Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

chybanie

Zamieszcza historie od: 2 kwietnia 2017 - 13:33
Ostatnio: 21 lutego 2018 - 15:33
  • Historii na głównej: 1 z 2
  • Punktów za historie: 192
  • Komentarzy: 20
  • Punktów za komentarze: 60
 
zarchiwizowany

#80079

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na fali historii o kierowcach, ale z innej strony.
Nigdy nie chciałam mieć prawa jazdy- ot, zwyczajnie nie ciągnęło mnie do samochodów, jeździć lubię ale na miejscu pasażera. Na dodatek znam siebie na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie byłabym dobrym kierowcą. Ja to rozumiem i akceptuję, inni niekoniecznie. Otóż moja chrzestna postanowiła zrobić mi prezent na osiemnastkę i wysłać mnie na prawo jazdy. Dowiedziałam się o tym dobre pół roku przed urodzinami i od razu zaoponowałam, podając argumenty, które opisałam wyżej. Co usłyszałam? "A daj spokój, córka X to idiotka a jeździ, to ty też się nauczysz, a prawo jazdy zawsze się przyda." Temat przycichł na kilka miesięcy, później znowu się zaczęło, wreszcie, pod presją połowy rodziny uległam- może faktycznie to nie takie złe i ja też się nauczę? Cóż, nauczyć się nauczyłam, teorię zdałam za pierwszym razem na 100%, więc lecimy z praktyką.
Pierwszy egzamin- plac zaliczony, jedziemy w miasto. Pierwsze światła, hamowanie, itd zaliczone. Ostatnia rzecz- parkowanie. I w tym momencie dotarło do mnie, że najprawdopodobniej zdam, bo egzaminator kazał mi zaparkować prostopadle na pustym parkingu... Zamiast się ucieszyć spanikowałam, bo to znaczyło, że będę musiała jeździć. Jedyne co przyszło mi do głowy to celowo oblać, co też zrobiłam. I odetchnęłam z ulgą. Wróciłam do domu, powiedziałam, że więcej próbować nie będę, że to nie dla mnie, że jestem pewna. Myślicie, że to coś pomogło? "Tak tylko gadasz bo oblałaś. Próbuj dalej". Obrałam więc inną taktykę- w końcu musiało się jej znudzić wydawanie pieniędzy na egzaminy, a taki egzamin kosztuje 140 zł. Poszłam jeszcze kilka razy, oblałam i wreszcie po roku od rozpoczęcia kursu mam spokój.
Kto jest piekielny? Ja, bo nie potrafiłam postawić na swoim od początku, czy ciotka, która uparła się, że muszę mieć prawo jazdy, bo ona nie ma i mimo moich protestów wręcz wymusiła na mnie pójście na kurs? Rozmawiałam z nią wiele razy, mówiłam, że nie czuję się pewnie, że będę stanowić zagrożenie, ale dla niej to było głupie bajanie.
Koniec historii jest taki, że ja jestem szczęśliwa, że nie będę musiała wsiadać do auta od strony kierowcy, a ciotka ma do mnie pretensje, że zmarnowałam tyle jej pieniędzy. Cóż, trzeba było mnie słuchać jak mówiłam. :)

prawo_jazdy

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -10 (14)

#79209

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Trochę czasu minęło, ale wzięło mnie na oglądanie zdjęć i przypomniała mi się historia o piekielnej pseudowizażystce, której prawie udało się zniszczyć moją studniówkę.
Jako dziewczę niedoświadczone nie umówiłam się na makijaż studniówkowy z odpowiednim wyprzedzeniem, toteż w żadnym z nielicznych studio w mojej mieścinie nie było już wolnych miejsc. Mea culpa, ale od czego jest OLX? Spośród wielu ofert domorosłych wizażystek znalazłam coś, co wydawało się być najbardziej okej- cena dość wysoka, ale pani twierdzi, że zajmuje się makijażem i fryzjerstwem od kilku dobrych lat, ma certyfikaty potwierdzające kwalifikacje itd. Napisałam do pani, ma wolny termin, super! Dla pewności wysłałam jej zdjęcie makijażu, który chcę aby mi zrobiła- no problem, damy radę, co to dla mnie.

Od tamtego dnia spałam spokojnie, aż w końcu nadszedł długo wyczekiwany dzień studniówki.. I, jak się okazało już z samego rana, piekielności ze strony pani makijażystki. SMS- musimy przełożyć na późniejszą godzinę- pani wypadło coś mega ważnego. Już zirytowana, bo przełożyła z 11 na 15, a o 18 musiałam być na miejscu, ale co miałam robić, sama wtedy w makijażu nie siedziałam więc nie byłabym w stanie się pomalować tak, by być zadowoloną. No nic, stawiłam się u pani punkt 15, a tu zonk- pani nie ma, otwiera mi jej mama.

O 15:30 zjawia się pani, zaczyna opowiadać o tym jak to spotkała koleżankę w drodze z biedronki, no i ta fajna promocja była i w ogóle, tyle ludzi na mieście a ona wybrała się spacerkiem bo ładna pogoda. Brewka mi drgnęła, bo malować mnie zaczęła o 16, ale myślę sobie- oddychaj, zdąży, w końcu dwie kreski na oku to nic skomplikowanego... Jakże się myliłam...

Baza- ale po co? Korektory? Mam cerę trądzikową i bez korektora ani rusz? Nieważne! Podkład- drogi i fajny, ale co z tego jak zbyt ciemny? Każę jej poprawić, upiera się, że jest dobrze. No tak, z córki młynarza stałam się soczystą pomarańczką. Ostatecznie zgodziła się rozjaśnić. Ciśnienie rośnie. Przechodzimy do oczu, jej zadaniem było namalować mi kreskę na powiece czarnym eyelinerem i tuż nad nią drugą kreskę- srebrnym eyelinerem. Oho, nie da się! Dlaczego? Pani profesjonalistka certyfikowana nie ma eyelinerów, ma tylko czarną kredkę, ale to chyba to samo, no i co ja wymyślam jakieś srebrne kreski, po co? Ano po to, że tak chcę i podobno miało nie być problemu.

Skończyłam z czarną, krzywą kreską nad samą linią rzęs, bez wyciągniętej jaskółki i odrobiną szarosrebrnego cienia na powiece. Ale, ale. Oczy to też rzęsy i brwi, nieprawdaż? Wg pani wizażystki naturalne brwi to cienkie czarne kreski nad oczami, notabene rysowane tą samą kredką, co kreska na oku, a rzęsy koniecznie muszą być posklejane (zrobiłam sobie zdjęcie na pamiątkę i dla przestrogi innych- trzymam je do dziś). Koniec końców i brwi i rzęsy malowałam sama, a co się nawykłócałam o doklejenie sztucznych rzęs... Chyba bardzo zirytowałam swoją niewdzięcznością biedną panią, bo gdy w końcu mi je przyklejała, to strasznie trzęsła się jej ręka. Szczęście, że nie trafiła mnie w oko bo tak jak makijaż na klauna byłam w stanie poprawić, to czerwonego oka nijak nie mogłabym zatuszować.
Żeby było śmieszniej, pani zażądała zapłacenia sobie 150 zł za makijaż - mój śmiech słyszał chyba cały blok, w którym mieszkała.

makeup pseudoprofesjonalistka

Skomentuj (71) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 179 (201)

1