Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kosiaty

Zamieszcza historie od: 17 listopada 2013 - 12:54
Ostatnio: 6 września 2021 - 20:12
  • Historii na głównej: 7 z 11
  • Punktów za historie: 3445
  • Komentarzy: 46
  • Punktów za komentarze: 301
 

#83365

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wiadomo nie od dziś, że dzieci najwyraźniej są coraz mniej wychowywane, a coraz bardziej hodowane, ale przydałoby się choć trochę nauczyć je pewnych zasad wychowania...

Wczoraj poszedłem z mamą, babcią i młodszą siostrą pomóc przy sprzątaniu nagrobków rodziny przed 1. listopada. Siostra trochę się nudziła, rozumiem, bo ma 6 lat, ale wytłumaczone co i jak, cmentarz, nie krzyczymy, nie biegamy, zrozumiała i zajęła się sobą i zabawką, którą przyniosła.

Więc dlaczego ona, 6-latka, mogła siedzieć spokojnie, a dwójka dzieciaków w wieku około 8 i 7 lat, może nieco starsi, może młodsi, ciężko ocenić, zachowywali się tam jakby byli w parku rozrywki?

Czy tylko mi wydaje się, że ganianie między grobami i czasem PO grobach, głośna, nawet bardzo zabawa w chowanego na cmentarzu (tak, dzieciaki chowały się za nagrobkami i odliczały krzycząc), po czym powtórne ganianie, wywracanie siebie nawzajem, a potem rozrzucanie świeżo zagrabionych liści i próba wyrwania jakiegoś drzewka z ziemi, to nieodpowiednie zabawy w miejscu, gdzie spoczywają ludzie i przychodzą ich bliscy żeby ich powspominać?

Najgorsze w tym wszystkim było to, że rodzice tych bachorów stali kawałek dalej i mieli całkowicie w poważaniu ich zachowanie, i dlatego też nie zareagowałem, bo skoro rodzice nie widzą problemu, to co ja mogę? Odeszliby tylko obrażeni a dzieciaki dalej by dostawały piękny przykład zachowania w niektórych miejscach publicznych.

A potem dziwić się, że młodzież nie ma krzty szacunku do innych osób...

Cmentarz

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 110 (158)

#81937

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Garść opowieści ze starej pracy, chyba pora to opisać.

Pracowałem wtedy w Czechach, w zakładzie produkującym części do samochodów grupy VAG, na maszynie zwanej prasą hydrauliczną. Tłoczyliśmy z płaskich blach części, płacili nam od ilości wyrobionych części (akord) i od zarobku -11% na rzecz agentury. Przesłanie jasne - pracujesz ok, zarobisz więcej, pracujesz źle, mniej. Był też jasny system kar i nagród.

I wszystko grało do momentu, w której firmy nie przejął "młody" [M]. Otóż co się zaczęło dziać?

1. Zamawianie gorszego jakościowo materiału.

Tłumaczyć tego chyba nie trzeba - dobry materiał, a więc lepsze jakościowo części, dobrze się je wyrabiało itp. Ale szef żeby przyoszczędzić zaczął zamawiać coś co blachę przypominało chyba tylko kolorem. Części nagle zaczęły pękać, pojawiały się zadziory, wgłębienia tam gdzie nie powinno ich być, deformacje i takie tam. O ile zadziory można było zeszlifować, o tyle nikt normalny nie wysyła części z pęknięciem, w którym mieszczą się dwa palce. Zgłaszaliśmy non stop, żeby zamawiać lepszy materiał, bo bywało, że pół dziennego wyrobku szło na złom.

Co zrobił szef? Zaczął zamawiać lepszy materiał. Dopiero po tym jak otrzymał gigantyczną karę od klienta za niedotrzymanie terminu dostawy, bo za dużo części musieliśmy wywalić.

2. Maszyny.

Cóż, prasa jaka jest, każda widzi - sporej wielkości stalowy potwór z wielkim tłokiem zgniatający blachę na matrycy. Mieliśmy mniejsze (mniej więcej rozmiaru człowieka) i większe (mniej więcej rozmiarów małej ciężarówki). Stare jak świat i mniej więcej nowe. Maszyny mają to do siebie, że się psują - normalne.

