Profil użytkownika
ejcia
Zamieszcza historie od: | 10 czerwca 2012 - 20:47 |
Ostatnio: | 18 października 2023 - 21:08 |
- Historii na głównej: 112 z 228
- Punktów za historie: 54237
- Komentarzy: 357
- Punktów za komentarze: 2481
zarchiwizowany
Skomentuj
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Spodziewam się, że zostanę zminusowana, ale trudno. Przez wiele lat chodziłam z pieszą pielgrzymką do Częstochowy. Mam takie a nie inne przekonania i są one moje - nikomu ich nie narzucam, ale też nie chcę, żeby ktoś narzucał mi inne. Żyj i daj żyć innym.
Od kilku lat posypało mi się zdrowie i nie mogę już wędrować, choć bardzo, bardzo mi tego brakuje. Wczoraj wraz z mamą (która również chodzi) spotkałyśmy dalszego znajomego, zupełnie przypadkowo rozmowa zeszła na temat pielgrzymek. Mama powiedziała, że dopiero wróciła, on zapytał, czy byłyśmy razem, a usłyszawszy że nie wypalił do mamy z "pocieszającym" tekstem: tak, taka już jest dzisiaj ta młodzież".
Cóż, pan został krótko, grzecznie i stanowczo wyprowadzony z błędu, ale poczułam się, jakbym dostała w twarz. Uwielbiam takie bezpodstawne ocenianie.
Od kilku lat posypało mi się zdrowie i nie mogę już wędrować, choć bardzo, bardzo mi tego brakuje. Wczoraj wraz z mamą (która również chodzi) spotkałyśmy dalszego znajomego, zupełnie przypadkowo rozmowa zeszła na temat pielgrzymek. Mama powiedziała, że dopiero wróciła, on zapytał, czy byłyśmy razem, a usłyszawszy że nie wypalił do mamy z "pocieszającym" tekstem: tak, taka już jest dzisiaj ta młodzież".
Cóż, pan został krótko, grzecznie i stanowczo wyprowadzony z błędu, ale poczułam się, jakbym dostała w twarz. Uwielbiam takie bezpodstawne ocenianie.
Ocena:
1
(43)
zarchiwizowany
Skomentuj
(3)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Pisałam niedawno (#60766) o pacjentach, którzy czekają pod laboratorium do pobrania krwi na długo przed otwarciem, a kiedy przychodzę z 15 minutowym marginesem czasowym (wiecie, ręce umyć, przebrać się, herbatę nastawić...) szturmują masowo do drzwi. I o tym, że będąc już w środku słyszę masowe utyskiwanie, że ciężko mi palcem kiwnąć przed czasem, natomiast później, po wejściu jakoś odważnych do zabrania głosu nie ma. W kupie i za plecami najłatwiej się pyskuje.
Wczoraj miałam wisienkę na torcie. Za 10 minut start wchodzę po schodach na swoje 1 piętro i (doskonale widoczna zza balustrady) słyszę rozmowę dwóch pań odwróconych do mnie tyłem:
- Niech pani zapuka, może już tam jest?
- Nie, ona tak szybko nie przychodzi. Jak od 7:30 jest czynne, to tak jest.
Byście musieli widzieć ich zmieszanie na moje promienne, z uśmiechem firmowym nr 1. "Dzień dobry".
Gdzie piekielność? Nie pamiętam już, kiedy zdarzyło mi się przyjść równo z godziną otwarcia.
Wczoraj miałam wisienkę na torcie. Za 10 minut start wchodzę po schodach na swoje 1 piętro i (doskonale widoczna zza balustrady) słyszę rozmowę dwóch pań odwróconych do mnie tyłem:
- Niech pani zapuka, może już tam jest?
- Nie, ona tak szybko nie przychodzi. Jak od 7:30 jest czynne, to tak jest.
Byście musieli widzieć ich zmieszanie na moje promienne, z uśmiechem firmowym nr 1. "Dzień dobry".
Gdzie piekielność? Nie pamiętam już, kiedy zdarzyło mi się przyjść równo z godziną otwarcia.
