Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kaktusowa13

Zamieszcza historie od: 9 czerwca 2017 - 11:26
Ostatnio: 20 września 2017 - 21:40
  • Historii na głównej: 8 z 8
  • Punktów za historie: 1213
  • Komentarzy: 11
  • Punktów za komentarze: 67
 

#79898

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam sobie na osiedlu sklep spożywczy.

W owym lokalu, zaraz przy wejściu, po lewej stronie stoją wózki na zakupy i ścianka ogłoszeniowa. Po prawej zaś, stoisko z bielizną, ubraniami.

Tyle słowem wstępu.

Wchodzę dziś do tego sklepu i widzę jak Grażyna ogląda jakąś sukienkę. Nic złego powiecie. A no nic. Grażyna z prawej a jej wózek w poprzek alejki, niby zaparkowany, niby nie. No przejścia nie ma.

Mówię do zafascynowanej ubraniami kobiety-przepraszam. Nic.
Powtarzam już głośniej. Zero reakcji. PRZEPRASZAM, prawie krzyczę. Ogłuchła. Jedną ręką przebiera w kreacjach, druga trzyma wózek, w którym stoją zapakowane zakupy.

Tracąc cierpliwość przesuwam rydwan.

Grażyna jednak żyje.

Odrywa się od ubrań i zaczyna się drzeć, że okraść chciałam, że odezwać się nie umiem, że w czym ona biedna przeszkadzała, że idzie do kierownika sklepu sprawdzać monitoring, bo na pewno coś jej zawinęłam.

Odpowiadam, że ustawiła się tak, że przejścia nie było. Prosiłam o przejście-nie reagowała. A nagrania z kamer chętnie z nią pooglądam, bo zawsze marzyłam o występie w telewizji.

Nie chciała. Zawinęła manatki i wyszła. Mi pozostał żal po wciąż niespełnionych marzeniach i podniesione ciśnienie.

sklepy

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 121 (153)

#79118

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przeczytałam jedną ze starszych historii #77647 i tak mi się przypomniało.

Jestem liderem grupy sprzedażowej w Call Center jednej z większych telewizji.

Przychodzi skarga na konsultanta. Generalnie klient został źle potraktowany, zraził się, więcej umów nie podpisze.

Zgodnie z procedurami-odsłuchuję rozmowę.

Konsultant namawia na ofertę. Klient twardo żąda lepszych warunków.

Pracownik odpuszcza, mówi, że skonsultuje sprawę z przełożonym.

Wszystko byłoby pięknie, gdyby potrafił się wyciszyć, bo nagle pada zdanie:

"Ty, Tomek, kolejny idiota wierzy, że coś mu ku**a konsultuje, a ja se fejsa przeglądam, hehehehe".

Klient przypomniał o sobie i o tym, że wszystko słyszał i już leci skarga. Chłopak się rozłączył.

Już u nas nie pracuje. Klient dostał porządne zadośćuczynienie i został.

Ps.
To fakt,że zwykle "sprzedaż na przełożonego" to zwykły chwyt marketingowy. Natomiast zdążają się też przypadki,w których naprawdę wiele możemy zdziałać.
Także nie zawsze jest to jedynie "piłowanie paznokci" :)

call_center

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 144 (176)

#79098

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam pecha do dziwnych sytuacji na drodze, mam i już.

Centrum sporego miasta, dwupasmowa ulica+buspas.
Obok, po obu stronach drogi, ścieżki rowerowe (na całej długości drogi).

Godziny szczytu, samochodów masa.

Co widzę we wstecznym lusterku?
Rowerzysta.

Pomyślicie,jechał poboczem, nikomu nie przeszkadzał?

No nie.

Jechał lewym (!) pasem (nie do skrętu), na równi z samochodami.

Myślę sobie, ok, niech jedzie. Póki co mi nie przeszkadza, tempo i tak żółwie.

Czerwone światło.

Widzę,że podstarzały cyklista nie daje za wygraną, jedzie dalej.

Wyprzedza sznur samochodów, przy okazji prawie ocierając się o jeden, bo nie starczyło miejsca.

Za światłami robi się luźniej. W końcu mam nadzieję przyspieszyć.

O,ja naiwna.

Rowerzysta śmiga dalej. Ze świateł wystartował wcześniej. Za to teraz my, kierowcy musieliśmy się wlec za nim, bo nie było możliwości wyprzedzenia.

Trąbienie w niczym nie pomagało. A przecież ścieżka obok...

I tak mnie zastanawia, co właściwie miał w głowie Pan Odważny Kolarz. I czy miał cokolwiek.

Stwarzał zagrożenie nie tylko dla siebie, ale i dla innych uczestników ruchu.

W razie wypadku winny i tak byłby pewnie kierowca, bo za szybko, bo nie patrzył, bo pewnie pijany był...

drogi rowerzyści

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 103 (125)

#79043

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przerwa obiadowa w pracy.

