Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

beeppp

Zamieszcza historie od: 20 marca 2016 - 16:30
Ostatnio: 12 lutego 2018 - 20:20
O sobie:

Mechanik, manniak samochodowy, wielbiciel starej motoryzacji, dobrego rocka i chrupków bekonowych

  • Historii na głównej: 11 z 11
  • Punktów za historie: 4090
  • Komentarzy: 10
  • Punktów za komentarze: 25
 

#76045

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna garażowa opowieść.

Tym razem z mojego prywatnego garażu.
Rok temu, mniej więcej na początku okresu spadku temperatur poniżej zera, przyjechał do mnie znajomy na diagnozę podwyższonego spalania w swoim BMW.
Diagnoza szybka i prosta uszkodzony termostat, silnik niedogrzany, więcej pali. Koszty naprawy to ok 450 zł (2x termostat i robocizna).
Co ważne BMW e90 nie posiada wskaźnika temperatury silnika, tylko kontrolkę przegrzania, jak wiele nowszych samochodów.

Finał prosty, nie wymieniamy, włożę sobie tekturkę przed chłodnicę i będzie dobrze.
No ok, jak kto woli. Ostrzegłem tylko, że jak będzie ciepło to trzeba to wyjąć, bo się będzie przegrzewał.

I w sumie zapomniałem o sprawie, aż do początku lata, pół roku później.
Wspomniane BMW przyjechało na sznurku, objawy: nie zapala, nie chce kręcić, nawet na holu nie zapala.

Diagnoza: pęknięta głowica, krzywa korba, generalnie silnik do wywalenia, bo remontować się nie opłaca.

Przyczyna jak się pewnie domyślacie, była wspomniana wcześniej, tektura zasłaniająca przepływ powietrza przez chłodnicę.

Samochodem jeździła żona, kontrolka przegrzania się zapalała, ale jak chwilę postała to gasła i tak cały czas, co chwilę silnik był przegrzewany, więc w końcu głowica pękła.

Przez pęknięcie do cylindra naleciało płynu chłodzenia, auto tak postało kilka dni, zanim znajomy wrócił z delegacji, potem odpalanie na pych i na lince na siłę spowodowało skrzywienie korby i zniszczenie do końca silnika.

I tak zamiast wydać 450 zł, znajomy wydał prawie 6000 zł na drugi silnik i przekładkę, do którego i tak musiał kupić nowy termostat...

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 146 (158)

#77559

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Chciałbym serdecznie pozdrowić rowerzystę, który w swym szaleńczym slalomie chciał przejechać między moją stojącą w korku ciężarówką, a przyczepą.
Myślę, że następnym razem będziesz pamiętał, że przyczepa jest połączona z samochodem dyszlem :)

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 326 (332)

#76044

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak wspominałem kiedyś mam benzynę zamiast krwi, więc dzisiaj kolejna historia z mojej pracy w branży motoryzacyjnej, a konkretnie z czasów mojej pracy w ASO pewnej francuskiej marki.

Jest to ogólna opowieść o piekielnościach, jakie fundują sobie właściciele samochodów na własne życzenie.


A więc, dzisiaj typ klienta, którego zarówno ja i mój szef nie lubiliśmy.

Klient który sam przynosi części i chce je zamontować.
Dlaczego szef takich nie lubił to pewnie się domyślacie, brak zarobku na częściach.

Ja takich klientów nie lubiłem ze względu na reklamację.
Przykład pana A, który zapadł mi w pamięć.
Pan A kupił sobie zestaw sprzęgła do swojego opla (koło dwu masowe, tarcza, docisk, łożysko oporowe z wysprzęglikiem wartość części to ok 3200 zł).


Pan A chciał zamontować sprzęgło w naszym warsztacie. Dostał wyraźną informację, że nie udzielamy gwarancji na części oraz, że każdy ponowny montaż i demontaż jest płatny. Formułka powtórzona była zarówno na zleceniu, jak i na FV przy odebraniu samochodu.

