Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

jelonek

Zamieszcza historie od: 14 czerwca 2011 - 19:54
Ostatnio: 8 września 2022 - 8:15
  • Historii na głównej: 11 z 14
  • Punktów za historie: 4032
  • Komentarzy: 264
  • Punktów za komentarze: 1958
 
zarchiwizowany

#16260

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję w małej knajpce w Warszawie, wiecie lokal w stylu wszystkiego po trochu - domowe jedzenie, piwo i mocniejsze alkohole. Knajpka jest mała więc zatrudnianie kelnerów nie ma sensu - zamawia się przy barze a ja jestem właśnie barmanką.
Tyle tytułem wstępu.

Przychodzi dwóch klientów - lat na oko 30+, lekko zawiani ale nie tak by nie sprzedać im piwa, od początku kiedy lałam piwo leciały niewybredne aluzje ale praca za barem już mnie na nie uodporniła więc robię spokojnie co do mnie należy.
Panowie wzięli piwo, zapłacili i tu historia mogła by się zakończyć ale wtedy nie nadawałaby się na piekielnych.

K1- Pani mi da jeszcze dwa kieliszki
JA - do czego?
K2 - piwo będę kieliszkiem pił.
JA - Nie mogę podać panu szkła do alkoholu którego pan u mnie nie zamówił.

Panowie wyszli na ogródek, po chwili K2 wraca, podchodzę do baru ze standardowym, staranie wystudiowanym uśmiechem "dla idiotów".
K2 - dwie szklanki do Coli poproszę
JA - a zamawiał Pan u mnie Colę?
K2 - Nie Colę mamy własną, ale zamówiliśmy piwo
JA - I otrzymali Panowie szkło do tego co zamówili, nie podam innego.
K2 - Czy Pani próbuje być złośliwa?
JA - Nie, nie próbuję być złośliwa, a czy Pan do hotelu też przychodzi z własnym łóżkiem?
K2 (na chwilę się zmieszał po czym zagrał moją ulubioną kartą) - Poproszę kierownika
JA - nie ma go w tej chwlili
K2 - to numer do kierownika
JA - nie mogę udostępniać prywatnego numeru szefa, ale mogę do niego zadzwonić i jeśli Pan chce przekazać słuchawkę (mam telefon na barze).
Klient łaskawie się zgodził, niestety nie mogłam się połączyć z barowego telefonu, co klient skomentował prychnięciem - no tak, pewnie celowo, żeby nie mieć kłopotów.
Specjalnie dla pana zadzwonię z prywatnej komórki - powiedziałam, po czym udałam się na zaplecze żeby ową komórkę wziąć. Zdążyłam wrócić do baru gdzie klient krzyknął na mnie, kierując się w kierunku wyjścia na ogródek: Pani mi to przyniesie do stołu, nie będę tu tak stał, tak się składa, że znam szefa bardzo dobrze, ja jestem właścicielem restauracji w Warszawie.
Cóż, wtedy moja cierpliwość się wyczerpała i zagrałam kartą, której używam naprawdę w ostateczności:
-Tak się składa, że szef jest moim ojcem. (co jest prawdą, ojciec właściciel, brat - manager, mama - druga barmanka - ot rodzinny biznes)

Hm, nie zdążyłam do końca wyłuszczyć sprawy ojcu przez telefon (oczywiście powiedział: wsiadam w samochód, 10 minut i jestem) a panowie zniknęli z lokalu... zabierając ze sobą szklanki do piwa.

Szkoda tylko, że akurat szefa nie było na miejscu, jestem jego oczkiem w głowie, więc mogłoby się to skończyć wesoło.

knajpka w Warszawie.

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 58 (158)
zarchiwizowany

#14546

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z wczorajszego wieczoru a więc świeżynka.
Postanowiłam po pracy pójść z kolegą wypić pare piwek, jak to studenci - plenerowo. Niestety złapała nas okropna ulewa, więc cali mokrzy zbunkrowaliśmy się w knajpie, pijemy i czekamy na ocalenie.
Kiedy przestało padać, postanowiłam wracać do domu, a że było cholernie zimno padła decyzja że wrócę taksówką, nie zamawiałam jej przez telefon bo było to centrum imprezowe Warszawy więc złapałam jakąś na ulicy, wsiadam na tylne siedzenie i jazda.
Taksówkarz ogólnie bardzo miły, coś tam gadamy, ale zwróciło moją uwagę że strasznie się wlecze, no nic - myślę, po deszczu, patroli sporo, pewnie ostrożny. Po ok. 12 minutach lądujemy pod moim domem, mówię że może mnie już tu wysadzić po czym padło pytanie które mnie powaliło: "czy mogę się spuścić? pani tylko postoi przy samochodzie", uciekłam z tego auta, nie płacąc, jakby mnie sto diabłów gnało. Niestety byłam w takim szoku że nie pomyślałam, żeby zapamiętać numery albo korporację. Do tej pory myślę co by się mogło stać gdyby ten facet nie chciał sobie ulżyć tylko zrobić mi coś więcej.
Nasuwa mi się pytanie: skąd się tacy biorą?! I postanowienie: nigdy więcej taksówek z poza "mojej" korporacji.

