Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

fionka1

Zamieszcza historie od: 9 września 2014 - 10:23
Ostatnio: 8 października 2014 - 21:52
  • Historii na głównej: 2 z 3
  • Punktów za historie: 1481
  • Komentarzy: 22
  • Punktów za komentarze: 179
 

#61995

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia opowiedziana przez mojego Tatę.

Kolega mojego Taty (pracowali w jednej firmie) miał dwa owczarki niemieckie. Natomiast jego żona zawsze marzyła o posiadaniu kota, na co on się nie zgadzał, bo nie lubił kotów, a jego psy jeszcze bardziej.

Pewnego dnia żona postawiła go przed faktem dokonanym i sprowadziła do domu kotka. Po kilku dniach awantur jej mąż się poddał i uznał że może jakoś z kotem wytrzyma. Nie wytrzymały za to psy, dostawały szału, zwłaszcza że siedziały w ogrodzonych kojcach, a kot spacerował sobie po podwórku.

W końcu kolega nie wytrzymał i postanowił w tajemnicy przed żoną pozbyć się kota.

W tym celu wymyślił sobie plan, że zabierze go w szczere pole, żeby kot nie miał gdzie uciec, a potem puści na niego psy.

Tak też, zrobił, tylko nie przewidział, że kot ze strachu wespnie się najwyżej jak się da, a najwyższym punktem w szczerym polu był ten idiota.

Skończyło się tak, że kot w panice wskoczył mu na głowę, podrapał go strasznie, a do tego psy zaczęły na niego skakać więc tez porządnie go poszarpały.

Mój tata opowiadał, że jak pokazał się na drugi dzień w pracy, to wyglądał jak ofiara szalonego nożownika. Ale jakoś nikt go nie żałował. A jego żona podobno nie odzywała się do niego przez miesiąc.

Dodam jeszcze że kot przeżył.

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 680 (792)

#61978

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Najbardziej piekielna baba jaką spotkałam:

Kilka lat temu, leniwe piątkowe popołudnie, w domu urzęduje moja siostra. Nagle do domu wpada kobieta ok 40 lat, od razu z krzykiem "żądam rekompensaty".
Siostra przestraszona, "ale co, dlaczego?"

Okazało się, że tego samego dnia rano, przez naszą wieś przejeżdżała wycieczka rowerowa, kilkanaścioro dzieci ok 12 lat. Nagle nie wiadomo skąd przyplątał się jakiś mały kundelek, zaplątał im się między rowery i najwyraźniej wystraszony skrobnął ząbkami jakąś dziewczynkę i uciekł. Dziewczynka się rozpłakała, opiekun grupy podjął odpowiednie kroki, czyli udał się do naszego sołtysa żeby zgłosić wydarzenie. Sołtys usłyszawszy że to był mały, kudłaty kundelek od razu wydał wyrok że to był nasz pies Lolek, po czym ze szczegółami podał wycieczce nasz adres, nazwiska itd.
Muszę nadmienić, że wydarzenie miało miejsce kilkaset metrów od naszego domu, podwórko mamy ogrodzone, a Loluś to był najłagodniejszy pies na świecie. Ale cóż, machina ruszyła...

Piekielna, która wparowała nam do domu była mamą tej dziewczynki, zawiozła ją najpierw na obdukcję lekarską, gdzie lekarz stwierdził "lekkie otarcie naskórka", a potem przyjechała do nas żądać rekompensaty.
Siostra zapytała ją czy pies podarł ubranie dziecka, okazało się że nie, bo było w szortach, ale Pani i tak chce rekompensaty. Została więc grzecznie wyproszona z domu, ze słowami że nikt nie udowodnił że to nasz pies, a poza tym gdyby był taki agresywny to by nie wpuścił Pani na podwórko, a tymczasem Lolek nawet nie zareagował że jakaś obca baba się nam tarabani do domu. Pani wykrzyczała że tak tego nie zostawi i wyszła.

Trzy dni po tym wydarzeniu, tym razem moja mama w domu, nagle do drzwi puka jakiś człowiek, w towarzystwie dwóch policjantów. Przedstawił się - jest ojcem ugryzionej dziewczynki i żąda przedstawienia dowodu szczepienia psa.
Mama odparła, że nadal nie ma dowodu, że to był nasz pies, ale ok, pokazała mu świadectwa szczepień Lolka z 3 ostatnich lat i zapytała czy koniecznie musiał przyjeżdżać z policją, na co odparł, że inaczej na pewno nie zostałby wpuszczony na podwórko.
Następnego dnia dostaliśmy wezwanie z Sanepidu, że pies ma zostać dostarczony do kliniki weterynaryjnej na obserwację.