Dwa tygodnie później pan A przyjeżdża z awanturą, że coś jest źle zrobione, bo pojawiły się silne wibracje, oraz hałas przy gaszeniu.
Diagnoza szybka, uszkodzone wspomniane koło dwumasowe.
Po długiej dyskusji pan A przyjął do wiadomości, że to wina części, jednak jego oburzenie wywołała informacja, że ponowny demontaż i montaż sprzęgła jest w pełni płatny.
Przecież to reklamacja... no tak, tylko ja tak jak informowałem, nie ponoszę odpowiedzialności za części które pan A dostarcza.
Płacz i lament, ale zgoda jest, sprzęgło zdjęte, dwumas się rozpadł.
Klient sprzęgło dostał pod pachę, taxówka i pojechał reklamować, a samochód wisi na podnośniku...

Po dwóch tygodniach klient wściekły przyjeżdża z pismem od gwaranta, że sprzęgło zostało uszkodzone, gdyż było montowane bez odpowiednich narzędzi i przez niewykwalifikowanego pracownika.
Pan dostał dokument potwierdzający szkolenie mechanika w tym zakresie, oraz dokument potwierdzający że posiadamy narzędzie do montażu sprzęgieł samonastawnych. (żeby było śmieszniej zgodnie z technologią przy nowym docisku narzędzie jest niepotrzebne)
Klient w taxówkę
A samochód już wystawiony pod płot...
Po miesiącu odpowiedź od gwaranta, sprzęgło uszkodzone w skutek nieprawidłowej eksploatacji...

Klient się wkurzył, zapłacił u nas za drugi komplet sprzęgła jak się okazało niecałe 300zł więcej, bo samochód był mu potrzebny do pracy, a z tego co wiem sprawa reklamacji trafiła na wokandę. Finału niestety nie znam.

I tak zamiast zapłacić i się nie przejmować pan A musiał wyłożyć drugie tyle, o nerwach nie wspominając.
Jeśli części są kupione w warsztacie, wtedy warsztat się szarpie ze swoimi dostawcami o reklamacje (swoją drogą często w sądzie)
A klientowi poprawia się samochód na swój koszt.

Wbrew pozorom sytuacja powtarzała się nagminnie, nie tylko ze sprzęgłami, ale z masą innych części kupowanymi przez internet.
Niestety niska cena zazwyczaj idzie w komplecie z niską jakością.

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 155 (187)

#75711

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia opowiedziana mi dzisiaj przez mojego, piekielnego kumpla.
Bo wychodzi na to, że będzie powtórka.

Kumpel mieszka w małej miejscowości, przy głównej ulicy, idealnie na przeciwko zespołu szkół (Przedszkole, podstawówka, gimnazjum).
Jak to w takich małych miejscowościach i okolicznych wsiach bywa, sporo rodziców przywozi i odbiera swoje pociechy samochodami.
Dla tychże rodziców zrobiony jest parking, mniej więcej ok 40m od wejścia.
Większość z niego korzysta i jest wszystko cacy.

Co ważne przed domem kumpel ma trawnik, ot pasek trawy długości 20 metrów i szerokości może 1,5m. Między drogą, a trawą jest chodnik z kostki, o szerokości 1m.
Trawnik jest odgrodzony od chodnika wysokim krawężnikiem.
Część rodziców "wysadzając" swoje pociechy z samochodów przystaje na tym chodniku, ale trafiła się pewna zawzięta pani, która regularnie pakowała się swoim Volvo kumplowi na trawnik, potrafiła kołem przejechać po całej długości. Kumpla szlag trafiał, bo trawnik miał wówczas świeżo założony, więc taki przejazd zostawiał głęboką błotnistą koleinę.
Zwracał kobiecie kilka razy uwagę i prosił o nie wjeżdżanie na trawnik. Niestety nic to nie dawało.

Po którejś awanturze z babsztylem, wygrzebał więc z czeluści garażu plastikowe pachołki, takie jakich używają drogowcy, biało pomarańczowe. Porozstawiał je wzdłuż trawnika i liczył że będzie spokój.
Niestety, pachołki zostawały regularnie przepychane zderzakiem tegoż Volvo.
I tutaj uruchomiła się piekielność kumpla.

