Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

bazienka

Zamieszcza historie od: 20 sierpnia 2011 - 17:54
Ostatnio: 3 lutego 2024 - 8:24
Gadu-gadu: 5477672
O sobie:

bazia, kotka (łac. amentum, ang. catkin) – odmiana kłosa lub grona, typ kwiatostanu, w którym pojedyncze kwiaty osadzone są na osi pędu bez szypułek lub z krótkimi szypułkami. Kotki mają przeważnie wiotką, zwieszająca się oś główną

  • Historii na głównej: 96 z 140
  • Punktów za historie: 28546
  • Komentarzy: 10978
  • Punktów za komentarze: 33166
 

#76463

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pierwszego dnia świąt jechałam do przyjaciółki, do Rumii, skmką.
W okolicy Gdyni do przedziału wsiadł pan, rozkładał jakieś obrazki, pokazywał kartkę, że jest głuchoniemy i prosi o datki.
Doszedł do miejsca, gdzie siedziałam ja, był zwrócony twarzą do okna, powiedziałam " Dziękuję".
Pan aż podskoczył, odwrócił twarz w moim kierunku, zaczął coś niby "migać".
Uczyłam się kiedyś języka migowego, więc zamigałam, milcząc:
"Czy rozumie pan, co ja migam?"
Facet załapał stupor i patrzyliśmy na siebie przez chwilę.

Ogólnie na to pytanie wystarczyło odpowiedzieć "tak" (litera T przechodząca płynnie w literę K).
Zaczął machać rękami bez ładu i składu.
Zamigałam więc - "Czy naprawdę jest pan niesłyszący?"
Koleś poczerwieniał, wzmógł machanie.
Zamigałam więc, mówiąc głośno - "Przypadkowe machanie rękami, to nie język migowy, proszę nie oszukiwać ludzi".
Pan dostał hiperwentylacji, migiem pozbierał obrazki, wysiadając na najbliższym przystanku rzucił mi tylko "Spiertalaj"...
A podobno głuchoniemy...

Uważajcie.
Warto nauczyć się chociaż alfabetu i podstawowego pytania - "jak masz na imię" i sprawdzać takich typów.

skm oszust niesłyszący żebrak

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 264 (294)
zarchiwizowany

#76409

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tematy weselne...

Mój były narzeczony utrzymywał regularnie kontakt z dalszą rodziną- kuzynostwem, wujostwem. W wyniku silnych więzi rodzinnych często byliśmy zapraszani na wesela.
Pewnego razu akurat wyjeżdżałam do pracy (wakacje w czasach studenckich), a tu wesele. Ja takich spędów masy obcych dla mnie ludzi nienawidzę, więc w sumie się cieszyłam nawet, że mnie to ominie.
Narzeczony poszedł sam. Cały wieczór spędził obtańcowując kuzynki, najwięcej czasu poświęcił niejakiej Ani, 10 lat od niego młodszej ( on 26 ona 16).

Od tego czasu zaproszenia zaczęły przychodzić imiennie na Patryka i Anię. Pomimo iż rodzina doskonale wiedziała, że jesteśmy ze sobą 4 lata, zaręczeni, mieszkamy razem.

Ania natomiast wymyśliła, że zaprosi Patryka na jakieś połowinki czy inny bal gimnazjalny. Jako swoją osobę towarzyszącą. Z noclegiem, bo to miasto oddalone od naszego domu o kilkadziesiąt kilometrów....

wesele hucpa rodzina zaproszenia

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 58 (122)
zarchiwizowany

#76324

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia należy do mojej przyjaciółki, a właściwie do jej brata.

Mam przyjaciółkę, Kasię, poruszającą się na wózku inwalidzkim. Oboje z bratem Tomkiem chorują na zanik mięśni.

Historia dotyczy byłej dziewczyny Tomka, Marty (bodajże). Otóż Marta swego czasu prawie mieszkała u Tomka i jego mamy. Mieszkała, robiła syf, nigdy po sobie naczyń nie zmyła, nie zrobiła zakupów itp. Żeby było ciekawiej- dziewczyna miała pracę, nawet niezłą, zwyczajnie pasożytowałą na niepełnosprawnym chłopaku i jego matce.
Wszystko ogarniała mama Kasi i Tomka, ponieważ miała obsesję na punkcie tego, żeby nikt nie zarzucił, że " no wiadomo, niepełnosprawni mieszkają, to nie dziw, że syf".

