Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

bazienka

Zamieszcza historie od: 20 sierpnia 2011 - 17:54
Ostatnio: 3 lutego 2024 - 8:24
Gadu-gadu: 5477672
O sobie:

bazia, kotka (łac. amentum, ang. catkin) – odmiana kłosa lub grona, typ kwiatostanu, w którym pojedyncze kwiaty osadzone są na osi pędu bez szypułek lub z krótkimi szypułkami. Kotki mają przeważnie wiotką, zwieszająca się oś główną

  • Historii na głównej: 96 z 140
  • Punktów za historie: 28547
  • Komentarzy: 10978
  • Punktów za komentarze: 33166
 

#80710

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Kupiłem domek letniskowy w sąsiedztwie Władysławowa tak mniej więcej 10 minut piechotą do jego centrum i tyle samo do plaży. Prosty murowany na poddaszu jeden pokój, na dole drugi oraz łazienka i kuchnia. Woda i ogrzewanie elektryczne pozwalają na teoretycznie całoroczne użytkowanie. No, ale w praktyce od Maja do Października. Traktuję to jako działkę gdyż albo pociągiem lub wozem 2,5h jazdy i jestem nad morzem.

W każdym razie mam piekielnych kuzynów.
Jedna ciocia z jej rodzinką w postaci męża i dzieciarni po 13-15 lat.
Druga ciocia z mężem, oraz ich córki po około 19-21 lat.
Normą jest domaganie się kluczy w okresie wakacyjnym, bo przecież rodzina, a w tych regionach koszt domu do wynajęcia to około 150-250zł doba.
Zawsze grzecznie odmawiam, a pomysłów mają co niemiara.
A to bo nad morzem drogo, a to córeczki chciały wpaść na weekend z paczką czytaj dwudziestoma osobami w postaci bydło przeszło itd.
Ale rozwaliła mnie ciotka co przyjechała z dziećmi.

Otóż długi weekend. Wjeżdżam w ulicę przy której stoi mój dom i w oddali widzę wóz ciotuni stojący pod moją bramą. Szybko skręcam w boczną i cicho podszedłem kawałek i tak siedzą w zapakowanym aucie całą rodziną i czekają na mój przyjazd. Cóż pojechałem na miasto i poszedłem na deptak, plażę potem obiadek i byłem w trakcie zakupów w robaczku z kropkami, gdy dzwoni ciotunia.

Gdzie jestem! Żadnego hej czy coś grzecznościowego.
Jak to wracam zaraz do domu tylko zakupy kończę.
By my już czekamy od kilku godzin!
Ok kupie w takim razie ciasto jeszcze i za 5 minut jestem.

Dzwonie po kilku minutach. No jestem w domu, gdzie jesteście.
No jak to pod bramą. Jaką bramą, pod blokiem nie mam bramy.
No jaką we Władysławowie.
Aaa tutaj, ale ja jestem w domu miałem jechać, ale cos mi wypadło.
K....wa, ojciec mówił, że jedziesz!!!
Co ja dzieciom powiem!!!

Sposób na darmowe nocowanie postaw przed faktem dokonanym.

rodzina

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 297 (313)

#80324

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Luźna dygresja ad opowieści kandydatów o braku pracy lub pracodawców o braku pracowników.
Problem leży w słowie "biegle" oraz braku przejrzystości warunków zatrudnienia ipermanentnym kłamaniu kandydatów.

- Angielski biegle - gdy poziom ma komunikatywny.
Owszem, wiem, że w większości wypadków ten komunikatywny jest w zupełności wystarczający, a pracodawca i kandydat wzajemnie się nakręcają w oczekiwaniach.
Kandydat - napiszę, że biegle, to i tak z moim komunikatywnym mogę być lepszy niż reszta.
Pracodawca - napiszę, że wymagam biegłego, to może się ktoś z choć komunikatywnym trafi.
Bo biegły to poziom C2 (CPE), bardzo dobry C1 (CAE), a z FCE na tróję to kwalifikujesz się właśnie jako komunikatywny.

