@bagpiper: a już myślałam, że to ja jestem jakaś niedouczona albo ograniczona, że wydaje mi się to bardzo dużo... Mój bratanek w wieku 8 miesięcy osiągnął dumne 10kg i już mówiono, że to "klocuszek" a tu prawie taka sama waga u takiego dzieciaczka... Autorka karmi snickersami?
@metaxa: a co to za bycie razem i wychowywanie dziecka, jeśli autorka uważa, że zamieszkanie z ojcem dziecka to trzymanie go na siłę? To co, są razem, ale dziecko będzie krążyć między mamą, a oni spotykać się raz w tygodniu, bo 4 lata to za mało, aby się poznać? Lol, ok
@Ellishan: 50% historii to pisanie "ja to, a one tamto...", czemu niby mają te porównania służyć jak nie stawianiu się na piedestale w porównaniu do koleżanek? Ona jest fajna, bo nie ma zamiaru mieszkać z ojcem dziecka, a koleżanki głupie, bo biorą śluby z ojcami swoich dzieci? O ile nie popieram łapania na dzieci i brania ślubu na siłę, bo dziecko to też nienormalne wydaje mi się ciągnięcie związku na zasadzie "mamy dziecko, ale nie spieszmy się, nie będę cię trzymała na siłę". To co? Są razem 4 lata, spodziewają się dziecka, ale w sumie nie są pewni czy chcą być razem? Chryste, to niech już się lepiej w ogóle rozstaną.
Sądząc po sposobie, w jaki wypowiadasz się o sobie, swoim facecie i koleżankach otaczasz się osobami o poziomie podobnym do swojego, więc może nie marudź o ambicjach "młodych Polek", a o ambicjach swoich koleżanek. Ja bym się z takimi osobami nie zadawała, więc nie nazywałabym ich swoimi koleżankami, gdybym nimi gardziła, tak jak Ty. Leczysz kompleksy zadając się z nimi? Bo ty masz licencjat,a one ciągną zasiłki? To może zacznij zadawać się z ludźmi z większymi ambicjami? A nie, sorry, wtedy pewnie przestałabyś błyszczeć licencjatem.
Te panie mają swoje męskie odpowiedniki w pryszczatych facetach z brzuszkami, w średnim wieku, pracujących nadal na stanowiskach przeznaczonych raczej dla dorabiających sobie studentów, którzy wymagają od kobiety wyglądu modelki, bycia dziewicą, świetną kucharką i gotowości do bycia na każde skinienie milorda. Jakaś tam grubawa sąsiadka-rozwódka czy szara myszka z pracy nie mają szans u jaśnie pana. Ale końcem końców każdemu według zasług - płytcy i aroganccy ludzie zostają albo sami albo w jakichś dupnych pseudozwiązkach, z których i tak są niezadowoleni.
@Meliana: albo nie rozumiesz, co napisałam albo udajesz, żeby łatwiej Ci było się przyczepić. Masz węża, ale nie lubisz karmić go myszami? To tak samo jak mieć psa i nie lubić chodzić z nim na spacer. Bo jedno wiąże się nierozerwalnie z drugim. Jak już ma, to oczywiście musi karmić odpowiednio, dlatego napisałam - ja w pierwszej kolejności w ogóle bym sobie takiego zwierzęcia nie sprawiała. Napisałam, że owszem wszyscy jemy mięso, ty pewnie też. A patrzyłabyś chętnie dobrowolnie na zarzynanie świni? Nie? To jesteś hipokrytką według własnej logiki. No, ale ok, w ogóle wynika z Twojego postu, że masz inną wrażliwość niż ja, bo karmienie żywą myszą to dla ciebie to samo, co gotowanie psu czy kotu mięsnego posiłku.
@SirCastic: ale czy ja to napisałam? Ja bym przede wszystkim nie brała węża jako pupila dlatego, że nie potrafiłabym go nakarmić żywym zwierzęciem. Węża też by mi było szkoda, po prostu nie rozumiem ludzi, którrzy czerpią przyjemność z takiej zabawy. Jak pisałam... Natura naturą, ale takie fajne by było też wrzucenie antylopy do klatki z lwami?
