Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

esthle

Zamieszcza historie od: 22 czerwca 2014 - 16:46
Ostatnio: 14 lipca 2016 - 13:55
  • Historii na głównej: 3 z 3
  • Punktów za historie: 1458
  • Komentarzy: 40
  • Punktów za komentarze: 461
 

#65421

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia Yellow Crayon http://piekielni.pl/65420 przypomniała mi podobną sytuację.

Będąc jeszcze studentką dorabiałam sobie przeprowadzając ankiety - stawki były różne i wahały się jakoś od 25 złotych brutto do 50 złociszy za ankietę papierową, i od 50 złociszy do 150 za umówiony wywiad (z tym, że umówieniem i kontaktem musiałam się zająć sama) z respondentem.

Widząc ogłoszenie o treści "firma XYZ - związana ze sprzętem medycznym - poszukuje ankieterów" wysłałam swoje CV.
Minął tydzień, zadzwonił do mnie Pan Właściciel (tak się przedstawił) i zaczął mnie wychwalać.
Że wykształcenie kierunkowe.
Że doświadczenie.
Że dyspozycyjna jestem popołudniami i w weekendy.

Praca miała polegać na ankietowaniu w zasadzie przypadkowych osób (nie moją sprawą było to, że wynik będzie niemiarodajny), w określonych godzinach (powiedzmy 14-20), w określonym miejscu.
Zapytałam Pana Właściciela o stawkę.

Pan całkiem poważnie odparł, że proponuje mi 1 złoty/brutto (słownie: ZŁOTÓWKĘ brutto) za ankietę.
Był bardzo zdziwiony, że odmówiłam. W końcu ankieta miała mieć tylko dwie strony A4.

Życzyłam mu powodzenia. I do tej pory zastanawiam się, czy kogoś znalazł.

oferty życia

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 373 (429)

#63355

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Szukając pracy zstąpiłam dziś w otchłanie piekieł - udałam się bowiem na rozmowę kwalifikacyjną do salonu Pomarańczowego Operatora.
Dzięki temu odkryłam, że można upokorzyć człowieka mając do dyspozycji niecałe 15 minut.

Dowiedziałam się, że...
- moje wykształcenie zupełnie nie obchodzi dziewczęcia, które "rekrutację" ze mną przeprowadzało [a kierunek skończyłam taki, że marketing, PR, HR i sprzedaż powinny być moimi zawodami].
- teraz każdy, dosłownie każdy może skończyć studia [niekoniecznie, ale kłócić się nie będę].
- nie jestem dla niej dość wiarygodna w tym, co mówię; w domyśle: z pewnością nie chcę pracować w salonie Pomarańczowego Operatora [po prostu nie miałam co robić, wstałam wcześniej rano i tak przeszłam się przez pół miasta - dla zdrowia].

Myślicie, że padło pytanie o moje oczekiwania finansowe, że zostało mi wyjaśnione, co właściwie miałabym w takiej pracy robić? A skąd!
Myślicie, że w ogóle padło pytanie o moje umiejętności zawodowe, o moje zainteresowania albo chociaż o to, co ja do takiego salonu mogę wnieść dzięki swoim zdolnościom? A skąd!
To może chociaż spytała mnie, jak wyobrażam sobie taką pracę? Też nie.

Za to dziewczę uznało za stosowne spytać, czy nie wiem przypadkiem d l a c z e g o nie dostałam wcześniej pracy przy fakturowaniu?
Odparłam, że nie wiem [nie jestem jasnowidzem - gdybym była, widzielibyście mnie w telewizji].
Okazało się, że dziewczę widzące moją skromną osobę po raz pierwszy w życiu, wie lepiej - ja po prostu NIE DOŚĆ się staram. Ona jest o tym przekonana. Ba! Ona to WIE. Że nie jestem dość dobra. Dość przekonująca. Dość wiarygodna.
Wszystko powiedziała jednym tchem, tonem sugerującym, że powinnam się tu i teraz zacząć zastanawiać nad marnością swojej beznadziejnej egzystencji, uderzyć się w piersi, paść na kolana i zawołać "tak, mea maxima culpa!".

A całość wywodu dziewczę zakończyło słowami "Jeśli będę CHCIAŁA to przekażę pani CV dalej".

Tworzę skargę. Nie ma to jak "profesjonalizm".

były Stalinogród galeria pomarańczowy operator praca

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 380 (482)

#60408

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ta historia http://piekielni.pl/60399 przypomniała mi podobną piekielność, której doświadczyłam na uczelni.

Otóż, miałam 'przyjaciółkę' M.
Miałam również Cholernie Trudny Egzamin.

Formy zaliczenia były dwie: prezentacja (co było relatywnie łatwiejszym sposobem zdobycia oceny) albo egzamin pisemny.

Prezentację miałyśmy wraz z M. (i kilkoma innymi dziewczynami) przygotowaną już od jakiegoś czasu, więc generalnie pozostawało nam tylko czekać dnia w którym przyjdzie ją nam wygłosić.

Dwa dni przed wygłoszeniem naszej prezentacji M. podziękowała mi smsowo za 'współpracę i przyjęła moją oficjalną rezygnację ze wspólnego wystąpienia, a także życzyła mi powodzenia na normalnym egzaminie'. Najpiękniejsze w tym wszystkim było to, że zrobiła to sama z siebie, bo nie rozmawiałyśmy wtedy od kilku dni (nie miałam wtedy czasu na kontakty towarzyskie i wszyscy wiedzieli o tym, że jeżdżę do szpitala, do umierającej babci), doprowadzając mnie tym samym do stanu w którym jasny szlag walczył o pierwszeństwo z klasycznym karpiem na mojej twarzy.

Próbowałam dziewczęciu przez chwilę wytłumaczyć, że nie godzi się w ten sposób mnie traktować, albowiem tworzyłam prezentację zaliczeniową razem z nią. M. nie uznała jednak argumentów dotyczących mojej własności intelektualnej w tym wypadku i stwierdziła stanowczo, że wystąpienia ze mną nie zrobi, albowiem nie poświęcałam jej (to znaczy M., a nie prezentacji) odpowiednio dużo czasu, a poza tym ona teraz eliminuje konkurencję na doktorat (miałam wtedy w planach próbę dostania się na studia III stopnia).

Szlag trafił mnie już konkretny, usiadłam zatem do komputera i opisałam całą sytuację kobiecie prowadzącej zajęcia. Ostatecznie uzyskałam pozwolenie na zrobienie osobnej i własnej prezentacji zaliczeniowej, co też uczyniłam.

M. całej sytuacji nie ogarnęła, bo miała później do mnie pretensje, o to, że:
1) nie uprzedziłam jej, że będę robiła własną prezentację, nie spytałam jej o zdanie i pozwolenie
2) ośmieliłam się wygłosić swoje wystąpienie przed nią (moje trwało 15 minut, jej godzinę)
3) zepsułam(!) jej wystąpienie, bo kiedy skończyłam mówić na sali zapanował hałas.

Puenty nie będzie.

uczelnia

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 588 (664)

1