Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

glan

Zamieszcza historie od: 10 marca 2012 - 0:44
Ostatnio: 5 marca 2024 - 19:08
  • Historii na głównej: 58 z 74
  • Punktów za historie: 28457
  • Komentarzy: 1141
  • Punktów za komentarze: 12265
 

#74900

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zrób coś raz a dopiszą Ci do obowiązków.

Historia opowiedziana mi przez koleżankę która jest redaktorką w pewnym Pielkielnym Wydawnictwie [PW].

W PW pracuje kilka redaktorek, korektorek itp. Niektóre z tych osób znają języki, niektóre nawet kilka. Jedna z korektorek, nazwijmy ją Kasia, zna m.in język rosyjski.

Traf chciał, że wydawnictwo wydawało książkę po ukraińsku. Nikt w firmie nie zna tego języka a trzeba zrobić korektę. Co robi szefowstwo?

Przecież ukraiński jest podobny do rosyjskiego, prawda? Damy naszej Kasi do korekty.

To nic, że Kasia rękami i nogami zapierała się przed takim zadaniem. To nic, że powiedziała, że w tym języku to może jedynie posprawdzać czy przecinki równo leżą. Szefostwo uraczyło ją motywującym "dasz radę" i "zrób tak, żeby było dobrze". Biedna korektorka zrobiła co mogła, ale mogła niewiele. Książka poszła do druku.

Myślicie, że to koniec? Nie. Ukraiński autor napisał kolejną książkę.

Co na to wydawnictwo?

Jasne że wydamy! Już to robiliśmy. Mamy korektorkę która ma doświadczenie z książkami po ukraińsku.

I tak biedna Kasia została specjalistką od języka, którego zupełnienie zna.

Imię oraz nazwy języków zmienione, ale chodziło o inne dwa równie podobne do siebie.

wydawnictwo

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 303 (319)

#74940

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o Bartusiu (piekielni.pl/74929) przypomniała mi... ale nie uprzedzajmy faktów.

Jest sobie firma zajmująca niewielki biurowiec. W firmie pracuje około 90 osób. Niby dużo, ale towarzystwo dość zgrane i przyjaźnie do siebie nawzajem nastawione.

Po jednym z weekendów wybuchła afera. W piątek pewna osoba zostawiła na biurku komórkę. Komórka przez weekend wyhodowała nogi i zapragnęła z nich skorzystać.

Dotąd wszyscy czuliśmy się bezpiecznie, mamy ochronę, kamery, wejście na kartę, jesteśmy w dobrym towarzystwie. Ale samowola komórki zepsuła atmosferę. Mamy wśród nas amatora cudzych komórek. Zaczęliśmy się z byka patrzeć na siebie nawzajem.

Osoba zarządzająca biurem cały dzień przeglądała zapisy z kamer.

W końcu jest. Wydało się.

Komórkę zabrał... ochroniarz.

Jak mówił - nudziło mu się w pracy i chciał sobie pograć.

Jakim cudem myślał, że się nie wyda? Nie wiedział o kamerach, w których obraz wpatrywał się 8 godzin dziennie na swoim stanowisku?

Wszyscy odetchnęli z ulgą, tylko do dziś zastanawiam się co można mieć w głowie, żeby myśleć, że się nie wyda.

Dla ochroniarza sprawa skończyła się dyscyplinarką.

ochrona

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 299 (311)

#74634

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielne procedury.

Byłem swego czasu w serwisie komputerów pewnej marki (jakiej? szukajcie wskazówek w tekście). Przy okazji innej naprawy wyszło, że mam uszkodzony kabelek w moim laptopie. Kabelek od portu, którego nie używam ale zawsze warto naprawić.

Serwis jest autoryzowany przez znaną firmę sadowniczą, więc z zamówieniem części nie powinno być problemów.