Użył pachołków jako form, namieszał betoniarkę i odlał sobie słupki, z betonu...
Słupki pomalował na biało pomarańczowo, w beton były zalane rurki, tak żeby słupek wbić w ziemię.
Zainstalował słupki i długo czekać nie musiał. Kobieta przyrąbała zdrowo w taki słupek kasując przód samochodu. Pomogło.

Kumpel opowiedział mi tą historię dzisiaj, bo pomagałem mu wygrzebać betonowe słupki z garażu. Znowu jakaś cholera wjeżdża w trawnik.
Słupki postawione, kamera ustawiona, czekamy :D

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 696 (702)

#74470

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historia z ASO w którym pracowałem.

Jest taki dziwny gatunek klientów, z którymi spotkał się pewnie każdy serwisant, niezależnie od branży w której pracuje.

Przychodzi taki, często z wydrukami i mówi dokładnie co trzeba zrobić/naprawić/wymienić bo na forum w internecie tak pisali...

Ja rozumiem, że czasy mamy takie jakie mamy i warto, a nawet trzeba zasięgnąć informacji w necie, ale nie wszystko da się zdiagnozować wirtualnie, szczególnie w samochodzie.

A więc przyjechał klient z informacją, że chce wymienić pompę CR (pompa wysokiego ciśnienia w dieslu), bo ona jest przyczyną.
Na moje pytanie skąd taka diagnoza, stwierdził że na forum napisali, że to albo wtryskiwacze, wtryskiwacze już sam z kolegą wyjął, oddał do regeneracji i zamontował. Poprawiło się, ale silnik na wolnych obrotach dalej nie równo pracował i miał lekkie dziury w mocy podczas przyśpieszania. Więc on chce wymienić pompę, którą miał zresztą ze sobą (koszt nowej pompy to ok 1800zł).
Samochód do diagnostyki, podpięcie pod kompa i wszystko jasne, sterownik nie ma wprowadzonych kodów IMA (zależy od nich praca wtryskiwaczy).
Na szczęście nowe kody były ponaklejane na wtryskiwacze, więc zostały wprowadzone, problemy ustąpiły.
Klient się przejechał, stwierdził że jest ok, zapłacił 200zł na diagnostykę, ja dostałem dobrą flaszkę, elektryk który to ogarniał też, a klient stwierdził, że pie***li te wszystkie fora i przyjeżdżał regularnie do nas.
Pompę, którą przywiózł ponoć udało mu się zwrócić.


Uprzedzając pytania, które zazwyczaj padały, gdy opowiadałem to znajomym. Można było zrobić naprawę, której się domagał klient i skasować dużo więcej, ale według mnie byłby to jednorazowy strzał, a tak miałem kolejnego stałego klienta, który dodatkowo polecił nas swoim znajomym.

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 274 (282)

#74449

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniała mi się historia z czasów, gdy pracowałem w ASO pewnej francuskiej marki.

Otóż przyjechał klient, znany mi już z wcześniejszych napraw, kilka aut mieli, więc dość regularnie przyjeżdżali.
Samochód innej marki niż obsługujemy, ale czego się nie robi dla dobrego klienta.

Zlecenie wystawione, zakres napraw (rozrząd + amortyzatory przednie, łożyska kół przednich, jakieś elementy zawieszenia z przodu, tarcze i klocki), termin i koszty ustalone (ok. 6000 zł).

Po naprawie samochodu telefon, odbiór, jak zwykle FV przelewowa i... klient zniknął... Wcześniej kilkanaście grubych napraw wykonane, zawsze przelew w terminie, a teraz nic, zero telefonów, zero kontaktu...
Standardowa procedura, kancelaria, komornik itp., wiadomo ile to trwa.

I tak minęły sobie 3 miesiące od tego zdarzenia, gdy wspomniane auto wjeżdża na plac. Jak się okazało, pracownik tejże firmy przyjechał na przegląd klimy, chyba zapominając o długu.
Szybko auto wylądowało na podnośniku, ja poprosiłem pracownika, żeby zadzwonił do swojego szefa, bo mojego telefonu oczywiście nie odbierał.
Wyjaśniłem, że samochód oddamy, jak przywiezie gotówkę za poprzednią naprawę.
Gość oznajmił, że za pół godziny jest z policją i mamy oddać samochód. Zaprosiłem pana.

