Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ejcia

Zamieszcza historie od: 10 czerwca 2012 - 20:47
Ostatnio: 18 października 2023 - 21:08
  • Historii na głównej: 112 z 228
  • Punktów za historie: 54237
  • Komentarzy: 357
  • Punktów za komentarze: 2481
 

#66264

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak wychowywać nastoletnią córkę. (historia koleżanki zamieszczona za jej zgodą)

- Noszenie dekoltów głębszych niż 2 palce od szyi jest niemoralne.
- Niemoralne są również torby "na skos", ponieważ eksponują piersi.
- Ślub brata? Masz dopiero piętnaście lat, ale z okazji wielkiej uroczystości możesz umalować paznokcie bezbarwnym lakierem. (Tu wyjaśnienie: obie nie pochwalamy pacykowania się młodych dziewczyn, ale od takiego święta trochę nie zaszkodzi)
- Wiesz cokolwiek na temat porodu? Ach, ta zdeprawowana młodzież.
- Wracasz z roweru z rozpuszczonymi włosami? (pękła gumka). Na pewno byłaś się lumpić nie wiadomo gdzie i z kim. Trzeba ci zrobić aferę przed blokiem (przypadkowe spotkanie w tym miejscu), niech wszyscy widzą, co z ciebie za ziółko.

Powyższe rady (i wiele im podobnych) uchronią Twoją córkę przed złym towarzystwem - trudno w takowe wpaść nie mając przez zahukanie i zdziecinnienie jakiejkolwiek bratniej duszy koło siebie. Rozwiążą również problem przedwczesnego dojrzewania emocjonalnego. Przesuwając go poza 20 rok życia.

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 366 (538)

#66125

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Osobo, która dziś w nocy podpaliłaś nasz blok. Nie wiem, czy to czytasz, a jeśli tak, to nie wiem, czy pamiętasz, co zrobiłaś, bo osoba mieszkająca obok miejsca, w którym zaczął się pożar mówi, że na klatce schodowej zrobiliście sobie z kolegami zakrapianą imprezę. Pozwól więc, że przypomnę ci jak było i dodam parę szczegółów, których zapewne nie znasz.

O 1 w nocy obudziło nas pukanie do drzwi. Byli to strażacy, którzy kazali nam się ubierać, ponieważ nie wiadomo, czy nie będzie trzeba ewakuować ludzi. Wszędzie pełno dymu i smrodu, wyłączono prąd, ubieraliśmy się przy świeczkach w co było pod ręką. Kołomyja trwała dobrą godzinę, nim powiedziano nam, że wszystko w porządku i można spokojnie iść spać. A teraz dowiedz się, że dzięki tobie (pomijając jakże emocjonującą noc):

- 44 rodziny nie mają prądu do tej chwili i tak będzie co najmniej do jutra.
- 10-o piętrowy wieżowiec ma nieczynne windy. Mieszkają w nim osoby starsze oraz mała dziewczynka poruszająca się o kulach.
- Wszyscy lokatorzy musieli dziś rano szukać wśród rodziny/znajomych kogoś, kto udostępni im miejsce na żywność w swojej lodówce.
- Cały blok cuchnie spalenizną i nic nie wskazuje, żeby to szybko wywietrzało.
- Brak łączności telefonicznej. Osoby nieposiadające komórek (np starsze) są praktycznie odcięte od świata.
- Co najmniej trzy piętra trzeba odmalować.

Dzisiaj elektrycy naprawiający spalone kable stwierdzili, że instalacja była w porządku (wybaczcie, nie znam się na temacie, chodzi o to, że przyczyna pożaru była inna niż np zwarcie), ewidentnie widać, że ktoś oblał deskę którą była zasłonięta wnęka na kable czymś łatwopalnym i podpalił.

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 437 (509)

#65551

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wielu z nas narzeka na piekielność osób, które w urzędach/ przychodniach itd zbierają dane od klienta. Że muszą wszystko wiedzieć, łącznie z numerem buta i wzrostem w kapeluszu, że naprawdę nie wystarczy data urodzenia, musi być pesel itd. Opowiem Wam sytuację z wczoraj.

Do laboratorium gdzie pracuję, przyszły do pobrania krwi dwie panie (nie razem, w jakimś odstępie czasu, ale jednego dnia). Jedna nazywała się (dane zmyślone) Anna Mierzyńska, druga Anna Mieczyńska. Jedna urodziła się 1.8.1970, druga 8.1.1970. Drobna różnica w nazwisku, w dacie urodzenia dwie cyferki zamienione miejscami, "czeski błąd". Niewiele brakowało, a jednej z nich wydałabym zły wynik, uznając to za pomyłkę przy wprowadzaniu danych, czy źle odczytane "lekarskie" pismo.

