Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

cashianna

Zamieszcza historie od: 8 marca 2012 - 1:43
Ostatnio: 14 lutego 2014 - 11:27
  • Historii na głównej: 51 z 55
  • Punktów za historie: 38874
  • Komentarzy: 171
  • Punktów za komentarze: 1407
 

#56907

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Umiejętność myślenia i przewidywania ewidentnie umiera w narodzie.

Jechałam podmiejską drogą - po jednym pasie ruchu w każdą stronę. W pewnym momencie natrafiłam na zamknięte, automatyczne rogatki.

Jakieś 10 metrów przed rogatkami na przeciwległym pasie, stała ciężarówka pomocy drogowej, pracownicy zasypywali dziurę na poboczu. Niestety ciężarówka stanęła tak niefortunnie, że aby ją minąć samochody musiałyby wjechać na "mój" pas.

Przejeżdża pociąg, rogatki się otwierają. Mój pas rusza do przodu, a na przeciwległym mamy pokaz idiotyzmu w czystej postaci.
Pierwszy samochód przejeżdża tory, ustawia się za ciężarówką i czeka na możliwość jej wyminięcia. Za nim ustawia się drugie auto bezpośrednio za sobą mając rogatki i tory. Co w tym wypadku robi trzeci, czwarty i piąty samochód? Radośnie wjeżdżają na tory i tam czekają na możliwość przejazdu.

Żadnej refleksji nad tym, że na moim pasie sznur samochodów i trzeba czekać na wyminięcie pomocy drogowej i zjazd z torów. Zero myślenia, że rogatki automatyczne, że mogą zamknąć się ponownie w każdej chwili jeśli będzie nadjeżdżał kolejny pociąg.
Najgorsze jest to, że w dwóch z tych samochodów zauważyłam dzieci.

przejazd

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 444 (492)

#56588

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przeglądając poczekalnię, przypomniała mi się historia z moich poszukiwań mieszkania z czasów studiów.

Koleżanka, z którą dzieliłam dwupokojowe mieszkanie, musiała ewakuować się z miasta. Niestety czynsz za całość wynajmu był dla mnie za duży, nikt znajomy ani polecany nie szukał wtedy pokoju, a ja nie chciałam dawać ogłoszenia i trafić na jakiegoś oszołoma. Postanowiłam poszukać mniejszego i tańszego mieszkania tylko dla siebie.

Na portalu z drzewkiem natrafiłam na oszałamiające ogłoszenie. Nowe mieszkanie jednopokojowe, nikt w nim jeszcze nie mieszkał, w pełni umeblowane, bardzo ładnie wyglądało na zdjęciach, cena boska, rachunki i internet wliczone w cenę. Kontakt mailowy.

Raz kozie śmierć, napisałam. Zadałam dodatkowe pytania, poprosiłam o kontakt telefoniczny lub mailowy. Dosyć szybko przyszedł mail od [K]obiety z odpowiedzią na moje pytania i ciekawą adnotacją. Jeśli jestem zainteresowana wynajmem mieszkania, muszę przesłać 250 funtów na podane konto aby prawnik K mógł sprawdzić moją płynność finansową. Tu uświadomiłam sobie, że niestety jest to podpucha ale kontynuowałam wymianę wiadomości.

Poinformowałam K, że nie mam zamiaru wysyłać żadnych pieniędzy dopóki nie obejrzę mieszkania i nie stwierdzę czy faktycznie chcę je wynająć. Jako gwarancję mojej płynności finansowej mogę jej przynieść na oglądanie wyciąg z konta.

Nie, K nie będzie pokazywała mieszkania dopóki nie sprawdzi mojej płynności finansowej, bo ona nie będzie traciła czasu na ludzi, którzy mogą jej potem nie płacić. Dodała, że ona jest pobożną kobietą i Bóg jej świadkiem, że nie chce mnie oszukać. Podała numer telefonu, pod którym można się z nią skontaktować.

Oczywiście telefonu nikt nie odbierał, mimo licznych prób połączenia. Odpisałam jej, że ja także nie będę traciła czasu i ryzykowała moich pieniędzy na coś, czego nie widziałam na oczy.

W ostatniej wiadomości K znowu powołała się na swoją pobożność i stwierdziła, że chce mi pomóc, więc nie powinnam być niewdzięczna i podała dane do przelewu.

Poszperałam trochę na gumowym drzewku i znalazłam kilka ogłoszeń K. Wszystkie w tym samym stylu - atrakcyjne mieszkania w atrakcyjnej cenie.
Całość zgłosiłam jako oszustwo. Dalej sprawy już nie monitorowałam choć z tego, że nikt się do mnie nie zgłosił po żadne wyjaśnienia wnioskuję, że całość przeszła bez echa.

szukanie mieszkania

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 411 (443)

#55708

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ciąg dalszy http://piekielni.pl/55064 nastąpił.