Rozmowa wyglądała tak:

- Możemy panu ten kabelek wymienić
- A jaki koszt?
- XX zł (cena była niewysoka)
- Super! To wymieniajcie
- Tylko nie mamy go na stanie, musimy zamówić
- A ile czasu idzie?
- Do dwóch tygodni
- No dobrze, to zamówcie, jak dojdzie to przyjdę z laptopem
- Ale nie możemy tak o zamówić bez laptopa
- Mogę zapłacić zaliczkę, albo nawet przedpłacić całą kwotę
- Tak się nie da. Musimy mieć przyjęty w systemie sprzęt, żeby zamówić do niego części
- Ale ja zapłacę całość wcześniej. Nic nie ryzykujecie!
- Producent nam nie pozwala zamawiać części bez sprzętu
- Ech... czyli mam zostać na 2 tygodnie bez laptopa, który będzie sobie leżał w szufladzie czekając na część, której wymiana zajmuje 10 minut?
- Niestety inaczej się nie da

Cóż, klient chce zapłacić, serwis nie może bo producent nie pozwala. A ja nie mogę zostać przez 2 tygodnie bez narzędzia pracy. Wyszedłem więc niepocieszony.

serwis owoców we Wrocławiu

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 236 (264)

#73064

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wspólnota mieszkaniowa, czyli zbiór losowych osób mieszkających pod wspólnym dachem. Istna wylęgarnia piekielności.

Pewnego razu dostaliśmy z sąsiadami zaproszenie... tfu, zawiadomienie, wezwanie wręcz od zarządcy na spotkanie w sprawie ogrzewania budynków. Wyglądało poważnie, jeśli nie przyjdziemy to będą koszty, grzyb, katastrofa i plamy na słońcu.

Nie chcąc ryzykować tak poważnych konsekwencji, stawiłem się na zebraniu. Na miejscu - nie tylko nasz budynek, ale też kilka sąsiednich. Zbieranina najróżniejszych ludzi, większość mi obca. Sporo osób starszych.

O czym było spotkanie?

Prelegentem był przedstawiciel firmy, nazwijmy ją Januszex-Pro i spółka zajmującej się montażem liczników ciepła.

Otóż nasze budynki nie mają liczników i za ciepło płacimy ryczałtem. Pan opowiadał jak straszliwym marnotrawstwem jest brak liczników. Drenuje nasze kieszenie, bo grzejemy więcej, zatruwa środowisko oraz powoduje dziurę ozonowo-budżetową.

Ale firma Januszex ma remedium na wszystkie problemy naszego życia! Wystarczy, że zainstalujemy nowe liczniki ciepła. Każdy będzie płacił za siebie, będziemy oszczędzać, wszyscy zyskamy, słońce zaświeci jaśniej, trawa będzie bardziej zielona, a zaoszczędzone pieniądze uczynią nas bogatszymi od szejków siedzących na ropie!

Koszt licznika to jedyne 5 tysięcy, ale zwróci się szybko na oszczędnościach!

Do kompletu historii brakowało mi tylko cudownych garnków, które leczą, kołder, które prawie same sprzątają i odkurzaczy, które same gotują. Atmosfera była taka jak na wiadomych pokazach.

Niestety tu nie było mowy o indywidualnym zakupie. Cała wspólnota musiała podjąć decyzję. Jak wygląda grupowe podejmowanie decyzji? Poprzez dyskusję. Jak wyglądały argumenty:

- Ale dlaczego my mamy płacić za liczniki, niech administracja zrobi na swój koszt.

- Dlaczego tak drogo? Szwagier na pewno taniej znajdzie, bo jest mechanikiem.

- A ja nie potrzebuję liczników, bo grzejemy gazem.

- A moje mieszkanie jest między sąsiadami i prawie w ogóle nie grzeję.

- A mi w domu jest gorąco, a jak otworzę okno, to jeszcze bardziej i na dodatek głośno z ulicy i co z tym zrobić?

- Ostatnia zima była ciepła, więc po co nam liczniki?

- A w '86 to dopiero były zimy, nie to co teraz.

- Ja muszę mieć ciepło, bo mam małe dziecko.

- Pani chce mieć ciepło, ale z braku miejsca parkuje daleko i musi marznąć gdy idzie z samochodu, co z tym zrobicie?

- Pan walczył w powstaniu sierpniowym, lutowym czy w innym, on już się nawalczył za nasz kraj i liczniki należą mu się za darmo.

