Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

celica

Zamieszcza historie od: 28 maja 2015 - 15:02
Ostatnio: 1 grudnia 2018 - 21:19
  • Historii na głównej: 7 z 15
  • Punktów za historie: 3432
  • Komentarzy: 231
  • Punktów za komentarze: 1462
 

#83626

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Po długim milczeniu powracam na łono piekielnych. Mam trochę piekielności związanych z moją nową pracą. I dla tych co pamiętają - mam polskie znaki w telefonie :)

Pokrótce: po kilku latach w Holandii, ciężkiej pracy i nauki języka, postanowiłam zmienić pracę z produkcyjnej na biurową. Udało się! Pełna empatii i chęci niesienia pomocy, podjęłam się posady koordynatora. Jakaż ja byłam naiwna co do niewinności rodaków i przekonana, że to biura są złe (tak chciałam zwojować cuda). Przedstawię Wam wiele sytuacji z życia koordynatora.

1. Pani A przyjechała z kuzynem. Pracowała kilka tygodni bez zarzutu. Do czasu... poniedziałek rano dzwoni na „gorącą linię” (taki telefon dyżurny, by zgłaszać nagłe sytuacje) i melduje że ma biegunkę... No Ok, każdemu się zdarza. Chorowała cały tydzień. W kolejny poniedziałek miała wrócić do pracy. W pracy jej nie ma a kierowca zameldował, że nawet nie wyszła rano.

Jak tylko biuro ruszyło, dzwonimy. Po dziesięciu próbach nawiązania kontaktu, pada decyzja - wysyłamy kierowcę! Może potrzebuje pomocy, karetki... Kierowca zajechał na lokację a my w tym czasie nawiązaliśmy kontakt z panią A. Kierowca na łączu z innym koordynatorem, wchodząc mówi co widzi. Koleżanka rozmawia z Panią A:

K: Pani A, dlaczego Pani nie odbiera?! Już mieliśmy czarne scenariusze przed oczami!
A: Pani kochana! Ja biegunkę całą noc miałam! Nie spałam!
(w tle kolega mówi by wspomnieć o alkoholu, że może być pod wpływem).
K; Pani A, a czy czasem weekend nie był za bardzo procentowy?
A: Kochaniutka! Ja to się alkoholem brzydzę!
(kolega w tle mówi, że kierowca widzi Panią A z puszką piwa).
K: Pani A, nasz kierowca stoi w korytarzu, widzi Panią z puszką piwa.
A: To na pewno nie ja! Ja się alkoholu brzydzę!

Koniec końców daliśmy jej szansę, piła dalej. Zwolniliśmy ją, ale i tak nie odbiło się bez echa. Jej usunięcie z domku zostawię na osobną historię...

2. Zawsze umowy omawiam z nowymi pracownikami. Nie liczę czasu. Ważne jest, by każdy wszystko wiedział. Ludzie potrafią na następny dzień kłamać mi przez telefon, że ta niekompetentna kobieta nic im nie mówiła! Oni nie wiedzieli! Dobrze, że w końcu ktoś ogarnięty ich informuje.

Tak nie raz usłyszałam od osób, z którymi dzień wcześniej podpisywałam umowę i tłumaczyłam wszystko przez 2godziny!

3. Dzwoni kobieta z pretensjami, że mamy jej znaleźć inną pracę, bo ona nie ma zamiaru pracować w firmie B. Ona chce do firmy A.

Ja: Pani K, ale oni nie chcą Pani w firmie A, ostatnio się Pani nie sprawdziła. Nie chciała Pani współpracować.
K: A ch*j mnie to obchodzi! Jesteś jak d**a od sran*a żeby mi tam robotę załatwić!
Ja: Proszę pohamować z językiem, nie muszę słuchać tych wulgaryzmów, po za tym chce Pani bym pomogła, a traktuje mnie Pani jak śmiecia!
K: Do was się inaczej nie da! Masz mi zmienić robotę!
Ja: Pani K, jest piątek, za 5 minut biuro będzie nieczynne, plany ułożone i rozesłane. Nikt nie będzie zostawał i kombinował, bo Pani odwidziała się znowu praca! Proszę w poniedziałek iść do firmy B. W poniedziałek zobaczymy co da się zrobić.
K: A ch*j mnie twój weekend interesuje! Masz siedzieć i zmienić mi pracę!
Ja: Miłego weekendu! (rozłączyłam się).

