Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

honyszke_kojok

Zamieszcza historie od: 26 kwietnia 2016 - 11:16
Ostatnio: 18 sierpnia 2016 - 23:30
  • Historii na głównej: 6 z 7
  • Punktów za historie: 1837
  • Komentarzy: 15
  • Punktów za komentarze: 88
 

#73205

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłem piekielny. Nie znoszę robić ludziom na złość, ale nie wytrzymałem.

Przed chwilką wróciłem ze znajomym z Lidla. Na przerwie zawsze idziemy po jakieś cebulaki czy inne smaczne świństwo. Kolejki długie na kilometr, w końcu cały jeden dzień sklepy były zamknięte, Polacy muszą uzupełnić lodówki. No nic, widzimy, że w sklepie ludzie się uwijają, jedni wykładają, jedni kasują, robota wre, nic nie poradzimy więc czekamy.

Naraz za nami coraz większe stękanie. "Nie otworzą kasy, ludzie stać muszą", "a ja to reumatyzm mam, nie mogę tyle stąć", "nu kto totoj widział, żeby tyle do kasy czekać", "pani szybciej kasuje ile można?!" i się zebrało koło gospodyń malkontenckich i jedzie na cały głos i nie przestaje. Widać, że nie ma kto już więcej obsługiwać, że roboty kupa, a te jadą swoje. I to nie tak między sobą tylko na pół sklepu. Zauważyłem, że jedna osoba z sali ubrana w "mundur" kasjera Lidla idzie w kierunku kas i mówię do kumpla:
- O, kasę obok otworzą, chodź się zawczasu ustawimy.

I przeszliśmy, za nami seniorki. I o to mi chodziło. Zostawiłem nasze cebulaki, powiedziałem, że zaraz wracam poszedłem po następne i z kolejki dwie kasy dalej obserwowałem jak malkontentki stoją przy kasie, której nikt nie obsługuje i nie zamierza w najbliższym czasie, i wściekają się ile można czekać na kasjerkę. Czekały tam nadal jak już wychodziliśmy.

Jestem piekielny i strasznie z siebie zadowolony. Nie trawię roszczeniowych ludzi.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 260 (372)

#73504

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Oniemiałem.
Wrocław, Tramwaj 5 w kierunku Księże Małe, Sobota 11 czerwca, godzina krótko po 18, przystanek bodaj Pereca (podaję, może znajomi przeczytają, będą wiedzieli za kogo się wstydzić).

Wsiadam do tramwaju, siedzenie obok zajmuje laska trzymająca buty (srebrne baleriny) na fotelu naprzeciw. Panna ubrana w białe spodnie, taką też kamizelkę, blondyna, mocny makijaż. Na Pereca wsiada staruszek o lasce i zwraca uwagę "o, panno, tak to się nie robi, teraz ja muszę na brudnym siedzieć", po czym jednak się rozmyślił i odszedł zająć inne miejsce - nie był przy tym ani agresywny, ani nie krzyczał. Laska w tym czasie ani przepraszam, ani nic, cały czas gdakała z psiapsiółą przez telefon i jej relacjonuje "no jakiś śmierdzący dziad mi gada, że nogi trzymam na fotelu. Brzydzę się takimi ludźmi, domagają się szacunku, a sami szacunku nie mają, tylko ich utylizować". Dokładnie to padło z ust dziewczyny. Ja szczena w dół, ludzie na około politowanie na twarzach...

Pięknie cię, laska, rodzice wychowali, mogą być dumni.

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 285 (335)

#73355

przez (PW) ·
| Do ulubionych
MPracuję jako rekruter. Uwielbiam swoją pracę, mam na nią pomysł i lubię działać tak, aby osoba na końcu miło mnie wspominała bez względu na wynik procesu.

Zdaję sobie sprawę, że wiele moich koleżanek i kolegów jedzie tylko na realizację budżetu i to o nich są tu piekielne historie.

I taki jest mój kolega z zespołu.

Rekrutuję teraz dla firmy, która znajduje się w mieście, którego nie znam i w którym nigdy nie byłem. Kandydat, gdy usłyszał, że znajduje się ona obok dworca takiego a takiego, to powiedział, że jeśli na południu to fajnie, a jeśli na północy to on nie chce. No dziwne wymagania, ale nie znam motywów.
No i jak dzwoniłem do firmy spytać gdzie oni się znajdują to kolega sie zaśmiał i powiedział:

"Ja to bym pi*****nął, że jest tam gdzie facet chce i niech sp*****la i nie wydziwia"

Tacy ludzie, moi drodzy, szukają Wam pracy. Są to ludzie pokroju "jakim zwierzęciem jesteś" albo "dlaczego chcesz dla nas pracować".