Ocena:
4
(68)
zarchiwizowany
Skomentuj
(3)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Kilka dni temu po domowej awanturze nie bardzo miałam się komu wyżalić, więc opisałam historię tutaj. (Nie szukajcie, już usunięta). Została zminusowana w ciągu kilku minut (tu jeszcze rozumiem, nie musi się wszystkim podobać), natomiast zaroiło się od komentarzy, ze mam nie prać swoich brudów na forum, że to nieładnie tak obsmarowywać publicznie rodzinę.
Moim zdaniem w historii nie było nic uwłaczającego opisywanym osobom, ani spraw, o których pisać nie wypada. Kilka razy też widywałam na tym portalu podobne opowiadania potraktowane zupełnie inaczej, po prostu źle trafiłam.
To takie Polskie, prawda? Kojarzy mi się stary wierszyk: "Nie powiadaj wole, co sie dzieje w szkole. Nie powiadaj nikomu, co się dzieje w domu. Jest to cnota nad cnotami język trzymać za zębami". Wymyślony po to, żeby ludziom zamknąć usta i udawać, że wszędzie w koło jest wesoło, bo tak przecież najłatwiej.
Moim zdaniem w historii nie było nic uwłaczającego opisywanym osobom, ani spraw, o których pisać nie wypada. Kilka razy też widywałam na tym portalu podobne opowiadania potraktowane zupełnie inaczej, po prostu źle trafiłam.
To takie Polskie, prawda? Kojarzy mi się stary wierszyk: "Nie powiadaj wole, co sie dzieje w szkole. Nie powiadaj nikomu, co się dzieje w domu. Jest to cnota nad cnotami język trzymać za zębami". Wymyślony po to, żeby ludziom zamknąć usta i udawać, że wszędzie w koło jest wesoło, bo tak przecież najłatwiej.
Ocena:
11
(87)
zarchiwizowany
Skomentuj
(7)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Szanujmy swój czas.
Jestem pielęgniarką i od czasu do czasu dorabiam w prywatnym gabinecie. Nie mam ustalonego grafiku, kilka dni naprzód dowiaduję się telefonicznie, kiedy będę potrzebna. W godzinach szczytu muszę przebić się 20km przez masakrycznie zakorkowane miasto. I nie byłoby tak źle, gdyby ludzie poważnie podchodzili do sprawy. Niestety część nie widzi żadnego problemu, żeby:
- zapomnieć o umówionej wizycie (jeszcze jestem w stanie zrozumieć, nikt nie zapomina specjalnie)
- odwołać ją 5min przed
- zrezygnować i nie powiadomić w ogóle
W ciągu ostatnich dwóch miesięcy dzisiaj zdarzyło się to co najmniej czwarty raz. Dowiedziałam się z dnia na dzień, odwoływałam rodzinne spotkanie, żeby tylko móc przyjechać, po czym niemal na miejscu dostaje telefon z gabinetu, że mogę zawracać do domu, wizyta odwołana.
Jestem wściekła.
Jestem pielęgniarką i od czasu do czasu dorabiam w prywatnym gabinecie. Nie mam ustalonego grafiku, kilka dni naprzód dowiaduję się telefonicznie, kiedy będę potrzebna. W godzinach szczytu muszę przebić się 20km przez masakrycznie zakorkowane miasto. I nie byłoby tak źle, gdyby ludzie poważnie podchodzili do sprawy. Niestety część nie widzi żadnego problemu, żeby:
- zapomnieć o umówionej wizycie (jeszcze jestem w stanie zrozumieć, nikt nie zapomina specjalnie)
- odwołać ją 5min przed
- zrezygnować i nie powiadomić w ogóle
W ciągu ostatnich dwóch miesięcy dzisiaj zdarzyło się to co najmniej czwarty raz. Dowiedziałam się z dnia na dzień, odwoływałam rodzinne spotkanie, żeby tylko móc przyjechać, po czym niemal na miejscu dostaje telefon z gabinetu, że mogę zawracać do domu, wizyta odwołana.
Jestem wściekła.
słuzba_zdrowia
Ocena:
173
(301)
zarchiwizowany
Skomentuj
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Wiem, że to był czysty przypadek i zbieg okoliczności, ale tak "piekielny", że chyba można umieścić go na tej stronie jako mały żart.
