Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

letmefly

Zamieszcza historie od: 12 grudnia 2012 - 12:01
Ostatnio: 22 kwietnia 2024 - 5:26
O sobie:

Imma creeper

  • Historii na głównej: 4 z 9
  • Punktów za historie: 2131
  • Komentarzy: 131
  • Punktów za komentarze: 648
 

#66426

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jeśli coś jecie, nie radzę czytać.

Kiedy byłam małą dziewczynką, mój dziadek hodował króliki. Nie na mięso, miał dwie spore działki i króliki służyły do zjadania ton trawy, które tam rosły.

Pewnego roku pozwolił mi wybrać sobie moje własne zwierzątko, którym miałabym się opiekować. Trafiło na małą, puchatą kulkę. Samiec, na imię dostał, zgodnie z umaszczeniem, Szarak.

Kochałam to maleństwo i opiekowałam się nim z niewielką pomocą mamy, aż wyrósł z niego naprawdę spory osobnik.

Jakiś czas później przyjechała do nas w odwiedziny ciocia. Teraz już wiem, że to smakoszka mięsa króliczego i zawsze kupowała od dziadka najbardziej dorodne sztuki, ale wtedy małej letmefly powiedziano, że ma swoją hodowlę i pożycza samce do rozmnażania.

Rano dowiedziałam się, że ciocia chce zabrać Szaraka. Pożegnałam się z nim, dumna z tego, że zostanie tatusiem. Kiedy wróciłam ze szkoły, gotowy był pożegnalny obiad, ciocia wyjeżdżała i postanowiła przygotować swoją specjalność.

Mięso było dziwne, nie dojadłam więc do końca. Odłożyłam widelec, a wtedy moja ciocia oburzonym tonem powiedziała:
- No jak to, nie smakuje ci twój ulubiony króliczek?

Kiedy zrozumiałam, co się stało, poczułam ścisk w żołądku i samoistnie zwymiotowałam na swój talerz.

Ciocia do dziś nie rozumie, czemu niezbyt za nią przepadam.

królik piekielna ciocia dzieciństwo

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 247 (407)
zarchiwizowany

#76707

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Może pamiętacie jeszcze moją historię #75871, w której opisywałam ignorancję Straży Miejskiej na temat biegającego bezpańskiego psa.
Otóż historia miała dziś swój finał. Tragiczny. W nocy ktoś śmiertelnie potrącił psiaka.
Chociaż tyle, że strażnicy znów nie zignorowali sprawy i psie zwłoki zabrali właśnie panowie z odpowiednich służb.
Tylko pieska szkoda.

straż miejska pies

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -6 (24)

#75871

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na co w tym kraju utrzymuje się jeszcze Straż Miejską, skoro błąkającego się, dużego psa, który może stanowić zagrożenie dla dzieci i miejscowych kotów, nie zgarną z ulicy, dopóki "nie potrącę go własnym samochodem", co zasugerowała mi niewybrednie pani z SM przez telefon.
TOZ umywa ręce, bo to sprawa SM, SM ma gdzieś...

Ciekawe, czy jak dojdzie do tragedii, będą tacy chętni na pokrywanie kosztów leczenia, w co wątpię...

straż_miejska pies

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 230 (260)
zarchiwizowany

#52696

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Upał taki, a bałwany nadal nie stopniały.

W moim mieście od kilkudziesięciu lat działa lodziarnia z bardzo dobrymi wyrobami. Większość turystów, którzy kiedykolwiek odwiedzili tą miejscowość, wstąpiło do niej na lody. A że ostatnio i gorąco jest bardzo i przyjezdnych dużo, czasami zabraknie niektórych smaków już około godziny 10 rano. Trochę natomiast trwa dowóz towaru do lodziarni.
Tyle wstępu.

Dzisiejszy dzień był chyba najgorętszym w całym tygodniu. Wszyscy chcą się trochę ochłodzić, ratują się ucieczką do cienia, zimnymi napojami, czy właśnie, lodami.
Warto też wspomnieć, że przez cały miesiąc od połowy lipca do sierpnia trwa u nas festiwal muzyki ludowej. Z tego tytułu wszędzie jest pełno obcokrajowców, zwłaszcza dzieci.