taksówka

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 159 (225)

#11671

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja druga historia o NFZ, tym razem dotycząca mojej kochanej rodzicielki. Mama, podobnie jak ja zwleka z pójściem do lekarza do momentu kiedy ból uniemożliwia jej funkcjonowanie. Tak było i wtedy, jakieś 12 lat temu.
Mamę cały dzień bolał brzuch, nałykała się przeciwbóli i postanowiła to przeleżeć. Niestety w środku nocy obudził ją ból nie do wytrzymania. Musiało być naprawdę ostro bo zadzwoniła po karetkę, niestety kazano jej oczekiwać ok. 40 minut (!), więc zadzwoniła do teściowej (nikogo z rodziny nie było w domu), która podjechała taksówką, doniosła do niej mamę i pojechały na ostry.
Po dość długim oczekiwaniu moją mamę raczył zbadać młody lekarz i oświadczył cytuje:
-No co pani głupia jest, okres pani będzie miała, wziąć coś na ból, zrobić okład i leżeć.
Na szczęście jakaś tam ciotka pracowała w tym szpitalu i załatwiła innego lekarza, chirurga, który po szybkim badaniu, opieprzył młodego i zabrał mamę od razu "na stół". Diagnoza: zapalenie wyrostka robaczkowego, pęknięcie wyrostka, zapalenie otrzewnej, co niezoperowane niechybnie doprowadziło by do śmierci.
Pozytywnym akcentem historii jest to, że ów młody [L]ekarz pojawił się jakieś 2 lata temu w knajpce moich rodziców, [M]ama z miejsca go poznała - ten od "miesiączkowej" diagnozy. Podała co chciał po czym wywiązał się dialog:
L: Koniak to powinno się podawać w innym kieliszku.
M: Jak ja się w swojej pracy pomylę, to nikogo nie zabiję w przeciwieństwie do pana!
Spiekł raka bo chyba rozpoznał pacjentkę i nigdy więcej się u nas nie zjawił.

NFZ

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 552 (594)

#11657

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pojawiło się dużo historii o NFZ więc i ja dodam swoją - o piekielnych dentystach/ortodontach :)

Miałam jakieś 12 lat, miałam ząbki (już stałe) wystające jak u świstaka. Kiedyś wygłupiając się z koleżankami jedna na mnie wpadła, a ja z całym impetem uderzyłam moim "cudownym" zgryzem w betonowy mur. Jak łatwo się domyślić krew się lała strumieniami, ja w ryk, koleżanki patrzą z przerażeniem. Pobiegłam do domu, patrze w lustro, a moje górne ząbki (obie jedynki i dwójki) trzymają się li i jedynie na korzeniach (dobrze że mam mocne) wśród poharatanych dziąseł (naprawdę wyglądało to strasznie). Przerażona rodzicielka przetarła mi krew z twarzy i do dentysty, który miał gabinet w moim bloku. Na szczęście facet przemiły, jakoś mi to wacikami usztywnił i kazał lecieć na ostry dyżur, bo chirurga trzeba (dziąsła nadawały się tylko do szycia). I tu zaczyna się piekło.

Polecieliśmy do kliniki dentystycznej na ostry, tam kazano nam czekać na chirurga, siedziałam w tej poczekalni dwie godziny przerażona że zaraz stracę uzębienie, gdy okazało się nagle, że chirurg jest na urlopie i mamy jechać do jeszcze innej placówki, do jakiejś tam kliniki dla dzieci.
Tam niestety okazało się że już nieczynne, a otwarte będzie dopiero w poniedziałek (był piątek wieczór!)
Gdy wróciliśmy na ostry dyżur kazano mi nie histeryzować tylko wracać do domu i czekać do poniedziałku!
Najgorszy weekend życia, nie mogłam jeść, piłam tylko przez słomkę i plamiłam wszystko krwią, która co jakiś czas leciała mi z buzi.

Gdy wreszcie wylądowałam na fotelu, oczywiście szycie dziąseł po dwóch dniach nie wchodziło w rachubę, czekała mnie specjalna szyna, która trzymała zęby na miejscu aż dziąsła się zrosły, dwa tygodnie żywienia się jakimiś papkami. Oraz na wesołe zakończenie kanałowe leczenie jedynki bo ząb był martwy od uderzenia.

Niestety to nie koniec historii, do kanałowego miałam dentystę sadystę, który stwierdził że po tak długim truciu zęba, skoro i tak jest martwy nie może mnie boleć i nie pomagały krzyki i hektolitry łez (a próg bólu mam i miałam naprawdę bardzo wysoki).
Bujałam się po dentystach i ortodontach 2 miesiące (już prywatnie).
Gdyby od razu powiedziano mi w pierwszej placówce że nie ma chirurga to oszczędziło by mi to bólu, płaczu i pieniędzy.

NFZ

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 412 (522)