Dla niewtajemniczonych, zgodnie z prawem musimy oddać samochód właścicielowi, nawet jeśli nie zapłacił za usługę, a swojego możemy dochodzić potem w sądzie.

Ale... na zleceniu w momencie przyjęcia samochodu jest informacja "Do momentu całkowitej zapłaty zamontowane części stanowią własność warsztatu".

I tak też kazałem zrobić mechanikom, zdjąć to co zmienialiśmy.
A samochód wystawiliśmy na plac na wózku (bez kół, części zawieszenia, hamulców, amorków i bez rozrządu).
Oczywiście gość przyjechał wraz z policją i awantura, co my zrobiliśmy z jego samochodem.

Pokazałem zlecenie mundurowym, podpisane przez klienta, powiedzieli, że mam rację i nic im do tego, po prostu zdemontowaliśmy naszą własność.

Wściekłość gościa sięgnęła zenitu, gdy poinformowałem go, że ponowny montaż części jest na jego koszt.

Zapowietrzył się i zapłacił, prawie 9000 zł.

Uprzedzając komentarze, których i tak nie mam czasu czytać: jego firma nie była w dołku, nie miała problemów, jak się okazało, że samochód jest mocno potrzebny (miał na sobie dość specjalistyczną zabudowę), to wyjął dosłownie z kieszenie plik banknotów i zapłacił.

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 432 (438)

#73558

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Padłem dzisiaj z wrażenia, chyba nowy poziom głupoty został osiągnięty
Jadę ja sobie busikiem do naszej pięknej stolicy po jakieś części, za światłami obok chińczyków widzę VW sharana jadącego ok 80km/h zygzakiem, raz po poboczu, raz wychylając się na lewy pas, trochę szybciej, za chwilę 60, potem znowu 90 i tak w kółko.

Jako że nienawidzę pijanych za kierownicą już miałem dzwonić do naszych dzielnych służb mundurowych, gdy VW znowu zwalnia, więc ja myk na lewy pas, patrzę do wnętrza Sharana i opadającą szczęką rozbijam kierownicę.

Kierowca nie był pijany.
Nie rozmawiał przez telefon.
Nie pisał smsa.
Nie grzebał w radiu.
Babeczka karmiła dziecko... w ręku łyżka i słoik, dzieciak w foteliku na TYLNYM siedzeniu!!
Za każdym razem gdy pani odwracała się podać łychę z karmą samochód zaczynał zygzakować...

To już chyba nie piekielność, tylko głupota w czystej postaci..

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 676 (682)

#73029

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tak mi się przypomniała historia, tym razem nie związana z mechaniką, za to z piekielną ochroną zwierząt.

Tytułem wstępu, moi rodzice mieszkają na wsi, mają 8ha gospodarstwo.
Mają dwa psy, owczarki niemiecki. Nie są to jakieś rasowe okazy, ale całkiem ładne i dają się lubić :)

Otóż po jakiś głośnych aferach z traktowaniem zwierząt na wsiach, wiązaniu na łańcuchach itp przyczłapała jakaś dziwna pani na kontrolę.Jako że wszyscy w domu lubimy psy, i od zawsze były przynajmniej dwa, więc nie robiliśmy problemów, chce popatrzeć to ok

Pani popytała, pooglądała i stwierdziła że:

- psy za rzadko są wyprowadzane na spacer

opad szczęki, ale jak to? to 8ha działki do biegania, z czego zresztą skwapliwie psiska korzystają, bo nigdy nie są zamykane i wiązane to mało?? to że całe dnie łażą za moim ojcem i towarzyszą mu w pracach polowych to też mało?? Ponoć tak, bo psa trzeba wziąć na smycz i wyprowadzić...

- jeden z psów był mokry i trochę brudny, na nic tłumaczenie że ulubione miejsce zabawy tego egzemplarza w słoneczne dni to mały stawik, skoro on lubi się chlapać w wodzie, to co w tym złego?

