Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

bazienka

Zamieszcza historie od: 20 sierpnia 2011 - 17:54
Ostatnio: 3 lutego 2024 - 8:24
Gadu-gadu: 5477672
O sobie:

bazia, kotka (łac. amentum, ang. catkin) – odmiana kłosa lub grona, typ kwiatostanu, w którym pojedyncze kwiaty osadzone są na osi pędu bez szypułek lub z krótkimi szypułkami. Kotki mają przeważnie wiotką, zwieszająca się oś główną

  • Historii na głównej: 96 z 140
  • Punktów za historie: 28543
  • Komentarzy: 10980
  • Punktów za komentarze: 33147
 

#57628

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na świeżo, po historii reinevana http://piekielni.pl/57520

WOŚP WOŚPem, oni przynajmniej rozliczają się z dotacji.

Natomiast uczulam na tzw. "oszustwo miłosierdzia".
Czyli np. błagalne listy, często przed świętami, że Ania czy Kubuś mimo kilku latek życia chorują na coś tam, rehabilitacja kosztuje tyle a tyle, samotna mama nie daje rady i prosi o pomoc, a także zapewnienie dzieciątku odrobiny radości świątecznej w tym szarym i trudnym życiu. A potem okazuje się, że Ania nie jest Anią, tylko na zdjęciu jest dziewczynka ze Stanów Zjednoczonych, a jedyną informacją prawdziwą w historii jest numer konta.

Albo puszki w sklepach czy innych instytucjach - Martusia choruje na poważną wadę serca, umrze jeśli nie zbierzemy miliona monet na operację. I taka puszka stoi. Pół roku, rok... i teraz proszę o włączenie logiki - jeśli Martusia naprawdę walczy o życie, a puszka stoi rok, to pewnie tego życia nie udało się uratować. Jeśli operacja była, a puszka nadal stoi, to pytam - po co? Jako dodatkowy zarobek dla właściciela sklepu?

Zanim zdecydujecie się na dar serca - sprawdzajcie, sprawdzajcie i jeszcze raz sprawdzajcie! Przecież nie dalibyście tych przykładowych 100 zł "na słowo" obcemu spotkanemu na ulicy...

http://piekarska.blog.pl/?p=2869

oszustwo miłosierdzia naciągacze

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 367 (441)
zarchiwizowany

#57103

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wczoraj rozmawiałam z moim bratem, którego zostawiła dziewczyna. W Święta. Przez telefon. Po pijaku. Po 2 latach związku i 1,5 roku wspólnego mieszkania.
Samo to mogłoby wystarczyć za historię na Piekielnych, ale Brat opowiedział mi historię, którą usłyszał wtedy od naszego ojca.
Otóż nasz ojciec przed naszym urodzeniem miał żonę Elżbietę i z nią syna Piotra. W któreś święta pochorował się od stojącej na wierzchu sałatki, w związku z tym nie nadawał się do odwiedzin u teściów. Żona wzięła więc dziecko i sama poszła. Nie wróciła, ale ojciec tłumaczył sobie to tym, że może nie chce się zarazić czy co...
Kilka dni później wracał z pracy i zauważył, że jacyś robotnicy wynoszą meble, więc zaoferował pomoc...
Tak, to były jego meble.

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (124)

#55261

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Skojarzenie po http://piekielni.pl/55182, czyli nowa wersja metody "na wnuczka".

Otóż babcia koleżanki - nazwijmy ją Z(ofią), dostała telefon, w którym "wnuczka" prosiła o pieniądze - 10 tys złotych. Umówiła się na termin, w którym "koleżanka" przyjdzie po pieniądze, bo "wnuczka" nie może.
Coś ją tknęło, do wnuczki zadzwoniła jeszcze raz - wyjaśniła nieporozumienie, zgłosiła na policję, policjanci podeszli profesjonalnie, poszli nawet do domu staruszki w umówiony dzień - czekali, czekali i nic.

Po kilku dniach pani Zofia odbiera taki mniej więcej telefon"
P(olicjant)- Dzień dobry, tu Adam Kowalski, podporucznik z Komendy Głównej Policji w Piekiełku. Postanowiliśmy przeprowadzić akcję mającą na celu schwytanie złodziejki na gorącym uczynku. Proszę się z nią umówić, w tym i tym miejscu, i przekazać jej kopertę z pieniędzmi, my będziemy już na miejscu, po cywilnemu, wmieszani w tłum i złapiemy ją podczas popełniania przestępstwa.
Z- Ale skąd ma pan mój numer, skąd pan wie, że do mnie dzwoniła?
P- Proszę pani, wszystko jest pod kontrolą, mamy numer tej pani na podsłuchu, stąd ta informacja.