Dojeżdżam do pracy skuterem. Moja kochana maszyna lubi się czasem trochę rozregulować i ni z tego ni z owego gasnąć "na luzie". Wystarczy wtedy trochę podkręcić śrubką obroty i po problemie.
Któregoś dnia stoję sobie na światłach, z przeciwnej strony nadjeżdża najpiękniejszy skuter świata (wg mnie). Zapatrzyłam się maślanym wzrokiem, pomyślałam coś pochlebnego, a co na to mój zazdrośnik? DYDYDYDY PRRRRRRRRRRRRRRR... Zgasła, mściwa bestia :-)
Dojeżdżam do pracy skuterem. Moja kochana maszyna lubi się czasem trochę rozregulować i ni z tego ni z owego gasnąć "na luzie". Wystarczy wtedy trochę podkręcić śrubką obroty i po problemie.
Któregoś dnia stoję sobie na światłach, z przeciwnej strony nadjeżdża najpiękniejszy skuter świata (wg mnie). Zapatrzyłam się maślanym wzrokiem, pomyślałam coś pochlebnego, a co na to mój zazdrośnik? DYDYDYDY PRRRRRRRRRRRRRRR... Zgasła, mściwa bestia :-)
Ocena:
-2
(42)
zarchiwizowany
Skomentuj
(6)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Wredna byłam ja. I mam z tego dziką satysfakcję.
Stoję dzisiaj na przystanku(blisko wiaty, nie na środku chodnika). Z przeciwka idzie Ona: Pani ok 50-tki, bardzo szerokie, zamaszyste ruchy, idzie prosto na mnie i wyraźnie oczekuje, że ustąpię jej miejsca pomimo szerokiego chodnika obok.
W głowie zrodził się szatański plan, przycisnęłam torebkę mocniej do boku, w miejscu, na które jaśnie pani powinna trafić łokciem miałam sporych rozmiarów szklany słoik.
Oczywiście musiała mnie "ukarać" za to, że śmiałam stanąć na jej drodze.
Buch! Aż poczułam przez torebkę. Ale Ona chyba poczuła o wiele dotkliwiej
- AŁA! (z pretensja w głosie)
- Widzi pani? Trzeba uważać, jak sie chodzi
Stoję dzisiaj na przystanku(blisko wiaty, nie na środku chodnika). Z przeciwka idzie Ona: Pani ok 50-tki, bardzo szerokie, zamaszyste ruchy, idzie prosto na mnie i wyraźnie oczekuje, że ustąpię jej miejsca pomimo szerokiego chodnika obok.
W głowie zrodził się szatański plan, przycisnęłam torebkę mocniej do boku, w miejscu, na które jaśnie pani powinna trafić łokciem miałam sporych rozmiarów szklany słoik.
Oczywiście musiała mnie "ukarać" za to, że śmiałam stanąć na jej drodze.
Buch! Aż poczułam przez torebkę. Ale Ona chyba poczuła o wiele dotkliwiej
- AŁA! (z pretensja w głosie)
- Widzi pani? Trzeba uważać, jak sie chodzi
Ocena:
300
(458)
zarchiwizowany
Skomentuj
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Sprawa troszkę zawikłana, ale mam nadzieję, ze uda mi się ja jakoś jasno przedstawić.
Do pracy dojeżdżam tramwajem, mam bilet miesięczny, tzw liniówkę (określoną trasą można jechać określoną liczbę przystanków).
Na co dzień jeżdżę - ujmijmy to obrazowo - jakby po poprzeczce litery "T", nie wykorzystywałam wszystkich przystanków, ponieważ można wykupić 6, albo 18, ja natomiast potrzebuję 10.
Wpadłam na pomysł, żeby pozostałe przystanki wykupić na "nóżce" mojego "T", jeżdżę tam raz czy dwa w tygodniu. Upewniłam się w punkcie sprzedaży, czy tak można, ostatecznie to nie jest jedna linia. Oczywiście można.
Zamówiłam więc trasę tak: od przystanku Początek Poprzeczki T do przystanku Koniec Poprzeczki T, natomiast pozostałe 8 przystanków od Środka Poprzeczki w kierunku pętli Dół Nóżki. Miało być ich nawet za dużo, nie określałam więc, dokąd konkretnie, bo i tak padło by pytanie "a te dwa pozostałe?"