O ile uważam, że wiele fundacji ma wygórowane oczekiwania wobec kandydatów na kocich i psich rodziców, to osobie, która czerpie radość z karmienia gadów żywymi zwierzętami też bym kociska nie powierzyła nie dlatego, że nakarmisz nim węża, tylko dlatego, że takie osoby są dla mnie skrzywione psychicznie. Natura naturą, drapieżniki też jeść muszą i my ludzie też zjadamy inne stworzenia, ale wrzucać żywe zwierzę wężowi na pożarcie... Sorry, może to ja mam wrażliwość płatka śniegu, ale dla mnie robić to dla przyjemności jest nienormalne
@Jaladreips: tak naprawdę nadal tam siedzę, wiesz :) I stad wiem, że dzisiejsze dzieciaki, oprócz wyposażenia drogimi gadżetami niewiele różnią od tych sprzed 20 lat, dlatego nie muszę wypisywać w necie peanów na cześć swojego wychowania jak autorka ani sapać o bezstresowym wychowaniu jak ty. Zresztą najbardziej niewyparzone gęby mają zawsze dzieci wychowywane przez nawalonych starych pięściami i wrzaskiem. No jeśli dla ciebie to bezstresowe...
@Jaladreips: koleś wpisujący sobie wulgaryzm w nick i obrażający kogoś w co drugim komentarzu dostaje spazmów, bo gówniaki przeklnęły na podwórku. Doprawdy fascynujące.
Piszesz, gdzieś w komentarzu:
" Sądziłam, że ideą tej strony jest komentowanie zachowań, które uznajemy za piekielne nawet, jak nas bezpośrednio nie dotyczą" - żeby w ogóle cokolwiek mogło być uznane za piekielne, ktoś musi być przez takie zachowanie pokrzywdzony, urażony czy zraniony. Tu mam trójkę dorosłych ludzi, którzy zgodnie i w zadowoleniu spędzają czas w taki sposób. Volenti non fit iniuria. No chyba, że każdy zacznie wrzucać na siłę historyjki, o tym, że obcy człowiek na ulicy zachowuje się inaczej niż autor by sobie życzył. Zastanawia mnie, jak można być tak aroganckim, żeby rościć sobie prawo do wyrokowania o tym, jaki sposób spędzania czasu jest w porządku, a jaki już nie i opisywać go na tej stronie. Już nie mówiąc o tym, że jak dla mnie jakimś minimalnym standardem wrzucania historii powinno być, jeśli już nie autor sam jest pokrzywdzony piekielnością, to zna osobą, która padła jej ofiarę i WIE, że ta osoba czuje się pokrzywdzona. A nie snuje domysły.
@wifi: Oje, klękajcie narody, chyba mamy tu do czynienia z chodzącym ideałem. To nasze pokolenie, takie ułożone, no jak to możliwe, że ta wspaniała generacja wychowuje tych wstrętnych współczesnych szczeniaków na takich wulgarnych łobuzów, bez szacunku do kogokolwiek. A wiesz, ja z podstawówki, do której też chodziłam jakieś 20 lat bardzo dobrze pamiętam takie przekleństwa, papierochy za winklem i takie tam inne nieciekawe rzeczy, które co niektórzy odwalali. No, ale to był margines, a dziś według twojego wyroku standard. Cała nadzieja w tym, że więcej takich wspaniałych ludzi jak ty spłodzi całą masę bombelków, których wychowa odpowiednio, a nie jak ci, tfu, inni rodzice.
@jotem02: Cytowane wypowiedzi łatwiej się czyta niż chociażby pierwszy akapit tej historii, po którym, szczerze mówiąc, przechodzi apetyt na całą resztę.
@FlyingLotus: Ciężko mi sobie wyobrazić, że kobieta, która chce dziecka po poronieniu zaczyna się extra zabezpieczać, aby nie zajść w kolejną ciążę. Chyba, że poronienie było tak wielką traumą, że panicznie boi się kolejnego poronienia i woli w ogóle nie zachodzić w ciążę.
@Balbina: no i co w związku z tym, że "was" jest więcej? Wyraziłam swoje zdziwienie tak szybkim tempem jedzenie, bo się z nim nie spotkałam ani w domu ani nigdzie w gościach i przyznaję, że nadal DLA MNIE to dziwne i to, że jesteście liczebnej przewadze nie czyni tego dla mnie mniej dziwnym. Żadne czepianie, tylko wyrażenie zdziwienia, a wręcz szoku. @niemoja, 3 daniowy posiłek nawet w skromnych porcjacj to ok. 1000kcal.sporo jak dla mnie w godzinę.