Po jakimś czasie dzwoni "wnuczka", przeprasza, że spotkanie nie było możliwe, bo koleżance coś wypadło, stłuczkę miała itp. Prosi ponownie o przekazanie pieniędzy. Panie ustalają miejsce i godzinę spotkania.
Bo - jak w amerykańskich filmach - skoro telefon na podsłuchu, to policja na pewno te informacje będzie miała.
Pani Zofia wybrała pieniądze z bankomatu, poszła w umówione miejsce, oddała kopertę obcej kobiecie, tylko na akcję policji doczekać się nie mogła.

Ostrzeżcie bliskich! Policja raczej nie kontaktuje się telefonicznie, a jeśli już w wyjątkowych przypadkach, policjant przedstawiając się powinien podać imię, nazwisko, stopień służbowy, nr odznaki i komendę, co można łatwo sprawdzić dzwoniąc na tę komendę albo chociażby na 997. Nawet jeśli taka akcja miałaby miejsce, policjanci powinni przedstawić się pani Zofii (np. na komendzie, czy w domu), tak, by mogła wyłapać ich w tłumie i czuć się bezpiecznie.
A przede wszystkim policja w naszym cudnym kraju raczej rzadko robi tego typu prowokacje...

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 641 (691)

#54920

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Po przeczytaniu historii Helmuta http://piekielni.pl/54891 stanęła mi przed oczami taka oto sytuacja.

Lato, skwar niesamowity, 30-40 stopni, jadę pociągiem. Nagle przez okno widzę ogień - ktoś wypala trawy. Przy samym lesie. Tylko patrzeć jak zajmie się las przy takich upałach.
Wyciągam bohatersko telefon, by spełnić czyn obywatelski, dzwonię na Straż Pożarną. Przedstawiam się i wywiązuje się dialog:
(D)yspozytor- Gdzie dokładnie jest pożar?
(J)a- Pomiędzy Piekłem a Piekiełkiem, blisko torów. Zauważyłam go jadąc pociągiem.
(D)- Aha... a jakich rozmiarów jest?
(J)- Nie wiem.
(D)- Jak to pani nie wie?
(J)- Nie wychodziłam z pociągu by go zmierzyć, na oko ciężko, a jestem już kilka km od tamtego miejsca i ogień mógł się już rozprzestrzenić na las...
(D)- A jaki to jest las?
(J)- ??
(D)- No jakie drzewa są w tym lesie?
(J)- Iglaste, liściaste?
(D)- Proszę chwilę poczekać...
(melodyjka przez parę minut)
(D)- To jaką powierzchnię lasu zajmuje pożar?
(J)- Nie wiem! Jestem 20 km za tym miejscem, jadę pociągiem.
(D)- Aha... A jakie drzewa są w lesie?
(J)- Zielone! Zrobicie coś z tym wreszcie?
(D)- Proszę poczekać...
(melodyjka)
(D)- To gdzie jest ten pożar?
(J) (już przez zęby)- Pomiędzy Piekłem a Piekiełkiem, w lesie są sosny, świerki, dęby i jesiony, zajmuje 2854 metry kwadratowe i zaraz będzie zajmował więcej jeśli wreszcie się tam nie ruszycie!!
(D)- Aha...
i się rozłączył.

Pojęcia nie mam co się stało później, ale w Wiadomościach ani gazetach nie było głośno o żadnym dużym pożarze, więc mam nadzieję, że sprawnie ugasili...

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 577 (635)

#54156

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przeglądam stare historie i ta http://piekielni.pl/11713 skłoniła mnie do refleksji.

Pracowałam na infolinii jednego Towarzystw Ubezpieczeniowych. Mieliśmy popodpinanych kilka grup- m.in. Kontynuacje, Dokumenty, Zmiany, Sprzedaż, Windykację itp. Kolejne grupy były podpinane w miarę kolejnych szkoleń, i tak startowało się z Dokumentami i Kontynuacjami, po kilku miesiącach dochodziły Zmiany, potem Sprzedaż/Rekalkulacje, potem Windykacja itp.
Klienci natomiast nic sobie z tego nie robili, dzwonili sobie losowo albo manipulowali menu ("aby wybrać 1, wybierz 1 ;)").