Po tym, jak pani z firmy Eko-coś postraszyła mnie windykatorem dziś rano odebrałam telefon z nieznanego mi numeru. Dzwonił Windykator (taki koniecznie przez duże "W") płci żeńskiej.

Aby nie rozwlekać historii - Windykator przez duże "W" poinformował mnie, że dług został przejęty, pan Jan Piekielny ma dwa dni na spłatę, a jeśli nie przekaże mu tej informacji lub wpłata nie zostanie dokonana, to sprawa zostanie przekazana policji i będę odpowiadała za utrudnianie procedury. Poinformowano mnie, że na poczet długu wpłaty może dokonać w imieniu pana Jana Piekielnego ktokolwiek, łącznie ze mną. Wszystko poparte paragrafami, wspomniano nawet o Kodeksie Karnym.

Cóż, Windykator przez duże "W" nie przewidział jednego - że mam wykształcenie prawnicze (choć z innego kraju i specjalizująca się w innej dziedzinie prawa ale akurat polskie procedury ściągania należności znam doskonale) i jestem aktywna w zawodzie. Po poczęstowaniu Windykatora przez duże "W" tą informacją oraz kolejną o tym, że zwyczajnie gada głupoty i wiem, że nie jest windykatorem a jedynie osobą pracującą w firmie Eko-coś, nastąpił trzask słuchawki.

Całość oceniam jako marną prowokację.

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 594 (644)

#55605

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rozłożyła mnie choroba, ale bardziej rozłożyła mnie pani od HR z byłej pracy mojej drugiej połowy.

Luby dostał lepszą propozycję z lepszymi perspektywami, więc złożył wymówienie. Trochę nas dziwiło, że na jego miejsce nikogo nie rekrutują, nikt nie przyszedł kilka dni wcześniej żeby się wdrożyć, lekko przeszkolić (jego szkoliła i wdrażała w obowiązki osoba, która poprzednio zajmowała to stanowisko i przeskoczyła o oczko wyżej). Może nie planują zapełnić wakatu. No trudno, nie nasz cyrk, nie nasze małpy.

Luby poszedł pierwszego do nowej firmy, pracuje mu się dobrze aż tu wczoraj dzwoni do niego telefon. Pani z HR z poprzedniego miejsca pracy. Czy nie może wpaść na chwilę przekazać obowiązki i przeszkolić nową osobę, bo oni właśnie zrekrutowali jego następcę. Rychło w czas.
A ile taka chwila ma trwać? Tak ze 2-3 dni, w porywach do 4. A ile za taką usługę mu zapłacą bo w końcu w dzisiejszych czasach wiedza i szkolenia kosztują, w umowie nie miał, że musi się stawić po okresie zatrudnienia i kogokolwiek szkolić. He he he, dobrą kawę mu zrobią i ciasto, potem może na piwko wyskoczą starą ekipą. He he he.

Podsumowując: była firma oczekiwała, że zdezerteruje na 2-4 dni z nowej pracy (innej możliwości nie widzę skoro pracuje tam ledwo 4 tygodnie) i za kawę, i ciasto przeszkoli im nowego pracownika.

Na wieść, że niestety ta intratna oferta zostaje odrzucona pani z HR stwierdziła, że zadzwoni jutro (czyli dziś), może się namyśli.
Nie wierzyłam, że zadzwoni ale zadzwoniła. Chyba ponowna odmowa złamała jej serce, bo na koniec zapytała się co ona ma teraz zrobić. No, ale to już nie nasz problem.

Ciekawi mnie tylko ile kaw i ciast pani z HR dostaje jak przychodzi dzień wypłaty.

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 704 (750)

#55381

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja siostra cioteczna miała dziś mieć zabieg otolaryngologiczny. Jej droga na zabieg wyglądała mniej więcej tak:

- styczeń: wizyta u lekarza rodzinnego, skierowanie do laryngologa (pierwszy wolny termin w marcu)
- marzec: wizyta u laryngologa, skierowanie do przychodni przyszpitalnej (pierwszy wolny termin w kwietniu)
- kwiecień: wizyta w przychodni przyszpitalnej, kwalifikacja do zabiegu na 16.10.2013 na 9:00, trzeba skierowanie od laryngologa do szpitala
- czerwiec: wizyta u laryngologa, otrzymanie skierowania.

Innymi słowy od pierwszej wizyty do dzisiejszego zabiegu minęło 10 miesięcy.

