Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

chyceb909

Zamieszcza historie od: 3 października 2015 - 14:41
Ostatnio: 6 maja 2017 - 13:50
  • Historii na głównej: 7 z 7
  • Punktów za historie: 2308
  • Komentarzy: 16
  • Punktów za komentarze: 63
 

#76293

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie o otyłości. Nie o lekkiej nadwadze, delikatnym wałeczku na bioderkach czy o coraz bardziej uciskającym pasku. O otyłości przez duże O.
Czyli będzie o O T Y Ł O Ś C I.

Czteropokoleniowa rodzina - seniorka rodu, jej córa, wnuk i prawnuczkowie, w sumie w domu mieszka ich razem 8 osób. Seniorka rodu już chyli się nad grobem, córa lat 50-parę, wnuk niedługo osiągnie trzydziestkę i wnuczęta lat 4 i roczek. Byłoby to sielanką, gdyby nie jeden drobny szczegół - wszyscy w tej wspomnianej sielance są otyli, zgodnie z nazwą tego portalu, PIEKIELNIE otyli. Zaczniemy od seniorki rodu, skończywszy na wnuczkach, których niestety również to dotknęło.

1. Seniorka rodu odkąd pamiętam była kobietą dobrze zbudowaną, mniej więcej od 10 lat chodzi o kuli, bo tylko to pozwala na chociażby szczątkowe danie ulgi zmordowanym nogom. Wg lekarzy spowodowane jest to oczywiście zbyt dużą masą ciała. Jak wspomniane było na początku, seniorka chyli się nad grobem, widać po niej też, że traci na wadze.

2. Córa seniorki, wyżywiona na wzór i podobieństwo matki, również zaczyna mieć problemy, które są efektem otyłości. Również coraz częściej spotkać ją można używającą kuli, mimo że lat ma 50-parę. Współmałżonek córy to samo - otyłość + początki z kulą. Oboje prowadzą firmę, lecz ich praca opiera się na przejściu do pomieszczenia biurowego 5 metrów od sypialni, 7 metrów od kuchni. Siedzący tryb życia i pracy dominuje.

3. Wnuk seniorki, wiosen prawie 30. Ponoć za młodego był karmiony przez matkę (numer 2) skromnie - 4 duże posiłki dziennie, doprawiane (wdech...) tabliczkami czekolady (...wydech) w ilości co najmniej dwóch dziennie. Miał okres kiedy się "odchudzał" to schodził z czekoladami do jednej dziennie. Również znalazł sobie zatrudnienie w firmie, gdzie przez 8 godzin dziennie siedzi. Jako jedyny syn był przez rodziców (głównie matkę) rozpieszczany, niczego mu nie brakowało, w tym jedzenia. Jak znalazł sobie narzeczoną i później żonę (o prawidłowych proporcjach ciała), ta niestety uległa wpływom rodziny i niestety nie ingerowała w ich działania. A ich działania dotknęły również ich dzieci...

4. I tak przechodzimy do prawnuków seniorki rodu, czyli dzieci numeru 3. Wnuczęta lat 4 i roczek. Cała rodzina sprawiła, że wnuczęta również powoli idą w ślady rodziców / dziadków / pradziadków. Żeby to jakoś zobrazować - starsza córka w wielu lat 4 waży tyle, ile "normalne" dziewczynki w wielu lat 8 (!). Jak to się stało? Zbyt dużo posiłków w połączeniu z wymuszonym przez rodziców / dziadków jedzeniem słodyczy. WYMUSZONYM!, czyli wszyscy podsuwają dzieciom słodycze pod nos, bo nie mogą przecież chodzić głodne. Dzień takiego dziecka wygląda następująco - duże śniadanie (kilka kanapek) przezd przedszkolem, jakieś posiłki w przedszkolu (a są one ponoć "porządne", bo i przedszkole prywatne), potem oczywiście duży obiad w domu, zje się potem coś w tak zwanym "międzyczasie" i na koniec kolacja, a po kolacji coś jeszcze.

