Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

mabmalkin

Zamieszcza historie od: 4 stycznia 2017 - 1:24
Ostatnio: 29 lipca 2020 - 12:59
  • Historii na głównej: 100 z 109
  • Punktów za historie: 18658
  • Komentarzy: 551
  • Punktów za komentarze: 2996
 

#80554

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mamy z moim P. znajomego - uwielbiał zawsze gotować, uczy w jednej z lepszych szkół gastronomicznych. Wychowywaliśmy się razem (niewielka różnica wieku; on starszy), kontakt korespondencyjny zachowany, więc jako że oboje jesteśmy w rodzinnym mieście - spotkanie musi być.

Znajomy brał udział w jednym z popularnych programów kulinarnych (tytułu nie podam). Odpadł w PÓŁFINALE.

Obroty restauracji, w której pracuje - ot, zwykła restauracja dla zwykłych ludzi (kolega na co dzień zajmuje się czymś innym) - SPADŁY.

Dlaczego?

No bo tu pan odpadł, ja widziałem! W półfinale odpadł! To ja takiego gówna nie będę jadł!

Wiem, że zgłosił się na własne życzenie, dla sprawdzenia się i w ogóle. Ale ja tam bym chciała dostać jedzonko od kogoś, kto doszedł tak daleko (a nie oszukujmy się, w niektórych programach, mimo grania pod publiczkę, znajdują się naprawdę doświadczeni ludzie, którzy oceniają potencjał kucharzy).

Szef nie zwolni kolegi z pracy, wręcz przeciwnie, zachęcił go, by rozwinąć zwykły lokal na nieco wyższy poziom (mimo że obroty spadły).

Ale przeciętny "polski-nosacz" i tak powie, że go okradli, bo ugotował mu pan, który odpadł, bo on w telewizji widział.

gastronomia ludzie konkursy

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 122 (158)

#80530

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zdaję sobie sprawę, że temat kontrowersyjny, ale możecie pomyśleć co Wy zrobilibyście w mojej sytuacji.

Wróciłam dzisiaj ze studiów do swojego narzeczonego. Kiedyś w historiach wspominałam, że mieszkamy praktycznie w lesie.

Koło naszego domu przechodzi dróżka, prowadząca w stronę kamieniołomu i jeziora (dookoła las). Jakieś 700 m wcześniej jest jedyny blok, w którym mieszka kilkoro ludzi. To tak gwoli wyjaśnienia, żebyście mogli sobie mniej więcej wyobrazić miejsce, w którym zaszła cała sytuacja. Jeśli chodzi o osoby przechodzące koło naszego domu, to na tydzień ze 4 będą.

Lubię zwierzęta. Przygarnęliśmy z P. 6 kotów i psa ze schroniska. Mimo to - nie toleruję, gdy pies jest puszczony "samopas", dodatkowo bez kagańca. Nasza stara suczka biega po lesie pod naszym nadzorem, wiemy, że jest niegroźna, a mimo to ma kaganiec.

Sytuacja z dziś.

Miałam odebrać kuzynkę z podstawówki (miasto 5 km od nas), ale że wujek nie zostawił klucza, to uznaliśmy, że młoda zostanie u nas przez kilka godzin. Zabrałam ją na spacer, właśnie w stronę kamieniołomu i jeziora. P. nie było z nami; kończył pracę ok. 16.00.

Idziemy sobie w dół, młoda coś tam nawija, zaczęła nagrywać filmik, żeby potem pokazać tacie. Z prawej strony dróżki przebiegł wielki, czarny (z domieszką białego) pies. W sumie gabarytami jak cielak. Nie znam się na rasach, ale może to jakiś owczarek, futro średniej długości.

Młoda się przestraszyła (kilka lat temu pogryzł ją pies, blizny na policzku zostaną jej do końca życia). Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że pies zaczął biec w naszym kierunku.
I teraz moja piekielność. Chociaż osobiście nie mam nic sobie do zarzucenia.