Przekraczam próg biura z myślą o relaksie, a tu biegnie kolega (Holender), w ręku dzierży telefon gorącej linii. Wręcza mi go i mówi, że nie rozumie o co chodzi, ale to Pani K. Szlag!

Ja: Pani K, ma Pani iść do firmy B w poniedziałek! Koniec i kropka! Choroby poniedziałkowej nie uznam!
K: Zobaczymy!
Ja: Pani K, jeśli cudownie rozchoruje się Pani, to wyślę Panią do lekarza. Jeśli nic Pani nie będzie, a nie pójdzie Pani do pracy, to równie dobrze może Pani się zwolnić. Jeden dzień wytrzyma Pani. Ja planu nie zmienię, planisty nie ma! W poniedziałek!
K: (rozłączyła się).

Poszła do pracy. Dla świętego spokoju urobiliśmy klienta A. Wróciła tam i o dziwo od ponad pół roku pracuje w firmie A.

4. Przykład rozmowy z wulgarnym klientem:
Ja: Dzień dobry, Piekielna z XYZ, w czym mogę pomóc?
X: Ty qrwo jedna! Oddawaj mi złodziejko kasę! Ty sprzedajna dzi*ko!
(Tak, tacy też się zdarzają).
Ja: Czy może się Pan opanować? Z chęcią pomogę, ale proszę o kulturę.
X: Ty?! Kulturę? W d*pę se ją wsadź!
Ja: Jak się Pan uspokoi, to proszę zadzwonić. Do usłyszenia!

Zadzwonił za 3 godziny. Spokojny, opanowany, przeprosił. Wyjaśniłam jego problem i jeszcze mi dziękował za cierpliwość.

To dopiero początek smaczków z życia koordynatora. Jeśli Wam się spodoba, opowiem więcej!

zagranica praca Polacy za granicą

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 194 (214)

#69788

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym, jak zostałam nazwana bezdusznym tyranem.

Z lubym powiększyliśmy rodzinę o kochanego czworonoga. Maleństwo ma 8 mies i 30 kg wagi, w dodatku charakter dominanta, wiec, chcąc nie chcąc, trzeba być bardzo konsekwentnym w jego wychowaniu.

Przyjechała do nas moja znajoma, posiadaczka małego wrednego szczekającego kudłacza. W życiu tak wrednego i agresywnego mopa nie widziałam.

Znajoma spędziła u nas cały dzień. Jej uwagi co do naszego cielaka i jego wychowania:

1. Dlaczego twój pies nie rzuca się na miskę z karmą, jak mu jeść dajesz? Tylko siedzi i czeka? Ty go chyba bijesz!
Nie no, pozwolę, by później dorosły pies powalił mnie na ziemię, bo żarcie zobaczy…

2. Dlaczego jak wchodzisz do domu, to twój pies nie skacze na powitanie? Mój Reksio to prawie mi na ręce wskakuje!
Taaa, tylko że mój będzie dorosły, a jego waga wyniesie około 60 kg, więc chyba lepiej, że nie skacze na mnie...

3. Dlaczego twój pies siada przed przejściem dla pieszych?
Hmm, wizja potrącenia psa na smyczy przeraża mnie.

4. Dlaczego twój pies nie prosi o jedzenie ze stołu? Mój Reksio to zawsze coś dostaje.

5. Dlaczego nie dajesz psu słodyczy? Reksio je uwielbia!

Dla porównania, jej pies szczeka na wszystko, co się rusza i nie rusza. Gryzie ludzi po kostkach nawet na ulicy! Wyrywa się ze smyczy... Zjeść nie da, bo nogę potrafi pogryźć do krwi, a jego witanie się polega na ataku agresji, a nie typowym przypływie radości.