Było to w czasie, kiedy byłam już po szkoleniu na Zmianach, natomiast grupy Sprzedaż/Realkulacje jeszcze nie miałam podpiętej, więc mogłam bezkarnie przełączać połączenia.
Wpada połączenie - na Dokumenty.

[J]a- Dzień dobry, bazienka, w czym mogę pomóc?
[K]lient- Bo ja sprzedałem samochód...
[J]- Proszę o chwilę cierpliwości, przełączę pana do odpowiedniego działu...
(przełączam)
Kilkanaście sekund później- tym razem Kontynuacje.
[J]- Dzień dobry, bazienka, w czym mogę pomóc?
[K]- Bo ja sprzedałem samochód...
[J]a- Zdaje się, że rozmawialiśmy przed chwilą, przełączyłam pana do grupy sprzedażowej...
[K]- Ale tam się za długo czeka!
[J]- Proszę pana, nie mamy wpływu na ilość połączeń ani długość czekania, widocznie na linii mamy więcej połączeń niż konsultantów.
[K]- Ale mnie to nie obchodzi! Bo ja sprzedałem samochód...
[J]- Proszę pana, pracuję w dziale, który nie zajmuje się sprawami sprzedaży, przełączę do odpowiedniego działu, proszę o cierpliwość, to naprawdę zaoszczędzi pana czas...

Kilkadziesiąt sekund później.

[J]- Dzień dobry, bazienka, w czym mogę pomóc?
[K]- Bo ja sprzedałem samochód...
Sprawdzam - ten sam klient pojawia mi się na Zmianach.
[J]- Rozumiem, że chce pan być obsłużony jak najszybciej, ale ja nie specjalizuję się w sprawach sprzedaży, przełączę pana.
[K]- Ale tam się za długo czeka.
[J]- Niestety, nie mamy wpływu na kolejki na linii.
[K]- Ale pani na pewno mnie oszukuje, pani się nie chce pracować!
[J]- Niestety, szkolenie jeszcze przede mną, nie chciałabym wprowadzić pana w błąd.
[K]- Ja nie po to płacę za telefon, żeby w kolejkach czekać!
[J]- Proszę pana, a jeśli chce pan kupić kiełbasę, a w mięsnym jest za długa kolejka, to czy idzie pan po tę kiełbasę do papierniczego obok? I się o nią wykłóca?
[K]- No nie...
[J]- No właśnie.
[K]- No dobrze, to już niech mnie pani przełączy.

Do niektórych trzeba łopatologicznie.

infolinia

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 562 (602)

#54131

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zainspirowana historią http://piekielni.pl/53697 przypomniałam sobie podobną.

Mam bardzo prosty nr telefonu, oparty na podobnej zasadzie co ten - 713-713-135.
Siedzę z moim kumplem, oglądamy jakieś filmy na komputerze, wtem - telefon.
Odbieram i na dzień dobry słyszę:
- Gdzie jest mój mąż?
Wyjaśniam, że pomyłka, odkładam słuchawkę.
Po chwili znowu:
- Gdzie jest mój mąż, ty dziwko?!

Za 3-cim razem odebrałam ([J]a, [K]obieta):
[J]- Nie wiem, skąd ma pani mój numer, ale nie ma tu pani męża.
[K]- Kłamiesz, dz@#$ko!
[J]- Nie kłamię, a pani nie ma prawa mnie obrażać.
[K]- Mam prawo, bo jesteś k@#$ą! JA WIEM, że mój mąż poszedł do ciebie.
[J]- To chyba z mężem powinna pani takie rzeczy wyjaśniać, a nie z losowo wybranymi obcymi ludźmi...
[K]- Nie ukrywaj go, ty szmato! Co robicie?
[J]- Pojęcia nie mam, co robi pani mąż, a ja siedzę w domu i oglądam film z kolegą (tu kumpel wziął tel, przedstawił się, potwierdził).
[K]- Ja znam twoją stronę internetową, ja cię znajdę!
[J]- Jaką stronę? (tak, z ciekawości)
[K]- Nie udawaj szmato! www.xxx.com.pl, a jaką! Ty... (kolejny stek wyzwisk)
Poprosiłam panią, by mnie nie obrażała, odłożyłam słuchawkę.
Dzwoni po raz kolejny.
Wyjaśniam po raz kolejny, że pomyłka, nie odbieram więcej tego numeru - może się pani znudzi.

