach zapasy zaczęły niknąć, więc siup - kolejne zamówienie. Gabarytowo podobne do poprzedniego. Ochronę uprzedziłam, żeby nie przyjmowali paczek tylko odesłali kuriera do mnie. Następnego dnia słyszę jakieś hałasy na dole, więc po schodkach na parter i co widzę? Całe moje zamówienie stoi i zagradza przejście. Mówię, że biura są wyżej i tam należy dostarczyć towar. Ale kurier znów się spieszy i nie wiedział, że będzie musiał to wnosić na 1 piętro, więc zostawił to tutaj i pojechał. Pech chciał, że reszta była naprawdę zajęta, więc sama zrobiłam kilkadziesiąt rundek po schodach wnosząc pudła.

Niedawno robiłam kolejne zamówienie w związku z przyjęciem nowych pracowników (trzeba im było zorganizować miejsce pracy). Zamówiłam też kilka innych, większych rzeczy jak np. wieszak na ubrania, krzesła obrotowe itp. Z tym, że tym razem zaznaczyłam, że jest to zamówienie z przesyłką monitorowaną ze względu na wysoką wartość (oznacza to, ze kurier musi uzyskać mój podpis jako dowód dostawy). Następnego dnia koło 10 słyszę hałas na dole, rzut oka za okno: kurier podjechał. I słyszę, że rozpakowuje zamówienie, wszystko ląduje na parterze. No i siedzę w biurze i czekam. Za chwilę zjawia się w moim biurze i podstawia urządzenie po podpis. No to mówię, że nie mogę podpisać, bo nie wiem gdzie to zamówienie się znajduje. Kurier widzę siny się zrobił i mówi, że na dole i mogę iść sprawdzić. Więc mówię mu, z najpiękniejszym uśmiechem na jaki mnie stać, że w dokumentach ma miejsce dostawy: ul. taka i tak: Biuro - i moje nazwisko. Więc dopóki zamówienie nie znajdzie się w moim biurze, nie mogę mu tego podpisać. Już nie siny a purpurowy na twarzy, wniósł wszystko na miejsce, a ja podpisując życzyłam mu miłego dnia.

Właśnie kończę robić zamówienie z dostawą na jutro... ciekawa jestem gdzie jutro je znajdę :)

kurierzy

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 415 (489)

1