Na koniec dnia usłyszałam: wiesz, myślałam, że będziesz normalna dla tego psa, a ty jakaś psychopatka jesteś!

Pies

Skomentuj (64) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 400 (474)
zarchiwizowany

#72085

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Właśnie wróciłam ze spaceru z moim cielaczkiem i stwierdzam że w przepisach jest coś nie halo. Otóż nie mam nic przeciwko sprzątaniu po swoim pupilu jednakże nigdzie nie ma odpowiednich pojemników, koszy na tego typu odpady. Kolejna kwestia tyczy się tego co dziś zobaczyłam na naszej stałej trasie spacerów. Mieszkam w bardzo małej miejscowości w Holandii. Dookoła lasy, łąki i rzeka, no istna oaza spokoju. Sprzyja to wycieczkom pieszym, rowerowym i konnym. No właśnie konnym...
Idę z Armanim aleją, a tu na środku chodnika na długości kilku metrów leżą końskie odchody! Chodnikiem przejść się nie da a na trawniku równolegle druga końska ścieżka... Musieliśmy zawrócić i udać się inną trasą...
I teraz moje pytanie: jak to jest że na trawniku gdzie nie powinno się chodzić należy sprzątać po psie, a kupa zwierzęcia o wiele większego na chodniku nie stanowi problemu? Dlaczego osoby jeżdżące konno nie wybierają tras wyznaczonych w lasach i parkach tylko kierują się do centrum miejscowości? Dodam że wszystkie stadniny w naszej okolicy są umiejscowione przy szlakach dla koni, nie przy ulicy. Czyli ktoś musiał przewędrować kawał drogi by zjechać ze szlaku na tą aleję...

Spacer

Skomentuj (69) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 46 (116)
zarchiwizowany

#72049

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Podzielę się z wami historią pewnej dziewczyny z mojej szkoły.
Miałam wtedy 12lat, owa koleżanka 11. Córka pielęgniarki i właściciela firmy budowlanej. Nigdy jej nic nie brakowało. Zawsze najlepsze i najdroższe ciuchy, nowości typu telefony i komputery nie stanowiły dla nich problemu finansowego. Tylko, że owa koleżanka była jakoś dziwnie zazdrosna o to co inni mają.
Syt.1
Kiedyś były modne buty wysokie do połowy łydki, wiązane (coś na wzór bokserskich). Ktoś kupił za około 20-30zł i był szczęśliwy, ale w tym momencie gula zaczynała skakać jej. Nazwijmy ją K. Nie mija tydzień, i K ma identyczne buty. Pyta o cenę tych od koleżanki, no 30zł. Odpowiedź K z drwiącym uśmiechem: ja dałam za moje 250zł! A to znaczy że twoje są gorsze od moich i to znaczy że to ty ode mnie odgapiłaś!
Syt. 2
K to naturalna blondynka. Bardzo jasna blondynka. K dostała pierwszy okres. Jej rodzice urządzili imprezę na około 30 osób z tego względu. Cała okolica wiedziała że K dostała okres! To było dla mnie żenujące, bo chyba nie każdy musi o tym wiedzieć.
Syt. 3
Skoro K ma okres to musi się jakoś zabezpieczyć. Przyszła do mnie abym poszła kupić dla niej tampony! Tak moi drodzy mamusia pielęgniarka doradziła 11letniej córce tampony. Nie moja sprawa ok, pójdę i jej kupię. Ale, ale K się boi że straci w ten sposób dziewictwo i zajdzie w ciążę z tamponem! Mój komentarz był stosowny do jej obaw: no zajdziesz w ciążę z tamponem i urodzisz dużo tamponików i w ten sposób nie będziesz musiała więcej kupować bo będą się regularnie rodzić! .... Tak uwierzyła...
Syt. 4
K uwielbiała jeść takie wielkie śliwki, które były sprzedawane na sztuki. Któregoś razu obserwuje ją a ona bierze wielkiego gryza nie sprawdzając czy czasem robaczywa nie jest. Pytam: K czemu nie sprawdzasz czy robaków nie ma w środku?
K: przecież są ze sklepu to nie mają robaków!
Ja: a jak myślisz skąd się biorą śliwki w sklepie?
K: no ze skrzynki!
(Sic!) doradzilam by jednak sprawdziła chociaż jedną i przepołowiła. Tak też zrobiła, a naszym oczom ukazał się piękny dorodny biały robal!
Chyba nie muszę dodawać że więcej ich nie kupiła?
Syt.5
Pewnego lata K wychodzi na dwór a naszym oczom ukazuje się dziwny widok: K ma jakiś dziwny niebieski proszek na glowie. Wyjaśnienie K: stwierdziłam że mój kolor włosów od słońca zrobił się ciemniejszy i postanowiłam rozjaśnić...
Wysłałyśmy ją do domu by dobrze zmyła ten rozjaśniacz bo inaczej łysa będzie...