Z początku wzięłam pierwszy lepszy kij, przerzuciłam młodą przez ramię i starałam się odgonić psa tym kijem. Krzyczałam przy tym o pomoc/czy ktoś tu jest (z nadzieją, że może właścicielka/właściciel jest gdzieś w pobliżu, w końcu to był rasowy, zadbany pies). Potem starałam się kopniakami odgonić psa. I to nie była próba "zabawy z człowiekiem". Zwyczajna agresja.

Ostatecznie wbiłam mu w okolice podgardla scyzoryk (prawie zawsze noszę przy sobie, a na pewno zawsze, jeśli jestem tam, gdzie byłam). Pobiegł dość spory kawałek, ale padł.

Wróciłam ze szpitala około 1,5h temu, mam 14 szwów na przedramieniu, 3 na dłoni, nogę w bandażu po ugryzieniach. Mam się zgłosić po resztę wyników pojutrze - nie wiadomo, czy pies był szczepiony itp. Młodej nic się nie stało, ale powiedziała, że już nie chce do nas przyjeżdżać.

I teraz czekam na właścicielkę/właściciela tego psa, aż będzie szukać winnego. Mimo wszystko jestem prawie pewna, że to ktoś z naszej wsi. W razie czego mam nagranie z telefonu młodej. Nie widać na nim nic szczególnego od momentu, gdy pies zaczął się rzucać, ale młoda nie wypuszczała go z rąk i widać urywki jak pies skacze w naszą stronę.

No, chyba że ktoś wyrzucił go z auta. Nie wiem. "Uroki" za*upia.

właściciele zwierzęta dzieci obrona

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 127 (189)

#80467

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tak się złożyło, że moja kuzynka przeniosła się do swojego (i mojego) rodzinnego miasta do 3. klasy LO. Nauka nigdy nie sprawiała jej problemów.

Końcem sierpnia odbyła się rekrutacja odnośnie języków (angielski i niemiecki) - był test, na podstawie którego przydzielono uczniów do dwóch grup - zaawansowanej i "początkującej".

Kuzynka z angielskim problemów nie ma; potrafi się dogadać, jednak musi i chce rozwijać język. Trafiła do zaawansowanej grupy, na drugim miejscu wśród wszystkich.

Nie będę się rozpisywać.

Dostali nauczycielkę, którą muszą… Poprawiać.

Przykładowo:

- Proszę pani, a czy pytanie X będzie poprawnie sformułowane do tej sytuacji? Bo zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby je zadać w inny sposób.

Nauczycielka: Klaso, czy ktoś wie, jak to zrobić?

Jeśli nikt nie wie, nauczycielka spędza kilka minut, szperając w laptopie. Podobnie odnośnie pojedynczych, bardziej wyrafinowanych słówek.

Kilka osób zgłosiło się do dyrekcji i swoich rodziców, czy nie mogliby pomóc zmienić im nauczyciela. Komitet rodzicielski nawet rozesłał między innych rodziców maile.

Wujek przeczytał mi odpowiedzi większości. Wynikało z nich jedno:

"No to chyba lepiej, że ta pani nie jest wymagająca? Dlaczego moje dziecko miałoby ślęczeć nad angielskim i marnować czas? Co z tego, że dobrze napisał/a test na początku, im mniej nauki, tym lepiej. I tak już sporo mają na głowie. A do matury przecież daleko."

Cóż, pewnie rodzice dzieci, którym stuprocentowo zależy, zapiszą je na korepetycje czy coś.

Mojego wujka - samotnego (ciocia zmarła kilka lat temu), z szóstką dzieci, z czego dwójka wymaga opieki lekarskiej, zwyczajnie na to nie stać. Ja sama staram się internetowo podrzucać młodej swoje notatki i testy z LO (wyjaśniając najlepiej, jak potrafię, CO i DLACZEGO TAK), jednak wiem, że to nie to samo co normalna, porządna lekcja w szkole.

szkoła rodzice

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 80 (106)

#80435

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja koleżanka (kilka lat starsza) pracuje w policji. W tym roku jej syn, Kuba, pierwszy raz poszedł do zerówki.