Ale jakim cudem, dopóki Stary rządził firmą to usterek było jakby mniej, a jak [M] przejął, to nie było tygodnia, żeby któraś się nie zepsuła. Gorsze części, naprawy na szybko "bo produkcja musi iść" i efekty były. Rekordzistka zepsuła się 7 razy w jednym miesiącu.

I wszystko byłoby ok, gdyby nie fakt, że uszkodzenie prasy mogło się wiązać dla nas nawet z utratą rąk, jeżeli znalazłyby się akurat w obszarze roboczym, a coś poszłoby nie tak jak trzeba. Zgłoszenia? Ok, będziecie mieli nową prasę.

No i super! Przyjechała! 40-letnia maszyna, która zepsuła się w drugim tygodniu.

3. Normy.

Nagminne podnoszenie norm przez [M] do poziomu w którym chyba tylko robot zdołałby je wykonać. Inni dali radę? Dali. Ale że ci "inni" często byli wspomagani przez jeszcze co najmniej jedną osobę, która podawała nową blachę i układała gotowe części, to nieważne. Przecież to w ogóle nie ma wpływu na szybkość produkcji.

4. Kary.

Nagle zaczęło się sypać dużo więcej kar za zepsute części (jeżeli część była uszkodzona z twojej winy, a nie maszyny czy wady materiału, mogłeś dostać za nią karę). Kiedy doszło do tego, że nawet 7 razy w miesiącu potrącali nam z pensji, przestaliśmy podpisywać potrącenia bez dowodów w postaci części. Wtedy zmalała liczba kar, za to wzrosły normy.

5. Wybrańcy.

Ludzie, którzy robili co chcieli i mieli wszystko w poważaniu. W każdej firmie jest taki, tylko szkoda że jeżeli ty spróbujesz się postawić jak on - kara. Zawsze mieli lepiej płatną pracę, wygodniejszą, lżejszą itp. Więcej dodawać nie muszę.

6. Wypowiedzenie.

Kiedy z dwójką kumpli stwierdziliśmy, że tu się nic nie poprawi i trzeba wiać, złożyliśmy wypowiedzenia. Efekt? [M] kazał agenturze nas zwolnić ze skutkiem natychmiastowym, miał takie prawo i to zrobił, wskórać nic się nie dało.


Z perspektywy czasu patrząc cieszymy się, że tak się stało, bo znaleźliśmy lepiej płatną, lżejszą pracę na jasnych warunkach z sympatycznymi ludźmi. I powiedzcie mi tylko, jak musi się powodzić tamtej starej firmie, skoro ludzie, którzy tam pracowali, byli tam świetnie ustawieni i mieli wysokie zarobki, są teraz przez nas widywani w firmie, do której przeszliśmy?

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 127 (145)

#79349

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O piekielnościach większych i mniejszych, które spotkały mnie ze strony innych kierowców w trakcie urlopu, niektóre dowodzą chyba, że prawo jazdy z powodzeniem można znaleźć w chipsach z promocji.

1. Roboty drogowe na S3, droga ekspresowa, ale ograniczenie do 80/60/40 w zależności od miejsca ze względu na roboty. Panu w busiku to nie przeszkadzało wyprzedzać wszystkiego i wszystkich na podwójnych ciągłych, w miejscach niebezpiecznych i przy baaaardzo dużych prędkościach. Koniec końców tam gdzie skręcał był zaledwie 2 auta przede mną.

2. Krótki zarys: ulica prowadząca pod górkę z pierwszeństwem na łuku w lewo, trzeba ustąpić pierwszeństwa z drogi prostopadłej do niej. Proste?
Dla niektórych nie bardzo. Pan z twarzą nieskalaną inteligencją wyjechał z podporządkowanej niewiele przed moim autem (jechałem po drodze z pierwszeństwem przejazdu) i zatrzymał się na połowie mojego pasa, bo nie zmieścił się za innymi autami w całości. Nie przeszkadzało mu to zrobić miny idealnie oddającej pierwszą w życiu próbę myślenia w odpowiedzi na mój klakson, w końcu Pan musiał mieć pierwszeństwo, a to ja jestem głupi.