Zaczynają przychodzić sms wyjaśniające, kim jestem ja, mama, (nieistniejące) siostry, babcie, ciocie i reszta.

Wiem, mogłabym być wredna i zgłosić zniesławienie na policji. Sprawdziliśmy stronkę i -bingo- jest sexi blondi. Z podobnym nr tel do mojego.

Dzwonię do pani, która wita mnie uroczym:
[K]- A jednak, ty dz@#$ko! Czego chcesz szmato?
[J]- Wie pani co, mogłabym teraz zanieść telefon na policję, miałaby pani spore nieprzyjemności i odszkodowanie do zapłacenia. Proszę by weszła pani na tę stronę www.
(cisza)
[J]- Jaki jest nr do tamtej pani?
[K]- To nawet swojego numeru nie znasz, k@#$o jedna?
[J]- PROSZĘ PRZECZYTAĆ NR Z EKRANU.
[K]- 713 713 315.
[J]- A dzwoni pani na 713 713 135.
[K]- ...( cisza)... (zatrybiło).

Trzask słuchawki.
Nawet nie przeprosiła.

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 754 (822)

#53306

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przestrzegam, jeśli będziecie kiedykolwiek zamawiać coś w chińskiej restauracji, 2 razy zastanówcie się nad zamawianiem sajgonek.
Szczególnie w barze znajdującym się naprzeciwko gdańskiego Żaka (odpowiedniki w Gdyni i Warszawie).
Dlaczego?

Pomijam fakt, że farsz do sajgonek robi się m.in. z mięsa mielonego słabej jakości (jak się mięso nie nadaje do krojenia, to wrzuca się je w sajgonki - wiecie błony i inne kawałki tłuszczu - smacznego) i że cały farsz miesza się ręcznie, w nie zawsze domytej wannie.
Bardziej chodzi mi o to, że placki ryżowe wkładane są między wilgotne szmaty (takie ściereczki kuchenne), które po zrobieniu kilkuset sajgonek są upieprzone farszem, ale nie zostają wyprane, tylko wrzucone na chwilę do wody z odrobiną płynu do mycia naczyń. Potrafią być nie prane 2 tygodnie i dłużej (a firma ma 2 komplety, strach pomyśleć co było gdy był tylko jeden...), tak, że podczas schnięcia na zapleczu, po którym wala się wszystko, jak również przy robieniu sajgonek rozsiewają woń starej mokrej szmaty...
Smacznego.

chińska knajpka

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 360 (492)

#53204

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Odnośnie dziwnych rozmówców (http://piekielni.pl/52989 i pan od płytek w Empiku), przypominają mi się standardowe rozmowy na infolinii.

(J)- Dzień dobry, bazienka, w czym mogę pomóc?
(K)- Dzień dobry, ja chciałbym się dowiedzieć w sprawie mojej polisy...
(J)- Poproszę nr polisy.
(K)- 02345678901
I się zaczyna...
(J)- Poproszę pana godność i PESEL.
(K)- Jan Iksiński.
( cisza)
(J)- Poproszę PESEL.
(K)- Nr klienta to..
(J)- Poproszę PESEL.
(K)- Nr polisy?
(J)- Nie, PESEL.
(K)- Moja data urodzenia...
(J)- Poproszę pełny PESEL.
(K)- Nr telefonu?
(J)- Nie, poproszę pana numer PESEL. Znajduje się na odwrocie dowodu osobistego...
(K)- To ja nie wiem, co mam pani w końcu podać...
(J)- PESEL poproszę...
(K)- Eee... ale mój?

Nie, sąsiada, na pewno pomoże...

infolinia klienci pytania

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 423 (529)

#52498

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem Zasłużonym Honorowym Dawcą Krwi. Co za tym idzie - mam pierwszeństwo w kolejkach do lekarza i w aptekach. W aptekach, w których robię zakupy, jak byk przy kasie są odpowiednie naklejki, poparte artykułem z ustawy itp.