K dzisiaj ma 25lat, jest niestety typowym pustakiem (miałyśmy z dziewczynami nadzieję że zmądrzeje). Rodzice kupili jej sportowy samochód, mieszkanie i motor. Na dodatek kupili jej psa, shitz zu... K zrezygnowała z pracy i studiów bo jej piesek czuje się samotny jak jest sam w domu i ona musi z nim być. Od tej decyzji minęło 2lata i K wróciła na studia bo rodzice zagrozili że przestanom płacić jej za mieszkanie, auta i koniec z pieniędzmi... Uczy się na pielęgniarke... Boję się tylko o jej pacjentów. Bo mimo że wyrosła na przepiękną kobietę to jej rozum niestety należy nadal do stereotypowej blondynki z kawałów...

Blondynka

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (38)
zarchiwizowany

#71699

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jakiś czas temu, mój bardzo dobry znajomy zadzwonił do mnie późnym wieczorem. Powiedział, że to sprawa życia i śmierci kogoś kto jest w dużych tarapatach. No ok, jeśli mogę to pomogę.
Sprawa wyglądała w skrócie tak: panna zamieszkała z moim ex ( Areczkiem- psychopatą lubującym się w narkotykach i alkoholu)i jego obecną dziewczyną, po kilkutygodniowej sielance Areczek zaczął pokazywać soje oblicze. Wyzwiska w stronę jego dziewczyny i szarpanie nią o 2 w nocy były na porządku dziennym. Dodatkowo zaczął dobierać się do tej współlokatorki gdy jego dziewczyna była w pracy, zastraszał że jak ona coś komuś powie to pożałuje itd. Panna nie wierzyła mojemu znajomemu że Areczek bił mnie regularnie więc kumpel tak ustawił rozmowę by ona słuchała naszego wspominania tamtych czasów.

Panna uwierzyła w słowa kolegi i poprosiła o spotkanie ze mną. Spotkałam się z nią na neutralnym gruncie jednakże w obecności świadków, co by nie było że ktoś coś nakłamał. Byli to zaufani ludzie. Doradziłam by po cichu zaczęła szukać mieszkania i by się wyprowadziła jak jego nie będzie, gdyż informacja o jej wyprowadzce mogłaby narazić ją na jego atak i nie ukrywam że mógłby być agresywny. Ostrzegłam ją by nie klepała też na prawo i lewo językiem bo ludzie nie zawsze są lojalni i ktoś mógłby poinformować Areczka że ona o nim rozmawia i opowiada co on wyprawia...

W przeciągu tygodnia 5(!) osób napisało mi że rozmawiali z tą panna! Wkurzyłam się nie powiem...