Udaję się do kuchni żeby zjeść wyczekiwany obiad. Otwieram lodówkę-pudełka z jedzeniem brak. Sprawdzam szafki, wszystkie możliwe miejsca, może ktoś przestawił. Ale nie, było i ni ma...

Mój wzrok pada w końcu na chłopaka jedzącego coś ze smakiem. Domyślacie się co? :)

- Smacznego - rzucam.
- Dzięki, w końcu chwila żeby coś zjeść-uśmiecha się niewinnie, mały złodziejaszek.
- A co masz dobrego? Ładnie pachnie... - chłopak jakoś podejrzanie zerka w pudełko.
- Kurczaka z... - zawzięcie miesza zawartość.
- Warzywami i ryżem?
- Dokładnie... - tu mu chyba coś zatrybiło.
- Na spodzie pudełko jest podpisane. Proszę tylko, umyj je jak już skończysz i schowaj do szafki.

Wyszłam zapalić, ciesząc się, że do końca pracy nie dużo zostało. Za chwilkę cos zjem.

Wróciłam do pracy. Po ok 45 min zauważyłam, że wśród konsultantów brakuje młodego łakomczucha. Pomyślałam, że pewnie zrobiło mu się głupio i biedak nie chciał już dziś na mnie trafić. Ale to by było zbyt proste :).

Młody pojawił się chwile później, w ręku dzierżąc reklamówkę.
- Kaktusowa, przepraszam, ale wiesz, biedne życie studenta. Skończymy mi się środki, a głodny byłem jak cholera - tu serducho mi zmiękło.
- Nie ma sprawy, następnym razem po prostu poproś i nie będzie spięć.

Tutaj chłopak stawia na moim biurku wspomnianą wcześniej reklamówkę. Jak się okazało -z jedzeniem na wynos.
- Pożyczyłem od kolegi pieniądze, żeby Ci odkupić te jedzenie. W ramach przeprosin i trochę wiesz... Bałem się, że przez tą sytuację będziesz się na mnie mścić jako przełożona - tu mnie rozbroił już totalnie. :)

Jedzenie oddałam, wiedziałam, że jemu przyda się bardziej :).

Generalnie, sytuacja bardziej zabawna niż piekielna. Ale gdyby łakomczuchem był ktoś z innym podejściem, to różnie mogłoby się skończyć. :)

praca

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 167 (203)

#79027

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu w jednej ze swoich historii mówiłam o moich problemach z wagą.

Po ostatniej utracie kilogramów optymistycznie podchodzę do „wagowej przyszłości", toteż postanowiłam zrobić porządek w szafach.

Ubrania posegregowałam rozmiarami, większość w stanie idealnym. Znalazłam na twarzoksiążce grupę, w której wystawiane są ubrania na sprzedaż.

Stwierdziłam, że rozdrabnianie się na sztuki jest bez sensu, więc z każdego rozmiaru zrobiłam paczkę, 80 złotych za całość.

Ubrania markowe, wyszło po ok. 15-20 sztuk różnych elementów garderoby w paczce. Przekrój rozmiarowy 42-46.

Ogłoszenie dodane, zajęłam się obowiązkami.

Po kilku godzinach zaglądam na portal żeby zobaczyć, jak wygląda sytuacja.

Tu zonk, masa powiadomień. Klikam i co widzę? Komentarze dzieci gimnazjalnych. Zacytuję kilka:

„Kto sprzedaje takie rozmiary, gdzie ona znajdzie drugiego takiego grubasa?”.
„Wstydziłaby się to wystawiać. Taki rozmiar to porażka”.
„Już pewnie za małe, to sprzedaje”. Itp. itd.

Plus oczywiście kilka prywatnych wiadomości obrażających mnie przez gówniarstwo.

Czy zareagowałam? Nie. Nie miałam ochoty wzbudzać jeszcze większej gównoburzy.

Z prywatnych wiadomości trafiły się trzy dziewczyny, które cieszyły się z zakupu.

Mnie to raczej już bawi, niż smuci/denerwuje, ale swego czasu bardzo krępowałam się swojej wagi. Wiem, jak czują się osoby wyglądające tak.

Współczuję im, zwłaszcza tym słabszym psychicznie, bo lincz na osoby z nadwagą jest coraz większy. Zwłaszcza teraz, w erze, w której każdy chce być fit, a nie każdy ma możliwość.

Choroba, geny, leki. Kogo to obchodzi? Gruba świnia i już.

Ja jednak wciąż kieruję się w takich sytuacjach mottem:
„Kozak w necie, pi**a w świecie”. :)

facebook grupy internet

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 182 (210)

#78959

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna część przygód na drodze i głupocie nastolatków.