Na koniec prośba: kiedy ktoś mając w reku dokument (może nie dowód osobisty, ale jakiś miej "ważny") pyta dla upewnienia: "Pani Mąkowska, tak?" Po prostu potwierdźcie, a nie odpowiadajcie "tam jest napisane", "czytać pani nie umie?", "tak jak tam pani widzi" itd.
Komuś kto zna własne nazwisko może wydawać się napisane wyraźnie, ale komuś innemu Mąkowską odczytać jako Makowską naprawdę może się zdarzyć.

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 324 (438)

#65543

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o "pomarańczowej" telefonii, która zastąpiła starą poczciwą "tepsę".

Zepsuł nam się router, trzeba jechać, zakupić nowy. Pan w biurze obsługi zaproponował nam nową usługę: za tę samą cenę, którą płaciliśmy dotychczas za internet dostaniemy w prezencie nowy router i telewizję satelitarną. Nie mamy anteny do odbioru satelity i nie jest nam to potrzebne do szczęścia, ale zostało nam wyjaśnione, że dekoder może spokojnie nieużywany stać w piwnicy, ponieważ jest to całkowicie darmowe. No dobrze, umowa podpisana, internet śmiga, ale jakoś nie przychodzi rachunek za pierwszy miesiąc. Niecały tydzień po zwykłym terminie dostarczenia rachunku dostajemy telefon z ostrzeżeniem, że zalegamy z zapłatą i jeśli nie uregulujemy odetną nam Neostradę. No ale jak zapłacić? Poprosiliśmy o wysłanie rachunku, dotarł. Z naliczoną karą za opóźnienie i trzema opłatami które nie powinny się znaleźć, dotyczyły "darmowej" telewizji. Razem tych "niesłusznych" opłat, bez kary było ponad 90zł.

Wizyta w salonie, reklamacja złożona, uznana, obniżenie kwoty do zapłaty.
Mija drugi miesiąc, znów rachunek nie przychodzi.

Telefon na infolinię - otóż należy się zalogować na stronie operatora i tam na koncie użytkownika jest dostępna faktura, ponieważ podpisując umowę wybraliśmy opcje faktury elektronicznej. Nieprawda, wyraźnie prosiliśmy formę listowną. Rejestrować na ww stronie próbowaliśmy się wszyscy w domu po kolei, prosiliśmy o pomoc kuzynkę, która z konta na "pomarańczarni" korzysta od jakiegoś czasu i dobrze sobie z ty radzi - nie idzie. Kolejna wizyta w salonie - jakaś drobna formalność przy podpisywaniu umowy nie została dopełniona (z winy pracownika), konto aktywowane, zlecenie na fakturę listowną złożone, wszystko powinno już być dobrze. Ale przez kłopoty z odbiorem faktury cały czas, bodaj 3 miesiące płaciliśmy non stop kary za opóźnienia plus doliczana była opłata za telewizję. Wyjaśnianie, wyjaśnianie, wyjaśnianie. Ostatecznie kolejna (piąta!) wizyta w salonie.

Okazało się, że osoba przedstawiająca ofertę przedstawiła nieprawdziwe informacje, tv jednak jest odpłatne, niezależnie od tego czy używamy, czy nie. Reklamacja złożona, obietnica wyłączenia pakietu i dostarczenia samej Neostrady. Przez kilka dni nie mieliśmy internetu, wczoraj telefon potwierdzający aktywowanie nowej usługi. A internetu jak nie było tak nie ma. Dlaczego? Ponieważ modem, który otrzymaliśmy, był przypisany do tamtego pakietu. Czeka nas szósta wizyta w salonie - w sąsiednim mieście...

telekomunikacja

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 264 (318)

#65331

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Trochę nawiążę do swojej ostatniej historii http://piekielni.pl/65234, w skrócie do problemu zagadywania pielęgniarki przez osoby, które "chcą tylko o coś zapytać", kiedy ta wyraźnie i kilkakrotnie prosi, żeby sekundę zaczekać, ponieważ w danej chwili dawkuje komuś lek lub wypełnia dokumenty dotyczące badań. Czyli chwili, gdzie na skutek rozproszenia uwagi pomylić się łatwo, a może mieć to złe skutki.