Rano stawiłyśmy się w szpitalu. Właściwego lekarza nie ma, jest gdzieś na wykładach, zabiegu nie będzie.
Czemu nie zadzwonili uprzedzić? No jakoś tak wyszło...
Kiedy będzie zabieg? No oni najbliższy termin mają na marzec 2014, ale to i nowe skierowanie trzeba od laryngologa, bo musi być z tego samego roku.

Ręce i nogi opadają.

szpital

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 608 (666)

#55141

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam ten przywilej, że sama decyduję o której zaczynam pracę. W ramach mobilizacji praktycznie codziennie rano chodzę na basen.

Basen jest gminny, zatem w ramach wychowania fizycznego mają na nim zajęcia dzieciaki z gminnych podstawówek i gimnazjów. Między innymi dlatego preferuję godziny poranne, bo mogę spokojnie odpływać swoje na prawie pustym i cichym basenie. Jednak dziś rano łóżko trochę mnie przytrzymało, więc na basen trafiłam koło godziny 9:00. Niestety po wejściu odkryłam grupkę dzieciaków z podstawówki. No ale trudno, oceniłam, że przecież nie chodzą one na najgłębsze tory, ktoś musi mieć na nie oko i jakoś organizować czas, w końcu to nadal lekcja. O ja naiwna.

W szatni kompletny rozgardiasz. Dziewczynki biegały, darły się, trzaskały szafkami. Wyszłam czym prędzej do wody.

Towarzystwo już mieszane, mimo wielu upomnień ze strony młodego ratownika, biegało wokół mniejszego basenu, darło się (a na basenie krzyki słychać szczególnie), chlapało wodą, rzucali w siebie deskami i innymi rurkami do pływania, którymi niechcący dostawali też inni ludzie.

Ale nie to było najgorsze. Najgorsza była zabawa w "robię kupę". Polega ona na podchodzeniu do ratownika i oznajmianiu, że chce się kupę. Następnie należy wypiąć tyłek nad basenem i krzyczeć "robię kupę" albo wskoczyć do wody i zakrzyknąć to samo.

Gdzie w tym wszystkim były nauczycielki? Na widowni ucinały sobie pogawędkę.

basen

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 580 (666)

#55065

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Polska przedsiębiorczość.

Wybieram się w dłuższą podróż i w ramach wycieczki czeka mnie ponad pół dnia siedzenia na lotnisku, w kraju, w którym Polacy potrzebują wizy jeśli chcą opuścić lotnisko.

Nie chcę gnić przez łącznie ponad 24 godziny na lotniskach i w samolotach, więc zdecydowałam się zadzwonić do linii lotniczych żeby zapytać się czy i jak mogę wyjść w owym kraju z lotniska i ewentualnie gdzieś się przespać, coś zjeść.

Okazało się, że linia lotnicza pośredniczy w rezerwacji postoju przez organizatorów, którzy oferują pakiet pobytowy: odebranie i potem przywiezienie na lotnisko, zakwaterowanie w wybranym hotelu, posiłki i wiza na 36h w cenie. Bosko. Dostałam wskazówki jak na stronie linii lotniczych znaleźć broszurę z nazwami i cenami hoteli, jak również kontakty do polskich organizatorów.

Ku mojemu zdziwieniu, już na stronie organizatorów postojów ceny za hotel drastycznie różniły się od cen podanych w broszurze na stornie linii lotniczych. Przykładowo fajny hotel za $68 jeden z organizatorów wycenił na $114. $95 za inny zmieniło się w $216. Przebicia na cenach reszty hoteli były podobne.

Coś mnie tknęło i zmieniłam język strony i kraj wyszukiwania organizatorów postojów. I co? I ceny identyczne z tymi na stronie linii lotniczych.

Ja rozumiem, że biznes, że zysk, że kryzys itd. Tylko kiedy polskie firmy zrozumieją, że konsument bywa świadomy?

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 667 (703)

#55064

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pomyłki telefoniczne. Zdarzają się często, a mylący się zazwyczaj powinien przeprosić i pożegnać się. Zazwyczaj.

Jakiś czas temu zadzwonił do mnie nieznany mi numer. Po drugiej stronie odezwał się młody kobiecy głos [MKG]. Rozmowa odbyła się w takim tonie:

[MKG] - Dzień dobry, firma Eko-coś w sprawie faktury za eko-rzecz do pana Jana Piekielnego.
[Ja] - Niestety pomyłka.
[MKG] - Ojejku, to ja może podam numer który mam i pani mi powie czy to dobry. 123-456-789?
[Ja]- Tak, dokładnie to mój numer, ale jest to numer prywatny, na dodatek należący do kobiety.
[MKG z narastającą irytacją] - Ale ja mam taki numer podany do pana Piekielnego, więc chciałabym z nim rozmawiać!
[Ja] - Proszę pani, ale to nie jest mój problem jaki ma pani podany numer, tylko pani. Dziękuję. Do widzenia.

