Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

jotem02

Zamieszcza historie od: 22 stycznia 2018 - 18:33
Ostatnio: 22 kwietnia 2024 - 17:34
O sobie:

Nauczyciel od 1979. Uprawnienia do matematyki, fizyki i angielskiego. Dwukrotnie, przez kilka lat, dyrektor szkoły polskiej poza granicami Polski (Budapeszt, Benghazi). Ukończony pierdyliard szkoleń i kursów. Prywatnie żonaty, dwóch synów, czwórka wnuków dzięki którym mam bieżący podgląd na publiczny system edukacji. Od wielu lat nauczyciel w szkołach STO.

  • Historii na głównej: 59 z 63
  • Punktów za historie: 8235
  • Komentarzy: 374
  • Punktów za komentarze: 1946
 
zarchiwizowany

#88741

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sam nie wiem jak zacząć. Zamykali szkoły przy 800 zachorowaniach dziennie. Teraz mamy prawie 20K i oświata pracuje pełną parą. No prawie pełną, bo co rusz jakieś klasy wędrują na zdalne i wcale nie jest ich mało. Wiem, bo mam na korkach dzieciaki z bardzo różnych szkół. Moje wnuki już zaraziły kogo mogły i wysłały na zdalne kilkaset uczniów. I co? I nic.
Wiem, że lockdowny nie są specjalnie popularne w społeczeństwie (mówił o tym premier). Oczywistą oczywistością byłoby zamknięcie szkół po Bożym narodzeniu i połączenie przerwy świątecznej z przerwą semestralną. W tej chwili szkoły to transmiter pandemii, a to by może przerwało łańcuch zakażeń. Ale nikt tego nie zrobi. Niezaszczepieni, to naturalny zasób elektoratu rządzących, a zamknięcie stoków, hoteli i restauracji w Sudetach i na Podhalu to spadek słupków. A na to zgody nie ma. Nieważne ilu umrze pacjentów covidowych i tych, co z racji pandemii nie trafili na terapię. Słupki są święte. Zdrowia Państwu życzę!

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (30)
zarchiwizowany

#87871

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Niektórzy czytelnicy Piekielnych lubią moje historyjki podróżnicze. Oto znowu ja, tym razem lotniczo. Wiadomo jak się przed pandemią latało. Wielkie samoloty, stewardessy, zapiąć pasy, majestatyczny start i lądowanie. Ale można inaczej.
Gdy mieszkałem w Budapeszcie pojechałem ze znajomą Polką do jej kumpla. Coś tam mówiła, że pasjonat lotnictwa i spadochroniarstwa, ale nie spodziewałem się tego, co było na miejscu. Gość oprócz wioski letniskowej miał na własność lotnisko! Co prawda z trawiastym pasem, ale sporo tam parkowało różnych fruwadeł. Pogadaliśmy chwilę i gość nagle mówi patrząc na szykującego się do startu Antka ze spadochroniarzami: "chcesz poskakać?" . I już wołał serwisanta, żeby mi dopasował sprzęt, ale się wykręciłem mówiąc, że to latające skrzydło (sorry, nie znam się), a ja nie jestem przyzwyczajony.
Na tej samej miejscówce, żebyśmy się nie nudzili dał nam samolot z pilotem (nieduży taki), żebyśmy obejrzeli Kecskemet z góry. Na tyle znałem już węgierski, żeby zrozumieć, że pilot ma "troszkę pofiglować". Kto tego nie przeżył, ten nie wie co to znaczy mieć żołądek wyżej niż płuca. W środku ewolucji pilot stwierdził widząc nasze zielone oblicza "toaleta nieczynna" i wręczył nam wielki słomkowy kapelusz.
Na Puerto Rico stwierdziliśmy, że zamiast płynąć kilka godzi promem możemy polecieć z mainlandu na wyspę Vieques samolotem. Spokojnie czekamy w porcie lotniczym (całkiem sporym), a tu do naszych krzesełek podchodzi nieco zaniedbany gość w brudnawej białe koszuli i informuje, że lecimy z nim. W samolociku (osiem miejsc) byliśmy sami. Nie było informacji przed lotem o ewakuacji itp. Zamiast tego gość mruknął: " lot potrwa 15 minut, torebki do rzygania są pod fotelem". Po czym przekręcił kluczyk w stacyjce, jak w samochodzie i do góry! Mijając jedną z najpiękniejszych plaż na świecie (Playa Flamenco) postawił samolot na skrzydle i z gracją wylądował obok terminalu wielkości kiosku Ruchu.
I skoro się rozpisałem, to jeszcze jedna historia już nie związania z lataniem.
Na Puerto Rico postanowiliśmy zwiedzić park narodowy typu dżungla. Pamiętaliśmy jak to wyglądało w Kolumbii w parku Sierra Nevada (błotniste ścieżki, błoto do pół uda, śliskie skałki), więc przygotowaliśmy się moralnie i sprzętowo. Widok na miejscu: asfaltowe szosy z zatoczkami do robienia zdjęć (Amerykanina trudno z autka wywabić), szlaki piesze krótkie, zniwelowane, utwardzone i wyposażone w poręcze!.
Gdzieś tam miał być fajny wodospad. Odległość 20 minut piechtą. Poszliśmy (niecałe 15 minut to trwało), wodospad, jak wodospad, nawet fajny z bardzo zimną wodą. Pomoczyliśmy kończyny w wodzie i powrót. W drodze powrotnej spotkaliśmy dość typowego trzydziestoletniego Amerykanina: hawajska koszula w palmy, szorty, buty silnie do taternictwa i obwód w pasie do mierzenia taśmą mierniczą. Zatrzymał nas i zapytał jak daleko do wodospadu. Odpowiedzieliśmy, że około 15 minut. Jesus Christ!!! zakrzyknął turysta spływając potem. Przypominam, że my byliśmy po sześćdziesiątce.