Wiele rzeczy można zrozumieć: ktoś może nie zdawać sobie sprawy, że w tym momencie naprawdę lepiej te pół minuty zaczekać. Ale czy trzeba być geniuszem, żeby domyślić się, że odkluczenie drzwi opisanych "WC" i wejście za pielęgniarką "tylko zapytać" raczej nie będzie mile przyjęte?

słuzba_zdrowia

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 304 (398)

#65234

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zainspirowała mnie afera z pomyłką w klinice zajmującej się in vitro.

Co jakiś czas wybucha wielka afera, że pielęgniarka (nie tylko, ale wypowiem się o swoim zawodzie) się pomyliła i stało się to a to. Owszem, nie powinna, owszem, należy się skupić na pracy itd. Ale spójrzmy na sprawę z drugiej strony.

Sytuacja pierwsza - NAGMINNIE, kilka razy dziennie
Laboratorium. Moja praca polega nie tylko na pobraniu krwi, poza tym trzeba każdą pobraną próbkę opisać nazwiskiem pacjenta (niektóre dokładniej, pełne dane, pesel, data, godzina), okleić kodami kreskowymi, w kilku miejscach przybić swoją pieczątkę, podpisać się, zanotować datę, godzinę itd. Niby nic, ale chwilę to trwa, w tym czasie jeden pacjent wychodzi, co jest dla kolejnego sygnałem, do wejścia. I do tej pory nie mam nic przeciwko, większość widząc, że jeszcze coś robię poczeka te pół minuty. Ale nie ma dnia, żeby przynajmniej raz, a często więcej sytuacja nie wyglądała np tak:

[P]acjent - Dzień dobry, ja chciałem zapytać o coś tam.
[J]a - Dzień dobry, momencik.
P - Ale ja chciałem tylko zapytać.
J - Chwileczkę, dokończę panią która wyszła i zajmę się panem.
P - Ale ja chciałem tylko zapytać o coś tam, to odpowiedzieć mi pani nie może?!
J - (jeszcze uprzejmie, ale powoli zaczyna się we mnie gotować) - Proszę pana, wypełniam dokumenty. Za chwilę się pomylę i będzie problem. Proszę sekundę zaczekać.
P - (z fochem) Dobrze! Zapytać się nawet nie wolno!

Oczywiście, że wolno. Ale potem ja mam problemy o kreślenie na probówkach, bo pacjent nazywał się Nowak, a napisałam Kowalski, bo ktoś mi gadał nad uchem o odbiorze wyniku na takie nazwisko, nie mówiąc już o konsekwencjach, jeżeli w porę nie zauważę błędu. Na szczęście dzięki kodom kreskowym najczęściej udaje się problem rozwiązać.

Sytuacja druga, świeżynka z wczoraj.
Poszłam do szpitala oddać koleżance pracującej na oddziale książkę. W chwili gdy zapukałam do dyżurki, Ola stała przy szafce z lekami, a na mundurek miała narzuconą kamizelkę z wielkim napisem na plecach "rozkładam leki, nie przeszkadzać. Moja pomyłka może mieć niebezpieczne konsekwencje".

Ok, super pomysł. Siadłam grzecznie na korytarzu i czekam. Myślicie, ze ostrzeżenie do kogoś dotarło? Gdzież tam. Co chwilę ktoś przychodził z naprawdę błahą sprawą, chociaż w pobliżu były inne pielęgniarki.
I naprawdę nie idzie takiej, przepraszam za słowo, gadule jednej i drugiej przetłumaczyć. A potem afera, że coś się stało.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 603 (687)

#65046

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z pamiętnika pielęgniarki w laboratorium.

Urządzenia elektroniczne mają to do siebie, że niestety czasami się psują. Wiemy o tym, prawda? Po ostatnich dwóch dniach mam nieco inne wrażenie.

W środę rano zepsuła mi się kasa fiskalna. Telefon do serwisu, możliwości naprawy "na odległość" wyczerpane, trzeba oddać do punktu. W tej sytuacji nie mam prawa przyjmować pacjentów na badania odpłatnie, po prostu nie mogę. I nie ma możliwości przysłania paragonu razem z wynikiem, uregulowania należności "z dołu" itd. Nie są to moje wymysły, tylko przepisy.
Rozumiem, że komuś taka awaria mogła pokrzyżować plany, ale bądźmy dla siebie ludźmi. Przez 2 dni nasłuchałam się... Dużo. Poniżej kilka perełek.