W każdym razie po skończonych zakupach siedziałam z rodzinką w lodziarni delektując się lodami. Było to przed godziną 10, jednak niektóre smaki lodów już się skończyły, o czym informowała nie tylko pani w kasie, ale także przyklejona obok karteczka. Nikt nie miał z tym problemu, nawet ludzie z zagranicy, oprócz pewnego jegomościa, który na pierwszy rzut oka wyglądał sympatycznie.

Pan podszedł do kasy i się zaczęło.
[Facet] Proszę loda jagodowo-arbuzowego* za x zł.
[Kasjerka] Niestety, arbuzowego nie mamy - tu pokazała panu kartkę przyczepioną obok
[F] nawet na nia nie spojrzał i podniesionym głosem zaczął się wydzierać, że on sobie życzy tego smaku, bo on może zapłacić, a skoro [K] twierdzi, ze naprawdę smaku nie ma, to niech skreśli go z listy dostępnych (taa, na dwie godziny, z wiszącej pod sufitem podświetlanej tablicy, specjalnie dla tego pana)
[K] po prostu stała i wysłuchała monologu pana, o tym, jakie to niesprawiedliwe względem klienta.
Pan popieklił się, popieklił i w końcu zamówił inny smak.

Koniec? Akurat.
Kiedy wychodziliśmy z rodzinką, Pan stał przy bramie ogródka lodziarni rozmawiając z innym panem i dwiema paniami.
Mówił o tym jak to nie został tutaj oszukany, a o kasjerce wyrażał się "Pi**a"

*Nie pamiętam dobrze jakie smaki zamawiał, ale to chyba nie jest ważne.

lodziarnia

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 78 (190)
zarchiwizowany

#52537

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historię usłyszałam od mamy i opisuję tylko to, co wiem.

Koleżanka z pracy mojej mamy, dajmy na to, Sylwia, ma córkę w szkole podstawowej. Parę tygodni temu dziecku bardzo spuchły migdałki, ciężko było mu mówić, a co dopiero jeść. Sylwia zabrała córkę do lekarza, gdzie okazało się, że przed ewentualnym zabiegiem mała musi mieć dodatkową wizytę.
Lekarz ten przyjmował prywatnie, jednak mimo tego zaprosił je do siebie dopiero na lipiec 2014 roku.

Proszenie lekarza, aby postarał się przyjąć jej córeczkę wcześniej, bo dziewczynka męczyła się już bardzo, nic nie dało. Zdesperowana Sylwia stwierdziła, że może zapłacić mu za wcześniejszą wizytę równowartość dwóch konsultacji. Wtedy pan doktor spojrzał z pogardą na Sylwię i powiedział:
- Czy pani uważa, że pani dziecko jest lepsze od innych i zasługuje na wszystko wcześniej?
Kobietę zamurowało, wzięła dziecko i wyszła stamtąd bez słowa.

Historia skończyła się szczęśliwie, Sylwia poszła do innego lekarza i mała jest już po zabiegu.

Nie rozumiem jak można tak traktować pacjentów, jeśli przyjmuje się ich prywatnie i samemu ustala terminy.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -6 (28)

#47278

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia Arwenki o wizycie komornika przypomniała mi sytuację sprzed kilku lat.

Dosyć dawno temu w naszym mieście było jedno duże osiedle P. Przez całą jego długość ciągnęła się ulica o nazwie Podgrzybkowa. Potem zostało ono podzielone na dwa inne osiedla C. i K. Osiedle K., na którym mieszkam nadal ma ulicę o nazwie Podgrzybkowa natomiast w C. nazwa została zmieniona na Malinową. Nasz dom dostał nowy numer 70. Tymczasem przed kilkoma laty inny dom miał nr 70 przy ulicy Podgrzybkowej. Osoby z tamtego osiedla zostały poproszone o przemeldowanie.

Niestety, nikt z osiedla C. spod starej siedemdziesiątki się nie pofatygował.