Jeśli w aptece są 2-3 osoby, to spokojnie staję w kolejce i czekam jak każdy. Jeśli jednak jest tych osób ok 20... no cóż.
Przywilej to przywilej.
Przyzwyczaiłam się do tego, że nagle nie wiadomo skąd wychodzą (albo wręcz wchodzą do apteki) panie w wieku ok 50 plus z krzykiem "ja tu stałam!".
Jak również do tego, że wybucha awantura ze mną w roli głównej - dowiaduję się, że jestem niewychowana, niekulturalna, a kulturalni starsi państwo wyzywają mnie od gówien.
Norma, zawsze jednak informuję, dlaczego pomijam kolejkę, a na opornych zabieram słuchawki, by nie wdawać się w zbędne dyskusje.
Raz nawet dostałam łokciem pod żebra.

Ostatnio złapało mnie zapalenie pęcherza. Kto miał - zrozumie dlaczego raczej nie uśmiechało mi się grzecznie czekać, aż 30 osób stojących przede mną zrobi zakupy.
Przeprosiłam więc, stanęłam za osobą przy okienku objaśniając, dlaczego to robię, wskazując tabliczkę.

Pani stojąca obok mnie zaczęła krzyczeć coś na temat dzisiejszej młodzieży (kolejka dzielnie wtóruje), wyjaśniłam raz jeszcze, że jestem ZHDK, że przysługuje mi zrobienie zakupów bez kolejki. Pani najpierw zażądała okazania dokumentu, po czym stwierdziła, że sama też jest ZHDK. Zaproponowałam okazanie książeczek farmaceucie. Pani jakże elokwentnie zbyła mnie słowami "Sp******aj, gówniaro", dostałam po nerkach, pani dopadła okienka.
No cóż - kłócić z głupim się nie będę.

Poczekałam spokojnie aż pani zaspokoi palącą potrzebę, podchodzę do kasy i co słyszę od farmaceutki?

- No i po co było robić aferę? - plus monolog na mój temat.

Tak moi drodzy, korzystanie z przywilejów to robienie afer, bo przecież te karteczki o pierwszeństwie wiszą dla ozdoby.

Skargę napisałam, nie wiem, co się z nią stało.

Dla dociekliwych - Gdańsk, apteka dyżurna w Realu przy Kołobrzeskiej. Nie polecam.

apteka

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 684 (844)

#52023

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Taka mała retrospekcja inspirowana dniem dzisiejszym.

Około 10 lat temu, wieś gminna. Gmina taka na 5 tys. mieszkańców.
Południe mniej więcej. Idę sobie do lekarza po receptę na kolejną dawkę leków przeciwalergicznych. Między pocztą a sklepem wielobranżowym, obok stojaka dla rowerów leży starszy pan. Ludzie oczywiście przechodzą obok, podchodzę do pana słysząc słowa jakiejś kobiety - "zostaw, pewnie pijany".

Człowiek nie rusza się, nie oddycha. Dzwonię na pogotowie i dodatkowo do przychodni - niech lekarka bierze worek ambu i przybywa, bo zanim dojadą te 20 km z najbliższego miasta, to trochę zejdzie. I standardowo resuscytacja, po kilku minutach mam zmienniczkę - moją panią doktor.
Pacjenta niby udało się odratować, tyle że pozostał warzywkiem do końca swojego około miesięcznego dalszego życia. A gdyby ktoś choćby pobiegł po lekarza, czy zaczął 'wentylować' pana wcześniej, byłaby szansa na normalne życie.

I sytuacja dzisiejsza.
Gdańsk, dość ruchliwe skrzyżowanie. Wysiadam z tramwaju i tłum gapiów. Przeciskam się, widzę leżącego mężczyznę, tłum oczywiście tak wielce zaaferowany i zajęty strzelaniem słitfoci pt. "takie tam, z nieprzytomnym", jak również filmików na komórkę, że nikomu się na pogotowie zadzwonić nie chciało. Sprawdzam czynności życiowe - na szczęście oddycha, nieprzytomny. Wydaję dyspozycję - odsunąć się, bo człowiek nie ma czym oddychać, pani w czerwonej bluzce proszę zadzwonić na pogotowie, powiedzieć kiedy przyjedzie, pana w niebieskiej koszulce poproszę o podniesienie nóg poszkodowanego (na oko 80 kg, ja ok 50), sama podnoszę ręce i tak sobie czekamy na karetkę. Ścisk gapiów taki, że ratownicy mają problem z przeciśnięciem się, oczywiście zostaję mistrzem pierwszego planu na filmiku...

W sumie dobrze, może na jutubie uda się wytypować osobę, która mężczyznę pozbawiła portfela i telefonu.

No ręce i (wszystko inne) opadają. Tracę i tak nadwątloną wiarę w ludzi.

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 713 (763)