- pies pije wodę z kałuży
a jak ja mam go zmusić do picia z miski? która zresztą zawsze jest pełna świeżej wody. Do ostatniej kałuży pies z miski nie skorzysta, ponoć to śmiertelnie niebezpieczne dla psa, tylko że on tak robi już dobre 5 lat

- psy jedzą z metalowych garnków
zgadza się, bo ładne plastikowe są pogryzione na kawałki po jednej nocy

- w budach nie ma odpowiedniego legowiska
(??) jest słoma na deskach, wszystkie koce, materace, kołdry i cokolwiek innego włożonego do budy jest natychmiast wyciągane i gryzione na kawałki, zresztą obydwa do budy wchodzą tylko jak jest naprawdę zimno

- psy nie są wpuszczane do domu
no nie są, patrz punkt o kąpieli w stawie, do tego nawet siłą ciężko wciągnąć psa do domu, boi się jak cholera błyszczących płytek i chodzenia po nich, zwyczajnie pies nie lubi do domu wchodzić to i nie wchodzi.

- psy są zamykane w kojcu
Zgadza się, sporo osób przychodzących w odwiedziny najzwyczajniej w świecie boi się dwóch sporych owczarków, więc na ten czas zamykamy je w tymże kojcu, pani stwierdziła że to barbarzyńskie, mimo że sama bała się wejść dopóty dopóki psy nie zostały w nim zamknięte!! (kojec o powierzchni większej niż nie jedno mieszkanie)

Ogólnie po wizycie pani wspomniała coś o "przekazaniu sprawy dalej", co już wyprowadziło mojego ojce z równowagi i jej dobitnie powiedział co o niej myśli.

Z tego co wiemy po kilku skargach w gminie kontrole się nagle zakończyły...
No ja rozumiem że takie kontrole są potrzebne, bo ludzie źle traktują zwierzaki, ale szukanie problemu na siłę też nie jest rozwiązaniem.

Skomentuj (44) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 402 (422)

#72792

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak już wspominałem pracuje w motoryzacji
Ostatnio sporo jest o piekielnych pracodawcach, PUPach i podobnych, więc postanowiłem opisać moje przygody z rekrutacją.

Rekrutacja nr 1.

Poszukiwaliśmy myjkowego, chłopaka który będzie mył samochody po naprawach (był to gratis dla klientów)
Wymagań praktycznie brak, jedynie chęć do pracy i nie alkoholik. Nawet nie musiał umieć jeździć.
Stanowisko pracy myjnia, wewnątrz budynku, ogrzewana, w pełni wyposażona, więc zawsze ciepło itp.
Płaca 1500zł podstawy na rękę + przerób (samochodów przewija się naprawdę sporo, więc szybki myjkowy zarabiał naprawdę dobrze).
Wszystko na umowie o prace.
Ogłoszenie dane, między innymi do pup.

I teraz: 75% pracowników skierowanych z PUP było:
1) rano - jeszcze pijani
2) po południu- już pijani

Przychodzili tylko po pieczątkę na kwicie, że nie ma dla nich pracy, nawet nie chcieli wiedzieć jakie będą zarobki. Informacja, że stanowisko jest wolne powodowała przerażenie. Przerażenie że jest praca!! I zaczynało się tłumaczenie że on nie, że się nie nadaje, że będzie kiepski...

Oczywiście po jednym dniu z parą buchającą z uszu i chęcią mordu w głosie dzwonię do PUPu i mówię jak wygląda sytuacja, że nie chcą pracować i że przychodzą do mnie po prostu naje**ni.
Panie stwierdza z oburzeniem, że czego ja się spodziewałem...

Ręce opadają, i to są bezrobotni?? I mają zasiłek??
Czy tak ciężko kupić w PUP alkomat i przyjść skontrolować tych ludzi?? Jak dla mnie ten, który odmówi pracy, lub okaże się pijany powinien do końca życia mieć wilczy bilet i zakaz korzystania z wszelkich zasiłków i ubezpieczenia w PUP.

Rekrutacja nr 2.