3. Obwodnica większego miasteczka, dwa pasy ruchu w każdą stronę, ograniczenie do 110 km/h. Jadę lewym pasem za hondą wyprzedzając ciężarówki, gdy nagle zza przeciwległego pasa ruchu na pełnym gazie na nasz pas połową kabiny wtoczyła się inna ciężarówka, zmuszając do gwałtownego hamowania ludzi jadących w drugą stronę (zablokował całą długością jezdnię), i gdyby nie fakt że już mieliśmy z hondą trochę miejsca na prawym pasie to skończyłoby się katastrofą.

Rozumiem, że jak chciał jechać w naszą stronę musiał przeciąć tamte pasy ruchu i wylądować na naszym lewym, ale nie musiał chyba tego robić kiedy z obu stron jechały samochody.

4. Hit z dzisiaj - facet w Fordzie Galaxy, który za przednie wycieraczki miał wetknięte... dwie pary butów. Po parze na wycieraczkę. Nie wiem czy suszył czy po prostu miał taką wizję artystyczną, niemniej chciałbym zobaczyć co zrobił po 20 minutach - zaczęło padać.

5. Absolutny hit urlopu - droga krajowa nr 8/ międzynarodowa E67, odcinek Pustków Wilczkowski- Niemcza, ograniczenie do 90 km/h. Facet. Na prawym pasie. A konkretnie na jego środku. Na ROLKACH.


Ludzie, jeżeli nie szanujecie swojego życia, to szanujcie życie innych. Chyba nikt nie chce mieć nieprzyjemnego w skutkach wypadku lub innego życia na sumieniu z powodu czyjejś głupoty...

Drogi

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 90 (116)

#77977

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótko o poszanowaniu przepisów, mentalności ludzkiej i pieniądzach.

Czekałem na moją mamę, miałem ją odwieźć z siostrą małą do domu i przewieźć większe zakupy, jak również załatwić parę spraw w mieście w którym mama pracuje. Ważne dla historii jest, że mama pracuje jako rejestratorka wizyt, więc w miejscu jej pracy ciągle są jacyś ludzie.

Siedziałem cicho na krześle w recepcji, razem z jakąś kobietą, gdy dwie panie zakończyły wizytę i przyszły za nią zapłacić. Wywiązał się taki dialog:

(P)ani: Już płacę, już płacę... tylko proszę szybko, bo zaparkowałam na wjeździe i mandat jeszcze dostanę!
(k)obieta czekająca: To pani szybko leci!

Pani lamentująca wyszła z towarzyszką, a kobieta rzuciła tylko do mojej mamy:

K: No widzi pani, jak to ciężko o te miejsca parkingowe, nie ma gdzie samochodu postawić i teraz ta pani może dostać mandat, niesprawiedliwe.
Ja: Faktycznie niesprawiedliwe, zwłaszcza że kawałek dalej jest płatny parking, na którym zawsze są miejsca.
K: No ale płatny!
J: Lepiej zapłacić 2 złote za parking, czy kilkadziesiąt za mandat?

Cisza.

Więc wytłumaczcie mi, jak to jest, że:

1. Kobieta staje na wyjeździe z posesji (średniej wielkości placyk od wewnętrznej strony budynków, wejście do kilku klatek, więc droga ewakuacyjna i pożarowa) i jedyne co myśli to że może mieć mandat, a blokowała ten wyjazd przez około pół godziny.

2. Faktycznie w tych okolicach ciężko jest o miejsce do parkowania. Ale tylko darmowe - płatne parkingi, które są w odległościach od 50 metrów do 400 metrów od tego punktu zawsze mają miejsca. Wszędzie tam ludzie stają, zastawiając wszystkie możliwe wyjazdy i inne samochody.

3. Nikt nie uważa tego za zwykłą bezczelność, tylko genialny pomysł, bo oszczędziło się 2 złote na parkingu, i to dosłownie, ryzykując jednocześnie mandat za złamanie przepisów ruchu drogowego.

Czy to ja jestem nienormalny, czy po prostu niektórzy do końca stracili rozum i zastąpili go sknerstwem godnym lepszej sprawy, nie patrząc na przepisy i bezpieczeństwo?

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 245 (275)

#68784

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia już sprzed paru lat.