Marta dostała mieszkanie w spadku po babci. Młodzi byli zaręczeni, więc matka Tomka wyłożyła pieniądze na remont. Odpicowali mieszkanie, pieniędzy starczyło na meble.
Pył był taki, że mama Tomka razem z jakąś koleżanką kilkukrotnie musiały przetrzeć 10piętrową klatkę.
Ale mieszkanie było wymuskane.

Następnego dnia Marta zwróciła Tomkowi pierścionek zaręczynowy i zerwała z nim

pazerność wykorzystywanie niepełnosprawni pasożyt

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 59 (145)

#76218

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Odnośnie http://kielce.tvp.pl/28116488/czy-musialo-dojsc-do-tragedii.
Generalnie chodzi o to, że kierowca zasłabł, leżał z głową na kierownicy, a pasażerowie zamiast pomóc, zadzwonić na pogotowie, cokolwiek, naciskali przyciski obok niego by otworzyć sobie drzwi i opuszczali pojazd.

I nawiążę do historii mojej.

Kiedyś siedziałam sobie w autobusie od przejścia. Przy oknie starsza pani. Chce wysiąść, mimo iż do przystanku dobrych parę minut. Wstałam, przepuściłam. Tyle że autobus akurat zakręcał. Zarzuciło mną na słupek, dostałam w kręgosłup i osunęłam się na podłogę.
I tak sobie leżałam, a ludzie skakali sobie przeze mnie nie zważając na człowieka leżącego na podłodze. Normalnie ubraną osobę, która upadła na ich oczach. Próbowałam się podnieść, nikt nie pomógł. Nikt próśb o pomoc nie słyszał. Do przystanku końcowego, kiedy pomógł mi kierowca autobusu.
Podenerwowany, że mu problem robię i że przeze mnie się spóźni.

znieczulica

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 276 (314)

#76207

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie myślałam nigdy, że dodam historię na temat ruchu drogowego, a jednak ;).
Odnośnie http://piekielni.pl/76163 . Mieszkałam za gówniary w miejscowości Wicko. Wieś gminna między Łebą a Lęborkiem.

Mieszkaliśmy przy drodze jednokierunkowej, którą jechało się do Lęborka. Jednokierunkowej.
Co nie przeszkadzało rzeszy kierowców jechać nią pod prąd, wykręcając w NASZEJ bramie i zawracając.
I wielokrotnie byłam w sytuacji, kiedy wracając ze szkoły lub z zakupami, jeden samochód jechał pod górę, na Lębork (prawidłowo), drugi go wyprzedzał, a trzeci jechał na czołówkę ze mną.
Z drogą zajętą przez trzy samochody jednocześnie pozostawało mi tylko skakać do rowu lub na maskę któregoś z nich...
Przyczyną takich sytuacji było to, że kierowcy nie zauważali, iż przy poczcie można było skręcać albo na Słupsk (dwukierunkowa), albo na Lębork, a orientowali się za późno.

W związku z zagrożeniem dla mieszkańców tej ulicy, ojciec wywalczył w gminie odpowiednie znaki - strzałki Słupsk i Lębork były naprawdę jebitne, u nas na podjeździe zaś wielki zakaz zawracania.
Zmieniło to niewiele.
A najlepszy był pan, który na naszym podjeździe zaparkował i poszedł sobie na tę wspomnianą pocztę i stał tam parędziesiąt minut w kolejce, kiedy ojciec miał ważny wyjazd...

jednokierunkowa piraci_drogowi

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 164 (188)

#76177

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tym razem inspiracja nie Piekielnymi, ale tym: http://anonimowe.pl/NxWBB.

Moja przyjaciółka Kasia, która porusza się na wózku inwalidzkim, ma koleżankę, Agnieszkę. Agnieszka zachorowała na raka piersi, ponadto choruje na SM albo inną chorobę utrudniającą poruszanie się (nie wiem dokładnie), podczas wydarzeń opisanych w historii jest już osobą leżącą.
W związku z tym Kasia poprosiła swoją opiekunkę, by wpadła również do Agnieszki.
Co zastała:

- Aga leżała na łóżku. W zasikanym i zasranym pampersie.
- Z jej włosów zrobił się jeden wielki kołtun. Jej mąż, Krzysiek, mył ją raz w miesiącu, ale włosów nie pozwolił ściąć, bo "on lubi długie włosy".
- Kobieta, nie przymierzając, śmierdziała - chyba nie nadszedł jeszcze ten "raz w miesiącu".
- Pościel dosłownie kleiła się od wydzielin.
- Mąż nie pozwalał jej na wizyty lekarskie, raka leczył witaminą C.
- W wyniku tego Agnieszce zrobiła się ciągle jątrząca się rana otwarta na piersi. Nie była ani dezynfekowana, ani przykryta, ani opatrzona. Po prostu z piersi mniej lub bardziej radośnie spływała krew pomieszana z ropą. Ciągle.
- Oczywiście żadnych środków przeciwbólowych, bo to chemia, lobby farmaceutów itp.
Dziewczyny się zirytowały, postraszyły Krzyśka - zajmujesz się żoną albo zgłaszamy to do różnych instytucji.

Asia podjęła się opieki nad Agnieszką, kiedy przychodziła, nagle okazywało się, że da się umyć włosy, da się żonę nakarmić, przewinąć, da się choćby zawinąć tę pierś...

Kiedyś natomiast Asia wpadła bez zapowiedzi. Miała po prostu blisko, po drodze.
Co zastała - a Agnieszkę leżącą w pokoju, bez szklanki wody chociażby, głodną. Kanapki leżały przygotowane, owszem. Na blacie w kuchni. Suche po kilku godzinach, bo Krzysiek był w pracy.
Asia najpierw myślała, że może się spieszył, zapomniał, ale Aga powiedziała, że "on zawsze tak robi, tylko jak przychodzisz to jest inaczej".

Tu już Aśka się maksymalnie wkurzyła, Kasia zainterweniowała w instytucjach, załatwiła opiekunkę z MOPS-u, a Krzysiek został postawiony pod ścianą - albo zajmuje się Agą należycie, albo oddaje ją do hospicjum, gdzie ktoś zrobi to za niego, albo idziemy na policję i stawiamy zarzut z art. 207 - długotrwałe znęcanie się, plus odmowa pomocy lekarskiej i ograniczenie wolności.

Wszystko skończyło się dobrze, udało się nawet ogarnąć i wdrożyć terapię onkologiczną.
Ale jakim człowiekiem trzeba być, by własną żonę skazywać na potencjalną śmierć, wiedząc o ciężkiej chorobie? Pozostawić samą, upokorzoną, w wydzielinach własnego ciała? Odmawiać prawa do załatwiania najbardziej palących potrzeb - fizjologicznych, znając dokładnie jej stan?

Brakowało, żeby się jeszcze z nią rozwiódł i wywalił na ulicę.
Nie wiem, co chciał osiągnąć - może ubezpieczył ją i czekał, aż sobie umrze?

znęcanie_się zaniedbanie opieka

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 234 (294)

#76086

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tym razem Polski Bus.

Jechałam na trasie Gdańsk-Warszawa.
Wchodzę, podaję numer rezerwacji.
Powiedzmy, że początek to 24-9173-....
Więc mówię panu sprawdzającemu [PS]:
- Dwa, cztery, dziewięć, jeden, siedem, trzy...
- Nie ma.
- Jak to nie ma? (patrzę na jego kartkę z numerami) Oooo, tu jest! (pokazuję palcem)
- Ale to DWADZIEŚCIA CZTERY, DZIEWIĘĆ TYSIĘCY STO SIEDEMDZIESIĄT TRZY! (pan może nie krzyczał, ale powiedział to tak protekcjonalnym tonem, że capslock jest jak najbardziej zasadny)
- Ale to to samo przecież...
- NIE TO SAMO! Jak to samo?! TU są DZIESIĄTKI I JEDNOŚCI, matematyki w szkole nie miałaś?!
- Ale tak jest krócej i łatwiej.
- Nie będziesz mnie gówniaro pouczać jak mam pracować. Matury z matematyki to pewnie nie zdałaś, a się wymądrzasz!
- Nie zdawałam, bo nie musiałam, mam 30 lat i nie jestem gówniarą.

Ogólnie poszłam sobie, bo co będę mu pozwalać się na siebie drzeć, coś tam jeszcze pokrzyczał, ja usiadłam i słyszałam, jak znalazł sobie kolejną ofiarę do pouczeń.

Skarga poszła jeszcze w busie.

Czy ktoś z Was spotkał może tego przemiłego fascynata matematyki?

polski_bus kierowca autobusy pouczanie

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 193 (231)

#76062

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Odnośnie http://piekielni.pl/76010 .