Jakiś czas później panna się wyprowadziła wg mojej rady i niby wszystko pięknie, ale... No właśnie ALE. Panna miała nadzieję na związek z moim kumplem. Niestety on ją uświadomił że nic z tego nie będzie a pomagał jej bo jest sympatyczna i nie chciał by Areczek zrobił jej krzywdę. Efekt? Pannica poszła do mojej znajomej i nagadała takich bzdur że ta nazwała mnie zakłamaną dwulicową manipulatorką robiącą z siebie ofiare! taa sama się pobiłam niejednokrotnie, szarpałam i zpewne to ja Areczka krzywdziłam. Znajoma po dłuższej rozmowie stwierdziła że jednak ta panna coś kręci bo niby co ja mam na celu aby starym znajomym którym nie raz pomogłam, tyłek obrabiać. Historia mogłaby się tu skończyć, niestety inna znajoma dowiedziawszy się o akcji napisała do niej z podziękowaniem za to, jak potraktowała osobę która nie znając jej poświęciła jej swój czas i pieniądze by jej pomóc. Jej odpowiedź: My z X uważamy że celica coś kręci.

Podsumowując: jeździłam wiele km do niej by jej pomóc, dzwoniłam w wiele miejsc by jej coś ogarnąć ( mój znajomy też), nikogo nie obgadałam a wyszło na to że jestem zakłamana a to że mam świadków na to jest nieistotne, bo słowo nowej koleżanki jest bardziej znaczące niż słowo 5 osób które się zna kilka ładnych lat...

W ten oto sposób nauczyłam się, że nie warto ludziom pomagać...

P.S. Obecna dziewczyna Arusia nadal z nim mieszka mimo, że jest dla niej agresywny. Z nią kontaktu nie mam i raczej mieć nie będę. A ratować kogoś na siłę nie ma sensu...

zagranica podłość

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (31)

#70023

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja miała miejsce jakieś 3 lata temu.
Przyjechałam na urlop do Polski. Oczywiście telefon do znajomych i umawiamy się na spotkanie w naszym ulubionym lokalu. W sumie było nas 10 osób. Jako że dawno się nie widzieliśmy postawiłam wszystkim kolejkę... Drugą... Trzecią... Kurcze coś nie halo, bo nikt nie kwapił się ruszyć po kolejną, więc wstałam, poszłam do baru i przyniosłam sobie drinka. Tak, tylko sobie. Wszyscy patrzą się na mnie z oburzeniem i pada pytanie:
- Celica jak to tak, a my przy czym mamy siedzieć?
Mówię grzecznie, że przecież 3 kolejki postawiłam. Co usłyszałam?
- MY PIENIĘDZY NIE MAMY, A TY EURO ZARABIASZ TO CIĘ STAĆ!

No żesz! Jak mnie to wnerwiło! Odpowiedziałam zgodnie z prawdą:
- Zarabiam euro i żyję też za euro!
Znajomi stwierdzili, że skąpiec się ze mnie zrobił... No tak, wydałam w knajpie na znajomych 500zł tego wieczoru, ale skąpiec jestem...

Od tego momentu gdy przyjeżdżam spotykam się tylko z dwiema znajomymi, normalnymi. Tamtej ekipy unikam jak ognia. Pokazali swoje prawdziwe oblicze. Dodam tylko, że poszli do knajpy bez złotówki w portfelu, bo liczyli na to, że całą noc będą pić na mój koszt.

Boli to, że wiele osób patrzy na emigrantów zarobkowych jak na skarbonkę, ale mało kto zapyta jak nam jest tam na wyjeździe, z daleka od dotychczasowego życia. Ktoś może powiedzieć, że nikt nikogo za granice nie wygania i to nasza decyzja. Tak racja, nikt nas nie wygania, jednak kiedy ktoś szuka pracy przez rok lub więcej czasu, wyjazd jest sposobnością na zdobycie doświadczenia, a także poprawienia sytuacji finansowej...

Znajomi

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 442 (518)

#67799

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mówi się, że my Polacy to nieuczciwi jesteśmy. Opowiem Wam jak w Holandii pewien kasjer wykorzystał moją i mojej mamy nieznajomość języka.