Jak zaczęły się choroby, cała rodzina zwyzywała lekarzy, którzy przepisywali leki dziecku w dawkach "zbyt dużych". Lekarze pediatrzy chcieli naszą biedną wnuczkę otruć. A co robili? Po prostu stosowali dawkę w odniesieniu do wagi ciała, a nie do wieku pacjenta. I mimo zaleceń lekarzy "mądrzejsi" i bardziej doświadczeni członkowie rodziny stosowali swoje dawki leków, bo "lekarze to za dużą dawkę dawali, przecież ona ma tylko 4 lata!". Najsmutniejsze jest to, że matka wnuczki (żona numeru 3) nie potrafi sprzeciwić się praktykom całej rodziny, a nawet sama (z bezsilności zapewne) zaczyna te praktyki stosować. Widać jednak światełko w tunelu - ostatnio przy rozmowie przyznała - "A wiesz, wydaje mi się że córeczka jest odrobinę zbyt puszysta". Mimo wszystko nie zakończy się wesoło - wspomniany drugi prawnuczek seniorki (chłopczyk lat 1) również zaczyna mieć oznaki otyłości.

Wnuczka niedługo wejdzie w wiek szkolny, a ja już współczuję jej tego, co może przeżywać w szkole. A winni takiej sytuacji są tylko rodzice, którzy do takiej sytuacji dopuścili.

otyłość

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 242 (288)

#73021

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mamy w naszym kraju sklepy z płazem w nazwie, gdzie w wielu promocjach pojedyncza sztuka kosztuje 2,50 zł, ale jak już się ich weźmie 3 sztuki, to możemy kupić je za 6,00 zł. Czasem z takich promocji korzystam, bo "i tak się zje" albo wykorzysta. Nic się nie zmarnuje, jak kupię dwie więcej.

I właśnie ostatnio miałem taką właśnie okazję, kupowałem jakieś słodycze dla dzieciaków. Wisi dumnie karteczka i obwieszcza: 3 paczki za 6,00 zł, czemu nie? Kroczę dumnie do kasy, (E)kspedientka nabija na kasę, ja już chciałem położyć równo odliczoną kwotę na blat, a tutaj zdziwienie: kasa naliczyła 7,50 zł.
(Ja): Tam wisi cena na półce o tym, że jak wezmę trzy sztuki, to zapłacę sześć złotych.
(E): Jak to, niemożliwe! - i w te pędy do półki. Podchodzimy, jest jak wół informacja "3 za 6,00 zł"
- No, to ktoś tutaj dostanie poważne upomnienie i potrącenie z pensji, bo ta promocja już się skończyła - powiedziała tonem, jakby to właśnie ta osoba była "szefem" tego przybytku, jednocześnie szybkim ruchem cenę zerwała.

Wracamy do kasy i staram nawiązać nić porozumienia z ekspedientką:
(Ja): W takim razie kładę tutaj pani sześć złotych - wiedząc, że prawo* stoi po mojej stronie i zakładając, że ekspedientka wszystko zrozumie.
(E): Ale jak to? Kto ma niby dołożyć do tego? Cena jest 7,50 zł i musi pan tyle zapłacić.
(Ja): Proszę pani, cena na półce to sześć złotych i tyle muszę zapłacić, nie więcej, nie mniej.
(E): To kto ma resztę dopłacić? Ja?
(Ja): Czy pani to nie wiem, ktoś, kto jest za to odpowiedzialny, że na półkach są złe ceny i niech ta osoba poniesie konsekwencje.
(E): Ale tak nie można, cena to 7,50 zł i tyle pan musi zapłacić.

Widząc, że z żelazną argumentacją zaczynam powoli przegrywać, w myśl zasady "przykład lepszy niż wykład", staram się opisać ekspedientce o co mi dokładnie chodzi:
(Ja): Widzi pani, to dlaczego nie wywiesi pani wszędzie cen "1 grosz", a później przy kasie dowiem się o prawdziwej cenie?
(E): No bo przecież tak nie można, trzeba podawać prawdziwą cenę.
(Ja): To dlaczego tutaj cena nie była "prawdziwa"? Jeszcze raz pani tłumaczę, że powinienem zapłacić sześć złotych, nie więcej, nie mniej.
/w odpowiedzi dostaję ciszę i widok tego, że w głowie ekspedientki zachodzi proces myślowy/
(Ja): Czy w takim razie mogę zapłacić i wyjść?
(E): Ja nie mogę podjąć takiej decyzji, musi to zrobić kierownik sklepu.
(Ja): A kto jest kierownikiem sklepu? - pytanie zadałem, ponieważ z wcześniejszej rozmowy wynikało, jakoby moja rozmówczyni taką funkcję pełniła.
(E): Eee... no... pani Ania.