Potrzebna dodatkowa osoba do BOK, do pomocy dla doradców serwisowych klienta i dla sklepu z częściami, zależnie od potrzeb.
Praca na okres wakacyjny z możliwością przedłużenia na stałe, na stanowisku doradca serwisu mechanicznego, bo takie miejsce się zwalniało z końcem roku.

Jeśli chodzi o wymagania, to musiała to być podstawowa znajomość budowy samochodu, oraz łatwość nawiązywania kontaktu z klientem.
Ogłoszenie pojawiło się w kilku uczelniach i technikach o odpowiednich kierunkach.

Płaca podstawa 1500zł + premia max 500zł, po okresie wakacyjnych wyraźnie było powiedziane, że jeżeli człowiek się sprawdzi, to przejdzie na system podstawa + prowizja tak jak mieli wszyscy doradcy klienta w firmie.
Wszystko na papierze oczywiście, łącznie z premiami.

Myślałem że sporo studenciaków zgłosi się, w końcu płatne praktyki + możliwość zatrudnienia na stałe za moich studencki czasów to już było coś, tym bardziej że na doradcę zazwyczaj szuka się ludzi z doświadczeniem.

O ja naiwny...

Podczas rozmów kwalifikacyjnych:
Spora część studentów studiów technicznych nie znała podstawowych zagadnień z budowy samochodu... ja rozumiem że można nie wiedzieć jak silnik rozebrać i złożyć, bo teoria i praktyka to różne sprawy, no ale na boga czym się różni zasada pracy silnika iskrowego, a tym o zapłonie samoczynnym, wypadało by wiedzieć kończąc kierunek techniczny.

Oburzenie na informacje, że nie będzie służbowego telefonu i laptopa...

Oburzenie, że jedna sobota w miesiącu jest pracująca (8-14)

Chłopak, który zdziwił się że zaczynamy o 7 (on musiałby wstać o 6 żeby się wyrobić).

Chłopak na rozmowie kwalifikacyjnej ciągle odpisywał na wiadomości z facebooka, wielce zdziwiony że nie chciałem z nim rozmawiać. Jak? przez messengera??

Chłopak zdziwił się że po miesiącu nie dostanie 3 tygodni urlopu na wyjazd ze znajomymi.

Zatrudniliśmy dziewczynę. Ogarnięta, chętna do pracy, pracowała wcześniej w sklepie z częściami, zarabiała tam więcej, ale gotowa była do nas przyjść za 1500zł na początek, bo doczytała że jest możliwość rozwoju, czego jej brakowało w sklepie. Po 2 miesiącach dostała stałą umowę, podwyżkę i jest naprawdę świetnym pracownikiem.

Nie wiem jak to będzie w przyszłości, teraz każdy chce komórkę, laptopa, samochód służbowy, zamiast pytać na rozmowie kwalifikacyjne o zakres obowiązków to dopytuje się czy dostanie kartę multisport, jak często są wyjazdy integracyjne.
A robić nie ma komu.

Skomentuj (56) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 416 (424)

#72410

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłem ja sobie dzisiaj po kilka części w jednej z fili znanej sieci hurtowni motoryzacyjnych. Mieści się ona na obrzeżach małego miasta, obok którego mieszkam, oczywiście z jego drugiej strony, więc zmuszony byłem przezeń przejechać.

Godziny popołudniowego wzmożonego ruchu, więc w tempie ok. 30 km/h poruszam się w sznurku samochodów, widzę, że przy przejściu dla pieszych stoi ojciec (wiek ok. 40 lat) z córką (ok. 5-7 lat), walcząc ze stereotypami dotyczącymi mojej ulubionej bawarskiej marki grzecznie zatrzymuję się przed przejściem. Rodzinka wchodzi na przejście i nagle... dziewczynce rozwiązał się but, więc zatrzymała się na środku drogi i zaczęła go zawiązywać...

I teraz co robi ojciec?? Zabiera dziecko?? Nieee, zawraca i zawiązuje buta?? , też nie... Na ŚRODKU przejścia uczy dziecko, jak wiąże się buta, dobre 2 minuty...
Dopiero klakson i solidna dawka soczystej polszczyzny kierowcy na drugim pasie skłania tego idiotę do zejścia z jezdni...

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 355 (371)