Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

jmayer

Zamieszcza historie od: 11 stycznia 2015 - 22:44
Ostatnio: 13 stycznia 2015 - 18:32
  • Historii na głównej: 4 z 6
  • Punktów za historie: 2426
  • Komentarzy: 19
  • Punktów za komentarze: 60
 

#63910

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka miesięcy temu szukałem nowego mieszkania, dlatego, aby na spokojnie załatwić sprawę, zatrzymałem się na jakiś czas u znajomych. Wziąłem wolne i działałem. Wchodziłem do mieszkania, wychodziłem, znowu wchodziłem. Minęło trochę czasu, podziękowałem i wyprowadziłem się na swoje.

Po 2 tygodniach odzywa się do mnie znajoma i opisuję - zapukał sąsiad. Po otwarciu drzwi krzyczy:
- Gdzie on jest kur*a?! Gdzie tamten ku**s?! Ja go ro**ebie! A wy ku**y nie lepsze! Dziw*i sprowadziły sobie ku*wa alfonsa!
Znajoma nie wiedziała co jest grane, mówiła, że wyprasza sobie takie zwroty, a ja już tu nie mieszkam.
Dodam, że niczym szczególnym się nie wyróżniam, po za 2 wytatuowanymi rękami (tzw. japanese sleeves). Klasyk - młodzi mówią, że piękne, starsi, że niekoniecznie (chociaż nigdy nie spotkałem się bezpośrednio z jakąś uwagą).

Sąsiad, ojciec dwójki dzieci, lat ok 40, kawał byka, po uspokojeniu zaczyna tłumaczyć - że zaciągnąłem jego 12-letnie dziecko (wraz z jednym kolegą) do piwnicy i ich wytatuowałem, i że idzie z tym na policję, za wszystko mu zapłacę, ale najpierw się ze mną rozprawi. Znajoma zaczęła tłumaczyć, że to niemożliwe, mieszkałem tu tylko przez tydzień i cały czas byłem zajęty, że tego bym nie zrobił itp. Ojciec coś tam pokrzyczał, powiedział, że jutro o 15, jak on będzie po pracy, mam do niego zapukać. Na końcu rzucił coś w stylu "patole ku*wa" i sobie poszedł.

Absurd, ale dobrze. Przez pół nocy myślę co mnie może spotkać. Następnego dnia, o 11 dzwoni znajoma:
- Te przyjście to już nieaktualne jak coś, wszystko się wyjaśniło, wpadnij później do mnie to ci powiem.
Co się okazało? Jeden z synów sąsiada z kolegą podpatrzyli jak wychodziłem z klatki w koszulce, przyuważyli tatuaże i chcieli coś podobnego... Podpatrzyli na necie jak zrobić maszynkę z długopisu i zaczęli się mazać... Efekt? Kolega syna: Tome (przy literce "K" chyba zrezygnował). Syn: "2pac Rest In Peace"...

Synowi zaczęło dziać się coś ze skórą, więc pokazał rodzicom. Powiedział, że poszli ze mną do piwnicy, a ja zaproponowałem, że zrobię im coś, ale zniknie po 3 dniach. Przemyślał wszystko i gdy ojciec był w robocie, powiedział matce, że jednak kłamał i boi się, że ojciec mi coś zrobi. Po kilku dniach matka przyszła z ciastem i winem w ramach przeprosin za oskarżenia. Ojciec, gdy ktoś z mieszkania go mija, nie mówi nawet "dzień dobry". Pewnie ze wstydu.

Podobno życie staje się bardziej wartościowe, gdy ma się naśladowców :)

osiedle piwnica

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 574 (648)

#63894

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka miesięcy temu spotkałem się z kumplem, którego nie widziałem dobre kilka lat. Wiadomo, piwko, rozmowy o wszystkim i o niczym. Gdy byliśmy już lekko wstawieni opowiedział historię dotyczącą jego byłej dziewczyny, a mianowicie jej rodziny (ktoś może skojarzy całą akcję, jeżeli jest z tamtych rejonów, o akcji było głośno w mediach kilka lat temu).

Ojciec dziewczyny kumpla prowadził swoją firmę, która powoli bankrutowała. Wiadomo, zawsze stres dla rodziny, głupie pomysły przychodzą do głowy jakby tutaj uratować upadającą działalność. Ojciec wraz z synem (bratem ex dziewczyny kumpla) wpadli na genialny plan - wyłudzenie odszkodowania z ubezpieczenia. Zdarza się, często słyszy się o takich rzeczach. Jednak pieniędzy potrzebowali dużo, więc akcja też musiała być "jebitna".