Szybko zapoznał się z innymi dziećmi, jednak jego przyjaciółmi byli Kacper i Marek - rodzeństwo. Młody wczoraj, po powrocie ze szkoły zalał się łzami i ogólnie koleżanka nie mogła go uspokoić. Powód histerii? Kacper i Marek już nie mogą się z nim bawić. Dlaczego? Bo jego mama jest policjantką i rodzice im zabronili. Sami mu to powiedzieli.

Wiem, że są różne opinie na temat tej formacji, sama odbywałam staż i wiem, że policjanci są przeróżni. Ale podejścia rodziców z historii nie jestem w stanie ogarnąć.

Rodzice dzieci praca

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 136 (164)

#80408

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W mieszkaniu, które wynajmujemy we Wrocku, mieszkają praktycznie sami studenci. My przedłużyliśmy umowę na kolejny rok, w międzyczasie przez inne mieszkania przewinęło się mnóstwo różnych ludzi, ale w większości studenci.

O dziwo, poza naszymi sąsiadami z góry (w osobnej historii ich opiszę), którzy już tu nie mieszkają, było w miarę spokojnie. Teraz jest nieco inaczej. Rozumiem, że czasem jakaś imprezka z piątku na sobotę, że muzyka itp. Przeważnie prośba o ściszenie o godzinie 1-2 skutkowała.
Co ważne - ściany są bardzo cienkie. Jeśli ktoś piętro wyżej załatwia "dwójkę", można to usłyszeć, jeśli u nas akurat jest cicho.

W tamtym tygodniu, w środę, ekipa z góry zrobiła imprezę. Środek tygodnia, my na uczelnię/do pracy. Kuzyn poszedł poprosić towarzystwo o ściszenie muzyki. Było ok. 23.00. Ściszyli.

Mniej więcej po godzinie towarzystwo postanowiło sobie zrobić karaoke. No cóż, nie pozostało nam nic innego, jak zadzwonić na policję. Przyjechali, spisali, uspokoiło się, ale od tego momentu sąsiedzi krzywo na nas patrzyli. Postanowili chyba się zemścić. Oplute drzwi, g*wno na wycieraczce i inne takie pierdoły.

Wczoraj kumpel miał urodziny, ja dzisiaj mam odwołane zajęcia, więc postanowiliśmy umówić się u mnie ze znajomymi, wypić po piwku i iść na miasto. Akurat w momencie, gdy otwierałam znajomym drzwi, dziewczyna z góry schodziła na dół. Było ok. 19.00. Wypiliśmy po piwie i jeszcze przed dwudziestą wychodzimy.

Kilka godzin później dostaję telefon pd kuzyna, że była u nas policja, bo "ktoś" skarżył się na imprezę i hałasy. W domu był tylko kuzyn i szwagierka, którzy wstają rano do pracy. Panowie policjanci zauważyli, że nie ma żadnej imprezy i pożegnali się.

Zemsta się nie udała.

Studenci

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 125 (141)

#80375

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Podczas wakacji pomagałam koleżance z liceum w znalezieniu mieszkania na studia, we Wrocku. Nie jesteśmy jakimiś przyjaciółkami, nie piszemy ze sobą codziennie; raz na jakiś czas kino czy tam kawa. Mieszkanie znalazła, cena przystępna, przy okazji pomogłam jej przyjaciółce - zamieszkały razem.

Od września (bo wtedy się wprowadziły) widziałam się z nią raz - koło biblioteki. A potem drugi, bo umówiłyśmy się. Wieczorem poszłyśmy na piwo, potem wróciłyśmy do domu.
Około 20.40 dnia wczorajszego, dostałam telefon od jej matki, która mnie "zna" - z tego, że pomogłam jej córce znaleźć mieszkanie (i dlatego też miała mój numer). Justynka jest w ciąży i to moja wina, bo w takiej okolicy jej mieszkanie wybrałam i nie pomagam jej w ogarnięciu studenckiego życia jako STARSZA PRZYJACIÓŁKA. I zawiodła się na mnie, bo co ona teraz zrobi? Powinnam im pomóc, bo to ja w to ją wpakowałam. :D

Strzeżcie się Placu Grunwaldzkiego, przyszłe studentki, bo w ciążę zajdziecie. Z winy starszych przyjaciółek.

rodzice studentki wtf

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 227 (233)

#80314

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nowy rocznik studentów.