A sprawa była dość istotna, bo okazało się, że kandydat mieszka na południu tego dworca, często jeżdżą tam pociągi i są gigantyczne korki, więc czas dojazdu wydłużyłby się nawet o 40 minut choćby biuro znajdowało się tuż za dworcem ale po przeciwnej jego stronie. Ale co ja tam wiem, realizacja budżetu jest przecież najważniejsza.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 206 (238)

#73177

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dowiedziałem się wczoraj, że marnuję życie, że nie ma ono głębszego sensu i że wyrządzam sobie krzywdę. Dlaczego?

Tak jak wspominałem w pierwszej mojej historii zmieniłem niedawno branżę, lecz aby tego dokonać musiałem wyjechać z mojego rodzinnego miasta w którym jedyna perspektywa to call centre lub gastronomia a umowa o pracę pojawia się jedynie w legendach opowiadanych przez rodziców przy kominku w zimowe wieczory. Ciężko było zostawiać znajomych ale no cóż, nie dadzą mi kredytu na mieszkanie.

Cieszyłem się, że mimo 300 km. udało mi się utrzymywać stały kontakt z najlepszymi przyjaciółmi. Raz jeden dzwoni do mnie przyjaciel taki fest jeszcze od czasów studenckich, nasze dziewczyny też się przyjaźnią, lubimy spędzać razem czas. Wesoła nowina, Honyszke_kojok będziesz wujkiem a ja ojcem - słyszę. Radochy co nie miara, opowiadanie a to który tydzień itp. no super. Od razu na weekend się z lubą spakowaliśmy o pojechaliśmy pogratulować osobiście i wspólnie się cieszyć. Buziaki na powitanie, ciasto, kawa, obiad, opowiadanie, zdjęcia USG, ciuszki w internecie no i cieszymy się szczęściem przyjaciół. Gdy emocje już opadły zaczęliśmy opowiadać co u nas, że znaleźliśmy pracę oboje, że niedługo kupujemy mieszkanie i widzę, że amigos nasi słuchają ale bez entuzjazmu i w końcu pada:

- no tak, praca kariera. A wy kiedy się postaracie o potomstwo? - i to padło takim tonem jakim nauczyciele pytają swoich uczniów o to kiedy się wezmą za naukę do matury bo już marzec.

Przyjęliśmy to w ramach żartu, że do 30tki jeszcze trochę, mamy czas, teraz mamy inne priorytety. No i lawina się potoczyła. A że to teraz najlepszy moment, że zegar biologiczny, że będziemy jako staruszkowie dzieci wychowywać. Przestało mi się szybko to podobać i powiedziałem, że my im nie wytykamy ich życiowych ambicji mimo, że trochę różnią się od naszych niech każdy ma swoje i będzie szczęśliwy. I wtedy właśnie padło, że jestem jeszcze dzieciak, nie dorosłem do odpowiedzialności za drugiego człowieka, że życie bez rodziny jest pozbawione sensu. Nie chcąc dłużej słuchać jak wielkimi jesteśmy z lubą nieudacznikami i przegranymi ludźmi zebraliśmy się i wyszliśmy.

Myślałem, że odpieluszkowe zapalenie mózgu to jakiś mit, że nie ma ludzi, którym odwala gdy tylko pojawia się perspektywa rodzicielstwa i że to przecież głupie traktować kogoś gorzej, bo nie planuje dzieci w najbliższym czasie - myliłem się.

W sumie to zabawnie trochę było słuchać jak o tym, że jestem nieodpowiedzialny i niedojrzały mówią mi ludzie, którzy zdecydowali się na dziecko mieszkając w kawalerce którą współopłacają im rodzice bo i jedno i drugie pracuje na pół etatu na śmieciówce.

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 321 (357)

#72676

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tak czytam sobie historie wstecz, bo na piekielnych w sumie nie byłem od dawna i natrafiłem na historię o... zresztą nie będę uprzedzał, w każdym razie przypomniało mi się i znów mnie krew zalała.