Plan był taki - podpalą rodzinny samochód i złożą ofiarę - tak, aby cała akcja wyglądała jak wybuch samochodu z człowiekiem w środku. Jednak ani ojciec, ani syn nie chciał umrzeć za długi, dlatego... jednej nocy rozkopali grób na cmentarzu (ludzie, którzy są biedniejsi, nie mają pieniędzy na pomnik, dlatego trumna zasypana jest po prostu piachem) i "ogarnęli" sobie trupa. Nie wnikałem w szczegóły... No więc wzięli te ciało (zastanawia mnie tylko w jakim stanie rozkładu było, zapach...) wsadzili do samochodu i podpalili. Nie wpadli tylko na to, że słowa brata "tak to był ojciec" nie będą wystarczały, dlatego potrzebna była identyfikacja DNA (ciało zwęglone).

Jak się domyślacie sprawa nie przeszła, a ojciec schował się u swojej matki na wsi (nie wiem jak wyobrażał sobie dalsze życie w społeczeństwie, w momencie gdy zostałby uznany za zmarłego<!>). Z tego co wiem poszedł siedzieć za próbę wyłudzenia i zbezczeszczenie zwłok. Brat dostał zawiasy.

Okazuje się jednak, że czasem najlepszym wyjściem jest po prostu pozwolić statkowi zatonąć :)

cmentarz

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 442 (526)

#63873

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia pokazująca nieporadność służb - w tym wypadku Ochrony Metra. Sytuacja miała miejsce w listopadzie 2013 roku w stolicy.
Jestem tzw. słoikiem - w tym czasie studiowałem w dni powszednie, a na weekend wracałem do domu oddalonego o 100km.

Godzina ok 21:00, niedziela. Pożegnawszy się z kumplem, który wysadził mnie niedaleko stacji Słodowiec, ruszyłem w kierunku zejścia. Z około 80m widziałem kilku dresów, którzy kopią jakiegoś pijanego gościa. Udało mu się przejść przez bramki, panowie dresy coś tam pokrzyczeli i poszli w kierunku bloków. Po dojściu do bramek, na monitorku zobaczyłem, że metro będzie za mniej niż minutę. W niedzielny wieczór metro jeździ w większych odstępach czasu, dlatego ucieszyłem się, że nie będę musiał czekać.

Schodząc schodami słyszałem automatyczny komunikat "Uwaga pociąg. Proszę odsunąć się od krawędzi metra!". "Pewnie jakieś gnoje bawią się w lekkie spychanie" - pomyślałem. Co zobaczyłem po wejściu na peron? Ten sam, bity gość (nie menel - na oko 35-40letni budowlaniec) siedzi na krawędzi z nogami zwisającymi w dół, "przybija gwoździa" - półprzytomny. Po mojej stronie byłem jedyną osobą jadącą w stronę miasta, było kilku gapiów na 2 końcu peronu. Komunikat cały czas taki sam, słychać, że pociąg jest coraz bliżej.

Nie wiedząc co robić (myślałem, że gościu mamrocząc coś pod nosem, będzie chciał mnie wciągnąć - taka była pierwsza myśl, bo czasu nie było zbyt dużo), zacząłem z nim gadać. Mówił coś o pobiciu, o żonie, same bzdety. Około 7 sekund przed nadjeżdżającym pociągiem, wziąłem go za pachy i wyciągnąłem. Chwile później spojrzałem się na drugi koniec peronu. Leciutko podreptywało w naszym kierunku 2 ochroniarzy metra z brzuszkami (1 w swoim truchciku zakładał marynarkę i czapkę). Na moje "ku*wy" odpowiedzieli, że przecież widzieli na kamerze, że ja mu pomogę, a "i tak by nie zdążyli" (ciekawe kto puścił komunikat ostrzegający). Do gościa rzucili coś na koniec "dobrze, że miąłeś anioła stróża, bo by cie wj**balo".

