Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

czerwoneokulary

Zamieszcza historie od: 12 czerwca 2014 - 4:28
Ostatnio: 23 listopada 2015 - 13:58
  • Historii na głównej: 5 z 8
  • Punktów za historie: 2271
  • Komentarzy: 15
  • Punktów za komentarze: 95
 

#68005

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Świeża historia z wakacji.

Gwoli ścisłości, nie lubię wyrażać się stereotypowo o innych, a o rodakach w szczególności, ale Polacy, których tym razem spotkaliśmy za granicą, w ten stereotypowy wizerunek wpisują się idealnie.

Wieczorem poszliśmy całą grupą na pizzę i jakieś piwo. I tak trafiliśmy, że w knajpce obok siedzieli "nasi". Po głośnych krzykach i śpiewach zgadliśmy, że impreza trwa od jakiegoś czasu. Siedziało z nimi dwóch Chorwatów, jeden grał na gitarze.

Niestety towarzystwo z Polski było już... no po prostu pijane, jak bela. Nie tylko mężczyźni, ale również kobiety. Krzyki, wulgaryzmy, jakieś awantury, nieciekawie to wyglądało. Starałam się szczególnie nie przyglądać, ale moją uwagę przykuło, gdy w pewnym momencie jeden z Polaków wstał, zaczął klaskać i pokrzykiwać na kelnera, rechocząc przy tym "Zaraz na ciebie, k*rwa gwizdnę". Chorwat z gitarą spokojnie odstawił swoje piwo i po angielsku spytał:

- W Polsce też tak traktuje się kelnerów? Teraz jesteś w Chorwacji i tutaj odbieramy to zachowanie, jako obraźliwe.

Tamten spotulniał, coś tam bąknął i usiadł.

Trochę wstyd.

zagranica

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 375 (423)

#67545

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zazwyczaj wakacje spędzamy za granicą. Zawsze bierzemy hamaki, które wiszą niedaleko naszego "koczowiska". Kilka lat temu niedaleko nas także mieszkali Polacy, codziennie mówiliśmy sobie "dzień dobry', więc raczej o problemach językowych w kontaktach z nami nie można mówić.

Pewnego razu, siedzimy, gramy w karty, hamaki wiszą za naszymi plecami. Pani z 15-letnią córką zmierzają w naszą stronę, ani me, ani be - córka myk na hamak, a mama robi jej słit focie.

No to mój tato, odwrócił się i grzecznie zwrócił uwagę, że wypadałoby zapytać.

Pani spojrzała pogardliwie, gestem kazała córce zejść z hamaka i na odchodne mruknęła w naszą stronę: "No tak, Polacy."

No cóż ;)

zagranica

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 523 (577)

#67538

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ktoś pisał o Straży Miejskiej w Gdańsku, to i ja dołożę swoje o tej ze stolicy.


Moja dobra znajoma wraz z przyjaciółmi otrzymała mandat za palenie w miejscu niedozwolonym. Nie byłoby to nic piekielnego, gdyby mandatu nie wypisali Strażnicy, którzy chwilę wcześniej zgasili w tym miejscu swoje papierosy.


Co wolno wojewodzie...

straż_miejska

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 330 (414)

#67270

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Odnośnie historii http://piekielni.pl/67265

Jakiś czas temu, na festynie, czy czymś w tym stylu.
Tak na oko 7-letni chłopiec podszedł do kosza, żeby wyrzucić plastikową butelkę, ale nie trafił i odbiła się od krawędzi. Już miał to poprawić, ale tatuś szarpnął go tylko za rękę z tekstem:

- Zostaw to, nie bądź frajer!

wychowanie

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 311 (371)
zarchiwizowany

#67353

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pewnego razu u fryzjerki.

Często salony fryzjerskie są połączone z salonem kosmetycznym, jedno nakręca drugie. Toteż za plecami miałam pokój przeznaczony do zabiegów kosmetycznych, typu depilacja, przekłuwanie uszu.

No i właśnie na przekłuwanie uszu została przyniesiona 2-miesięczna dziewczynka. Mamusia już od progu oznajmiła, że "chciałyśmy" sobie przekłuć uszy. Ryk oczywiście niesamowity, każdy, kto miał uszy przebite pistoletem, wie, że to przyjemne nie jest. No, ale mama zadowolona, że córce może już kolczyki kupować.

Wiem, że to nie jest odosobniony przypadek. Zastanawiam się tylko, kiedy takie rezolutne matki zaczną przynosić niemowlaki do tatuowania. A może położne powinny pytać, czy po odcięciu pępowiny przekłuć tez uszko?

salon kosmetyczny

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (31)

#67045

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedy jeszcze uczyłam się w Warszawie, codziennie rano przemierzałam odcinek z Dworca Wileńskiego do najbliższego przystanku tramwajowego. O godzinie 7 rano jest tam zawsze masa ludzi, bo dworzec, wiadomo.

Któregoś dnia, jak zwykle kierowałam swe kroki do tramwaju, ale moją uwagę przykuła niewidoma kobieta w średnim wieku. Stała na środku chodnika, na głównej trasie do przystanków. Dosyć głośno prosiła o pomoc i wymachiwała dookoła siebie laską, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Czy ktoś jej pomógł? Nie. Wszyscy omijali ją szerokim łukiem odwracając wzrok. Mężczyzna przede mną bezczelnie przeskoczył nad laską, która niechybnie dotknęłaby jego nogi. Podeszłam do niej i spytałam o co chodzi. Poprosiła o przeprowadzenie przez torowisko na przystanek konkretnego autobusu.