I tutaj straciłem wiarę w to, że uda się dojść do porozumienia. Położone na blacie sześć złotych zabrałem, nasłuchałem się coś o tym, że teraz "będę musiała cofać to co nabiłam na kasę", ja tymczasem z przybytku wyszedłem bez słowa. Dla jasności - nie chodzi tutaj o te 1,50 zł, a o zasady. Komuś się płaci, żeby o takie elementy dbał, tymczasem jak ten "ktoś" da ciała, to jest on pewnie ostatnią osobą, która poniesie konsekwencje.

* kwestia prawna: "Towar wystawiony w miejscu sprzedaży wraz z ceną jest uważany za ofertę sprzedaży", więcej na ten temat można poczytać w tym artykule: http://www.infor.pl/prawo/umowy/kupno-sprzedaz/253274,Czy-cena-towaru-na-polce-sklepowej-jest-wiazaca.html . Sklep ma zatem zadbać o to, żeby ceny na półkach były aktualne, ponieważ tworzą one "ofertę sprzedaży", a w przypadku pomyłek (jak to było w mojej historii), klient ma prawo zakupić produkt w cenie, która widnieje na półce.

sklepy

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 251 (271)

#73135

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ze znajomymi wynajęliśmy apartament w Hostelu, mieszkanko na 7 osób, wynajęte na około tydzień. Sytuacja wyglądała tak, że nie wszędzie chodziliśmy razem, czasem ktoś chciał wrócić wcześniej, toteż chcieliśmy skorzystać z usługi "dwudziestoczterogodzinna recepcja" w celu zostawienia kluczy. No właśnie, chcieliśmy.

Recepcja działa "24H", ma jednak przerwę. Przerwa trwa od 20:00 do 10:30. Tak, ponad czternaście godzin przerwy. Z bólem przyjęliśmy to do wiadomości i jeden z nas tak sobie ustawił plan dnia, że z pewnością wróci na miejsce przed początkiem "przerwy", nie będzie problemu z zostawieniem kluczy.

Około południa, zjawiam się na recepcji, za ladą siedzi chłopak (w wieku około 20 wiosen), kładę klucze na ladzie, dziękuję i kieruję się do wyjścia. Po chwili słyszę wołanie chłopaka zza lady:

CH - Przepraszam! Co pan robi?!
Ja - Zostawiam klucze, przed 20:00 z pewnością wrócimy.
CH - Ale tak przecież nie można, nie może pan zostawić kluczy.
Ja - Dlaczego?

I tutaj chłopak sprawił, że zrobiło mi się słabo.

CH - Bo jak ja je wezmę, to potem mogą mnie państwo osądzić o kradzież, i że... i że... i że przyjdziecie i powiecie, że czegoś nie macie, a mieliście w apartamencie, to osądzicie mnie o kradzież.

Nigdy nie spotkałem się z takim tłumaczeniem. Wszędzie na klatce schodowej są kamery, także ewentualny "oskarżony" miałby sprawę z głowy.

Ja - Wie pan, recepcja jest czynna i potrzebujemy oddać klucze, bo nie wiemy kto pierwszy wróci.
CH - Ale ja nie mogę, bo potem mogą mnie państwo oskarżyć.

Próbuję wyjść jakoś z sytuacji i pytam się o zapasowe klucze:

Ja - Czy te klucze to jedyny egzemplarz? Czy są jeszcze inne klucze do apartamentu?
CH - No tak, są - skinął głową do szafki z tyłu recepcji.
Ja - Czyli i tak ma pan klucze do apartamentu?
CH - No tak, mamy zapasowe klucze.
Ja - To dlaczego nie może pan wziąć tych, skoro i tak ma pan drugi komplet w szafce?
CH - No bo jak wezmę, to mnie mogą państwo oskarżyć o kradzież.