Nie napisałem tego, aby się pochwalić. Zdaję sobie sprawę, że praca ochroniarza polega głównie na siedzeniu w kanciapie i spacerze raz na jakiś czas z pałką przy pasie. Jednak nie wyobrażam sobie, aby jako osoba, będąca odpowiedzialna za porządek i bezpieczeństwo na stacji, nawet nie podjąć próby. Gdybym go wtedy nie wyciągnął, wina byłaby moja czy ochrony, za nieudzielenie pomocy? Gość mógł przecież w tym stanie zsunąć się na dół i wtedy co? Mógłbym mu pomachać i zorać psychikę, patrząc na śmierć aka "final destination".
Nie wiem czy ochroniarze byli piekielni, ale byli na pewno głupi i nie nadawali się nawet na tę pracę.

metro

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 387 (465)

#63895

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzieciństwo spędziłem na osiedlu blokowisk. Bloki jak to bloki, w większości zamieszkałe przez normalnych ludzi, jednak zdarzają się idioci... Niedaleko mnie mieszkała rodzina: rodzice (normalni, starsi ludzie) + 2 synów. Jeden porządnie ustawił się, zakładając firmę budowlaną. Drugi nie miał tyle szczęścia albo i rozumu...

Gdy miałem 16 lat, jako ekspedientkę zatrudnili 22-letnią dziewczynę (która jest teraz moją dobrą znajomą). Wiadomo, wszyscy chłopcy z osiedla, przy okazji zakupów, próbowali dziewczynę zagadać, jako, że była dość urodziwa. Często zagadać próbował też w/w idiota. Pokazywał tatuaże, prężył bicepsy, prosił o numer...

Któregoś poranka ktoś niespodziewanie napadł na sklep, w którym zmianę akurat miała znajoma... Ten idiota, który mieszkał dosłownie 15m od sklepu (najbliższy blok), wpadł w kominiarce, z nożem w ręku i domagał się pieniędzy. Jako, że miał charakterystyczny głos, był dosyć wysoki, a na ręku nie zasłonił charakterystycznego tatuażu-krzyża, znajoma od razu rozpoznała w nim sąsiada:
Z: Sebek? Sebek przecież wiem, że to ty! Przestań!
S: Sebek, jaki Sebek! Ja jestem... Przemek! <o boże...> Dawaj pieniądze bo ci łeb roz****e!
Z: Sebek, ale nawet jakbym chciała to ci nie mogę ich dać, bo kasa jest zamknięta i musisz najpierw coś kupić, żebym mogła ją otworzyć.

Sebek zdezorientowany, nie wiedział co robić, przez 5 sekund (wg. zeznań kasjerki) stał w bezruchu (pewnie myślał...), zrobił w tył zwrot, chwycił do rąk 3 paczki Chipsów "Maczugi" i wybiegł...

Oczywiście, kasjerka wskazała Policji sprawcę. Brat zrelacjonował, że drzwi otworzyła matka, a Sebek oglądając w TV 13 posterunek i kończąc drugą paczkę "Maczug", był bardzo zaskoczony. Rzucił się na jednego z policjantów. Na szczęście drugi zdążył zareagować i Sebka sprowadzili do wozu.

Okazało się, że miał zawiasy za pobicie. Dostał dodatkowe dwa zarzuty: napaść na funkcjonariusza policji i napad z bronią w ręku (kradzież chipsów chyba została potraktowana jako żart - paczka kosztowała wtedy 49 groszy). Nie wiem ile dostał, ale teraz, gdy mam więcej niż 16 lat, on dalej siedzi.
Z napadu wyciągnął fanty o łącznej wartości 1.47zł.

Zapomniałem wspomnieć, że na osiedlu miał ksywkę "Szympans". Z twarzy nawet podobny (szczęka wysunięta do przodu), ale to może chodziło o inteligencję... Oj Sebek, Sebek.

sklep osiedlowy

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 471 (533)
zarchiwizowany

#63905

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sklep zoologiczny, około 2 tyg temu.

Czekam w kolejce, przede mną pan około 30 lat.
K: Ja bym chciał jakiegoś króliczka hmm... może pani da tego z łatkami

Sprzedawczyni zdejmuje siatke z góry akwarium i przygotowuje się do złapania:
K: Albo wie pani co, tego tutaj całego czarnego, o!

Wszystko w porządku, królik zapakowany.
S: Ja do królika odrazu polecam tę karmę, ona wpływa na sierść przez co zwierzę będzie zawsze prezentować się ładnie (coś w tym stylu)
K: Aaa nie, wie pani, królik jest dla węża, tylko w czasie karmienia chce porobić zdjęć, a czarny to tak troche egzotycznie. Chce żeby wyglądało jakby złapał go na wolności.
S: Aha.

Początkujący terrarysta...

sklep zoologiczny

Skomentuj (65) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 120 (298)
zarchiwizowany

#63904

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na studiach, podjąłem pracę na słuchawce, polegającą na przyjmowaniu zamówien na dowóz od klientów dwóch większych sieci gastronomicznych (pizza i kurczaki). Po 3 miesiącach pracy (tyle wytrzymałem), nie wierzyłem ile ludzie są w stanie zrobić dla jedzenia.