I zaczęło się: najpierw wizyty listonosza z paczkami dla państwa M. Potem telefony ze szkoły, gdyż dzieci państwa M. podobno nie były do niej posyłane. Wszystkim grubo się tłumaczyliśmy, a i tak było coraz ciekawiej.
Zaczęły się odwiedziny ludzi z Urzędu Miasta, gdyż pan M. miał podobno jakieś długi i niespłaconą hipotekę.

Miarka przebrała się, gdy pewnej soboty przed szóstą rano przyjechała policja z komornikiem. Kiedy mój dziadek wszystko im wytłumaczył, poradzili, aby udać się do Urzędu i wyjaśnić sprawę.

Kiedy mama poszła do tej instytucji okazało się, że pod naszym adresem zameldowanych jest kilkanaście osób o nazwisku M. Co było najciekawsze, pewien pan, który zmarł w wieku 52 lat był u nas zameldowany całe życie.

Mama wymeldowała ich wszystkich, ale stresu mieliśmy z tym co niemiara.

ulica Podgrzybkowa

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 634 (710)

#44582

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia sprzed kilku lat.

Nadeszła wiosna. Wraz z mamą postanowiłyśmy kupić jej mamie (a mojej babci) jakiś ładny, duży bukiet kwiatów na grób. Pewnego popołudnia wybrałyśmy się w miejsce, gdzie są sprzedawane sztuczne wiązanki i kwiaty. Nie są specjalnie tanie, ale za to bardzo piękne. Z daleka często przypominają żywe rośliny.
Po dość długich oględzinach stwierdziłyśmy z mamą, że kupujemy coś jak krzak różowych róż w doniczce i kilka pojedynczych fioletowych kwiatków do wazonu (do takiego jakie są często przez grabarza przytwierdzane do płyty). Zakupu dokonałyśmy, pojechałyśmy na cmentarz.
Grób wyczyszczony, znicze zapalone, kwiaty postawione, modlitwa odmówiona. Super. Jedziemy do domu.

W domu zabrałyśmy się za gotowanie obiadu. Nagle przyjechał wujek, brat mamy. Wchodzi, typowa rozmowa rodzinna. Mówi, że był na cmentarzu i zastanawia się, dlaczego na grobie mamy nie ma jakiejś wiązanki. Mama gały wystawiła, bo przecież z trzy godziny temu postawiłyśmy tam krzak róż. Mówimy wujkowi, paragon nawet mama pokazała. No to jedziemy na cmentarz. Co się okazało?
Był jakiś pogrzeb. Ktoś chyba zapomniał o wiązance. Nie doczepił nawet żadnej wstążki, tylko bezczelnie zabrał i położył na tamtym grobie. Skąd wiem, ze to nasze? Mama, od kiedy usłyszała, że jacyś ludzie kradną przedmioty z cmentarza, zaczęła zaznaczać doniczki. Zawsze jak jedziemy na cmentarz ma przy sobie marker. Mama podnosi krzak, patrzy, a tam jej czarny krzyżyk postawiony markerem.

Wczoraj poszłyśmy z mamą na grób babci i od razu coś zaczęło nam nie grać. Mianowicie, mama na dzień Wszystkich Świętych kupiła pięknego dużego znicza, który przypomina chiński lampion. Szkoda jej go było wyrzucić, więc po prostu kupowała do niego wkłady, a jak był brudny brała do domu i myła. Jesteśmy przy grobie, znicza nie ma. Mama zaczyna się rozglądać. Znicz się znalazł na sąsiednim grobie. Ze śliczną kreską czarnego markera na spodzie...