W liceum mieliśmy w klasie kolegę-cwaniaka, taki typ który wymaga od innych, ale żeby się zrewanżować nigdy nie pomyślał. Ogólnie "pożycz to, pożycz tamto", na wieczyste nieoddanie oczywiście. Dało się to jakoś przeboleć, ale sytuacja pogorszyła się kiedy część z nas zdała egzamin na prawo jazdy.

Otóż szoferzy, jak mieliśmy w zwyczaju, wozili na imprezy znajomych bez prawka lub bez samochodów, a oni w jakiś sposób się odpłacali. Cwaniak nigdy. Nigdy nie miał pieniędzy na benzynę, nigdy nikomu nie postawił w zamian przysłowiowego piwa czy w czymś pomógł.

Denerwowało nas to, ale w jednym momencie mocno przegiął, jak sam jechał na imprezę samochodem i od wszystkich wziął kasę na benzynę. Wtedy stwierdziłem że ja będę piekielny.

Przyszedł czas klasowego ogniska, 30 km od miejsca zamieszkania cwaniaka, i oczywiście jako jeden z nielicznych zmotoryzowany i akurat nie mogący się napić prowadziłem. Zanim dojechaliśmy do Cwaniaka, wtajemniczyłem resztę pasażerów w mój plan i go zabraliśmy. Dokładnie w połowie drogi na ognisko zatrzymałem się na poboczu i wywiązał się dialog:

J(a): Ty, C(waniak), ale ty masz pieniądze na benzynę?
C: Nie no dzisiaj nie mam zrewanżuję się jakoś, hehe.
J: No to sprawa jest prosta - albo płacisz w tym momencie, albo wysiadasz.
C: Co ty, pogięło cię?? Ja nigdzie nie wysiądę!
J: Czyli masz pieniądze?
C: Chyba cię pogrzało, i tak jedziesz w tamtą stronę!
J: Wysiadaj albo cię z auta wywalę.
C: S*****dalaj.

Co było robić, wysiedliśmy z drugim kolegą, wywaliliśmy gościa na pobocze. Miał akurat pecha, bo do domu 15 km, na imprezę tyle samo a godzina i miejsce takie że autobusu czy pociągu nie uświadczysz. Wsiedliśmy z powrotem do auta i pojechaliśmy w siną dal, obserwując tylko jak tamten macha rękami w naszym kierunku.

Nie wiemy, jak wrócił do domu, bo na ognisko nie doszedł, ale od tamtego czasu zawsze miał pieniądze na benzynę :) Kto był bardziej piekielny, sami oceńcie.

piekielni znajomi

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 519 (613)

#60549

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia sprzed paru dni, dotyczyć będzie męskości w XXI wieku.

Wyszedłem do sklepu po zakupy, i jeszcze przed sklepem przystanąłem na papierosa (ot, zgubny nałóg). Nie zdążyłem nawet połowy wypalić, kiedy ze sklepu wyleciała jak burza ONA. Całkiem sympatycznie wyglądająca [D]ziewczyna, ale gęste łzy pokazały że coś jest grubo nie tak. Zaraz za nią pojawił się [P]iekielny, taki wypłosz w rurkach i włosach użelowanych chyba smarem technicznym i wywiązał się mniej więcej taki oto dialog:

[D]: I ty masz jeszcze czelność mówić że to moja wina??
[P]: No a czyja niby?
[D]: Zdradziłeś mnie i to moja wina??
[P]: Jakbyś robiła co chcę nie byłoby problemu. Zresztą jestem facetem i mogę robić co chcę!

Tutaj dziewczyna tylko uniosła rękę i wyprowadziła przepiękny prawy sierpowy, po którym chłopaczek padł na ziemię i zaczął... płakać. Taki męski.

Cóż było robić, solidarność płci robi swoje i też leżałem w tej chwili na ziemi. Tyle że ze śmiechu ;) Także dziewczynie gratuluję z całego serca i życzę na przyszłość lepszego faceta :)

Niech żyją "menszczyźni"!

Skomentuj (77) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 916 (1032)
zarchiwizowany

#59285

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tak mi się przypomniało co do kurierów...