Sama zaczęłam niedawno, bo dopiero w tamtym roku, ale kurde… Wtedy nie było takich akcji, jak teraz na moim wydziale i chyba ogólnie całym uniwerku.

1. Dziewczęta płaczące na korytarzu/w łazienkach. Jedną z rozmów przez telefon zasłyszałam właśnie w toalecie.

„Mamuuuś, i co teraz będzie z nami?! Myślałam, że będę mogła wracać, a mam tu siedzieć od poniedziałku do piątku! I co teraz z Krzysiem?!”.

Dziewczyna aż zanosiła się szlochem, to nie był płacz, tylko histeria. Ja rozumiem, że tęsknota, też tęsknię za P., ale bez przesady... I siedzą w tych kabinach, jedna, druga, trzecia przez całe przerwy między zajęciami, a ty człowieku najlepiej zainwestuj w pampersy.

Ale to jeszcze nie jest piekielne.

2. Kolejki do dziekanatu jakie są - każdy, kto był studentem wie.

Teraz jednak jest jeszcze gorzej, bo o ile część stoi po to, żeby faktycznie coś załatwić (papiery, legitymacja itp.), to większość z ludzi z pierwszego roku idzie zrobić awanturę paniom w dziekanacie, że jakim cudem oni mają siedzieć na zajęciach od 9.00 do 18.00? (Jakby panie miały z tym coś wspólnego).

Ich krzyki słychać na korytarzu i nie są to pojedyncze przypadki. Mistrzostwem był chłopak, który wparował z ojcem. "Bo on ma treningi piłki nożnej! A przez to, że ma środy i piątki zawalone zajęciami, nie może się rozwijać i uczelnia zabiera mu przyszłość!”.

Cóż, pani z dziekanatu zaproponowała, że może lepiej, gdyby chłopak poszedł na AWF. Wszyscy słyszeli krzyki, bo jaśnie pan nawet drzwi nie zamknął za sobą.

Dziwne, jakoś u mnie w grupie są osoby pracujące, rozwijające różne hobby i potrafią podzielić sobie czas na wszystko.

Dziekanat jest otwarty od 9.00 do 13.00 z godzinną przerwą, zatem niektórzy właśnie przez takie kuriozalne sytuacje nie zdążyli ze złożeniem wniosków o np. stypendium (przez internet nie można) i już nie będą mogli tego zrobić.

3. Facebookowy profil wydziału.

Mnóstwo komentarzy, że jakim prawem "uczelnia zabiera im czas", kiedy oni mają "rozwijać studenckie życie", skoro tyle godzin muszą siedzieć na głupich zajęciach. Obrażanie kogoś, kto "wymyślił taki plan" i wszystkich, którzy w komentarzach próbują przemówić im, że studia nie są obowiązkiem.

Mam nadzieję, że te sytuacje się uspokoją, bo mam już serdecznie dość (i nie tylko ja) narzekania zewsząd, jacy to oni nie są biedni, bo muszą iść na zajęcia. Zwyczajnie wku*wia mnie takie zachowanie, a z niektórymi sytuacjami chcąc nie chcąc muszę mieć styczność. Z uczelni zrobił się cyrk.

PS. Z ciekawości przejrzałam te ich straszliwe plany zajęć. Są do wglądu na stronie uczelni. Niektóre grupy mają wolne wtorki, inne mają tylko lektoraty i potem już wolne. Zwykle zaczynają około 9, kończą w okolicach 16, albo zaczynają później i kończą później. Wykłady są nieobowiązkowe, zatem można wyjść duuużo wcześniej. Nic strasznego tam nie zauważyłam, nawet zazdroszczę niektórych dni.

uczelnia studenci

Skomentuj (56) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 167 (229)

#80216

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Apogeum bezczelności.

Jedna ze wszystkich trzech w miarę (tak mi się do dzisiaj wydawało) restauracji lepszej "jakości", które serwują coś poza piwem, wódeczką i meczem piłki nożnej w tej mojej rodzinnej mieścinie.