Było to w okresie, kiedy właśnie zmieniałem pracę, co opisałem w poprzedniej historii, odbierałem każdy telefon od nieznanego numeru. Dzwoni więc numer, kierunkowy z Wawy, w sumie nie składałem tam CV, ale jeden czort wie, odbieram i... cisza. No to rozłączam się, może oddzwonią. Następnego dnia, podobna pora, nieznany numer z Wawy, odbieram - cisza. I tak codziennie, w końcu odrzucałem z automatu.

Po tygodniu skala się nasiliła, trzy, cztery, nawet do pięciu telefonów dziennie - głuchych! Wszystkie po odebraniu były głuche, rozłączenie po 30 sekundach! Znalazłem w internetach czyj to numer, i ludzie pisali, że to nagminne i poblokowali swoje numery bezpośrednio u winowajcy i poskutkowało. Zadzwoniłem, zjechałem od góry do dołu za nękanie (powtarzam: głuche telefony kilka razy dziennie - czy to nie jest karalne?! Żeby chociaż jakaś sekretarka w stylu "tu Netia...") i kazałem usunąć mój numer z bazy. Mhmm, już.

Po godzinie od mojego telefonu znów znany mi numer dzwoni, ale zmieniłem taktykę, postanowiłem doczekać konsultanta. Wyobrazicie sobie, że próbowałem trzy dni? Przy takim natężeniu telefonów nie udało się nikomu ze mną połączyć! Przecież to jest nieludzkie traktowanie, mieć komputer, który dzwoni do ciebie nawet jeśli nie ma kto z tobą rozmawiać! Ale udało się, nawiązaliśmy połączenie.
Starałem się zachować spokój ze wszystkich sił, nie obraziłem chłopaka, który dzwonił ani razu, choć głos mi drżał, ale w sumie co on winny. Chłopak od razu się zorientował, że sytuacja napięta, obiecał, że usunie mój numer i że najlepiej będzie, jeśli napiszę maila z prośbą o usunięcie, bo będę miał podkładkę w razie kolejnych telefonów i przeprosił - chwała mu za to, a ja byłem z siebie dumny, bo w myślach układałem historie o słownym zabiciu konsultanta, który odbierze przez telefon komórkowy, ale udało się opanować.

Swoje oburzenie takimi metodami wyraziłem w mailu, napisałem, że zrezygnuję z ich usług jeszcze tego samego miesiąca, ale mój numer ma zniknąć w trybie natychmiastowym z ich bazy. Odpowiedź - jakieś "przepraszamy", "jest nam przykro"?

Dziękujemy za wyrażenie opinii, Pański numer nie będzie wybierany w celach marketingowych.

Pozdrawiamy,
Netia.

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 201 (231)
zarchiwizowany
Czuję, że wkładam kij w mrowisko tą historią ale według mnie to co wczoraj widziałem to jakaś tragedia.

W pewnym mieście w pewnym województwie wczoraj jechałem sobie z dziewczyną na błonia. Pech chciał, że wybraliśmy sobie dzień w którym w mieście była dość duża nagłośniona na całą Polskę impreza na którą sporo osób zjechało i tramwaje były pełne pijanej młodzięży (napruć się przed, żeby za dużo kasy nie zmarnować). Bluzgi, głośne śmiechy, plugawe teksty. Nikt nie zwracał uwagi, że w wagonie są też dzieci. W pewnym momencie tramwaj się zatrzymuje, silnik się wyłącza i stoimy, patrzymy na skrzyżowanie a tam ulice poblokowane przez policję i wszyscy czekają. No ok, będzie jakiś konwój. I rzeczywiście, przypomnieliśmy sobie, że miał być organizowany marsz przeciwko UE. Mnie to ani parzy ani boli, udało się moim rodzicom wychować mnie tak, że dopóki ktoś mnie lub moim bliskim bezpośrednio się nie uprzykrza to niech idzie w zdrowiu jak najdłużej. I tak sobie idzie pochód, spokojnie, w pochodzie ludzie z dziećmi, starsze osoby, oczywiście łysi 2x2 też, z głośników antyunijne hasła ale żadnych rasistowskich czy ksenofobicznych, ot zwykła manifestacja poglądów.
Nagle laska w tramwaju już podejrzewam też pijana zerwała się, otworzyła okno i jak nie zacznie wyzywać tych ludzi, obrażać od najgorszych, pluć na nich. No jednym słowem - tolerancja tryska. I tak sobie myślę - co ona ma w głowie? Idą to niech idą, zadym nie robią, nikomu nie ubliżają, a niech się tam znajdzie (jak w każdej grupie) jeden czy drugi psychol co na taką prowokację tylko czeka i puścił by jakąś cegłówkę w tramwaj. I tak się zaczyna zadymy. Nie wiem czy dziewczyna chciała zyskać poklask wśród pijanych towarzyszy, czy może uznała, że naprawi swoim zachowaniem świat. Według mnie mogła go tylko bardziej pospuć.
Pijana młodzież oczywiście miała niezły ubaw, bo dziewczyna "naziolom" nawrzucała. Szkoda, że kilka przystanków dalej jak jakiś żul dwa razy większy ode mnie miał coś do mojej dziewczyny to sam musiałem sobie radzić ryzykując poważnym obiciem twarzy, i już nikt z wcześniej bojujących taki cwaniak nie był.