Historia dotyczyć będzie znanej i zapewne bardzo "lubianej" przez wszystkich firmy kurierskiej ze szczęśliwą siódemką w nazwie, a wydarzyła się dwa lata temu. Może być trochę długo, ale taka firma :)

Z racji faktu, że mój tata zaczął rok wcześniej pracę jako kierowca ciężarówki, staraliśmy się kupować mu różne przedmioty do owego pojazdu żeby ułatwić mu życie. Tym razem wybór padł na szybkowar, żeby szybko mógł sobie coś przyrządzić i nie tracić za dużo czasu który mógł przeznaczyć na odpoczynek. Allegro, aukcja, zakup, bam! Przesyłka zostanie dostarczona przez kuriera "Siódemkę". No ok, jeszcze nam nie dostarczał, zobaczymy jak to będzie. Mija dzień, dwa, trzy, przesyłki niet. Telefon do sprzedawcy, przesłał potwierdzenie nadania więc to nie jego wina. Ok, czekamy. Tydzień już, przesyłki niet. Zaczęliśmy dzwonić do kuriera- magia, telefon milczy (kto by się spodziewał?). Po dwóch tygodniach dzwonienia i maili które chyba zaczęły im się wysypywać z komputera łaskawie ktoś odbiera:
7: Dzień dobry, kurier "7", w czym mogę pomóc?
[M]ama: dzień dobry, chciałabym się dowiedzieć co się stało z przesyłką taki a taki numer.
7: A nie ma jej.
M: Ale jak to nie ma?
I tu padła odpowiedź która położyła mnie na łopatki i wgniotła na poziom przeciętnego bunkra:
7: A bo tir spłonął.

Po małym piekiełku jakie zorganizowała moja mama z powodu braku kontaktu i jakiejkolwiek informacji o tym że coś się przesyłkom stało łaskawie zgodzili się drugą dostawę gratis nam dać. No ok. Telefon do sprzedawcy, wysyła drugi szybkowar, za darmo, bo za tamten siódemeczka zwróciła kasę.

Domyślacie się co dalej?

Tydzień, niet. Dwa, niet, Trzy, odebrali!
Przesyłki nie ma. Bo nie. Zginęła. Nosz kur.
Telefon do sprzedawcy, wysyła następne, i sam idzie do siedziby firmy rozpętać piekiełko, ze swojej strony zrobiliśmy to samo na infolinii i wysłaliśmy pisemko że w związku z takim traktowaniem rozważamy wysłanie pisma do Rzecznika Praw Konsumenta z opisem sprawy.

I nagle cud!

Dwa dni później przyjeżdża kurier z przesyłką i błaga żeby nic nie wysyłać bo robotę stracą. A to peszek. Odpuściliśmy pismo ale zastrzegliśmy że jak kiedyś będą oni wieźć paczkę i będzie choć doba opóźnienia to mogiła.

Wdzięczny kurier pojechał i od tamtego czasu zawsze jak mają coś dla nas dzwoni pan kurier już z początku trasy że będzie o tej i o tej i faktycznie jest.

Dodatkowy smaczek? Przesyłka nr 2, która "zginęła", w cudowny sposób doszła do nas dwa tygodnie po pierwszej. Czyli można poszukać. Od razu została zwrócona nadawcy, współczuję kurierowi który ją odwoził :)

kurierzy

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 147 (229)

#58900

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na fali myśli "nie ma pracy w tym kraju!".

Nieco ponad dwa miesiące temu znalazłem pracę. Moja pierwsza, magazyn części samochodowych. Pensja wiadomo - najniższa krajowa, ale dla mnie to w porządku, utrzymam się za to spokojnie, rodzice nie będą musieli wspierać, no i w CV już zupełnie inaczej wygląda jakiekolwiek doświadczenie niż jego brak. Bajka.

Dodatkowo, jak zapewne w większości tego typu miejsc, można otrzymać sowitą premię jeżeli pracujesz dobrze - przekroczyłeś normę? Podliczą ci o ile, i w zależności od wyników możesz powiększyć swoją pensję nawet do 2500 zł na rękę, więc nie ma wg mnie na co narzekać. Ale zawsze znajdzie się ktoś, bo nie byłoby tej historii...