@Balbina: co tak złośliwie? Owszem, nie przeczę, że najlepiej jeść potrawy na ciepło, ale nie wiem, co może być przyjemnego we wsuwaniu 3 dań zaraz po sobie. Pomijając, że dla mnie byłoby to po prostu nieprzyjemne smaków, to sądzę, że taka ilość jedzenia w tak krótkim czasie jest po prostu niezdrowa. U mnie w domu robiło się dłuższe przerwy między posiłkami, jeżeli było to krótkie spotkanio to serwowane tylko jedno danie i ewentualnie deser do samoobsługi, a nie tonę żarcia do wsunięcia na akord. Ewentualnie zimny bufet, żeby każdy obsluzyl się w swoim tempie. Z moją pracą nie ma to żadnego związku, ale owszem, uważam, że dobre jedzenie warto spożywać w spokoju i się nim delektować, a nie wpychać w siebie byle szybciej, aby gospodarz mógł zaserwować kolejne danie
@Nayka: Akurat tę sytuację widzę bardzo podobnie. Rada rodziców to takie wielkie g..., z którego kasa najczęściej przepada na jakieś pierdoły, a większość wydatków i tak trzeba pokrywać extra. Sekretarka pewnie chciała dać do zrozumienia, że Twoje wpłaty, choć honorowo, nie są niezbędne i de facto Twoje ciężko zarobione pieniądze idą na inne dzieciaki z grupy, których rodzice tak honorowi nie są. Ok, to naprawdę godne pochwały, że nie dajesz się mierzyć cudzą miarę, ale piekielności nie widzę.
Jak czytam takie historie to zastanawiam się, co trzeba robić albo w jakich kręgach się obracać, żeby takie sytuacje zdarzały się nagminnie. Wśród moich znajomych normalnym jest, że pisze się do znajomych płci przeciwnej tak samo jak do znajomych tej samej płci, single, zajęci, żonaci, dzieciaci - mają ze sobą normalny kontakt, nie słyszałam, aby ktoś się rzucał o koleżeńskiego smsa czy wiadomość na fb, a co dopiero o wiadomości w sprawie jakichś ogłoszeń.
Mam nadzieję, że jak będziesz miała swoje dzieci, to też będziesz tak cierpliwie wszystko dzieciom tłumaczyć, odpowiadać na pytania, nigdy nie powiesz "cicho", nigdy nie stracisz cierpliwości... tylko pamiętaj, że to trwa 24h, a nie jest dwugodzinną rozrywką w trakcie lotu.
@Neomica: to, że czegoś nie widziałaś nie znaczy, że się nie zdarza. Nawet jeśli to rozwiązanie rzadkie to prędzej w to uwierzę, niz w to, że 80% ekipy z kuchnii olało, mimo umowy, swoją pracę i postanowiło przyjść na Jana w dniu imprezy. Żeby to jedna dwie, trzy... Ale dwadzieścia kilka? No chyba coś tu jest nie tak. Już abstrahując od tego, co to za impreza, że jedzenie dla 120 osób przygotowuje poand 30 osób? Wychodzi po 1 kucharzu/pomocy kuchennej na 3-4 gości. Jakieś królewskie wesele? I tym 35 osobom organizator miał zapłacić za co najmniej 3 dni pracy? No to gdyby wszystko było tak jak autor to przedstawia, to ten jego kolega prędzej by do interesu dołożył niż na nim zarobił. Autor bajkopisarz za bardzo wczul się w rolę Gordona Ramseya, każe się ludziom "pokazywać", drze papę I wypi...la ludzi z kuchni. Jak się zbiera 30 osób, każda z innej bajki to terminy się ustala trochę wcześniej niż tydzień przed imprezą, a nie ma się pretensje, że ludzie mający pracę na cały etat nie są na gwizdniecie z powodu jakieś jednorazowej fuchy.
@bagpiper: a już myślałam, że to ja jestem jakaś niedouczona albo ograniczona, że wydaje mi się to bardzo dużo... Mój bratanek w wieku 8 miesięcy osiągnął dumne 10kg i już mówiono, że to "klocuszek" a tu prawie taka sama waga u takiego dzieciaczka... Autorka karmi snickersami?