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 45 (89)
zarchiwizowany

#85223

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Onego czasu rzekł Nasz Pan i Prawodawca „przyjdźcie”. A głos jego był naonczas jako lwa karcącego nieposłusznych i niechętnych i jako psa strzegącego stada i jako jelonka skomlącego na pustyni. A w głosie tym były surmy miedziane i nuty spiżowe stanowczości pełne. I przyszli oni, gdyż byli to ludzie, we własnym przynajmniej mniemaniu, dobrzy. A On wołał ich jako ów centurion, co mówił swoim podwładnym „przyjdźcie” a oni przychodzili, gdyż wielka była ich bojaźń i szacunek dla Prawodawcy. Tedy opasali oni lędźwie swoje i przyszli i zasiedli. A niektórzy nawet kawę siorbali z ukontentowaniem znacznym. A oto on wyszedł przed nich i rozdarł na znak rozpaczy szaty swoje i rzekł: „Oto terminy przyszły na nas ostateczne i jako pasterz dobry i przezorny mówię wam, że „Ustawa o Danych Osobowych” zwana RODO jest coraz bliżej i nikt uniknąć jej nie jest władny”. Zafrasowali się silnie podwładni i szemrać poczęli przeciwko rządzącym, co trudne do zniesienia było. Gdyż albowiem przeciwko rządzącym szemrać nie należy, jako że jest to szkodliwe dla zdrowia i funduszu emerytalnego. A i tacy byli co wyrazów używali i fraz idiomatycznych silnie. Rzekli mu tedy potulnie, gdyż w rozterce wielkiej byli: „Panie, ty wiesz jako sprawiedliwymi być chcemy i zakonu naruszać nam nie wolno. Cóż tedy czynić mamy aby prawo się wypełniło?”. Zasumował się silnie pasterz nasz, ale z refleksem godnym wojownika odparł: „Jako Mojżesz dał prawa Izraelitom gdy w potrzebie byli i bożków a bałwanów glinianych czcić byli gotowi, tak i ja dam owieczkom swoim zagubionym dekalog swój”. To powiedziawszy zmilczał przez chwilę i dał.

I. Dane osobowe święte są i w zatajeniu wiecznym pozostać mają.
II. Pamiętaj, aby uczeń twój anonimowym był i nawet na mękach nie zdradź danych jego osobowych, a zwracaj się do niego przezwiskiem, by nikt danych jego nie poznał. A klasówki jego utajniaj szyfrując jego imię i nazwisko Enigmą potężną.
III. W żadnym miejscu i o żadnej dobie danych tych nie utrwalaj, a to ryjąc je w kamieniu, a to spisując myśli i uczynki na papirusie albo innym nośniku pamięci.
IV. A jeśli już utrwalisz je łamiąc zakon, nie pokazuj ich innym, bo nie znasz dnia ani godziny kiedy jawne się staną a ty winnym tego będziesz.
V. A Librus przenajświętszy jest, bo on tajne dane zawiera. A tyś jego strażnikiem jedynym, któremu tajemnicę powierzono byś był jej godnym.
VI. A jeśli pokusi cię, żeby dostęp do Librusa dać osobie pobocznej tedy odgryź sobie dłonie obie albo i co innego by się pokusy nieczystej pozbyć.
VII. A dane dostępowe i wszystkie inne świętsze są niż tajemnice Watykanu toteż spoczywać mają pod pieczęcią tajemnicy wielkiej w miejscu, którego poznać nikt nie zdoła.
VIII. A po dniu pracowitym poświęconym na drukowanie tabelek różnistych wszystkie akta zawierające dane osobowe spalone być mają, aby nikt tajemnicy ich poznać nie mógł.
IX. Nie pożądajcie zaś danych osobowych innych bo za to kara jest zapowiedziana, przy której jazda autobusem MZA w godzinach szczytu pikusiem jest niewielkim.
X. A słowo „archiwum papierowe” przeklęte ma być i na wiek wieków zapomniane.

To rzekł pasterz nasz i obrońca po czym zabulgotał był jak gdyby ze zgrozy i odszedł krokiem chwiejnym. A wszyscy osłupiali lekko, siedzieli w milczeniu i tylko niedopita ich kawa parowała w ciszy śmiertelnej. A paluszków słonych nie chrupał nikt.

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 14 (42)

1