Zamówiłam danie z makaronem, zawsze bardzo mi smakowało. Dzisiaj też, ale tylko na początku. W trakcie jedzenia, wyciągnęłam dłuuugiego, czarnego włosa. Ja jestem ruda, więc ni chu chu nie mój. Pierwszy raz coś takiego mi się zdarzyło, a wpadam tam od kilku lat, w międzyczasie przewinęło się mnóstwo kelnerek, kelnerów i szefów kuchni.
Zgłaszam problem; chcę rekompensaty w postaci gotówki, nowego dania nie chcę - niektórych obrzydzają pająki, ja na widok czyjegoś włosa w jedzeniu mam odruch wymiotny.

Reakcja szefowej:
- A pani to w domu jak gotuje to się nie zdarza, że włosek poleci?! Przecież to tylko włos, może pani wyrzucić i spokojnie jeść dalej. Nie rozumiem problemu, niepotrzebny raban tu pani urządza.

Skarga poleciała, więcej tam nie pójdę, znajomym odradziłam.

pseudorestauracja

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 152 (202)

#80129

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Hisotria Arthosisa- #80119 sprawiła, że spadła na mnie lawina wydarzeń z wcale nie tak odległej przeszłości.

Całą historię postaram się opisać w miarę klarownie; w czasie tych wydarzeń nie byłam jeszcze dojrzałą osobą i nie wszystko byłam w stanie zrozumieć (no, teraz ze swoją 20-tką też się tak nie czuję, ale wiem więcej i myślę inaczej ;) ).

Mieszkałam od dziecka na wsi. Przeprowadziliśmy się z rodzicami, gdy miałam 8 lat, do miasta obok. Miałam (i nadal mam) dwie najlepsze przyjaciółki, powiedzmy - Monikę i Agę. Nasi rodzice dobrze się znali. W historii skupimy się na Agnieszce.

Pochodziła z bardzo chrześcijańskiej rodziny, miała dwie starsze siostry. Z naszej "trójcy" ona zawsze była najrozsądniejsza i najbardziej poważna. Małżeństwo jej rodziców uznawane było za jedno z "najlepszych we wsi".

Do czasu. Ojciec pracował za granicą, wciągnął się w hazard, tracił na tym wszystkie pieniądze; publicznie nadal zgrywali małżeństwo idealne. Mama Agi była chora, jak się później okazało - białaczka. Niewiele więcej wiem, wiem, że długo z tym walczyła. W końcu podjęła decyzję o rozwodzie (popchnięta do tego przez matki Moni i moją). Nie chciała żyć pod jednym dachem z mężczyzną, którego kochanką stało się kasyno.

W kwietniu wyjechałyśmy w trójkę na dwutygodniową wycieczkę ze szkoły, miałyśmy wtedy po 17 lat.

Wróciłyśmy na początku maja. Do rozwodu nie doszło - Agi mama była w stanie ciężkim w szpitalu; przez telefon, w czasie wyjazdu, nikt bliski - siostry, babcia, ojciec - nie informowali jej o tym, bo nie chcieli jej martwić.

Dwa dni później mama Agi zmarła. Czułam się, jakby to moja matula była.

Od tego czasu nastało pasmo nieszczęść i absurdów.

1. Spadek.
Starsze siostry w tym czasie były już pełnoletnie, jedna ("średnia") miała już narzeczonego.

Spadek został podzielony między trzy siostry i TYLKO między nie. Aga była niepełnoletnia, pieczę nad jej częścią sprawowała najstarsza siostra. Wypłacała jej na podstawowe rzeczy typu podręczniki szkolne. Poza tym - ciuch czy wyjście do kina raz na miesiąc? Nie.

Ogólnie jej siostry zmieniły się nie do poznania, a znałam je odkąd pamiętam.

Nadszedł czas 18-tych urodzin Agi. Pieniądze dostała i... wyprowadziła się z domu, bo starsza siostra zrobiła sobie z niej zwykłą służbę domową, nieustannie się kłóciły. Druga siostra też Agę olała.

2."Wsparcie rodziny i CHŁOPAKA".