@metaxa: a co to za bycie razem i wychowywanie dziecka, jeśli autorka uważa, że zamieszkanie z ojcem dziecka to trzymanie go na siłę? To co, są razem, ale dziecko będzie krążyć między mamą, a oni spotykać się raz w tygodniu, bo 4 lata to za mało, aby się poznać? Lol, ok
@Ellishan: 50% historii to pisanie "ja to, a one tamto...", czemu niby mają te porównania służyć jak nie stawianiu się na piedestale w porównaniu do koleżanek? Ona jest fajna, bo nie ma zamiaru mieszkać z ojcem dziecka, a koleżanki głupie, bo biorą śluby z ojcami swoich dzieci? O ile nie popieram łapania na dzieci i brania ślubu na siłę, bo dziecko to też nienormalne wydaje mi się ciągnięcie związku na zasadzie "mamy dziecko, ale nie spieszmy się, nie będę cię trzymała na siłę". To co? Są razem 4 lata, spodziewają się dziecka, ale w sumie nie są pewni czy chcą być razem? Chryste, to niech już się lepiej w ogóle rozstaną.
Sądząc po sposobie, w jaki wypowiadasz się o sobie, swoim facecie i koleżankach otaczasz się osobami o poziomie podobnym do swojego, więc może nie marudź o ambicjach "młodych Polek", a o ambicjach swoich koleżanek. Ja bym się z takimi osobami nie zadawała, więc nie nazywałabym ich swoimi koleżankami, gdybym nimi gardziła, tak jak Ty. Leczysz kompleksy zadając się z nimi? Bo ty masz licencjat,a one ciągną zasiłki? To może zacznij zadawać się z ludźmi z większymi ambicjami? A nie, sorry, wtedy pewnie przestałabyś błyszczeć licencjatem.
@Allice: Pewnie nauczył się tego na "zachodnich" autostradach, bo tam chamstwo jest takie jakby mniej chamskie niż to nasze swojskie.
http://www.wykop.pl/cdn/c3201142/comment_2PmqkTIjNQOIv98VL4nQzSgEq0TCFJXh.jpg
Te panie mają swoje męskie odpowiedniki w pryszczatych facetach z brzuszkami, w średnim wieku, pracujących nadal na stanowiskach przeznaczonych raczej dla dorabiających sobie studentów, którzy wymagają od kobiety wyglądu modelki, bycia dziewicą, świetną kucharką i gotowości do bycia na każde skinienie milorda. Jakaś tam grubawa sąsiadka-rozwódka czy szara myszka z pracy nie mają szans u jaśnie pana. Ale końcem końców każdemu według zasług - płytcy i aroganccy ludzie zostają albo sami albo w jakichś dupnych pseudozwiązkach, z których i tak są niezadowoleni.
@Meliana: albo nie rozumiesz, co napisałam albo udajesz, żeby łatwiej Ci było się przyczepić. Masz węża, ale nie lubisz karmić go myszami? To tak samo jak mieć psa i nie lubić chodzić z nim na spacer. Bo jedno wiąże się nierozerwalnie z drugim. Jak już ma, to oczywiście musi karmić odpowiednio, dlatego napisałam - ja w pierwszej kolejności w ogóle bym sobie takiego zwierzęcia nie sprawiała. Napisałam, że owszem wszyscy jemy mięso, ty pewnie też. A patrzyłabyś chętnie dobrowolnie na zarzynanie świni? Nie? To jesteś hipokrytką według własnej logiki. No, ale ok, w ogóle wynika z Twojego postu, że masz inną wrażliwość niż ja, bo karmienie żywą myszą to dla ciebie to samo, co gotowanie psu czy kotu mięsnego posiłku.
@SirCastic: ale czy ja to napisałam? Ja bym przede wszystkim nie brała węża jako pupila dlatego, że nie potrafiłabym go nakarmić żywym zwierzęciem. Węża też by mi było szkoda, po prostu nie rozumiem ludzi, którrzy czerpią przyjemność z takiej zabawy. Jak pisałam... Natura naturą, ale takie fajne by było też wrzucenie antylopy do klatki z lwami?