- Excel biegle - gdy potrafi kilka prostych formuł i tyle.
Owszem, wiem, że często pracodawca wypisuje androny o biegłym Offisie, jakby mu Publisher był do szczęścia potrzebny, ale to dowodzi jedynie, że taki pracodawca gucio wie o możliwościach tego pakietu.
Jeśli kandydat napisze, że potrafi Office'a biegle, to albo jest faktycznie tak dobry (ułamek procenta), albo podobnie jak wyżej gucio wie, co można z nim zrobić. Biegły Excel to magia, a czym więcej się wie, tym ma się coraz większą niewiedzę.
Ba. Mało kto potrafi biegle Worda, bo tu z kolei mądrale uważają, że potrafią biegle, bo znają rozkład klawiatury, potrafią wycentrować i wstawić stopkę.
Wielu nawet tego rozkładu nie zna, pocąc się z klawiaturą z paroma wytartymi klawiszami.

- Prawo jazdy czynne - praca częściowo wymagająca jeżdżenia, a przychodzą ludzie, którzy prawo jazdy owszem, posiadają, gdzieś na dnie szuflady i od 10 lat nie jeździli.
Spoko, wystarczy odświeżyć, przypomnieć sobie, ale to jak z nieużywanym językiem. Zdobyłeś jakiś poziom 10 lat temu, to nie oznacza, że masz go nadal. Pewne umiejętności wymagają większego nakładu sił niż kilkudniowe podszkolenie, a z prawem jazdy kluczowa jest wprawa w prowadzeniu. Nadrób braki, a potem aplikuj.

- Z cechami osobowościowymi jest już kompletna wolna amerykanka.
Każdy uważa, że potrafi pracować w grupie, jest dokładny, komunikatywny i ma odporność na stres. Bo tak jest cool i tak wypada.
Pracodawca z kolei zżyna inne ogłoszenia, bo nie chce mu się wysilić na własne, sądząc, że przecież do jego 5-osobowego, prężnie rozwijającego się przedsiębiorstwa ludzie będą walić drzwiami i oknami.

- Rozmowa kwalifikacyjna pracodawcy - panienka z HR lat dopieropostudiach, zadająca kretyńskie pytania "Gdzie pan się widzi za 5 lat", bo uczyła się z podręcznika, który 10 lat temu był już przestarzały. Dobrze gdy nasze CV zna.
I jak ma zareagować facet z 20-letnim doświadczeniem, gdy mu zamiast o meritum HR-owiec wyjeżdża z pierdołami, uważając, że to one są ważne. Wspomniane w innym wątku "obycie" powinno charakteryzować właśnie HR-owca, który nie tylko nie musi, ale nie jest w stanie (bez studiów czy szkoleń) zgłębić niuansów pracy pracowników, których ma zatrudniać. Musi natomiast mieć pojęcie, których cech miękkich szukać w kandydatach i wiedzieć, jak je rozpoznać. Wiem, że jest na to wiele testów, które HR-owcy przerabiali na swojej psychologii. Kandydaci też potrafią się nauczyć, jak je rozwiązać, żeby było idealnie, niekoniecznie zgodnie z prawdą.

- Rozmowa kwalifikacyjna kandydata do firmy z porządnie rozbudowaną stroną:
”Co Pan wie o naszej firmie?”.
”Yyyyy?”.

- Ogłoszenia firemek "pracownik biurowy" z zakresem obowiązków recepcjonistki i młodszej sekretarki.
Wymagania: wykształcenie wyższe, biegłe wszystko, nienaganna aparycja. I seksistowsko powiem, że tylko nienaganna aparycja jest z powyższych uzasadniona.

itd. itp.

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 171 (215)

#77494

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Telefony telemarketerów. Jak nie banki i kredyty, to usługi telekomunikacyjne, jak nie zaproszenie na pokaz garnków, to propozycje reklamy czy pozycjonowanie, jak nie wyłudzanie danych, to wyłudzanie pieniędzy.