- A co z bezpieczeństwem pożarowym? W mieście obok dwa lata temu był pożar. Powinniśmy mieć czujki i to ważniejsze od jakichś liczników.

- Jak na klatce jest za ciepło, to śmierdzi, bo menele przychodzą się załatwiać, lepiej żeby wietrzyć i było zimno.

Taki poziom argumentów nie pozwolił przedstawicielowi dojść do słowa przez dwie godziny. Z czasem zebrani samorzutnie podzielili się na grupy. Każda grupa omawiała własne zagadnienie:

- Czy zimy są zimne czy ciepłe?
- Miejsca parkingowe i samochody.
- A dawniej to było...
- Moje dzieci, twoje dzieci...

Po dwóch i pół godzinach sprzedawca próbował jeszcze przywrócić dyskusję na tematy związane z licznikami... ale towarzystwo zaczęło już powoli rozchodzić się do domów, bo dziennik, dobranocka czy inne N jak Namiętność zaraz będzie w TV.

Cóż... nie udała się panu sprzedaż. Nie przewidział, że gdzie dwóch Polaków, tam trzy opinie, a gdzie Polaków trzydziestu, tam opinii... Cóż, policzcie sami. ;)

wspólnota mieszkaniowa

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 320 (342)

#73259

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tak się składa, że co nieco wiem o robieniu zdjęć. Chodziłem nawet przez rok do studium fotografii artystycznej. Pstrykam czasem dla własnej frajdy.

To oczywiście uprawnia wszelkich znajomych do oczekiwania, że na ślubach coś pstryknę. Jak się wykręcić?

Koleżanka biorąca ślub:

- Ej, glan, ale ty taki artysta fotografik to popstrykałbyś mi na weselu, flaszkę ci dam.
- Ale wiesz, jestem artystą fotografem ale specjalizuję się w aktach.
- Eeee...
- No, mogę wam najwyżej zrobić fotki z nocy poślubnej.
- Eeee... nie, to jednak dzięki.

Odtąd mam spokój. :)

ślubne foto

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 318 (356)

#72891

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak wydymać pracowników. Historia koleżanki, zamieszczam za jej zgodą.

Jest sobie firma mająca dwóch prezesów (formalnie członków zarządu). Firma organizuje wyjazd na targi, zabiera pracowników.

Dzień pierwszy:

Prezes numer 1 po zabiera pracowników na obiad. Jak się okazuje, do całkiem wykwintnej (również cenowo) restauracji. Pracownicy cóż... prezes zabiera, znaczy że zapłaci, więc idą.

Po skończonym obiedzie przychodzi rachunek. Prezes bierze, coś tam liczy i mówi:
- No to mojego wyszło XXX zł.

Wszyscy w szoku, ale kto się będzie kłócił z prezesem? Każdy potulnie płaci za siebie. Restauracja z tych lepszych, więc rachunek u niektórych wynosi sporą część wypłaty.

Dzień drugi:

Prezes numer 2 zabiera pracowników na kolację. Znowu droga restauracja. Ludzie nauczeni doświadczeniem zamawiają minimalnie: kawa i ciastko. W tym czasie prezes zamawia sobie frykasy z górnych półek.

Przychodzi do płacenia, prezes bierze rachunek po czym stwierdza:
- Wiecie co, nie chce mi się liczyć, podzielmy się po równo.

pewna firma

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 518 (560)

#67644

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Był rok 2000. Znałem rodzinę, w której pracowała tylko mama. Dorosłe dzieci zajmowały się jedynie alkoholem i produkcją wnuków. Mieszkali w dzielnicy slumsowej.

Czas jednak leci i nadszedł moment emerytury. W ramach odprawy nestorka rodu otrzymała bardzo przyzwoitą kwotę. 8 tysięcy - wtedy to była kupa kasy.

Co normalny człowiek robi z nagłym przypływem gotówki? Lokaty, spłata długów, leczenie, kurs prawa jazdy, auto, ubrania, meble?