Kiedyś jechałam tramwajem, takim jeszcze starego typu, 2 osobne wagony. Skasowałam bilet, usiadłam. Kilka przystanków dalej wszedł menel. Siedzi i śmierdzi. Podeszłam do motorniczego prosząc by usunął pana. Zero reakcji. Obok wisiał regulamin, więc stwierdziłam, że na mocy punktu x regulaminu usunięcie osoby, której widok lub zapach powoduje obrzydzenie, jest jego obowiązkiem służbowym. Odpowiedź pana?
- Nie będziesz mi mówić, jak mam pracować gówniaro!

Stwierdziłam, że z głupim kłócić się nie będę, na kolejnym przystanku zmieniłam wagon i jadę dalej.
Kontrola.
Kontrolerzy stwierdzają, że mandat. Bo nie te numerki na bilecie ( wagony miały numery kolejne, powiedzmy 1111 i 1112), wytłumaczyłam sytuację, usłyszałam, że to nie ich sprawa. Wykłóciłam się grożąc skargą i odwołaniem

Ad 1. Skarga oczywiście poszła, dostałam jakąś rutynową formułkę, że zostaną wyciągnięte konsekwencje służbowe.
Ad 2. Moje kochane kanarki, czy w tej sytuacji miałam rację ja czy panowie kontrolerzy? W końcu jechałam tym samym pojazdem i nie przesiadłam się dla zabawy, tylko by nie zwymiotować...

komunikacja_miejska menele kontrolerzy

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 185 (203)
zarchiwizowany

#75989

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
http://piekielni.pl/75931
Coś podobnego przeżyłam sama.

Jechałam autobusem, w pewnym momencie robił on "nawrotkę" i to bynajmniej nie z najmniejszą prędkością.
Siedziałam "od przejścia", a tu kobieta siedząca "od okna" wstaje i pcha się na mnie. Ani "przepraszam", ani nic.
Powiedziałam pani, że wstanę i przepuszczę ją jak autobus zatrzyma się na pryzstanku.
Zwyzywała mnie że młoda że dupska się podnieść nie chce.
Zdążyłam powiedzieć, że raz tak już miałam przy wstawaniu i nagłym hamowaniu, że uszkodziłam kręgosłup, nie mogłam się podniećć i resztę trasy spędziłam na podłodze, bo NIKT mi nie pomógł, a ludzie zgrabnie przeskakiwali nade mną leżącą w przejściu.
Babsko prawie mi się na kolana wpakowało ( normalnie jak taran), dobrze, że już był ten przystanek...

znieczulica komunikacja_miejska autobus starzy_ludzie roszczeniowość

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 55 (117)

#75860

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie o współlokatorach.
Kiedyś kiedyś musiałam się na szybko wyprowadzić.
Znalazłam pokój - w mieszkaniu z siostrzenicą właścicielki, Amandą.
W moim pokoju przed wprowadzeniem syf niemiłosierny - miałam sobie sama posprzątać.
Praktycznie nie było mnie w domu, z pracy na wolontariat, często nawet nie nocowałam.

Wolontariat się skończył, zaczęły się uroki mieszkania.
Poza standardowymi: imprezami, syfem, znikającym z lodówki jedzeniem, zauważyłam na moim laptopie plamy po ketchupie...
Właścicielka:
- stwierdziła, że mogę NA WŁASNY koszt zamontować sobie zamek i potem na własny koszt zdemontować.
- poradziła trzymać jedzenie u siebie w pokoju. Niezamykanym. W lipcu. Przy 30 stopniach na zewnątrz.

Poddałam się, kiedy, wróciwszy z pracy, zastałam w moim pokoju książkę - lekturę szkolną, otwartą, a na niej ZUŻYTĄ PODPASKĘ.

Zadzwoniłam po kumpelę z samochodem, w godzinkę-2, przeniosłam się do kumpla, który mi to wcześniej zaproponował.

Do wszystkich moich soków z lodówki dosypałam środka na przeczyszczenie. Wiem, wstrętne z mojej strony, ale może dziewczyna nauczy się, że cudzego się nie rusza. Szkoda, że nie zrobiłam tego, jak tylko jedzenie zaczęło znikać.
Właścicielce zakomunikowałam fakt wyprowadzki w trybie natychmiastowym, obruszyła się, że "mogłam wcześniej dać znać, co się dzieje"...

Nie wiem kto był tu bardziej piekielny - współlokatorka, właścicielka, czy ja, zwijając manatki z prędkością światła...

współlokatorzy wynajem właściciele współdzielenie mieszkania

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 226 (310)