Dostałam z powrotem swoją doładowaną kartę, ale coś mnie tknęło, czy pani w okienku na pewno dobrze zrozumiała, o co mi chodziło.
Sprawdziłam kartę w elektronicznym czytniku na przystanku - trasa była za krótka. Nie tylko nie prowadziła w kierunku dołu nóżki T, ale nawet nie sięgała tego przystanku, o który mi chodziło.
Wracam wyjaśnić sprawę, przecież dokładnie przeliczyłam, czy zmieszczę się w swoich 18 przystankach.
Okazało się, że jednak nie ma możliwości ot tak rozplanowania trasy jak pajęczyny, w różne strony, można jedynie od początku do końca poprzeczki, wrócić się licząc jeszcze raz część przystanków do rozgałęzienia i dopiero liczyć w dół.
Szkoda tylko, że pani nie wpadła na pomysł poinformowania o tym. Mogło się skończyć spotkaniem z kanarem.
Do pracy dojeżdżam tramwajem, mam bilet miesięczny, tzw liniówkę (określoną trasą można jechać określoną liczbę przystanków).
Na co dzień jeżdżę - ujmijmy to obrazowo - jakby po poprzeczce litery "T", nie wykorzystywałam wszystkich przystanków, ponieważ można wykupić 6, albo 18, ja natomiast potrzebuję 10.
Wpadłam na pomysł, żeby pozostałe przystanki wykupić na "nóżce" mojego "T", jeżdżę tam raz czy dwa w tygodniu. Upewniłam się w punkcie sprzedaży, czy tak można, ostatecznie to nie jest jedna linia. Oczywiście można.
Zamówiłam więc trasę tak: od przystanku Początek Poprzeczki T do przystanku Koniec Poprzeczki T, natomiast pozostałe 8 przystanków od Środka Poprzeczki w kierunku pętli Dół Nóżki. Miało być ich nawet za dużo, nie określałam więc, dokąd konkretnie, bo i tak padło by pytanie "a te dwa pozostałe?"
Dostałam z powrotem swoją doładowaną kartę, ale coś mnie tknęło, czy pani w okienku na pewno dobrze zrozumiała, o co mi chodziło.
Sprawdziłam kartę w elektronicznym czytniku na przystanku - trasa była za krótka. Nie tylko nie prowadziła w kierunku dołu nóżki T, ale nawet nie sięgała tego przystanku, o który mi chodziło.
Wracam wyjaśnić sprawę, przecież dokładnie przeliczyłam, czy zmieszczę się w swoich 18 przystankach.
Okazało się, że jednak nie ma możliwości ot tak rozplanowania trasy jak pajęczyny, w różne strony, można jedynie od początku do końca poprzeczki, wrócić się licząc jeszcze raz część przystanków do rozgałęzienia i dopiero liczyć w dół.
Szkoda tylko, że pani nie wpadła na pomysł poinformowania o tym. Mogło się skończyć spotkaniem z kanarem.
komunikacja_miejska
Ocena:
4
(44)
zarchiwizowany
Skomentuj
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Parę lat temu byłam z mamą na pływalni. W holu, przy pierwszej szatni, gdzie zostawia się kurtki stał automat z kawą. Taki wiecie: wrzuć monetę, wciśnij przycisk.
Akurat do wyjścia szła grupa leciwych już pań, kilka z nich wpadło na pomysł, ze dobrze by było coś jeszcze wypić. Otoczyły kołem automat i ani be ani me.
Rozumiem, że pierwszy kontakt z takim urządzeniem może być trudny, ejcia dobra duszyczka podeszła i zaczęła tłumaczyć. Panie zachwycone, aż przyszedł moment wyjmowania gotowego napoju. Niby po latach studiów umiem to robić, ale tym razem widocznie nalało "z czubkiem" bo od samego delikatnego uchwytu gorąca kawa polała mi się na rękę. Szybko postawiłam kubek na stoliczku tuż obok i wybiegłam do łazienki, do zimnej wody.
Mama opowiadała mi potem, że babsztyle wołały za mną: pani, a mi? A mi?