Jak wiemy, rozpoczęły się wakacje. Co za tym idzie, tzw. „starsza młodzież” nie szczędzi sobie alkoholu i innych trunków. Niby ok, jeszcze niedawno sama byłam w liceum i wiele się działo, ale są granice!

Do sedna.
Jadę do pracy, droga dość ruchliwa, godziny południowe, samochodów sporo. Z daleka widzę, że na poboczu jakiś małolat biega w kółko, ledwo trzymając się na nogach. Zwalniam, nie wiedząc czego mogę się spodziewać. I podobnie jak w poprzedniej historii, całe szczęście!

Chłopak traci równowagę i wypada prosto pod moje koła. Wyhamowałam. Niewiele myśląc, wyskakuje z samochodu i próbuję ogarnąć sytuacje. Staram się podnieść dzieciaka, ale szarpie się strasznie, coś krzyczy, no inny świat. Ewidentnie naćpany.

W końcu z pomocą innego kierowcy udaje nam się go ściągnąć na pobocze. Dzwonimy po policje, bo młody nie kontaktuje, ma zwidy. Robi się zbiegowisko. W międzyczasie chłopak dostaje drgawek – tu telefon na pogotowie (nie mieliśmy pewności, czy przyjedzie z policją).

Ostatecznie chłopak został zabrany do szpitala, przeżył. A ja do tej pory nie mogę się pozbierać. Z powodu tego, do jakiego stanu doprowadził się małolat i że nadal młodzież bierze takie gówno? Też.

Bardziej zszokowało mnie zachowanie gapiów. Zamiast mi pomóc młodemu zanim wyleciał na drogę, ludzie woleli się tylko patrzeć, dzieciaki śmiać i nagrywać jakże modne „snapy”.
Powiedźcie sami kto był bardziej piekielny...

droga znieczulica młodzież

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 94 (130)

#78757

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Uderz w stół, a piekielni się odezwą, jak to mówią :)

Wracamy z lubym z długiego weekendu. Jechaliśmy właśnie przez niedużą miejscowość na Podlasiu. Trasa mało znana, toteż prędkość niewielka - na szczęście!

Wjeżdżaliśmy właśnie w zakręt w prawo,przy sporym budynku. Widoczność tego,co za zakrętem - żadna.

A dosłownie 5 metrów za wjazdem, na środku drogi leżą sobie wygodnie dwa rowery, a obok nich na chodniku bawi się dwójka dzieciaków w wieku ok. 12 lat.

Wyobraźcie sobie, co by było, gdybym znała teren i jechała nawet te 50km/h....

Czy naprawdę tak trudno uruchomić wyobraźnię nawet w tak młodym wieku?! Bezpieczeństwo na drodze nie kończy się na rozglądaniu na przejściu dla pieszych, ale o tym dorośli chyba zapominają powiedzieć....

drogi

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 150 (166)

#78682

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na fali historii o puszystych.

Nie należę do osób najszczuplejszych, od zawsze. Dieta – nieodłączną „przyjaciółką”, efekt JOJO - znienawidzona,
„ciotka”.
Generalnie przywykłam do skakania miedzy rozmiarem 38-44(!). Aktualnie z całych sił trzymam 40 i delikatnie zmieniam na mniejszy kaliber.

Tyle słowem wstępu.

Dziś, po dłuższej przerwie jechałam autobusem.

Siedzę kulturalnie na miejscu zaraz obok kierowcy, muzyczka w słuchawkach, myśli na urlopie, nagle BAM. Czuję jak wgniata mnie w okno.

Odwracam głowę - babsztyl, pot się z niej leje, próbuje usadzić swoje cielsko na miejscu obok. Słabo jej idzie, bo zmieściła może jedno udo i pośladek.
Serio, baba wyglądała tak, jak te wszystkie amerykańskie miłośniczki MCDONALD.

Już mam zamiar się odezwać, gdy zostaje uprzedzona:

„Zrób mi miejsce, Ty gruba świnio! Zajęłaś półtora miejsca, a ja nie mam gdzie usiąść, spaślaku!”.

Szczękę miałam gdzieś przy podłodze.
Nie docierało do mnie, to co właśnie usłyszałam od osoby o takie posturze. A na miejscu obok spokojnie zmieściłby się nawet taki spaślak jak ja. Miejscu, nie 1/2 miejsca.
Kopara opadła całkiem, gdy z siedzenia obok odezwał się starszy pan.

„Masz kobieto w domu LUSTRA (musiało być celowo! :)). Przez drzwi musiałaś przechodzić bokiem, a się czepiasz biednej dziewczyny. Nawet gdyby tam siedziała anorektyczka, to i tak byś się nie zmieściła!”

Tu nastała salwa śmiechu współpasażerów, a pani szczupła wysiadła na kolejnym przystanku.

Wytłumaczcie mi proszę jak można być takim hipokrytą?

komunikacja_miejska

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 174 (206)

1