To było na samym początku mojego pobytu w Holandii. Matula uwielbia grać w totolotka. Zawsze mawia, że kto nie gra ten nie wygra. Postanowiła spróbować szczęścia za granicą. Tak więc weszłyśmy do sklepu w celu zakupienia takowego kuponu. Miła pani wyjaśniła w języku angielskim zasady gry. Gramy!

Mija tydzień. Wracamy sprawdzić. Kasjer niby miły, uśmiechnięty, zagaja skąd jesteśmy, gadka szmatka, sprawdza kupon. Na monitorze (w Holandii są dwa monitory jeden dla klienta drugi dla kasjera) pojawiają się zera i 50 euro. My już się cieszymy, a on mówi, że niestety nic nie ma... Pytam dlaczego jest 50 euro na ekranie. Odpowiedź, że gdyby się wyświetliło to niżej to wtedy byłaby wygrana.

Cóż, kreślimy kolejny. Tydzień później ten sam kasjer. Na monitorze 20 euro. Kasjer: przykro mi nie ma nic. Więc jak poprzednio kreślimy kolejny kupon.
Tydzień później za kasą stoi przemiła pani. Jako, że miałam podejrzenia ,że ten chłopak nas oszukuje, poprosiłam by mi wyjaśniła gdzie pojawia się wygrana kwota. Kobietka wytłumaczyła. No jak byk wygrywałyśmy, a on nas okradał! Tym razem nic. Kreślimy dalej.

Kilka tygodni nie było wygranej, do czasu...
Matula skreśliła troszkę inaczej niż poprzednio. Idziemy sprawdzić. Za kasą nasz kolega o którym była mowa. Uśmiechy, żarciki, sprawdza kupon. Na monitorze pojawia się 50 euro. W miejscu gdzie już wiem, że jest wygrana stawka. Kasjer ze smutkiem na twarzy mówi, że nic nie ma. Nie wiem jak udało mi się nie wybuchnąć, ale poprosiłam by zawołał kierownika. Już mniej miło poinformował, że mamy opuścić sklep, bo ochronę zawoła. Traf chciał, że kierownik akurat się sam pojawił i spytał jaki jest problem. On szybko coś powiedział pokazując na nas, kierownik zwrócił się do mnie po angielsku z zapytaniem jaki jest problem. Na moje szczęście ten cwaniak nie usunął ostatniej operacji. Powiedziałam, że ten pan nas już kilka razy okradł, a teraz usiłuje kolejny raz. Kierownik okazał się naprawdę miły. Przeprosił, wydał pieniążki i zdaje się, że podziękował przedsiębiorczemu kasjerowi za pracę.

Kochani na przyszłość jak chcecie zagrać w obcym kraju w jakąś loterię, poproście o wyjaśnienie wszystkiego. Nie ma czego się wstydzić, naprawdę.

oszustwo

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 370 (450)

#67796

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sprawa dotyczy mojej kuzynki. Nazwijmy ją Magda.

Magda zawsze była wychowywana na luzie... Rodzice cieszyli się, że wraca na noc do domu, a to co ich córka porabiała w wieku 12 lat i więcej, zbytnio ich nie interesowało. Magda nie chciała się uczyć, a rodzice nie naciskali. Ze mnie się nabijali, że wakacje spędzam z książką w ręku. Wg nich powinnam brać przykład ze starszej Magdy, bo ta to fajnie wakacje spędza... Śpi do 13, do 18 ledwo żywa zbiera siły na kolejne ognisko na którym bawi się do 3 nad ranem. Cóż, jeśli wg nich tak wyglądają wakacje 12, 13 lub 14-latki to spoko. Kiedyś wujostwo powiedziało mojej mamie CELICA DA CI JESZCZE POPALIĆ!