Na szczęście zdążyła je jakoś osadzić, nim wróciłam.
Akurat do wyjścia szła grupa leciwych już pań, kilka z nich wpadło na pomysł, ze dobrze by było coś jeszcze wypić. Otoczyły kołem automat i ani be ani me.
Rozumiem, że pierwszy kontakt z takim urządzeniem może być trudny, ejcia dobra duszyczka podeszła i zaczęła tłumaczyć. Panie zachwycone, aż przyszedł moment wyjmowania gotowego napoju. Niby po latach studiów umiem to robić, ale tym razem widocznie nalało "z czubkiem" bo od samego delikatnego uchwytu gorąca kawa polała mi się na rękę. Szybko postawiłam kubek na stoliczku tuż obok i wybiegłam do łazienki, do zimnej wody.
Mama opowiadała mi potem, że babsztyle wołały za mną: pani, a mi? A mi?
Na szczęście zdążyła je jakoś osadzić, nim wróciłam.
Ocena:
-2
(42)
zarchiwizowany
Skomentuj
(5)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Mało piekielne, chociaż zniesmaczyło.
Kilka dni temu przechodzę przez ulicę, już jestem po drugiej stronie, aż tu słyszę za sobą wołanie: "Czy może mi ktoś pomóc?"
Odwracam się - tuż przed krawężnikiem stoi pani w średnim wieku o kuli i najwyraźniej boi się przestąpić ponad zgromadzoną na brzegu jezdni kupą śniegu i takim długim krokiem wejść na oblodzony chodnik. Że szła ukosem, nie po odgarniętych pasach już pominę.
Podeszłam, podałam rękę, babka zeszła jakoś bezpiecznie z ulicy, po czym bez słowa puściła mnie jak poręcz i poszła w swoją stronę.
Od razu uściślę, że nie czuję się superbohaterką, ani kimś "fajnym". Po prostu chyba znam nieco inne zasady dobrego wychowania.
Kilka dni temu przechodzę przez ulicę, już jestem po drugiej stronie, aż tu słyszę za sobą wołanie: "Czy może mi ktoś pomóc?"
Odwracam się - tuż przed krawężnikiem stoi pani w średnim wieku o kuli i najwyraźniej boi się przestąpić ponad zgromadzoną na brzegu jezdni kupą śniegu i takim długim krokiem wejść na oblodzony chodnik. Że szła ukosem, nie po odgarniętych pasach już pominę.
Podeszłam, podałam rękę, babka zeszła jakoś bezpiecznie z ulicy, po czym bez słowa puściła mnie jak poręcz i poszła w swoją stronę.
Od razu uściślę, że nie czuję się superbohaterką, ani kimś "fajnym". Po prostu chyba znam nieco inne zasady dobrego wychowania.
Ocena:
109
(321)
zarchiwizowany
Skomentuj
(2)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Kilka dni temu rozpoznałam siebie w historii opowiedzianej przez pacjentkę w laboratorium. Na szczęście już po czasie.
Jak wiele osób nie lubię zapachu dymu tytoniowego. Tzn w umiarkowanym stopniu: mało przyjemny, ale ze spokojem do zniesienia bez scen, odsuwania się, zatykania nosa i tym podobnej pokazówki.
Kiedyś w pracy zapach wydał mi się wyjątkowo mocny i nieznośny: aż do mdłości i silnych zawrotów głowy. Do dzisiaj nie mogę odgadnąć dlaczego aż tak zareagowałam, ale po skończonym zabiegu musiałam dosłownie oprzeć się o biurko. Chwilkę tak posiedziałam, kobieta zapytała, co się dzieje, delikatnie odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że jakoś tak wyjątkowo, aż sama sobie się dziwie, bo na ogół nic podobnego się nie dzieje.
Było to trzy miesiące temu. Ostatnio wchodzi kolejna osoba do gabinetu, twarzy nie poznałam (ciężko pamiętać każdego przy takim przepływie ludności). Czuć ćmiki, owszem, dość mocno, ale jeszcze w normie.
Pobieram krew, jakaś luźna rozmowa dla rozładowania stresu, pani zaczyna nowy temat (przytoczę mniej więcej, ile pamiętam)
- Pani to jest miła, ale co wy tu za histeryczkę macie?