Perełka 1.
Wchodzi pan w średnim wieku, po usłyszeniu uprzejmej informacji, że niestety nic nie załatwi, zaczyna mówić podniesionym, agresywnym tonem:
- To dlaczego nie ma o tym żadnej informacji? Do czego to podobne? Ja się tyle w kolejce naczekałem i teraz mi pani mówi, że stałem tu na próżno? (Przed nim była jedna lub dwie osoby, nie więcej).
Prowadzę pana przed drzwi pokoju, które przy wchodzeniu musiał otworzyć (w sensie, że nie wchodził zaraz po kimś, przez otwarte), więc na pewno widział ich "zewnętrzną" stronę, pokazuję dużą, wyraźnie wypisaną kartkę.
Reakcja: "Tak? Jest kartka? Nie zauważyłem".
Po czym wyszedł, ani do widzenia, ani przepraszam, ani pocałuj mnie gdzieś.

Perełka 2.
Pani 50+, ze skierowaniem od lekarza, ale chciała również kilka badań dokupić. Informuję, że z takich a takich przyczyn nie ma możliwości. Ponownie słyszę roszczeniowy ton.
- Ale ja POTRZEBUJĘ je mieć na jutro!
Tłumaczę, że nie mogę nic zrobić, że takie przepisy, jeśli to takie pilne, to tuż obok, w sąsiednim budynku jest szpital i tam wszystko załatwi.
- Ale ja chcę tutaj zrobić badania, a nie pani mi każe gdzieś biegać.
- Nie każę, tylko proponuję. Ja z przyczyn losowych pomóc nie mogę, ale 20m dalej będzie pani bez problemu przyjęta.
- Ale ja nie wiem, gdzie w tym szpitalu jest laboratorium, nie będę biegać i szukać.

Jałowa dyskusja, dużo wielkich słów w rodzaju "bałagan, dezorganizacja" (które moim skromnym zdaniem nijak się mają do sytuacji, ale może się mylę), wyczekujące patrzenie na mnie wzrokiem bazyliszka, jakbym miałam powiedzieć abrakadabra i kasa sama się naprawi.
W każdym razie końcówka rozmowy brzmiała tak:
- Nic nie poradzę, takie rzeczy czasami się psują, pani się nigdy nic w domu nie zepsuło?
- Tak, ale dlaczego zepsuło się jak JA przyszłam?
Trzaśnięcie drzwiami.

Zepsuło się jak pani przyszła zapewne dlatego, że jestem niedobra i zepsuła specjalnie, żeby jej zrobić na złość. Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 296 (398)

#64780

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój wujek w czwartek trafił do szpitala na planowy zabieg udrożniania żył. Polega to w skrócie na wszczepieniu do żyły w nodze tzw stentu, takiej kształtki z metalowej siateczki, którą umieszcza się w najbardziej zwężonym miejscu co rozszerza naczynie i poprawia przepływ krwi.

Zabieg miał być wykonany w piątek, niestety w piątek coś się na sali zabiegowej przedłużyło i nie zdążyli. Ok, zdarza się. Czekanie do poniedziałku. Od poniedziałku do środy lekarze zwlekali, debatowali, zastanawiali się, w środę wieczorem został podany do tętnicy kontrast - środek cieniujący który podczas zabiegu pozwoli znaleźć za pomocą usg najbardziej zwężone miejsce. Przygotowanie do zabiegu na czwartek, czyli dziś.

Dziś rano do wuja przychodzi lekarz i mówi, że zostaje wypisany ze szpitala, ponieważ skończyły się stenty i trzeba zamówić nowe, ma się zgłosić na koniec marca.
Podejrzewam, ze skończy się tak jak trzy lata temu. Te same problemy, zwlekanie, odsyłanie od jednego lekarza do drugiego, skończyło się na amputacji nogi.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 399 (515)

#64773

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czasami inaczej niż wrednością i podstępem człowiek nie ujedzie.

Istnieje w szpitalach zasada ogłaszana w strategicznych miejscach na piśmie, że do np laboratorium, usg czy innych badań pierwszeństwo mają pacjenci pod opieką personelu medycznego, bądź sam personel. Rozumiem, że może to denerwować, kiedy człowiek czeka nie wiadomo ile, a tu kolejny biały fartuch wchodzi bez kolejki, ale spójrzmy na to z drugiej strony: pielęgniarka również czeka godzinę w kolejce załatwić jakąś sprawę, a w tym czasie na oddziale pacjenci leżą odłogiem.