Ręce i nogi opadają.

recepcja

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 378 (398)

#72880

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Hotel ma w swoich usługach śniadania dla gości w przyhotelowej restauracji, standard we wszystkich tego typu przybytkach. Z mojego skromnego doświadczenia mieszkania w hotelach taką podstawą przy serwowaniu śniadań jest "szwedzki stół" w postaci kilku rodzajów pieczywa, kawa/herbata z "termosu" do samodzielnego przygotowania, półmiski z wędlinami, czasem dżemy, do wyboru pomidory/ogórki, oczywiście płatki śniadaniowe i mleko w dzbanku, czasem nawet soki jabłkowy/pomarańczowy. Uważam to za taki minimalny standard, jaki spełniać powinno hotelowe śniadanie dla gości.

Jednakże ten krakowski hotel, o którym dziś opowiem, wprowadził własne standardy serwowania śniadań, a kierował się zasadą "3xT" (Tanio, Tanio, Tanio). Zapraszam na podróż przez śniadaniową mękę.

1. Talerzyk, sztućce? Niestety, ale nie ma już czystych, po zapukaniu do "kuchni" łaskawie dostałem talerzyk z nożem i widelcem z miną "Co mie pan w pracy przeszkadza?".
2. Pieczywo - chleb. Chleb ciemny z ziarnem i chleb biały z ziarnem. Leżało kilka kromek w koszyczkach, pozwoliłem sobie wziąć bez pozwolenia. Bułek brak.
3. Kawa/herbata? Na horyzoncie nie widzę żadnego termosu czy czajniczka, więc znów pozwoliłem sobie zapukać i przeszkodzić paniom w pracy. "-Herbatkę pan chce? No dobrze dobrze... już wstawiam wodę."
4. Coś trzeba wrzucić na te kromki chleba. O dziwo, półmisek z wędlinami cały zapełniony, aczkolwiek wybór pomiędzy mielonką a gotowaną szynką nie jest zachwycający. Pomidor/ogórek? Pokrojone w drobną kostkę i wrzucone do misek.
5. Chciałbyś płatki śniadaniowe? Do wyboru mamy czekoladowe kulki i odrobinę mleka w dzbanku, ewentualnie same czekoladowe kulki, bo mleka "-...niestety już nie mamy, wie pan jak to jest, była wycieczka rano i wszystko zjadła."

Ano była i zjadła. Śniadania serwowane są w godzinach 07:00-10:00, ja pojawiłem się około godziny 9:00, wycieczka stołowała się o 07:00. Sprzątać po wycieczce? Ale po co, przecież nie ma takiej potrzeby. A że inni goście chcą usiąść i zjeść śniadanie przy czystym stole, to przecież nie nasz problem. Tym samym znów zmuszony byłem zapukać do wspomnianej kuchni i poprosić o przygotowanie jakiegokolwiek miejsca, ponieważ na każdym stole leżą brudne talerze. Pani kelnerka szybko się pojawiła, uprzątnęła JEDNO miejsce poprzez zwykłe przesunięcie talerzy na drugi koniec stołu.

Konsumuję swoje przygotowanie z niezwykłą pieczołowitością danie (kanapka z szynką, bez masła bo również "wycieczka zjadła"), herbaty nie mogę się wciąż doczekać, mimo kilkunastu minut. Tak, znów postanowiłem zapukać do kuchni, przypomniałem pani sprawę herbaty i po kilku minutach pojawiła się na moim stole... nie za duża filiżanka wrzątku z herbatą "ze sznureczkiem". W warunkach domowych do śniadania wypijam co najmniej trzy takie "porcje" herbaty, tutaj zmuszony byłem nieśmiało poprosić o drugą herbatę, co wiązało się z kolejną wycieczką pod kuchenne drzwi. Chcesz drugą herbatę? "-Ale proszę pana, my nie możemy! Możemy DAĆ tylko jedną herbatę! Nie mamy jej nieograniczonej ilości, gdyby tak każdy przychodził i pił po PIĘĆ herbat to byśmy nie nadążały z gotowaniem wody!"... i inne tego typu argumenty. Finalnie drugą filiżankę wrzątku i torebkę herbaty dostałem, lecz niesmak pozostał. A herbata to najtańszy, dyskontowy towar, 6 złotych za 100 torebek.