1.
Ona - Dzień dobry, dzwonię aby potwierdzić adres dostawy.
Ja - Jakiej dostawy.
O - Na zamawiany towar.
Ja - Jaki towar?
O - Towar i wysyłka była ustalana, tylko chciałam potwierdzić adres dostawy.
Ja - Jaki towar, z kim ustalany?
O - Zgodny z umową z osobą decyzyjną.
Ja - POMYŁKA ;p (kobietę zatkało, wydobyła z siebie tylko długie "eeeee", chyba tego nie było w scenariuszu ;p)
(ściema i oszustwo - czytałam w necie, że po potwierdzeniu adresu przychodzi książka telefoniczna za 300 zł).

2.
Ona - Dzień dobry, chciałabym rozmawiać z osobą decyzyjną.
Ja. W jakiej sprawie.
Ona - FIRMOWEJ! (tak, takim tonem)
Ja- Kłódki? (prowadzę hurtownię okuć)
Ona - Słucham?
Ja - Wkładki? Klamki? Zamki?
Ona - Nie.
Ja - Nic innego nie mamy. Do widzenia.

3.
Ona - Dzień dobry, chciałabym rozmawiać z właścicielem.
Ja - To proszę do niego dzwonić. (hi hi ;p)

4.
Odbieram telefon i słyszę komunikat - "proszę czekać, będzie rozmowa". Nie poczekałam, rozmowy nie było.

5.
On - Dzień dobry, gdhjslkrjj (bełkocze nazwę firmy), chciałbym zaproponować...
Ja - Proszę powtórzyć imię, nazwisko i nazwę firmy.
bip bip bip (tajne czy co?)

6.
On - Dzień dobry, gdhjslkrjj (bełkocze nazwę firmy), chciałbym zaproponować...
Ja - Proszę powtórzyć imię, nazwisko i nazwę firmy.
On - A po co? (uczą się korpoludki ;p)
Ja - Wie Pan, wypadałoby :D
On - To proszę MI się przedstawić.
Ja - To Pan nie wie do kogo dzwoni? :D
Nie wiedział. Szkoda.

7.
Ona - Dzień dobry, czy mogę rozmawiać z osobą decyzyjną?
Ja - Reklamy czy kredyty?
Ona - Eeee, muszę rozmawiać z osobą decyzyjną.
Ja - Niech mi Pani powie, reklamy czy kredyty. Bo nie wiem, czy powiedzieć - nie dziękuję, czy się rozłączyć.
bip bip bip - czyli kredyty :D

8.
Ona - Dzień dobry, czy mogę rozmawiać z osobą decyzyjną?
Kolega - Tu automatyczna sekretarka osoby decyzyjnej, po usłyszeniu piiiip, proszę zostawić wiadomość - piiip
Ona - Pan sobie żartuje!!
Kolega - Tak.
Rozłączyła się, ludzie czasami za poważnie podchodzą do swojej pracy.

9.
Ona - Dzień dobry, CEiGD. Wysyłaliśmy do Państwa wezwania do zapłaty, jeśli opłata nie zostanie uregulowana, zostaną Państwo wykreśleni z naszej bazy danych.
Ja - Jak nas Pani będzie wykreślać, to proszę nie zapomnieć o numerze telefonu .
(Bezczelność i oszustwo podszywać się pod CEiDG i żądać kasy).

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 338 (346)

#77408

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Nogę zwichnąłem. Niby nic, umierać na to nie zamierzam, ale czasem trochę boli.

W temacie, że boli, postanowiłem nie przeciążać kopyta i przysiadłem w autobusie. Wybrałem jedno z siedzeń typu "czwórka" - po dwa siedzenia skierowane na przeciw siebie. Udało mi się tak przejechać na nim dwa przystanki gdy, na trzecim z kolei, na siedzenie obok wpadła, dosłownie wpadła, niewiasta w wieku lekko poprodukcyjnym. Nie miałbym jej za złe zajęcia wolnej przestrzeni, gdyby użyła jakiegoś zwrotu grzecznościowego, w stylu "przepraszam". Niestety, chyba jednak trafiłem na córkę Minotaura, bo temat załatwiła nieomal z byka, tratując mi przy tym obolałą nogę. Twardy jestem - no, powiedzmy, staram się być - jednak to mnie ubodło. Na tyle, że syknąłem z bólu.

