Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ciamaya

Zamieszcza historie od: 15 października 2014 - 23:51
Ostatnio: 1 marca 2019 - 0:41
  • Historii na głównej: 3 z 3
  • Punktów za historie: 2099
  • Komentarzy: 5
  • Punktów za komentarze: 44
 

#62816

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znalazłam kiedyś pendrive. Takiego zwykłego, 32 GB, bez szału. Jechałam autobusem, zarzuciło na zakręcie, z jakiegoś kąta wyleciał pendrive i śmignął po podłodze. Przechwyciłam i zabrałam do domu.

Po podłączeniu okazało się, że jest na nim sporo plików. Między innymi coś, co pozwalałoby na ustalenie właściciela - mianowicie CV i list motywacyjny jakiejś pani w wieku mniej więcej moich rodziców, czyli około emerytalnym. Kiedy zaczęłam przeglądać pliki, odkryłam dwie rzeczy. Po pierwsze, pani mieszkała jedną dzielnicę dalej niż ja. Po drugie, list motywacyjny dotyczył posady sprzątaczki w pewnej instytucji państwowej. I zrobiło mi się tak... przykro. Przykro, że ktoś, kto mógłby być moją matką, musi w liście motywacyjnym uzasadniać chęć ciężkiego harowania za najniższą krajową. Przykro za cały ten system i ten kraj, i ogólnie za wszystko, zwłaszcza że na pendrive były też skany dokumentów świadczących o naprawdę złym stanie zdrowia i ciężkiej sytuacji owej pani.

Pendrive chciałam wrzucić pani do skrzynki pocztowej, ale kiedy podjechałam pod jej blok, coś mnie naszło i postanowiłam oddać osobiście. I to był błąd. Drzwi do mieszkania otworzył jakiś chłystek w wieku okołolicealnym, który potem okazał się być najmłodszym synem owej pani. A pendrive był jego, nie matki.

A dalej, krótko mówiąc - chłopaczek uznał, że pendrive mu ukradłam, a teraz ruszyło mnie sumienie i oddaję - i w drzwiach walnął mnie w twarz. Ot tak, za karę, za kradzież. Wykrzykiwał przy tym całą masę mocno niecenzuralnych słów. Dla mnie skończyło się to rozbitą wargą i limem, dla niego wizytą policji. Przeszła mi chęć na pomoc bliźnim.

A najsmutniejsze jest chyba to, że dzień czy dwa później pani od CV i listu odwiedziła mnie osobiście i z płaczem przepraszała za syna, bo on taki nerwowy i przejął się utratą sprzętu, ale przecież nie chciał zrobić nikomu krzywdy, bo to dobry chłopak jest...

Skomentuj (55) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 736 (804)

#62566

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w domu dziecka. Od paru, trzech czy czterech, miesięcy nasz rejon obsługuje nowy listonosz, pan tuż przed emeryturą. Pan ten wszystko, całą poleconą korespondencję, z nieznanych nikomu przyczyn postanowił nam awizować. Odkąd pracuje, nie zdarzyło się jeszcze, żeby zapukał do drzwi i doręczył jakiś polecony list - za każdym razem zastajemy w skrzynce awizo.

Wiecie, co w tym piekielnego? Wszelkie wyjaśnienia oddziału pocztowego, do którego składaliśmy skargi, kończyły się na krótkim stwierdzeniu, że "pewnie akurat nikogo nie było w domu" bądź "pewnie wychowawca nie słyszał dzwonka do drzwi". Jedno i drugie jest bzdurą. Dom dziecka jest instytucją otwartą 24/7 przez okrągły rok. Nie ma możliwości, żeby nikogo w nim nie było. Zawsze na miejscu jest przynajmniej jeden pracownik, który mógłby korespondencję odebrać. A nie słyszeć dzwonka do drzwi? Można raz. Dwa. Ale nie prawie codziennie przez kilka miesięcy.

I tak zbijają nasze skargi, a awizo dalej lądują w skrzynce. Dom dziecka dostaje sporo ważnej poleconej korespondencji, głównie od sądu i prokuratury. Bieganie na pocztę po jej odbiór weszło nam już do kanonu obowiązków służbowych, ale jest mocno uciążliwe, więc serdecznie życzymy panu listonoszowi jak najszybszego przejścia na emeryturę.

poczta

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 721 (747)

#62531

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w ładnym miejscu, w miłej dzielnicy, w wolnostojącym domku otoczonym ogrodem. Dookoła inne zadbane domki, blisko rzeczka i lasek. Generalnie sielskie przedmieścia.

Ostatnio dzielnica przeżywa prawdziwy najazd akwizytorów z piekła rodem i różnego typu naciągaczy - a to ratujących kotki, a to dzieci z białaczką/na wózkach/z mukowiscydoza albo osoby chorujące na Alzheimera... Nie wiem, skąd taki wysyp, ale w ostatnich miesiącach naciągacze są prawdziwą plagą.

Jeden wyjątkowo pechowy łaził po sąsiadach, aż trafił do mnie do pracy. Zaprosiłam go do środka, bo czasem lubię pogadać z cwaniakami. Zadowolony że przełamał pierwsze lody, zaczął trajkotać:
- Dzień dobry, jestem Lucek Piekielny z Nieistniejącej Organizacji (machu-machu jakimś zalaminowanym, poważnie wyglądającym identyfikatorem). Zbieramy fundusze na rzecz domów dziecka. Gdyby zechciała pani...
- O, to super inicjatywa. A na co dokładnie chcą państwo przeznaczyć te zebrane fundusze?
- Kupimy... (tu wstaw bardzo dużo rzeczy, od zabawek i ubrań, przez podręczniki, skończywszy na komputerach i telewizorach)
- A z którymi konkretnie domami dziecka państwo współpracują?
Tu pan się trochę zająknął.
- No... ze wszystkimi?
- To się świetnie składa, ponieważ właśnie znajduje się pan w jednym z tych domów dziecka! Już nie mogę się doczekać tych wszystkich prezentów, które dostaniemy od pańskiej Nieistniejącej Organizacji! Czy mogę poprosić o dokładne dane pana i organizacji, żeby łatwiej było się skontaktować, jak już państwo będą chcieli przekazać nam te darowizny?

Byłam naprawdę bardzo miła, ale pan nagle złapał przysłowiową rybę. Dawno nie widziałam, żeby ktoś tak desperacko wykręcał się od odpowiedzi. Danych oczywiście nie podał, jakieś mętne tłumaczenia, że on nie jest upoważniony... Uciekł i nie wrócił więcej, nie widziałam go także nigdzie w pobliżu. Podejrzewam, że nie udało mu się naciągnąć żadnego z sąsiadów - ze względu na bliskość domu dziecka są mało naiwni i jeśli chcą pomagać, przychodzą bezpośrednio do nas. Mimo wszystko zawsze uczulam. Proszę, sprawdzajcie dokładnie komu i na co dajecie pieniądze, bo większość tych "kwest" to cyniczne naciąganie, a nie pomoc potrzebującym.

Ciekawi mnie też, jakim cudem pan naciągacz przegapił naprawdę sporą tablicę z napisem "Piekielny Dom Dziecka" przykręconą do ściany obok drzwi :)

naciągacze

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 583 (607)

1