Kilka lat później Magda nie zdaje do drugiej klasy liceum. Czyja wina? Oczywiście że nauczycieli, bo Madzi nie lubią. Podejście drugie: Magda idzie do technikum. Stał się cud i Madzia zdała do drugiej klasy. Jednak jej nie ukończyła. Powód? No tym razem NIEPOKALANE POCZĘCIE... Tatuś dziecka w więzieniu. Ona z brzuchem jeździ na widzenia tuż przed porodem tatuś dziecka oznajmia, że ten bachor to nie jego, bo on nie jest pewien czy się nie puściła.

Spotkanie rodzinne i wszyscy lamentują nad losem Madzi, bo ona taka grzeczna dziewczyna i to życie takie niesprawiedliwe. Moja matula nie wytrzymała i powiedziała, że chyba czas najwyższy wydorośleć, bo jakby nie patrząc Madzia sama sobie winna. Reakcja wujostwa? CELICA DA CI JESZCZE POPALIĆ! ZOBACZYSZ!

Kilka lat później Madzia poznaje chłopaka. Nazwijmy go Kaziu. No cud miód malina z niego! Ale, ale... Madzia mi płacze, że Kaziu pożyczył od niej grubo ponad tysiąc na długi za używki (nie alkoholowe bynajmniej). Tłumaczę jej, daj se z nim spokój masz córkę, o niej myśl. Ja ci pomogę z kasą... No ale Madzia go tak kocha!
W międzyczasie Celica wyjeżdża do Holandii. Po miesiącu Madzia informuje mnie że planuje dziecko z Kaziem! STOP! WTF?!

J: Madzia, przecież chciałaś się z nim rozstać. Ten koleś nie jest odpowiedzialny! Ty myśl o małej najpierw a później o facetach!
M: No ale ja go kocham... No i Kaziu powiedział, że chciałby mieć dziecko ze mną i że jak dziecko będzie, to on będzie bardziej zmotywowany by się zmienić...
J: Oj dziewczyno obyś jeszcze nie płakała gorzko...

Dwa miesiące później Madzia jest w ciąży. Ślub. Niby wszystko ładnie przez pierwszy miesiąc się układało, ale... No właśnie ALE... Kaziu wylatuje z pracy za picie. Praca druga była poniżej jego godności. Praca trzecia za ciężka. Czwartą rzucił po pierwszym dniu. Co w takim razie robi Kaziu? Ano pije, bo załamany że pracy nie ma. Madzia go głaszcze i pociesza, że ten świat taki niesprawiedliwy dla nich... Dziadkowie pieniądze dają i jedzenie kupują więc jakoś to będzie.

Kilka tyg temu dzwoni Madzia, że Kaziu nie tylko pije ale i po coś LEPSIEJSZEGO sięga. Do tego pobił ją kilkakrotnie i ona na obdukcje idzie, bo rozwodu chce. Hmm zmądrzała. Więc mówię jej:
J: Jak od niego odjedziesz to ci pomogę finansowo, nie bój się jakoś to będzie.
M: Dzieci są najważniejsze. Dosyć tego. (płacz)

Rozmowa sprzed tygodnia...
J: Hej Madziu jak się czujesz? Co z Kaziem?
M: No hejka, u mnie wszystko ok. Wiesz postanowiłam dać jeszcze szanse Kaziowi. On się zmienił i na terapię chodzi. I od 2 tygodni ani razu mnie nie uderzył. Widzę że się zmienia...
J: Czyś ty oszalała?! On się nie zmieni! Dobra nie będę się denerwować. Twoje życie, rób co chcesz, tylko później nie płacz.
M: A właśnie zapomniałam spytać. Załatwisz Kaziowi pracę? Bo ty tam za granicą siedzisz to się znasz. A on by więcej tam zarabiał
J: Madzia wybacz, ale ja z niego nie poręcze. Mogę ci wysłać kilka nr telefonu.
M: A to niee... Ale wiesz co, bo ja pamiętam, że ty mi pomoc obiecałaś finansową.
J: Tak pamiętam. Obiecałam Ci pomoc jak od niego odejdziesz...
M: Bo Kaziu powiedział, że teraz też byś mogła. Wiesz on się zmienił naprawdę...
J: Wybacz, ale nie pomogę mu zdobyć kasy na alkohol i Bóg wie co jeszcze.
M: Wielka Pani się teraz zrobiłaś! Nikt mi nie chce pomóc! Zawiodłam się na tobie! Nara!

