Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

licealista255

Zamieszcza historie od: 7 kwietnia 2017 - 18:21
Ostatnio: 9 maja 2017 - 14:16
  • Historii na głównej: 3 z 4
  • Punktów za historie: 737
  • Komentarzy: 1
  • Punktów za komentarze: 12
 

#78074

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W moim liceum jest pewien zwyczaj praktykowany w klasach maturalnych. Na zakończenie edukacji, anonimowo, kupujemy sobie prezent, który kojarzy nam się z daną osobą. Żeby uniknąć sytuacji, że ktoś nic nie dostanie, wcześniej następuje losowanie. Oczywiście jest to wszystko tak zorganizowane, że nikt nie wie kto komu prezent kupuje. Wychowawca też bierze w tym udział. W ostatni dzień, wszystkie prezenty są składane w sali, rozdawane i rozpakowywane uroczyście.

W piątek mieliśmy zakończenie roku dla nas - maturzystów. W czwartek natomiast, miało miejsce rozdanie prezentów.

Co było w tym piekielne?

Mamy albo teraz, to już mieliśmy, w klasie jedną taką dziewczynę. Znajomy kiedyś dla żartu powiedział, że ilość szpachli i tapety na jej twarzy, przewyższa jej iloraz inteligencji.

Ktoś temat podłapał.

Dziewczyna dostała w pudełku, wielkości takiego po butach, szpachlę i woreczek z czymś, co było klejem lub zaprawą tynkarską oraz karteczkę z wydrukowanym napisem "Makijaż permanentny wyjdzie Ci taniej, niż codzienne malowanie się".

Jej reakcja była chyba adekwatna do zaistniałej sytuacji, bo wkurzyła się konkretnie. Rzuciła "prezentem" o podłogę i cała w nerwach wybiegła z klasy.

Klasą może nie byliśmy idealną. Nie każdy się z każdym lubił, kłóciliśmy się, dogadywaliśmy. Ale robienie sobie w ten sposób z kogoś jaj na sam koniec, to już nawet pod buractwo się nie kwalifikuje...

szkoła

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 239 (309)

#77922

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój starszy brat wrócił na święta do domu. Studiuje, a z racji, że z domu rodzinnego ma ponad 400 km na uczelnię, pomieszkuje w akademiku.

Wczoraj, przy świątecznym obiedzie, zacząłem go z ciekawości wypytywać, czy dzieje, bądź działo coś ciekawego w ostatnim czasie właśnie w jego tymczasowym miejscu zamieszkania. Po fakcie zorientowałem się, że tego pytania lepiej było nie zadawać, by nie zepsuć spokojnej atmosfery.

W kwestii wyjaśnienia, mieszka w dwuosobowym pokoju, ma dzielone coś na wzór ganku z sąsiednią trójką. Obok jest łazienka, a za nią drugi identyczny skład z dwoma pokojami na 5 osób. Więc łazienka przypada na 10 osób. Wiedział na co się pisze, ale nie spodziewał się, że piekielności pojawią się nie tyle ze strony organizacji i dogadania się, co samej ludzkiej mentalności.

Wypiszę wam sytuacje, które przydarzyły się od początku marca, czyli momentu, gdy się do akademika przeprowadził (studia II stopnia).

1. W pierwszym tygodniu jakiś delikwent próbował mu zakosić buty z ganku. Po prostu, wszedł jak gdyby nigdy nic, obejrzał i wziął. Ale przydybał go na tym jakiś sąsiad z piętra, więc na szczęście buty nie zmieniły właściciela.

2. Przez pierwsze 3 tygodnie, ktoś ze 4 razy zakosił im żarówkę z ganku. Przydzielane są one przez konserwatora, jeśli zgłosi mu się jej brak, bądź gdy jest spalona. Brat ze współlokatorem mieli sobie kupić swoją, bo ponoć dość często się palą, ale jak zobaczyli, że wcześniej ktoś ją zdąży zakosić, odpuścili. Od 2 miesięcy nie mają tam żarówki.

