Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

jotem02

Zamieszcza historie od: 22 stycznia 2018 - 18:33
Ostatnio: 20 marca 2024 - 9:13
O sobie:

Nauczyciel od 1979. Uprawnienia do matematyki, fizyki i angielskiego. Dwukrotnie, przez kilka lat, dyrektor szkoły polskiej poza granicami Polski (Budapeszt, Benghazi). Ukończony pierdyliard szkoleń i kursów. Prywatnie żonaty, dwóch synów, czwórka wnuków dzięki którym mam bieżący podgląd na publiczny system edukacji. Od wielu lat nauczyciel w szkołach STO.

  • Historii na głównej: 59 z 63
  • Punktów za historie: 8280
  • Komentarzy: 374
  • Punktów za komentarze: 1937
 
poczekalnia

#90198

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kolejna piekielność podróżnicza z mojej bogatej historii. Onego czasu byliśmy w Argentynie, koło wodospadów Iguazu i na dzionek odwiedziliśmy Paragwaj. Kupa granicznych sklepów z fajnymi cenami, kieszonkowcy oczywiście, niezłe jedzonko w knajpkach. Najbardziej nam się podobało serwowanie piffa w styropianowych futerałach na butelkę, co by się tak szybko nie zagrzało. Jako, że nam to nie wystarczyło postanowiliśmy na trzy dni śmignąć do stolicy Paragwaju, czyli Asuncion. Podróż autobusem z trzema częściami Rambo na telewizorku była OK. Hotel w centrum miasta, przy nieczynnej stacji kolejowej też bez zastrzeżeń, aczkolwiek mieliśmy wrażenie przenosin do lat czterdziestych ubiegłego wieku. No to hajda na miasto i zwiedzanie. Jakoś tak, przy zachodzie słońca trafiliśmy na pałać prezydencki z obowiązkową statuą gostka na wspiętym koniu. Pałac jak pałac, pomnik typowy, ale na tyłach, na równinie nadrzecznej takie slumsy, jakich w życiu nie widziałem (a widziałem sporo). Kartonowe budy, góry śmieci, szczury widoczne gołym okiem - no dramat. No i jesteśmy przy pałacu prezydenckim, a ruch uliczny zero. Nie ma samochodów, żadnych przechodniów, dziwne. Jacyś ludzie nie mogli odpalić auta, pomogliśmy popchnąć, ale dalej pustynia. W końcu zgłodnieliśmy i zaczęliśmy szukać knajpy. O drogę nie było kogo zapytać, bo pieszych brak. Zagadaliśmy do jakiejś baby, ale ona tylko w guarani, a my w tym języku niegramotni. W końcu jest! restauracja, sądząc po menu dość droga. Niczewo, zamawiamy, spożywamy i pytamy kelnera czemu to takie wymarłe miasto. A on na to: bo proszę państwa te okolice to ekstremalnie niebezpieczne miejsce!!! A my, jak turyści z aparatami fotograficznymi na widoku i w ogóle ofiary łatwe do oskubania. Do hotelu wracaliśmy szykiem ubezpieczonym.

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 15 (73)

1