W domu od razu panika, bo jak to, zabiorą nam Lolusia, zamkną w klatce, może już nigdy go nie zobaczymy. Na szczęście Pan Weterynarz nas uspokoił, że trzeba będzie przywozić psa co tydzień i po trzech tygodniach dostaniemy potwierdzenie że pies jest zdrowy.

Dwa dni później przybiega do nas sąsiadka ze świeżym numerem naszej lokalnej gazety i z krzykiem, że jesteśmy opisani. Włos nam się zjeżył na głowie. Piekielna baba poleciała do gazety i naskarżyła że została przez siostrę obrażona, wyproszona z domu, że odmawiamy okazania dokumentów szczepienia i w ogóle czyhamy na zdrowie całej ich rodziny. Artykuł był dodatkowo uzupełniony zdjęciem owczarka niemieckiego z wyszczerzonymi kłami, dla dodania dramaturgii, tymczasem Loluś był wielkości ogona tego owczarka.

Po tygodniu znów wizyta tej Piekielnej Baby w towarzystwie policji, tym razem przyjechała zobaczyć psa, czy przejawia jakieś objawy wścieklizny. Tym razem trafiła na mnie. Zacisnęłam zęby, ale wskazałam jej Lolka, który wygrzewał się na słońcu - proszę, niech Pani go sobie ogląda. Obejrzała, znów zażądała okazania dokumentów szczepienia, więc kazałam jej sp....., a przy okazji zapytałam policjantów czy naprawdę nie mają co robić tylko wozić chorą psychicznie babę żeby sobie zobaczyła pieska. Odpowiedzieli, że zrobiła im awanturę na posterunku i zagroziła że opisze ich w gazecie, więc dla świętego spokoju przyjechali.

Więcej się u nas nie pokazała, ale na każdej kolejnej wizycie Pan Weterynarz opowiadał, że wydzwania do niego codziennie z pytaniem czy zauważa zmiany chorobowe u psa.

Na zakończenie tej historii, kiedy już orzeknięto, że Lolek jest zdrowym i łagodnym psem, dostaliśmy odpowiednie zaświadczenie, które musieliśmy dostarczyć do Sanepidu żeby zamknąć sprawę. Panie w Sanepidzie, po zobaczeniu czego dotyczy sprawa, stwierdziły że od początku współczuły naszej rodzinie że trafiliśmy na taką wariatkę. Podobno i tak już w dniu ugryzienia nakazała lekarzom żeby zaszczepili jej córkę serią tych nieprzyjemnych zastrzyków, a dodatkowo zastanawiała się też czy nie pozbyć się z domu ich własnego psa, bo dziecko nabawiło się strachu przed zwierzętami.

Wiadomo, że każda matka trzęsie się nad swoim dzieckiem i to jest zrozumiałe, ale tej dziewczynce naprawdę nic się nie stało i nie było to warte kilku tygodni nerwów.

Skomentuj (61) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 638 (776)
zarchiwizowany

#61984

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia o tym jak sama zachowałam się jak najgorsza z Piekielnych... Zajechałam sobie na Bliską, w celu zatankowania. Zauważyłam że pod sąsiedni dystrybutor podjechała moja koleżanka, której nie widziałam od kilku lat. Kiedy wysiadła z samochodu trochę się zdziwiłam, bo jej stan wskazywał na jakiś 9 miesiąc ciąży, a wydawało mi się, że kobiety tuż przed porodem raczej nie wsiadają za kółko.

Zaczęłyśmy rozmawiać w stylu "co u ciebie", opowiedziałam jej że mamy w rodzinie małego bobaska, bo moja siostra niedawno urodziła, na co koleżanka rzuciła uwagę, że teraz kolej na mnie.

Odpowiedziałam jej żartobliwie, że jeśli ona jest w ciąży to nie oznacza że wszyscy dookoła muszą być.

Koleżanka natychmiast poczerwieniała i zawstydzona wydukała, że nie jest w ciąży.

A ja zamiast się zamknąć i ją przeprosić to wypaliłam "sorry, ale myślałam że jesteś, bo masz taki wielki brzuch"

W odpowiedzi usłyszałam, że od kilku lat nie może schudnąć po urodzeniu córeczki, po czym nastąpiło chłodne pożegnanie.

Do dzisiaj mi głupio, przez mój niewyparzony jęzor.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -6 (82)

1