Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

jkniepremier

Zamieszcza historie od: 9 września 2011 - 19:53
Ostatnio: 23 maja 2021 - 19:32
  • Historii na głównej: 0 z 2
  • Punktów za historie: 152
  • Komentarzy: 315
  • Punktów za komentarze: 860
 
zarchiwizowany

#17665

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Rzecz się działa w 1986 roku, około 4 grudnia. Jako że pracowałem w instytucji podległej kombinatowi górniczemu, w tym dniu świętowaliśmy, i w „kościelnym” garniturze, wracałem z koleżanką małżonką do domu. Po drodze oczywiście jakieś zakupy. Wchodzimy do takiego większego sklepu i w oczy nam się rzuca kolejka na „cukierniczym”. W kolejce przeważa klientela – amatorów trunku, który zabarwia krew na kolor błękitny, ale było coś jeszcze, na co wymienieni klienci nie zwracali uwagi, a mianowicie mandarynki. Jak to w tym okresie było regułą, Pani (P) wydawała ze sporym obrzydzeniem, słownie –dwie flaszki na głowę i kasowała pieniążki. Kolejka dosyć wartko się przesuwała, więc powiadamiam moją lepszą połowę(Ż), że są mandarynki i staję za ostatnim smakoszem denaturatu. I tu zagrał w mej duszy diabełek(D), bo gdy pani mnie zobaczyła ( czysty, pod krawatem itp.) z promiennym rogalem na twarzy zapytała:
(P) co dla pana?
(J) 2 kg mandarynek.
(P) Coś jeszcze (rogal nadal obecny)
(J) Dwie butelki denaturatu.
(Ż) A po co ci to??? (jak starsi użytkownicy pamiętają, denaturat miał szerokie zastosowanie przy użytkowaniu samochodu, zwłaszcza zimą)
(J+D) no wiesz, święta się zbliżają, może ktoś wpadnie (bardzo poważnym tonem)
(P) bez słowa, rogal momentalnie zaginął w akcji, skasowała za zakupy, spojrzała jeszcze gorzej niż na meneli.
(Ż) po wyjściu ze sklepu: Ja to Cię kiedyś zamorduje. (na obiecankach się skończyło)

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 98 (180)
zarchiwizowany

#17567

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Było to ze ćwierć wieku temu. Jadę sobie legenda naszej motoryzacji, pieszczotliwie zwaną maluchem. Dojeżdżam do skrzyżowania z zamiarem skrętu w prawo. Mam zielone światło i około 30km/h na liczniku. Kątem oka widzę z prawej strony kłusującego (określenie bardzo dokładnie odzwierciedlające stan osoby poruszającej się równolegle do mojego kierunku jazdy) obywatela w wieku około 50 lat (może nawet + VAT). Licząc na rozumność wymienionej wcześniej osoby, spokojnie skręcam i wtedy widzę, że gość, z klapkami na oczach i dwiema siatami z zakupami w kończynach górnych, pochylony mocno do przodu, pakuje mi się prosto pod koła. Gdybym zaczął hamować, to bym się zatrzymał jakiś 1-2 m za przejechanym facetem. Wykonuję jedyny możliwy manewr – gaz do dechy i hamulec. Efekt taki, że rączy jeleń pakuje mi się w bok malucha, który właśnie się zatrzymał. Wali klatą i nawet się nie odbija i oczywiście strasznie drze pewną część takiego radia z Torunia. Nawet nie dociera do niego, co sam sprokurował, bo nie ja w niego tylko on we mnie się wpakował. Nie pozostało mi nic innego, jak "zbiec" z miejsca wypadku.

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -2 (28)

1