Nic nie zdążyłem więcej zrobić, a Pani już zaczęła się mościć jak dzik na kasztanach. Stękała, sapała, szturchała mnie namiętnie pod żebra, wszystko by tylko wywalczyć sobie więcej wolnej przestrzeni. Zajęty wewnętrznym monologiem, w którym naprzemiennie używałem słów "noga" i wulgarnego synonimu prostytutki, nie zdążyłem odpowiednio szybko dostosować się do wymogów współpasażerki. W końcu Pani, wyraźnie niezadowolona, postanowiła przemówić.

- No przesuń, że się! Nie mieszczę się! - syknęła dość głośno.
- Jak to jest, że siedzenia mamy takie same, ja ważę ponad osiemdziesiąt kilogramów i ja się mieszczę? - zapytałem ciekawie.

Pani dokonała niemożliwego, jednocześnie się nadęła i skurczyła, bo koło mnie zrobiło się naraz sporo luzu.
Resztę drogi przejechaliśmy w ciszy, każde kontemplując swoje problemy.

komunikacja_miejska

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 306 (334)

#77155

przez ~pasazerka ·
| Do ulubionych
Historia z cyklu "wredna baba w autobusie".

Od razu uprzedzam, że dla was może to nie być zbytnio piekielne, ale dla mnie tak, zwłaszcza moje zachowanie. Zawsze ustępuję miejsca w autobusie ludziom starszym, mimo iż powoli zbliżam się do wieku, w którym to mnie powinno się ustępować ;) Jednak tym razem zachowałam się inaczej.

Autobus miejski, czas ok. godz. 17-18. Miejsc siedzących już zero, ale stoi mało kto, nie ma tłoku. Wsiadam (lekko zmęczona), widzę że miejsc nie ma, więc stoję. Ale, ale, przecież jest miejsce! Na jednym z siedzeń chłopiec tak mniej-więcej 10 lat, a obok niego na drugim siedzeniu jego plecak. Nie to, żebym go usprawiedliwiała, ale wyglądał na totalnie zmęczonego, godzina późna, plecak typowo szkolny, może po lekcjach jakiś trening i teraz dopiero wracał do domu? Stoję dalej.

Na następnym przystanku wsiada baba. Wiek trudno ocenić, ale gdzieś koło 60, staje naprzeciwko chłopaka i zaczyna "koncert". Wzdycha. Sapie. Pojękuje. Stęka. W tym momencie dopiero zrozumiałam, jak wkurzające potrafi być takie zachowanie, mimo że nie ja byłam jego adresatką. Złe we mnie wstąpiło. Pochyliłam się w stronę chłopca i powiedziałam z miłym uśmiechem:

- Przepraszam, czy mógłbyś zabrać swój plecak? Chciałabym usiąść.

Bez słowa i nawet bez spojrzenia w moją stronę ściągnął plecak z siedzenia na swoje kolana, a ja z dziką satysfakcją usiadłam. Baba na dłuższą chwilę zamilkła, po czym poszła sapać i stękać w inny koniec autobusu.

komunikacja_miejska

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 407 (433)

#73259

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tak się składa, że co nieco wiem o robieniu zdjęć. Chodziłem nawet przez rok do studium fotografii artystycznej. Pstrykam czasem dla własnej frajdy.

To oczywiście uprawnia wszelkich znajomych do oczekiwania, że na ślubach coś pstryknę. Jak się wykręcić?

Koleżanka biorąca ślub:

- Ej, glan, ale ty taki artysta fotografik to popstrykałbyś mi na weselu, flaszkę ci dam.
- Ale wiesz, jestem artystą fotografem ale specjalizuję się w aktach.
- Eeee...
- No, mogę wam najwyżej zrobić fotki z nocy poślubnej.
- Eeee... nie, to jednak dzięki.