Nagminnie zdarzają się kłótnie, przepychanki pod drzwiami laboratorium, czasem wręcz blokowanie drzwi, że bez tarana ani ani. Koleżanki z okienka również nieraz nie mają siły przebicia, najczęściej kończyło się na otwarciu okrężnego, służbowego przejścia, zamiast podać pobrane na oddziale próbki krwi przez okienko i załatwione. Ale zanim drzwi otwarły, pytały zawsze z jakiego oddziału się przyszło - w jakiś sposób ta informacja ułatwiała im dalsza pracę.

Któregoś dnia utknęłam w tłumie dobre 3 metry od celu, żadne argumenty nie skutkują, ludzie wręcz agresywni, zaraz do rękoczynów dojdzie. Zza okienka laborantka woła, na tyle głośno, żeby przebić się przez wrzawę:
- Który oddział?
Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, jednak przewidując, jaki będzie efekt:
- zakaźny, krew na świńską grypę przyniosłam.

W ułamku sekundy miałam wokół siebie bardzo dużo wolnej przestrzeni. Oczywiście żadne niebezpieczeństwo nie istniało, krew szczelnie zamknięta we fiolce, celowo zabazowałam na podsycanej przez media atmosferze (rok 2011, akurat "świnka" była w modzie), inaczej bym się po prostu nie przedostała. A ile trwa podejść do okienka, postawić skrzyneczkę na blacie i odejść? Więcej czasu ci ludzie stracili na przepychanki słowne.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 575 (629)

#63291

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielna byłam ja i do tej pory buźka mi się uśmiecha na samo wspomnienie.

Jak nieraz pisałam pracuję w laboratorium medycznym. To jest mały gabinecik wynajmowany laboratorium przez przychodnię i jak zwykle w takich sytuacjach powstał problem, kto ma sprzątać: czy najemca, czy te same panie co całą przychodnię. Po pertraktacjach spadło na mnie - i całkiem mi z tym dobrze. Nie jest dla mnie ujmą odłożyć strzykawkę i chwycić mopa, a parę groszy się przyda.

W piątek po godzinach myję podłogę, ktoś puka do drzwi. Otwieram - jakiś pan w wieku 50+. Pokój jest tak zbudowany, że po wejściu z korytarza jest taki mini korytarzyk, na niecały metr i pan stojąc w progu nie widział mopa opartego o ścianę. O coś tam zapytał, opowiadam, tłumaczę, rozmawia ze mną bardzo uprzejmie, w końcu pada pytanie o cenę jakiegoś badania. Cofnęłam się w głąb gabinetu do szafki i cennika. Pan wszedł za mną, zobaczył sprzęt do konserwacji powierzchni płaskich.

- Pani tu sprząta?
- Tak (liczyłam na coś w stylu: "to ja nie będę chodził po mokrym." O święta naiwności).

W odpowiedzi jaśnie książę się na mnie wydarł, że mam go nie pouczać (sam przed chwilą prosił o jakieś wyjaśnienia), bo on ze sprzątaczką rozmawiać nie będzie i w ogóle tratatata.
Ok. Ja się z dziadem kłócić nie będę, tym bardziej, że chcąc się odszczeknąć musiałabym gonić po schodach. Będzie chciał to wróci w godzinach pracy "rozmawiać z kimś kompetentnym". I tylko na to czekałam.

Przyszedł dzisiaj. Siedzę pochylona nad jakimiś dokumentami, więc z początku mnie nie poznał. Wchodzi, grzecznie "dzień dobry".
Podnoszę głowę, poznaję, firmowy uśmiech nr 1, spojrzenie kota, który zagnał mysz w ślepy zaułek.
- No witam pana.
Facet wytrzeszczył oczy, spalił cegłę, wyjąkał:
- To pani tu krew pobiera?
- W TEJ CHWILI tak. W czym mogę pomóc?

Musze powiedzieć na jego plus - ma człowiek odwagę - widziałam strach w oczach, ale podał mi skierowanie. Przy czym ja wcale nie byłam dla niego niemiła. Byłam tak wzorowo uprzejma i uśmiechnięta, że gdyby wobec mnie tak milutko zachowywała się osoba, która może mieć do mnie jakiś żal i na dodatek miała mi zrobić "ała", to chyba bym uciekła z gabinetu w podskokach.
Ale widok tej niepewności w oczach był piękny.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 689 (829)