Co zrobiła rodzina? Wsparła wszystkie monopolowe w okolicy. Wszyscy dorośli, sąsiedzi, znajomi i znajomi znajomych pomagali uporać się z ciężarem gotówki. Tydzień wytężonej zamiany złotówek w procenty zakończył się sukcesem.

A w następnym tygodniu - bieda, nie ma co do garnka włożyć.

Gdy zapytałem wtedy co zrobili z tamtą kasą, usłyszałem:
- a bo nas jakoś tak się pieniądze nie trzymają.

slumsy

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 420 (454)

#67234

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o wymaganiach wobec pracownika (http://piekielni.pl/67233) przypomniała mi...

Pracowałem w firmie, gdzie normą było to, że trzeba się poświęcić. Presja kierownictwa. Projekt idzie do odbioru - robisz nadgodziny, po 16 godzin dziennie, weekendy, wyjazdy, delegacje.

Jeśli jechałeś na delegację, nawet na pół dnia na spotkanie, i tak lepiej było zabrać szczoteczkę i zapasowe gacie. Nigdy nie wiadomo o ile się przedłuży.

A piekielne było...

Świeżak został zatrudniony i już po tygodniu jedzie delegację na 2 dni na drugi koniec polski. Pilne wdrożenie, potrzeba rąk do pracy.

Delegacja się przedłużyła. Wrócił po... trzech miesiącach.

presja w pracy

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 502 (558)
zarchiwizowany

#66239

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia http://piekielni.pl/57226 o spaniu w pracy przypomniała mi...

Pracowaliśmy w biurze. Jak to w biurze była też wspólna drukarka.

Z racji rzedkiego używania drukarka przechodziła w tryb oszczędzania energii. Na wyświetlaczu widniał wtedy napis "sleeping".

Czasem obok przechodził nasz dyrektor. Widząc drukarkę naciskał przycisk aby pobudzić ją do działania i głośno oznajmiał:

- Nie ma spania w pracy!

spanie w pracy

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 132 (340)

#65356

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia opowiedziana przez kolegę. Będzie o tym jak się współpracuje z chińskimi firmami.

Z góry przepraszam za niecenzuralne (chyba) słowo ale jest kluczowe dla historii.

Kolega pracował w firmie produkującej pewien sprzęt. Tenże sprzęt potrzebował części, m.in. elektroniki, która zamawiana była w Chinach.

Trafiło się zamówienie publiczne na większą ilość. Jak to w zamówieniach - trzeba spełniać wszystkie normy, regulacje i standardy, a wszystko musi być potwierdzone papierem.

Była też do spełnienia norma, nazwijmy ją ISO-1234. Żeby sprzęt ją spełniał, wszystkie jego części też musiały być zgodne z ISO-1234. Tylko, czy chińska elektronika spełnia? Rozmowa mailowa z dostawcą wyglądała tak:

- Czy wasz sprzęt spełnia normę ISO-1234?
- Tak, oczywiście spełniamy.
- A przyślecie potwierdzenie na papierze?
- Oczywiście, już wysyłamy.

Po tygodniu czy dwóch przyszedł list z ładnie wydrukowanym potwierdzeniem zgodności z normą ISO-1234.

Hmm... coś za łatwo poszło. No i na pierwszy rzut oka widać, że chińskie części raczej tej normy nie spełniają. Chodziło o odporność na temperaturę, wilgotność itp.

Czyżby byli tak bezczelni, że podpisali byle co? Sprawdźmy. Kolega wysłał do chińczyków kolejne zapytanie o normę:

- Czy wasz sprzęt spełnia normę D.UPA?
- Tak, oczywiście spełniamy normę D.UPA.
- A przyślecie nam to na papierze?
- Jasne, już wysyłamy.

I rzeczywiście. Po kilku dniach przyszedł list z eleganckim potwierdzeniem, że urządzenia spełniają normę D.UPA.

Zamówienie zostało zrealizowane. W końcu nie było przeszkód. Wszystkie części spełniały normę ISO-1234 i był na to papier. A przy okazji były to jedyne urządzenia, zgodne z tajemniczą normą D.UPA.

biznes z chińczykami

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 789 (845)