Odtąd mam spokój. :)

ślubne foto

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 318 (356)

#77049

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tym razem to ja byłam piekielna.

Kiedy byłam na zwolnieniu te kilka miesięcy to umilałam sobie czas robótkami ręcznymi. Większość rozdałam znajomym.
Zostało mi kilka sukienek dla niemowlaków, które postanowiłam sprzedać. Tanio jak na rękodzieło po 40 zł. Koszt materiałów na jedną szt. to ~16 zł.

Wystawiłam je na sławnym portalu na "O".
Dostałam masę ofert od samotnych i ubogich matek z prośbą o oddanie za darmo.
Jedna z pań przebiła wszystkie inne kandydatki. Wysłała mi najbardziej żałosny życiorys jaki mogłabym sobie wymyślić. Nie odpisałam na niego, ale kobieta nie podała się i w sumie w ciągu 12 h wysyła mi ponad 20 wiadomości. Zlitowałam się i wysłałam jej paczkę prezerwatyw razem z najdokładniejszym spisem metod antykoncepcji oraz z prostym opisem jak dochodzi do zapłodnienia.

Warto pomagać.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 415 (457)
zarchiwizowany

#74706

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie istnieje w Polsce zakaz picia w miejscu publicznym!
Jest to po prostu skrót myślowy niepoparty aktami prawnymi.
Sam do niedawana nie byłem tego świadomy.

Strażnik miejski wystawiając mandat ma obowiązek wskazać, który z przepisów prawa naruszyliście swoim występkiem. Jeżeli powie standardowe "zakaz spożywania alkoholu w miejscu publicznym" to poproście o wskazanie takiego zapisu w jakimkolwiek akcie prawnym.

Zapewne powoła się on na ustawę o wychowaniu w trzeźwości, co za dużo nie zmienia, gdyż zabrania ona "spożywania" jedynie na ulicach, parkach i placach (nie ma tam nic o "miejscach publicznych").

Więc HURA - możemy raczyć się złotym trunkiem leżąc na plaży na kocyku :)
No niestety jest jeden haczyk.
W tej samej ustawie jest zapis mówiący, że każda gmina może rozszerzyć ten zakaz na KONKRETNE miejsce ze względu na jego specjalny charakter.

Więc nie wystarczy stwierdzenie, że w danej gminie nie wolno pić alkoholu np. na plażach, czy obiektach sportowych. Gmina musi wskazać konkretne miejsce (np. skwer między ulicą Kwiatową i Makową, czy boisko przy ul. Sportowej 3). Dodatkowo owe miejsce musi posiadać specjalny charakter - a np. lasek między blokami raczej takowego nie posiada.
Poza tym gmina ma na waszą prośbę ma obowiązek udostępnić wam listę takowych miejsc, lub wskazać miejsce gdzie możecie ją znaleźć.

Zauważam w tej sytuacji kilka piekielności:
1. Nieznajomość prawa przez obywateli.
2. Nieznajomość/nadinterpretacja prawa przez władze i osoby egzekwujące jego przestrzeganie.
3. Wykorzystywanie niewiedzy obywateli przez władze miasta i stróżów prawa - wielu miastach strażnicy miejscy są w pełni świadomi, że nie ma zakazu picia w miejscu publicznym, a i tak potrafią wystawić mandat za picie np. na nieużytku, klatce schodowej itp.

miejsce publiczne

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 42 (136)

#69654

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Raczej nie jest to piekielność, a jakieś dziwne spaczenie obyczajowe wobec którego chyba panuje zmowa milczenia.

Wiadomo, jak starsi ludzie narzekają na młodych zajmujących miejsca siedzące w transporcie publicznym. "Patrzą się w okno i udają, że mnie nie widzą" przytaczając mniej-więcej historię, którą widziałam na piekielnych rok czy dwa lata temu. Ależ widzą, i to doskonale. Jednak o tym za moment.