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 33 (155)

#72655

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Witam wszystkich.

O tym jak pracy w nowym moim zawodzie szukałem.

Jakiś czas temu zostałem rekruterem - marzenie od dawna. Pół roku łączyłem darmowe staże z normalną pracą żeby zdobyć doświadczenie, referencje i się uczyć jak najwięcej. Udało się, po pół roku znalazłem pracę w nowym zawodzie, wszystko cacy, niestety firma w której się zahaczyłem musiała przyciąć koszty i poleciały świeżaki w tym ja. Fajnie, pracodawca mimo miesięcznego okresu wypowiedzenia uprzedził nas, że daje nam 3 miesiące na znalezienie nowego zajęcia - długie mu i zdrowe życie za taką fair postawę - a że rynek duży to 3 miesiące to sporo czasu na przenosiny.

Rozesłałem około 20 CV i w połowie przypadków zakończyło się to rozmowami. Oto najjaśniejsze tylko perełki z rozmów.

1. Gigant na rynku, firma będąca liderem w branży, generalnie ludzie się do nich pchają drzwiami i oknami. Proces sprawny, profesjonalny, rozmawiamy o stawce:

- proszę mi powiedzieć, jakie są pańskie wymagania finansowe
- u poprzedniego pracodawcy zarabiałem 2100 netto, nie chciałbym mniej. Możemy ponegocjować, jeśli prowizje od zatrudnienia są wyższe niż standardowe.
- (milczy). No, ale to jest bardzo wysoka kwota! My nie przewidujemy prowizji (sic!) i budżet na to stanowisko to 1800 brutto.
- 1800 brutto na umowie o pracę nie pozwoli mi na przeżycie, od 5 lat nie jestem studentem
- ale my mówimy o umowie zlecenie!

Przypominam: największe korpo na rynku, świetna renoma, żakieciki, biznes lunche, rest roomy w biurze, ąę itp, itd. I jeszcze wielkie zdziwienie, że nie chcę jednak dla nich pracować. Sytuacja miała miejsce w styczniu, ogłoszenie jest uaktualniane do dziś. Ciekawe kto zgodzi im się wyrabiać miesięczny budżet nie mając od niego prowizji.

2. Firma szybko zdobywająca rynek rekrutacji IT w Polsce, niezbyt dobra opinia, ale nigdy nie lubiłem słuchać czyichś opinii, wolę mieć własną.

Rekrutacja 3 etapy - telefon wstępny, który wyglądał tak:

(rekruter) - Hello?
(Ja) - Halo?
R: Hello?
J: słucham, z kim rozmawiam?
R: honyszke_kojok, do you speak English?

jak dla mnie bezczel - bez przedstawienia się, bez wstępu. Ale rozmowa odbyta, przeszedłem pomyślnie, drugi etap - rozmowa z rekruterem w biurze. Pominę fakt, że widać było, że pani rekruter nie przejrzała wcześniej mojego CV i co chwila padało nieprofesjonalne "co by tu jeszcze pana zapytać" czy znienawidzone nawet w branży pytania zadawane tylko przez ludzi chcących brzmieć profesjonalnie typu "jakie są twoje 3 zalety i 3 wady". Zabolało mnie to, że zadano mi dokładnie te same pytania co przez telefon, tyle że w biurze. A urlop wzięty. I na koniec żadnych konkretów. "O konkretach porozmawia pan na finalnej rozmowie z team liderką działu". Ok. Rozmowa z team liderką po tygodniu. I tu znów bezczel.