Spędziłem tam cztery noce, ale już kolejne śniadania zastąpiłem dwiema drożdżówkami i sokiem kupionym w pobliskim markecie. Dla jasności - proszę nie odbierać tego tekstu jakoby "przyszedł Polak-cebulak-Janusz do najtańszego hotelu i żąda obsługi na poziomie co najmniej pięciogwiazdkowym bo on jest GOŚĆ i PAN". Nie. Cena za noc w pokoju jednoosobowym to ponad 140 zł, fakt że lokalizacja bardzo dobra (15 minut tramwajem od krakowskiego Dworca Głównego PKP), lecz mimo wszystko wydaje mi się, że zostawiając tam ponad 550 złotych mam prawo do więcej niż jednej herbatki przy śniadaniu i czystego stołu. Tym bardziej, że Hotel wszędzie eksponuje swoje dwie gwiazdki, które rzekomo ma przydzielone.

A kwestia stanu pokoju to sprawa na kolejną historię.

hotel

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 401 (425)

#72732

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam przyjemność odbywania dwa razy w tygodniu podróży autobusem, który objeżdża kilka bazarków w dzielnicy, tym samym niezależnie od pory dnia średnia wieku pasażerów wynosi 70+. Kiedy pierwszy raz nim jechałem, to usiadłem na wolnym miejscu, ale szybko zrozumiałem swój błąd. Dwa przystanki później mijamy bazarek, do autobusu wsiada mnóstwo starszych osób, więc bez zastanowienia wstałem i miejsce zwolniłem. Na podstawie tego doświadczenia każda moja kolejna podróż tym autobusem odbywała się na stojąco.

Inny kurs, sytuacja identyczna: przystanek bazarek, wzrost średniej wieku w autobusie, wszystkie miejsca zajęte, kilka osób starszych mimo wszystko stoi. Słyszę po chwili za plecami głos starszej pani (SP), która niemalże krzykiem i tonem roszczeniowym mówi do osoby (chłopak lat 20-25 - CH) siedzącej na miejscu dla osób niepełnosprawnych:

SP - No wstań, człowieku, nie widzisz, że starsi ludzie stoją?
Chłopak jedynie odwrócił się w stronę SP i znów wrócił do swoich spraw, nawet nie odpowiadając na pytanie SP.
SP - Wstawaj, człowieku! NIE MASZ PRAWA tam siedzieć! To miejsce TYLKO dla osób niepełnosprawnych, musisz wstać i ustąpić!

Następnie posypało się kilka słów o tym, jak to dzisiejsza młodzież niewychowana, sami gówniarze bez grama kultury.

SP - Słyszysz ty mnie, człowieku? Wstań, ci mówię, bo ludzie starsi stoją.
Chłopak się odwrócił do SP - Ja mogę tutaj siedzieć, bo jestem osobą niepełnosprawną - i znów wrócił do czytania książki.
SP - No nie udawaj, człowieku! Wstań i ustąp miejsca, odrobinę kultury! Kłamiesz w żywe oczy!

I tak przejechali razem kilka przystanków, gdy CH wybierał się do wyjścia. Stanął obok drzwi autobusu, a spod nogawek krótkich spodni widoczna była proteza nogi od kolana w dół...

SP cały czas go obserwowała, zapewne już chciała coś powiedzieć, ale niespodziewanie widok za oknem stał się bardziej interesujący niż kontynuowanie rozmowy z tym niewychowanym, kłamliwym gówniarzem.

komunikacja_miejska

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 340 (360)

#70588

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem pedofilem. Zboczeńcem, który zaczepia chłopców w autobusach.