O ile uważam, że wiele fundacji ma wygórowane oczekiwania wobec kandydatów na kocich i psich rodziców, to osobie, która czerpie radość z karmienia gadów żywymi zwierzętami też bym kociska nie powierzyła nie dlatego, że nakarmisz nim węża, tylko dlatego, że takie osoby są dla mnie skrzywione psychicznie. Natura naturą, drapieżniki też jeść muszą i my ludzie też zjadamy inne stworzenia, ale wrzucać żywe zwierzę wężowi na pożarcie... Sorry, może to ja mam wrażliwość płatka śniegu, ale dla mnie robić to dla przyjemności jest nienormalne
@lillith: nie. Dzbany I tak by dzwoniły choćby po to, aby się przyczepić, że ktoś nie obchodzi.
@Jaladreips: tak naprawdę nadal tam siedzę, wiesz :) I stad wiem, że dzisiejsze dzieciaki, oprócz wyposażenia drogimi gadżetami niewiele różnią od tych sprzed 20 lat, dlatego nie muszę wypisywać w necie peanów na cześć swojego wychowania jak autorka ani sapać o bezstresowym wychowaniu jak ty. Zresztą najbardziej niewyparzone gęby mają zawsze dzieci wychowywane przez nawalonych starych pięściami i wrzaskiem. No jeśli dla ciebie to bezstresowe...
@Jaladreips: koleś wpisujący sobie wulgaryzm w nick i obrażający kogoś w co drugim komentarzu dostaje spazmów, bo gówniaki przeklnęły na podwórku. Doprawdy fascynujące.
Piszesz, gdzieś w komentarzu: " Sądziłam, że ideą tej strony jest komentowanie zachowań, które uznajemy za piekielne nawet, jak nas bezpośrednio nie dotyczą" - żeby w ogóle cokolwiek mogło być uznane za piekielne, ktoś musi być przez takie zachowanie pokrzywdzony, urażony czy zraniony. Tu mam trójkę dorosłych ludzi, którzy zgodnie i w zadowoleniu spędzają czas w taki sposób. Volenti non fit iniuria. No chyba, że każdy zacznie wrzucać na siłę historyjki, o tym, że obcy człowiek na ulicy zachowuje się inaczej niż autor by sobie życzył. Zastanawia mnie, jak można być tak aroganckim, żeby rościć sobie prawo do wyrokowania o tym, jaki sposób spędzania czasu jest w porządku, a jaki już nie i opisywać go na tej stronie. Już nie mówiąc o tym, że jak dla mnie jakimś minimalnym standardem wrzucania historii powinno być, jeśli już nie autor sam jest pokrzywdzony piekielnością, to zna osobą, która padła jej ofiarę i WIE, że ta osoba czuje się pokrzywdzona. A nie snuje domysły.
@wifi: Oje, klękajcie narody, chyba mamy tu do czynienia z chodzącym ideałem. To nasze pokolenie, takie ułożone, no jak to możliwe, że ta wspaniała generacja wychowuje tych wstrętnych współczesnych szczeniaków na takich wulgarnych łobuzów, bez szacunku do kogokolwiek. A wiesz, ja z podstawówki, do której też chodziłam jakieś 20 lat bardzo dobrze pamiętam takie przekleństwa, papierochy za winklem i takie tam inne nieciekawe rzeczy, które co niektórzy odwalali. No, ale to był margines, a dziś według twojego wyroku standard. Cała nadzieja w tym, że więcej takich wspaniałych ludzi jak ty spłodzi całą masę bombelków, których wychowa odpowiednio, a nie jak ci, tfu, inni rodzice.
@jotem02: Cytowane wypowiedzi łatwiej się czyta niż chociażby pierwszy akapit tej historii, po którym, szczerze mówiąc, przechodzi apetyt na całą resztę.
@FlyingLotus: Ciężko mi sobie wyobrazić, że kobieta, która chce dziecka po poronieniu zaczyna się extra zabezpieczać, aby nie zajść w kolejną ciążę. Chyba, że poronienie było tak wielką traumą, że panicznie boi się kolejnego poronienia i woli w ogóle nie zachodzić w ciążę.
@Balbina: no i co w związku z tym, że "was" jest więcej? Wyraziłam swoje zdziwienie tak szybkim tempem jedzenie, bo się z nim nie spotkałam ani w domu ani nigdzie w gościach i przyznaję, że nadal DLA MNIE to dziwne i to, że jesteście liczebnej przewadze nie czyni tego dla mnie mniej dziwnym. Żadne czepianie, tylko wyrażenie zdziwienia, a wręcz szoku. @niemoja, 3 daniowy posiłek nawet w skromnych porcjacj to ok. 1000kcal.sporo jak dla mnie w godzinę.