Naprawdę, tłum ludzi. Powiedziała, że stała tam już dłuższy czas. Daruje sobie wszelkie tyrady o znieczulicy itp. Po prostu czasem warto spojrzeć poza czubek własnego nosa.

komunikacja_miejska

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 400 (462)
zarchiwizowany

#67099

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Od wielu lat jeździmy w to samo miejsce do Chorwacji, nie wyolbrzymiając niektórzy sprzedawcy czy kelnerzy nas znają i zawsze miło witają. No złego słowa na Chorwata nie powiem. Tym bardziej boli mnie, jak kilka lat temu potraktowała nas tamtejsza służba zdrowia.

Jeździmy na wyspę, więc dostęp do szpitali raczej ograniczony, w "naszej" okolicy jedno pogotowie i mała przychodnia. Tak się złożyło, że złapałam wirusa i zachorowałam na anginę- tydzień na prochach, i dopiero kiedy przestałam mówić lekarz zdecydował się na zastrzyki. Pielęgniarka uprzedziła, że są bolesne i muszą być robione bardzo powoli, żeby nie zmęczyć mięśnia. Dostałam trzy dawki penicyliny, z czego na zaaplikowanie drugiej miałam się zgłosić właśnie na pogotowie.

Tu zaczyna się piekielnie.

Bo o ile w przychodni było super miło, to na pogotowiu za bardzo się ze mną nie "cackali". Młoda kobieta, ratownik (ratowniczka?), jak mniemam, bez oporów wbiła mi strzykawę w pupsko, nie martwiąc się za bardzo, czy robi to szybko, czy wolno. No nic, boli, jak diabli, ale jakoś dam radę. Idę na korytarz rozmasować to trochę, ale słyszę, że między ratownikami, a moimi rodzicami wywiązała się jakaś żywa dyskusja.

Okazało się, że brakowało ostatniej dawki penicyliny. Mama podała kobiecie torebkę, w której były dwie, z czego jedną mi zaaplikowano i teraz chciała drugą z powrotem. Niestety, ja jedna mówiłam wtedy po angielsku, a wtedy nawet polski sprawiał mi trudność, ale jakoś wybełkotałam o co chodzi.

Nie, ona nie wie o co chodzi, daliśmy jedną dawkę. My po sobie spojrzeliśmy i prosimy, żeby sprawdziła, czy nigdzie nie leży, bo na pewno dostała do ręki dwa opakowania. Pocmokała, ale przerzuciła kilka kartek na biurku, no i nie, nie ma. Tłumaczymy, że jesteśmy pewni, niech poszuka, musi gdzieś być. Nie, nie ma. Ona wie.

Do dziś nie wiem o co chodziło, czy była jej ta jedna dawka do czegoś potrzebna, czy co, no, ale nie udało się jej odzyskać. Szła w zaparte, potem dołączył do niej kolega, do szukania się nie kwapili a przecież nie mogliśmy sami przegrzebać gabinetu.
Po prostu niezrozumiałe jest dla mnie, że ratownik może w tak bezczelny sposób zabrać choremu penicylinę.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 104 (208)
zarchiwizowany

#62022

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ma wakacje załapałam się do pracy w jednej z polskich "sieciówek". Nie będę wymieniać wszystkich nieprzyjemności, jakich w przeciągu niecałych trzech tygodni zaznałam od klientów, ale jedna szczególnie wyprowadziło mnie z równowagi.

Słowem wyjaśnienia, warzywa, owoce i cukierki były ważone przy kasie. Ja już po kilku dniach trafiłam na kasę i moim zadaniem było opanowanie przynajmniej kilku podstawowych kodów, które trzeba "wklepać" przed zważeniem produktu. Na początku szło trochę wolno, ale z czasem i z pomocą "ściągawki" było coraz lepiej.
Z zasady klienci patrzyli z uśmiechem na nową ekspedientkę, ale trafiła się Piekielna.

Kobieta lat ok. 35, wzięła tylko mała torebkę cukierków, potocznie zwanych "krówkami". Tak więc, wyszukałam na liście kodów "krówki", wpisałam kod i podałam kwotę do zapłaty. Zapłaciła, otrzymała paragon i oświadczyła tonem nie znoszącym sprzeciwu, że nie ta cena.
Pomijam fakt, że to samo wiedziała zanim wydrukowałam paragon i zamknęłam transakcję, no ale dobra.
No to jej tłumaczę, że jeśli tak to przepraszam, nie wiedziałam, że dziś mamy inną cenę, wpisałam kod, który miałam podany.
Ona oczywiście nie przyjmuje towaru w tej cenie, chce żeby była ta niższa ( zaznaczę, że chodziło o złotówkę różnicy). I teraz, żeby wycofać paragon to trzeba lecieć do kierowniczki, po kluczyk do kasy, no cuda na kiju, kolejka się tworzy, a ona stoi nade mną i marudzi do swojej, zgaduję, mamusi, że to nie do pomyślenia, że to się zdarza na okrągło, że bez przesady, można się wreszcie tych kodów nauczyć, to chyba nie jest takie trudne.
Ja niestety już się zdenerwowałam, więc nie byłam w stanie "odpysknąć", ale koleżanka i, o dziwo, klienci w kolejce zaczęli się za mną wstawiać :)
No po mniej więcej 10-ciu minutach cena nabita od nowa. Dzięki całej akcji kobieta zapłaciła mniej o 50 gr. Wyszła ze sklepu niepyszna i straszliwie naburmuszona, jakbym, co najmniej próbowała jej przy tej kasie pozbawić wątroby.


wiem, że czasami w sklepach trafiają się "sprytni" kasjerzy, którzy próbują ludzi naciągać, ale to nie jest reguła. Ludzie to tylko ludzie i bywają omylni, zmęczeni bądź niedoinformowani. Więc nie ma się co od razu spinać :)

sklepy

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -11 (25)

1