Dla kobiet w ciąży, dla ludzi starszych, dla inwalidów, a nawet dla osób z małymi dziećmi są miejsca uprzywilejowane, czyli które w razie potrzeby należy bezwzględnie zwolnić. Z resztą wystarczy przeczytać regulamin w byle jakim pojeździe miejskim. Korzystajcie z tego! Wszystkie inne siedzenia to dobro publiczne, z którego każdy, kto odczuje taką potrzebę ma prawo skorzystać. Tak, każdy - a to nowość, prawda?

Więc moi (niezbyt) mili dziadkowie i babcie swoich wnuczków, nauczcie się prosić. To nic nie boli, a na prośbę o ustąpienie miejsca ludzie naprawdę (!) reagują. Stanie jak kat nad zmęczonym i wygłodniałym studentem (czy nad kimkurnakolwiek innym) owijając niemalże swój brzuch/piersi wokół jego głowy, świdrując go wzrokiem z pogardliwą miną JEST chamstwem. A chamstwo nie sprawi, że ktoś nagle wobec Was poczuje przypływ życzliwości.

I tyle. Gdzieś musiałam wylać żółć. Codziennie jeżdżę tramwajami i codziennie widzę dziadków stosujących te "taktyki z Afryki". Chęci to nie obowiązek. Duh.

komunikacja_miejska łódź

Skomentuj (68) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 333 (537)

#69419

przez ~szatynka ·
| Do ulubionych
Jak w wieku 26 lat zostałam starą panną i płową kobietą, która umrze samotnie pożarta przez stado kotów.

Mam dość liczną rodzinę, a co za tym idzie często zdarzają się wesela. Mam też dwie, niezbyt sympatyczne kuzynki (są siostrami). Obydwie zaręczone, planują ślub (jedna młodsza ode mnie). A więc po kolejnej informacji o rychłym weselichu, cudowna rodzinka pochyliła się nad moim jakże żałosnym i wyzbytym sensu żywotem, gdyż pozbawionym mężczyzny.

Moje tłumaczenia że nie czuję parcia na złapanie męża tylko dlatego, bo "inni już się żenią", że dzieci nie lubię i raczej nie planuję, oraz że jako introwertyk z trudnym charakterem czuję się najlepiej jako singielka, która nie musi dzielić z nikim mieszkania, pokoju oraz łóżka do nikogo nie przemawiały. Ciągle tylko słyszałam że "zegar tyka", że po 30-tce prędzej natknę się na UFO, niż znajdę faceta i po innych milusich komentarzach postanowiłam się ostro bronić.

Dzień kulminacyjny, wesele. Przyszłam z kolegą, ciotki i kuzynki po 40-tce od razu pytały kiedy ślub, dzieci, wspólne mieszkanie i najlepiej seks kiedy, bo mój wiek jest idealny do zrobienia sobie dzieciaka. No cóż, najpierw zbywałam durne pytania śmiechem, później twardo tłumaczyłam że kolega, że seksu ni chu chu, że NIE bo NIE, po czym przeszłam do kontrataku.

Ciotka pyta po raz enty kiedy ślub, ja pytam jak przebiega rozwód jej córeczki, bo na razie są w separacji i mam nadzieję, że nie będzie musiała płacić alimentów na swe dziecię. Druga przypudrowana ciotka, która ma mnie za nic, pyta, dlaczego kolega mnie nie chce? Odpowiadam, że nie biorę go, bo nie chcę by mnie zdradzał (mąż pudernicy, prawdziwej flądry, która uprzykrza ludziom życie parząc komentarzami niczym meduza, zdradzał ją ze studentką). Moja babka ubolewała, że zgromadziła aż pięć tysięcy na moje wesele ale chętnego kawalera nie widać. "Pocieszyłam" więc ją, że ma więcej czasu na gromadzenie kasy, bo za marne pięć tysi to ja mogę jedynie limuzynę wynająć na ślub.

Jak to się skończyło? Fochem, nazwaniem mnie niewychowaną smarkulą i dzieckiem wojny. Do dziś mam spokój. Stare panny górą.

wesele

Skomentuj (127) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 554 (728)