Tak przynajmniej sądzi pewna starsza pani z autobusu, którym wracałem ostatnio z zajęć. Przyszyła mi łatkę "pedofila i zboczeńca" ponieważ kulturalnie zwróciłem uwagę trzem chłopcom w wieku szkoły podstawowej (2-3 klasa), że w autobusie powinni zachowywać się cicho. Starsza pani zapewne nie widziała w ich zachowaniu niczego złego, a tutaj "...patrzcie ludzie! Zaczepia małych chłopców, pewnie pedofil jeden!"

A co robili trzej przedstawiciele "obiektu moich zainteresowań"? Oglądali film na komórce na głośniku, do tego jakaś muzyczka, głośno się śmiali... zachowanie w każdym calu irytujące współpasażerów.

komunikacja_miejska

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 366 (386)

#68877

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Popołudniowy, niedzielny kurs z Gdańska do Warszawy. Na pokładzie autokaru: kierowca, trzy opiekunki i ponad trzydziestka dzieciaków w wieku późnej szkoły podstawowej. No i ja, jako przewodnik grupy.
Około 20 minut po wyruszeniu z Gdańska pochodzi do kierowcy jedna z opiekunek:

-Proszę pana, koniecznie musimy zatrzymać się na McDonald'a, wiem że jest tutaj gdzieś po drodze. Ja już dzieciom powiedziałam i no musimy się zatrzymać.
-Ano jest, to się zatrzymamy. I tak będę potrzebować 45 minut przerwy - powiedział kierowca.
-Nie nie nie, z nami to nawet krócej. Ostatnio wszystko zrobiliśmy w 30 minut. 30 minut to dzieci się najedzą, skorzystają z toalety i już będziemy w autokarze.

Minęły prawie 2 godziny jazdy, podjeżdżamy na parking przy McDonaldzie. Akurat pora obiadowa. Dzieciaki szaleją, krzyczą. Kierowca patrzy na parking i widzi 3 duże autokary już stojące, z kolejnego wychodzi wycieczka podobna do naszej. Wszyscy prą na upragnionego fast fooda.

-Pani Izabelo - mówi kierowca - z tego co widzę, to tutaj raczej i w godzinę się nie wyrobimy.
-Ale nie, nie! Góra 45 minut i będziemy z powrotem, ostatnio też tak było że była inna wycieczka w McDonaldzie i w 45 minut byliśmy z powrotem.
Patrzymy się porozumiewawczo z kierowcą na siebie, postanawiam ratować sytuację:
-Wie pani, za 20 minut drogi jest kolejny, możemy tam spróbować.
-A jest jest - podłapał temat kierowca. To jak pani Izabelo, pojedziemy tam dalej?
Zgodziła się.

Podjeżdżamy pod drugi, dochodzi godzina 15:00. Dzieciaki krzyczą głośniej. Na parkingu - 2 duże autokary. Pani Izabela już jest przy nas:
-No, udało się. I tak jak mówiłam, za góra 45 minut jesteśmy tutaj z powrotem.
-Pani Izabelo - kierowca znów próbuje - tutaj też będzie ciężko z czasem, godzina co najmniej tutaj zejdzie. Postój robię i tak, ale nie liczmy na to, że ruszymy za te 45 minut.
-Proszę pana, ale mówiłam że ostatnio to trwało około pół godziny. Jesteśmy sprawną grupą - zapewnia pani Izabela. - Za 45 minut już będziemy.

Wychodzą wszyscy, idą do "restauracji" na obiad. Ja z kierowcą zostałem. Mały, przydrożny McDonald musiał obsłużyć jednocześnie ponad setkę dzieciaków z trzech autokarów. Każdy zamawiał osobno, potem dochodziło do płacenia (wiadomo jak to jest z dziećmi), zanim usiądą, zanim się najedzą, odpoczną, potem toaleta... Wrócili po ponad półtorej godziny. Ponad 90 minut.

-No, a panowie nic nie zjedli? - Zagaja temat pani Izabela po powrocie. - Troszeczkę się spóźniliśmy, ale wie pan jak to jest z dziećmi.

autokar

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 223 (355)

1