Od śmierci mamy Agi NIKT - babcie, ciotki, wujkowie itp. (a rodzina duuuża). Nawet nie odwiedzili ich w domu, by wesprzeć dziewczyny, już niekoniecznie finansowo, ale chociażby psychicznie. Przyszli tylko na odczytanie testamentu i wyszli oburzeni, że jakimś "gówniarom" matka przepisała FORTUNĘ.

Chłopak zerwał z nią w dniu śmierci jej matki, bo znalazł sobie inną dziewoję. Aga bardzo się załamała (zawsze traktowała związki bardzo poważnie, a była z nim ponad dwa lata). Nocowała albo u Moniki, albo u mnie. Nasi rodzice traktowali ją jak własną córkę i starali się wspierać, jak tylko mogli, jednak wstydziła się tego. Z siostrami zerwała kontakt.

3.Tatuś.
Zniknął za granicą w czeluściach hazardu. Nie wiem dokładnie, jak to działa, ale pozwał Agę o ALIMENTY (tak, pozwał o alimenty swoją 18-letnią córkę, która nie pracowała, mieszkała u jego byłych już znajomych i właśnie miała pisać maturę). Zadłużył się na kilkaset tysięcy. Od pogrzebu żony nie kontaktował się z córkami ani razu.

Wyrzec się ojca raczej nie można. Nie wiem do końca jak to działa (nie linczujcie! ;) ), ale chyba wystarczy zrzec się spadku dopiero po śmierci ojca (?). W każdym razie ze sprawy udało się wybrnąć.

Nie będę już Wam mącić w głowach, więc na szybkości - Aga nie zdołała zdać matury, mimo że nasi rodzice opłacali jej wizyty u psychologa, korepetycje itp.

Poznała wspaniałego chłopaka, wyjechali razem za granicę.

Obecnie ma 20 lat i pracuje w jakiejś fabryce, mieszka z narzeczonym u jego rodziców. Mimo wszystko szanuję chłopaka za to, że pomógł jej wyjść z dołka. I podziwiam ją, bo ja, mając 17 lat i taką "cudowną" atmosferę w rodzinie, nie potrafiłabym raczej tego wszystkiego znieść.

A, i gwoli wyjaśnienia - rodzice moi i Moniki nigdy nie chcieli od rodziny Agi jakichkolwiek pieniędzy za jej utrzymanie przez prawie dwa lata, nawet nie zamierzali prosić. Po prostu uznali, że tak trzeba zrobić i są zdania, że dziś zrobiliby to samo, mimo że nigdy u nas się nie przelewało. Podziękowania też nigdy nie otrzymali.

rodzina spadek

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 122 (152)

#80136

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłam dzisiaj matulę odwiedzić. Wchodzę do domu.

Słyszę zza ściany (od sąsiadów) wszelkie ku*wy, c*uje, sz*aty, dzi*wki... Dziecięcym głosem.
Sąsiadka wprowadziła się z mężem niedawno. Mają dwóch synów, jeden 6, a drugi chyba teraz będzie miał 9.

Dzieciak "zwracał" się tak do matki, z tego co zrozumiałam z wrzasków, bo nie chce chodzić do szkoły.
Gdy mama spotkała sąsiadkę na korytarzu, zwróciła się do niej czymś w stylu, że takie małe dziecko nie powinno używać takich słów, a tym bardziej do rodzica. Reakcja:
"Oj tam, przecież to tylko dziecko, on zaraz z tego wyrośnie!"
:D
Tak, sam wyrośnie. Chyba nawet nie współczuję sąsiadce...

Odkąd się wprowadzili, dwa potworki są ustawiane "do pionu" przez sąsiadów (zwracają się do starszych na "ty", nie mówią dzień dobry, zostawiają zabawki i rowery na podjeździe dla aut). Matka nie zwraca im jakiejkolwiek uwagi. No, chyba że któryś z sąsiadów (np. mój tato) wyrzuci zabawkę na ich ogródek pod oknami. Wtedy zwraca uwagę. Ale mojemu tacie. Który ma to w d...

dzieci rodzice

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 109 (135)