cmentarz

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 748 (800)
zarchiwizowany

#44279

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mam taki mały apel: ludzie, zacznijcie jeździć ostrożniej. Spadł śnieg, na ulicach szklanka, co druga osoba gwałtownie hamuje, przez co samochód wpada w poślizg i zostaje wyrzucony środek drogi. A to wszystko dlatego, że jeżdżą ZA SZYBKO jak na takie warunki. Dzisiaj po zrobionych zakupach wyjeżdżam na parking z wózkiem w celu zapakowania wszystkiego do samochodu i widzę taką sytuację. Do skrzyżowania gna rozpędzona skoda, o mało nie rozjechała kilku osób na przejściu dla pieszych (piesi mieli zielone, my kierowcy czerwone. Facet kierujący skodą zaczął hamować jak był już na pasach, ludzie z powrotem na chodnik, a jego samochodem aż zakręciło. Niewiele brakowało, a doszłoby do tragedii.
Na szczęście reszta samochodów w drodze do skrzyżowania nie gnała tak szybko, a widząc to co się dzieje na przejściu, od razu zaczęli delikatnie hamować.
Trochę uwagi kierowcy, zwłaszcza kiedy warunki na drogach nie rozpieszczają. Wybaczcie nieskładność, ale wciąż nie mogę dojść do siebie.

Ulica

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -8 (28)
zarchiwizowany

#44272

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jest to moja pierwsza historia, ale piekielnych czytuję od dłuższego czasu.

Chciałam tu napisać o tym, że internet powinien być przeznaczony tylko dla ludzi z pewnym ilorazem inteligencji. Niestety, w sieci często trafia się na osoby, które chyba nawet nie wiedzą co to netykieta.

Do opowiedzenia historii potrzebny jest wstęp. Mianowicie, od kilku lat należę do oficjalnego fun clubu pewnego muzyka. Nie jest to ktoś super, cool i trendy, ale facet, który naprawdę ma talent. Z racji tego ciężko mu się wybić poza "sweetaśną" gromadkę współczesnych "gwiazd"... Z racji mojego zamiłowania, np. na Mikołaja czy na urodziny dostaję prezenty od koszulek do kubków wyrabiane przez salon fotograficzny ze zdjęciami mojego idola.

I żeby nie było: nie jestem podniecającą się nastolatką, studiuję, a do tego człowieka zawsze będę miała wielki sentyment, gdyż swoją postawą otworzył mi oczy na wiele przykrych spraw na tym świecie.

Zdarzyło się raz, że 6 grudnia dostałam od mamy poduszkę z jego zdjęciem. Ponieważ moje konto na portalu społecznościowym dla ludzi z klasą zrzesza znajomych z owego fun clubu, poduszeczce zrobiłam zdjęcie i wstawiłam w galerię.

Tu zaczyna się piekielność.

Otóż, na moje konto przybłąkała się jakaś dziewuszka, nie mam pojęcia skąd. Ponieważ często zapraszają mnie nowi członkowie, przyjęłam zaproszenie. No i się zaczęło.

Panienka zjeździła mój profil wzdłuż i wszerz, wypisując wszędzie komentarze typu " weź się dziewczyno ogarnij", "czego ty słuchasz" albo "jak można się czymś takim jarać". Wszystkie te teksty były zamieszczone pod zdjęciami, na których miałam koszulkę z idolem, pod nieszczęsnym zdjęciem prezentu, a nawet pod fotkami ze zlotów. Upominania moich znajomych nic nie dały, zmieszała wszystkich z błotem twierdząc, że jest najlepsza, bo słucha hip-hopu. Ja rozumiem, każdy ma swój gust, ale teksty typu "ja słucham tego, ty tego, więc ja jestem ta fajna, a ty matoł" uważam za typową umysłową gimbazę.

To jeszcze nie koniec. Napisałam do niej kulturalną wiadomość, w której zaznaczyłam, żeby sama się "ogarnęła" jak mi proponowała i przestała spamować, bo ją zgłoszę.
W odpowiedzi dostałam maila z wyzwiskami od *urw, żeńskich narządów płciowych i największych idiotów, z zaznaczeniem, że ona wiedziała od razu, że nie będzie ze mnie pożytku, bo jak słucham takiego *edała, to na pewno jestem *iczą i *zmatą niewyżytą. Nie odpisując, zablokowałam ją.

Do dzisiaj się zastanawiam, jak bardzo biedulce musiało się nudzić, żeby zapraszać obcą osobę do znajomych i zwyzywać.

Tak na przyszłość, szanujcie gusta muzyczne innych i uważajcie na pewną rozkrzyczaną użytkowniczkę portalu z Gdańska.

portal dla ludzi z klasą

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -10 (24)

1