Dla mnie normalne jest, że jeśli kogoś fatyguję do biura to zaproponuję mu miejsce do czekania, wodę, kawę, herbatę. Tu wpuszczono mnie do dusznego pokoju, wchodzi pani tim lider z niedopitą kawą, ani "dzień dobry", ani "przepraszam, że pan czekał", bo spóźniła się blisko dwadzieścia minut, i opowiada jaka to wspaniała możliwość przede mną, że oni są liderem rynku, że takie możliwości. Cierpliwie słucham wstępu. Następnie znów lista pytań, trzeci raz tych samych i zwróciłem na to uwagę - pani team lider obruszyła się, że to część selekcji, sprawdzają czy ktoś nie wymyśla bajek i porównują odpowiedzi. Niech będzie. Drugi minus załapałem gdy pani team lider powiedziała, że muszę jej dać dwa tygodnie na odpowiedź, wspomniałem, że biorę udział w innych procesach i nie obiecuję, że za dwa tygodnie będę dostępny - oburzenie święte bo okazało się, że ja tak ogólnie szukam pracy, a ona myślała, że mi zależy żeby pracować DLA NICH. Ech, ten egocentryzm.

Pogrzebałem swoje szanse (ojej, jak przykro) gdy na sam koniec dopytałem o warunki które oferuje firma i wspomniałem, że to moja trzecia rozmowa i nadal ich nie znam, pani przez zęby burknęła, że jej firma płaci dobrze a prowizja jest w DOLARACH i że nie może ujawnić szczegółów bo nie chce żeby wyszły po za mury tej firmy i dowiem się o nich z ewentualnej umowy. Czyli kot w worku. Chyba się nie spodobałem, bo po powrocie do mieszkania zauważyłem, że 10 minut po wyjściu z biura miałem wiadomość o odrzuceniu mojej kandydatury. Taka strata, takie dolary i takie możliwości.

3. Firma nie mała, nie duża, ot taka sobie. Jedna z tych co w sumie największy utarg ma na ludziach wysyłanych na wykop buraków do Holandii. Na rozmowę nie chciałem iść już po pierwszym telefonie, który wyglądał tak.

rekruter: - Honyszke_kojok?
ja: to zależy kto dzwoni
R: aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa(..)aaaacha. (milczenie) nazywam się tak i tak, dzwonię z firmy zatrudniającej ludzi do wykopu buraków.
J: miło mi, proszę zrozumieć to pytanie, telefony od telemarketerów odrzucam, stąd upewniam się kto dzwoni (swoją drogą, dla mnie zawsze bezczelne jest dzwonienie do kogoś i nie przedstawienie siebie i powodów dla których dzwonię)
R: to już pana problem komu pan powierza swój numer, nie mój.

milczeniem przyjąłem tę jakże cenną i potrzebną uwagę.

R: wysłał pan to swoje CV, ale widzę, że miejsca pan nie zagrzał nigdzie, wytłumaczy mi pan to?
J: (już przybierając lekceważący ton rozmówcy) staże trwają trzy miesiące, obecna firma tnie budżet...
R: nic z tego nie rozumiem!
J: ... a po za tym wcześniej pracowałem w firmie innej branży ponad trzy lata, to chyba nie jest jakoś bardzo krótko.
R: nic z tego nie rozumiem! to po co pan zmieniał branżę skoro było panu tam tak dobrze, że aż siedział pan trzy lata
J: z powodu niskich zarobków i braku perspektyw. Widzi Pan po za tym w moim CV, że nawet gdy się przebranżawiałem nie rzuciłem pracy tylko robiłem dwa etaty...
R: no może pan tak kocha pieniądze, nie wiem?
J:... staże, które były darmowe...
R: nic z tego nie rozumiem! no dobra, wyjaśni mi pan to wszystko w szczegółach na rozmowie, mam czas jutro o 14, więc zapraszam.

I mówiąc facetowi, że jest chamski i obcesowy poprosiłem o natychmiastowe usunięcie moich danych z ich bazy.

Buraki zatrudniają do wykopku buraków. Ich powinno się wykopać jako pierwszych, bo w opiniach o nich można znaleźć, że cała firma daje właśnie taki obraz jak buc z którym rozmawiałem.

Koniec końców wyszło na to, że wszyscy "liderzy na rynku", duże korpo, szklane biurowce, nie potrafiły zaoferować więcej niż 2000 brutto i umowę zlecenie, a mała nieznana firma dała więcej niż chciałem i umowę o pracę.

Co prawda nie mam rest roomu, nie chodzę w marynarce slim-fit po open space, ale przecież nie zapłacę takimi rzeczami za rachunki :)

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 392 (398)

1