1. Dziennie na odebranych 300 zamówień- mniej więcej 10-15 klientów dzwoniło ponownie na infolinię bo "miało być 40min, a kierowca jeszcze nie dojechał". Najczęściej dzwonili w 41-45minucie od złożonego zamówienia, domagając się gratisów. Gratisy przyznawane są do spóznienia +20min (co czasem oczywiście się zdarza).Jeżeli kiedykolwiek zamawiając coś, praktykowałeś podobną rzecz: gdy przyjmujący mówi"chwileczkę, zobacze na jakim etapie jest pańskie zamówienie", wyłącza mikrofon na słuchawce, drapie się po zębie, po czym odpowiada "dostałem informację, że kierowca jest już w drodze. Proszę o chwileczkę cierpliwości". Tracisz wtedy niepotrzebnie czas i pieniądze. Raz podczas 5minutowej rozmowy przy której zaszła pomyłka (sos był pikantny a miał być łagodny), "drapiąc się po zębie", jednocześnie słysząc klienta w słuchawce -"ej dobra stary, je*ac to, powiedział, że dowiozą nam dodatkowy sos". Sos kosztował 2 zł.
2. Klienci potrafią siedzieć na linii i wyzywać (od szm*t, ch**ow, "pies cie j**al" itp) bo restauracja w kubełku wrzuciła o 1 hotwingsa mniej niż ustalono. Przynajmniej 2 takie sytuacje na dzień, pomyłki przy automatycznej pracy się zdarzają.
3. Przy składaniu zamówienia klient prosi aby zaznaczyć, że skrzydełka mają być jednokostne. Odpowiedz "oczywiście, jednak nie daję na to gwarancji". Przychodzą mieszane... 10min na linii (co daję około 20 zł straty na koncie), wrzask, że dziecko nie zje dwukostnych itp. Nie wierzyłem w to. Zrzuciłem go z linii i już nie zadzwonił. Prośba o jedno/dwukostne zdarza się często, jednak nie zawsze zdarzają się skargi. Legenda głosi, że na jednokostnych jest o kilka gram więcej mięsa.
4. Pudełka od sosów nie są pełne. Prośba o wymianę. Raz zadzwonił klient, który powiedział, że sosjerka była zbyt pełna i przy otwarciu wylał na siebie sos. Na koniec kazał mi "spi**dalac"
5. "Na pizzy coś mało tych pieczarek, 8 naliczyłam"- prośba o wymianę, bo klientka bardzo lubi pieczarki. Codziennie zdarzała się przynajmniej jedna taka skarga.
6. Klient dzwoni, że jego sprite był do połowy upity, awanturuje się, chce dodatkową pizze i wymianę napoju. Oczywiscie kierowca w restauracji mówi, że na pewno dawał pełną butelkę. Sprawa dość poważna. Po kilkunastu min gość na linii "dobra ch*j, to sciema, mamy malo popitki, nara"
7. Klient dzwoni i w elokwentny sposób przedstawia się jako kierownik jednej z restauracji, składa zamówienie i prosi o "wliczenie na koszt restauracji". Sprawa wychodzi, gdy supervisior sprawdza, że żaden Maciej ani Andrzej, nie są kierownikami danej restauracji. 2 razy w miesiącu.
8. Pobicia kierowcy na klatce schodowej, zabranie zamówienia i ucieczka do mieszkania... które było na adresie dostawy. Kilka razy.

Ludziom zdarzają się pomyłki, oczywiście jeżeli zaszła taka sytuacja, restauracja rekompensowała to darmowym napojem, sosem itp.

Jeden z supervisiorów opowiedział mi historię, która wydarzyła się kilka lat wstecz. Klient (zamawiający kilka razy wcześniej i było wszystko ok- jest baza danych), wpuścił kierowcę do przedpokoju, a gdy zorietował się, że pizze są zimne, obezwładnił go i skuł kajdankami. Kierowca leżał tak 3 godziny w pustym pokoju. Miał tylko jedno zamówienie, dlatego po pewnym czasie, pracownik restauracji pojechał na miejsce dostawy, pod blokiem stał samochód dostawczy. Zainterweniowała policja, nie wiem jakie były dalsze losy goscia. Kierowca podoobno pracował dopiero tydzień.

Magia pracy na słuchawce. Ludzie naprawdę potrafią kłócić się o jedzenie. A niektórzy tylko żreć i żreć.

praca call_center

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 68 (302)

1