- ???
- No pielęgniarka tu jakaś taka pracuje. Taka blondyna. (Hmmm... A mi się zawsze wydawało, że jestem ruda - konkretnie ruda, nie lekko złotawa). Prawdziwa histeryczka, stwierdziła, że śmierdzi ode mnie papierosami, pokładała się tam (wskazała na kozetkę), popisywała, teatr robiła, że jej słabo, że mdleje, mało na ziemię nie spadła.
Początkowo zupełnie nie poznałam sytuacji, dziwiłam się, trochę w poczuciu solidarności próbowałam bronić "koleżanki", ale z drugiej strony jak tu bronić aż takie zachowanie. Pani tymczasem kontynuowała coraz bardziej się nakręcając: Wariatka jakaś, histeryczka. Ona w ogóle nie powinna tu pracować. Nie powinni jej między ludzi puszczać. No już chciałam złożyć skargę do NFZ-u, ale nie miałam czasu.
Długa była ta litania "moich nieodpowiednich zachowań", padło też oskarżenie, że komentowałam jej wygląd (pani najwyraźniej próbowała zakryć naprawdę grubymi warstwami ostrego makijażu wiek. Na pewno nie pozwoliłam sobie na żadną uwagę na ten temat.)
Pożegnałyśmy się całkiem przyjaźnie, dopiero po chwili dotarto do mnie, że to o mnie musiało chodzić.
Jak wiele osób nie lubię zapachu dymu tytoniowego. Tzn w umiarkowanym stopniu: mało przyjemny, ale ze spokojem do zniesienia bez scen, odsuwania się, zatykania nosa i tym podobnej pokazówki.
Kiedyś w pracy zapach wydał mi się wyjątkowo mocny i nieznośny: aż do mdłości i silnych zawrotów głowy. Do dzisiaj nie mogę odgadnąć dlaczego aż tak zareagowałam, ale po skończonym zabiegu musiałam dosłownie oprzeć się o biurko. Chwilkę tak posiedziałam, kobieta zapytała, co się dzieje, delikatnie odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że jakoś tak wyjątkowo, aż sama sobie się dziwie, bo na ogół nic podobnego się nie dzieje.
Było to trzy miesiące temu. Ostatnio wchodzi kolejna osoba do gabinetu, twarzy nie poznałam (ciężko pamiętać każdego przy takim przepływie ludności). Czuć ćmiki, owszem, dość mocno, ale jeszcze w normie.
Pobieram krew, jakaś luźna rozmowa dla rozładowania stresu, pani zaczyna nowy temat (przytoczę mniej więcej, ile pamiętam)
- Pani to jest miła, ale co wy tu za histeryczkę macie?
- ???
- No pielęgniarka tu jakaś taka pracuje. Taka blondyna. (Hmmm... A mi się zawsze wydawało, że jestem ruda - konkretnie ruda, nie lekko złotawa). Prawdziwa histeryczka, stwierdziła, że śmierdzi ode mnie papierosami, pokładała się tam (wskazała na kozetkę), popisywała, teatr robiła, że jej słabo, że mdleje, mało na ziemię nie spadła.
Początkowo zupełnie nie poznałam sytuacji, dziwiłam się, trochę w poczuciu solidarności próbowałam bronić "koleżanki", ale z drugiej strony jak tu bronić aż takie zachowanie. Pani tymczasem kontynuowała coraz bardziej się nakręcając: Wariatka jakaś, histeryczka. Ona w ogóle nie powinna tu pracować. Nie powinni jej między ludzi puszczać. No już chciałam złożyć skargę do NFZ-u, ale nie miałam czasu.
Długa była ta litania "moich nieodpowiednich zachowań", padło też oskarżenie, że komentowałam jej wygląd (pani najwyraźniej próbowała zakryć naprawdę grubymi warstwami ostrego makijażu wiek. Na pewno nie pozwoliłam sobie na żadną uwagę na ten temat.)
Pożegnałyśmy się całkiem przyjaźnie, dopiero po chwili dotarto do mnie, że to o mnie musiało chodzić.
słuzba_zdrowia
Ocena:
145
(233)