@Balbina: co tak złośliwie? Owszem, nie przeczę, że najlepiej jeść potrawy na ciepło, ale nie wiem, co może być przyjemnego we wsuwaniu 3 dań zaraz po sobie. Pomijając, że dla mnie byłoby to po prostu nieprzyjemne smaków, to sądzę, że taka ilość jedzenia w tak krótkim czasie jest po prostu niezdrowa. U mnie w domu robiło się dłuższe przerwy między posiłkami, jeżeli było to krótkie spotkanio to serwowane tylko jedno danie i ewentualnie deser do samoobsługi, a nie tonę żarcia do wsunięcia na akord. Ewentualnie zimny bufet, żeby każdy obsluzyl się w swoim tempie. Z moją pracą nie ma to żadnego związku, ale owszem, uważam, że dobre jedzenie warto spożywać w spokoju i się nim delektować, a nie wpychać w siebie byle szybciej, aby gospodarz mógł zaserwować kolejne danie
@Habiel: ok, sorry, ale dla mnie jedzenie czy raczej wpychanie w siebie właśnie na akord to dość egzotyczna sprawa, stąd mój niemały szok.
O 14:30 podano zupę, a o 15:30 było już po deserze? Boże, kto tak je i to jeszcze na niby eleganckim obiedzie?
@Nayka: Akurat tę sytuację widzę bardzo podobnie. Rada rodziców to takie wielkie g..., z którego kasa najczęściej przepada na jakieś pierdoły, a większość wydatków i tak trzeba pokrywać extra. Sekretarka pewnie chciała dać do zrozumienia, że Twoje wpłaty, choć honorowo, nie są niezbędne i de facto Twoje ciężko zarobione pieniądze idą na inne dzieciaki z grupy, których rodzice tak honorowi nie są. Ok, to naprawdę godne pochwały, że nie dajesz się mierzyć cudzą miarę, ale piekielności nie widzę.
Jak czytam takie historie to zastanawiam się, co trzeba robić albo w jakich kręgach się obracać, żeby takie sytuacje zdarzały się nagminnie. Wśród moich znajomych normalnym jest, że pisze się do znajomych płci przeciwnej tak samo jak do znajomych tej samej płci, single, zajęci, żonaci, dzieciaci - mają ze sobą normalny kontakt, nie słyszałam, aby ktoś się rzucał o koleżeńskiego smsa czy wiadomość na fb, a co dopiero o wiadomości w sprawie jakichś ogłoszeń.
Mam nadzieję, że jak będziesz miała swoje dzieci, to też będziesz tak cierpliwie wszystko dzieciom tłumaczyć, odpowiadać na pytania, nigdy nie powiesz "cicho", nigdy nie stracisz cierpliwości... tylko pamiętaj, że to trwa 24h, a nie jest dwugodzinną rozrywką w trakcie lotu.
@Neomica: to, że czegoś nie widziałaś nie znaczy, że się nie zdarza. Nawet jeśli to rozwiązanie rzadkie to prędzej w to uwierzę, niz w to, że 80% ekipy z kuchnii olało, mimo umowy, swoją pracę i postanowiło przyjść na Jana w dniu imprezy. Żeby to jedna dwie, trzy... Ale dwadzieścia kilka? No chyba coś tu jest nie tak. Już abstrahując od tego, co to za impreza, że jedzenie dla 120 osób przygotowuje poand 30 osób? Wychodzi po 1 kucharzu/pomocy kuchennej na 3-4 gości. Jakieś królewskie wesele? I tym 35 osobom organizator miał zapłacić za co najmniej 3 dni pracy? No to gdyby wszystko było tak jak autor to przedstawia, to ten jego kolega prędzej by do interesu dołożył niż na nim zarobił. Autor bajkopisarz za bardzo wczul się w rolę Gordona Ramseya, każe się ludziom "pokazywać", drze papę I wypi...la ludzi z kuchni. Jak się zbiera 30 osób, każda z innej bajki to terminy się ustala trochę wcześniej niż tydzień przed imprezą, a nie ma się pretensje, że ludzie mający pracę na cały etat nie są na gwizdniecie z powodu jakieś jednorazowej fuchy.