Otóż po moim pierwszym miesiącu zostali przyjęci nowi. Czwórka. Trzech konkretnych i ON, z miejsca ochrzczony Bieberem (sami domyślcie się dlaczego ;)) Pomijając fakt, że na pierwszy dzień na magazyn przyszedł w butach za 500 zł, lepszej gatunkowo koszuli i białych (!) rurkach, to był typ "co mi się nie należy od życia". Po pierwszym tygodniu zaczął nas wypytywać o stawki na następnych umowach, a kiedy dowiedział się że dopiero po jakimś czasie można liczyć na podwyżkę, i to niewielką, stwierdził iż "pi**** nie robi za takie pieniądze! On za mniej niż 15 zł na godzinę nie będzie robił, a fizycznie za mniej niż 20!". Od tego momentu szukał tylko okazji żeby zejść z oczu brygadziście i się opierdzielać. Odszedł po 3 tygodniach.

Także powiedzcie mi - jak to jest, że on mając jakieś 18 lat, zamiast cieszyć się że dostał pracę, bez doświadczenia i wykształcenia, tylko psioczy? Widać jak komuś ciągle dają pieniądze za nic to się przewraca w tylnej części ciała...

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 401 (531)
zarchiwizowany

#57433

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O różnicy wieku będzie.

Ostatnio zostałem poproszony przez kuzynkę o przypilnowanie jej 10-letniej pociechy. Jako że rzecz działa się we Wrocławiu, a w Pasażu Grunwaldzkim odbywa się wystawa LEGO, postanowiłem Młodej [M] pokazać, czym to takie stare pryki jak ja bawiły się "za moich czasów". Widać że dziecko zainteresowane, oczy wielkie i pada pierwsze pytanie:
M: kosiaty, a takie coś można kupić? Te klocki?
J: Jasne że można, ale na Twoim miejscu najpierw bym zapytał Twojej mamy czy nie ma może gdzieś takich.

Także dziecko z niecierpliwością czeka powrotu do domu, ja w międzyczasie zadzwoniłem gdzie trzeba i dowiedziałem się że powinno coś być schowane w którejś z szaf. Przejrzałem- znalazło się! Młoda tak markotnie patrzy i wzdycha:
M: Ale to nie starczy na takie rzeczy jak w galerii...
J: Przecież nie musisz układać tego samego, zbuduj co chcesz.
M: Naprawdę mogę? Tak wszystko wszystko?
J: Co tylko sobie wyobrazisz- zapewniam i zadowolony że Młoda znalazła jakieś porządne, rozwijające zajęcie, poszedłem w krótką kimę. Budzi mnie szarpanie i okrzyki:
M: kosiaty kosiaty kosiaty zobacz zobacz ZOBACZ NO CO ZBUDOWAŁAM!
No więc patrzę chcąc pochwalić... I szczęka opada mi na poziom podłogi. Tej u sąsiada poniżej. Bo co zbudowała Młoda?

Tablet i telefon komórkowy.

Znak czasu, różnica wieku czy ki diabeł, ale poczułem się strasznie staro...

pokolenia

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 237 (347)
zarchiwizowany

#56614

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z dzisiaj.

Wrocław jak wiadomo miasto spore, a jak w każdym sporym mieście dużo się dzieje, to i co chwilkę jakiś pojazd uprzywilejowany z włączoną dyskoteką przepycha się przez sznury samochodów coby kogoś uratować/aresztować. W takiej sytuacji przepisy są jasne- należy ułatwić w maksymalnym zakresie przejazd takiej jednostce coby się szybko uwinęła.
Niby nietrudne, prawda?

Cóż, widok samochodów,które mimo tego że ich kierowcy musieli zauważyć zbliżającą się z poprzecznej ulicy z dużą prędkością rakietę z włączonymi niebieskimi światełkami po prostu MUSZĄ się wepchać przed to auto "bo mieli zielone to jadą" przez co dyskoteka musi zwolnić i nierzadko zatrzymać się, ponieważ ów kierowca zablokuje całą ulicę, utwierdza mnie tylko w przekonaniu że jednak to jest za trudne. I to nie jest rzadki widok.

Pytanie czy to ze mną jest coś nie tak, czy po prostu na prawko przydałyby się też psychotesty, jak do służb mundurowych?

ulice

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 145 (219)