I w ten oto sposób stałam się zła... Boże ratuj, kiedy ona się obudzi!????? A jej rodzice dalej twierdzą, że to takie niesprawiedliwe życie dla niej jest...

rodzina

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 498 (606)

#67669

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Po śmierci taty odziedziczyłam w spadku prawo do pierwokupu mieszkania od SM. Z prawa tego skorzystałam i w ten oto sposób jestem młodą posiadaczką własnego M :) To jakie piekielności miałam w związku z tym to inna historia. Chciałabym Wam przedstawić pogląd na to mojego wtedy ówczesnego partnera i jego rodziny.

Ledwo podpisałam akt notarialny, a mój partner, nazwijmy go Arek, zaczyna snuć plany na przyszłość. I uwierzcie mi wcale to nie były plany wspólnego mieszkania tam. Pochodziliśmy z dwóch różnych końców Polski. Otóż Areczek wraz z rodzinką umyślili sobie, że mam sprzedać swoje mieszkanie a za pieniądze uzyskane ze sprzedaży mam kupić mieszkanie bliżej jego rodziców. Zapomniałam dodać że mieszkanie miałoby być zapisane na nas oboje!

Po ślubie nie byliśmy więc zapaliła mi się czerwona lampka: a co jak się rozstaniemy? Jego szanowna mamusia stwierdziła, że ona nie wyobraża sobie by jej syn miał mieszkać daleko od niej... No ok rozumiem, w razie potrzeby byłby blisko. Natomiast na moje stwierdzenie dlaczego zapis ma być na nas oboje usłyszałam od niej: "Abyś go z domu nie wyrzuciła, bo gdzie on się wtedy podzieje!" No ludzie ratujcie mnie bo padnę! Zapytałam. a co jak się rozstaniemy? Przecież różnie to bywa, co ja wtedy zrobię? W zupełnie obcym miejscu bez niczego? W dodatku w grę wchodziła spora sumka. Więc w razie rozstania on by raczej nic nie stracił, tylko zyskał połowę tego co powinno być w całości moje. Mamuśka wpadła we wściekłość, nazwała mnie samolubną małpą i zażądała zwrotu pieniędzy za adwokata! Tak! Za moimi plecami chodzili dowiadywać się na temat warunków sprzedaży dopiero co zakupionego mieszkania spółdzielczego!

Na szczęście głowę mam na karku. bo teraz zostałabym z niczym...
Miłość miłością, ale trzeba też umieć trzeźwo myśleć...

mieszkanie

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 753 (805)
zarchiwizowany

#67653

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Niedawno zostałam chrzestną. W związku z tym trzeba było załatwić kilka papierków. Chwytam za telefon i dzwonię do parafii gdzie udzielono mi bierzmowania. Szanowny ksiądz proboszcz stwierdził że nie wyda mi dokumentu bo... kiedyś widziałam jak całował się z kobietą i mu zwróciłam wtedy uwagę...!
Już miałam odmawiać bycia chrzestną gdy dzwoni moja matula i rzecze że znalazła oryginał świadectwa bierzmowania. No poprostu cud!

|Swoją drogą mamusia mojego chrześniaka to wielka katoliczka... Jakby mogła to by z kościoła nie wychodziła... A w domu klnie jak szewc. W związku z tym że jest KATOLICZKĄ stwierdziła że powinnam minimum raz w tygodniu chodzić do kościoła bo osoba co nie chodzi do kościoła nie może być chrzestnym... Dobrze że ugryzłam się w język bo z tego co pamiętam to ta sama KATOLICZKA była w ciąży jak wychodziła za mąż... a przecież wg kościoła skonsumowanie związku powinno być po ślubie a nie przed...

kościół

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -6 (42)