I zaczęło się. MKG zaczął wydzwaniać do mnie mniej lub bardziej regularnie, żądając rozmowy z panem Piekielnym, który zalegał z płatnością za fakturę. Nigdy do niej nie dotarło, że jestem kobietą a pana Piekielnego nie znam i znać nie zamierzam. Proponowała mi także abym sama uregulowała należność ale niestety nie chciała powiedzieć na jaką kwotę (a szkoda, bo faktycznie do tej pory mnie to ciekawi). Regularnie i nieudolnie chciała uzyskać moje dane osobowe, przy czym ani razu sama się nie przedstawiła z imienia i nazwiska.

Na początku te telefony zwyczajnie mnie bawiły, czasem odbierałam, czasem nie. Jednak po czasie zwyczajnie zaczęło mnie to wszystko irytować i przestałam odbierać lub odrzucałam połączenia. Jednak sprytne dziewczę wzięło mnie z zaskoczenia i dziś zadzwoniło z innego numeru. Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:

[MKG] - Dzień dobry, firma Eko-coś. Chciałabym rozmawiać z panem Janem Piekielnym, z którym utrudnia mi pani kontakt.
[Ja z pulsująca żyłką] - Szanowna Pani, nie życzę sobie więcej tego typu telefonów. Jeśli jeszcze raz pani do mnie zadzwoni, będę nagrywała każdą rozmowę i oficjalnie oskarżę panią i pani firmę o nękanie.
[MKG] - Ja to zgłoszę do windykatora!
[Ja] - Zapraszam.

Czekam.

niezapłacone faktury

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 805 (835)

#54361

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Koleżanka skończyła studia za granicą, zachciało jej się wrócić do Polski i obecnie szuka pracy.

Była na rozmowie w pewnej sporej firmie. Rozmowa wyglądała w skrócie tak, że pani rekrutująca przez około 5 minut omówiła szczegóły pracy i zapytała się czy koleżance to pasuje. Potem płynnie przeszła do ponad 20 minutowego wypytywania się koleżanki o jej zagraniczne studia, możliwości stypendiów i pożyczek bo jej syn będzie zdawał maturę i też myśli o dalszym zdobywaniu wiedzy poza Polską.

Koleżanka pracy nie dostała, okazało się (dzięki pracującej tam znajomej), że rekruterka zaprosiła ją na rozmowę tylko ze względu na to, że liczyła na zdobycie informacji z pierwszej ręki na temat zagranicznej edukacji.

Nie ma to jak zmarnować komuś czas i dać nadzieję.

rekrutacja

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 534 (612)

#54257

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia http://piekielni.pl/54256 skłoniła mnie do napisania mojej.

Obok grobów mojej rodziny jest usypana mała mogiłka, dawno zapomniana, nie ma na niej nawet krzyża. Jest za mała żeby zmieścił się tam nowy grób więc od lat nikt jej nie rusza. Ze swojej strony za każdym sprzątaniem grobów wyrywamy z niej chwasty i długie źdźbła, choćby dla własnej estetyki i żeby było ładnie wokoło grobów. Korona nikomu nie spada.

Niestety od kilku miesięcy zauważyliśmy, że na tej mogiłce zaczęły lądować gałęzie, wypalone znicze, zwiędłe kwiatki. Mimo, że śmieci nie są nasze, zawsze je sprzątaliśmy psiocząc na niewychowanych ludzi.

Jednak w zeszłym tygodniu już przesadzili. Przychodząc na groby zastaliśmy kilka starych, wyblakłych wiązanek i mnóstwo gałęzi. Ewidentnie ten "śmietnik" upatrzyło sobie więcej odwiedzających.

Dziś napisałam i zalaminowałam karteczkę mówiącą, że grób to nie śmietnik, a zmarłym należy się szacunek. Przy następnej wizycie umocuję ją przy mogiłce na jakimś patyku.
Ciekawe czy poskutkuje i jak długo zostanie.

Niestety nie mam wiary w naród i nie mam nadziei, że tego typu hieny da się jakkolwiek wyedukować, ale nic więcej nie mogę zrobić, a nóż mi się w kieszeni otwiera na myśl, że z czyjegoś grobu ktoś robi śmietnik, a moi bliscy zmarli spoczywają obok takiego bałaganu.

cmentarz

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 406 (460)