3. W akademiku kuchnie są wspólne, tzn jedna na piętro. Więc gdy chce się coś upichcić, trzeba wszystko przynieść z pokoju. Któregoś dnia, jego sąsiadce, jakiś "cwaniak" sprywatyzował patelnię z kolacją. Wyszła dosłownie na 15 sekund, bo potrzebowała coś zanieść do pokoju. Gdy wróciła, okazało się, że jej posiłku nie ma. Sam raczej nie uciekł. Patelnia wróciła następnego dnia. Wyglądała ponoć, jakby ją ktoś wyrzygał...

4. Jeśli już mowa o kuchni. Brat opowiadał, że średnio 2-3 razy na tydzień, słychać rano, jakby w kuchni urzędował rasowy budowlaniec, takie wiązanki lecą. Tak na prawdę to tylko sprzątaczka, która musi dzielnie walczyć z brudem, który mieszkańcy po sobie zostawiają. A jest z czym walczyć, bo jak to brat określił, w oborze jest czasami czyściej niż u nich w kuchni. Rozsypał się ryż/makaron/kasza/coś sypkiego? Podepczą, rozmiotą butem i zostawią. Rozlała się komuś woda, czy olej?

Tak samo. Co się robi z obierkami z ziemniaków? Wrzuca do zlewu, pomimo tego, że kosz stoi obok. Wykipi coś z garnka? Zostawiają zalaną kuchenkę. Kiedyś jeden z co odważniejszych, wygarnął sprzątaczce, że przecież za to jej płacą, żeby w kuchni było czysto. Co nie znaczy, że mają tam specjalnie robić burdel albo zachowywać się, jakby siedzieli w chlewie.

5. Jakiś debil postanowił dla żartu wezwać straż pożarną do bloku. Więc włączył alarm przeciwpożarowy na piętrze. Niestety, w bloku panuje taka zasada, że jeśli w ciągu 2 minut portiernia nie zadzwoni i nie odwoła alarmu, całe piętro zbiorowo płaci karę. Jakieś 6 tysięcy, na niecałe 40 osób. Brat na szczęście mieszka 2 piętra wyżej, ale i tak trzeba było przeprowadzić ewakuację całego bloku. Sprawcy niestety nie znaleziono.

To są najciekawsze przypadki. Takich jak choćby kradzież kosmetyków z łazienki, papieru z toalety! czy włączanie muzyki na full w środku nocy, bratu nie chciało się specjalnie komentować. Szuka za to jakiegoś innego lokum, bo poważnie zastanawia się nad wyprowadzką z akademika.

akademik

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 155 (199)

#77801

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Liceum. Dwa dni temu. Przerwa 10-minutowa.

Stałem na schodach przy samym piętrze. Gadałem z kumplem z klasy. Dosłownie na chwilę przed dzwonkiem przypomniał sobie, że zostawił klucze w kurtce, w szatni. Obrócił się i runął po schodach jak kłoda. Podbiegłem od razu, myśląc, że się potknął.

I poniekąd tak było. Jakiś kretyn związał mu ze sobą dla jaj sznurówki od butów. Schody w mojej szkole są dwuczęściowe. Połowa prowadzi na podest, zakręcają i biegną na piętro. Sprawca stanął niżej, prawdopodobnie na barierce i zrobił co zrobił. Zapomniał jednak o jednym fakcie. O kamerze, która jest pod sufitem na podeście, idealnie skierowana na schody.

Efekt upadku kumpla? Wstrząśnienie mózgu, rozbita głowa oraz podwójne złamanie prawej ręki - nadgarstek i kość promieniowa z przemieszczeniem.

Tłumaczenie żartownisia? To miała być śmieszna zemsta za to, że przez mojego kumpla, wywalili go z kółka informatycznego. Miał się przewrócić na piętrze, idąc do klasy przy której staliśmy.

Wspominałem już, że za niecały miesiąc piszemy maturę, a kolega jest praworęczny?

"śmieszny żart"

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 321 (341)

1