Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

mabmalkin

Zamieszcza historie od: 4 stycznia 2017 - 1:24
Ostatnio: 29 lipca 2020 - 12:59
  • Historii na głównej: 100 z 109
  • Punktów za historie: 18658
  • Komentarzy: 551
  • Punktów za komentarze: 2996
 

#79410

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Matka z serii "mam chorom curke, daj mi za darmo bo mi sie nalerzy".

Liceum już dawno skończyłam, ostatnio po wizycie w rodzinnym domu w szafce przyuważyłam kilka podręczników, repetytoriów, kserówek, notatek itp. z tegoż okresu. W większości historia, WOS i rozszerzony angielski.

Zerkam na stronę LO, wykaz książek ten sam, no to wrzucam ogłoszenie na fejsbuczka, że mam do sprzedania to i tamto. Cenę dałam dokładnie o połowę niższą, niż są obecne (o podręczniki zawsze dbałam, więc nie były zniszczone ani porysowane długopisami). Mi się już nie przydadzą, a jakiś dzieciak z tej wiedzy skorzysta, więc co mi tam. Najdroższy był podręcznik do j. angielskiego - kupiłam za 160 zł, wystawiłam za 80.

Dopisałam, że do miejscowości X (gdzie jest liceum) mogę nawet podjechać autem i przekazać te skarbnice wiedzy za dodatkowe 20 zł (koszty dojazdu, bez względu na to, czy ktoś weźmie książki, czy się rozmyśli, a od siebie do X mam spory kawałek).

Zgłasza się jakaś dziewczyna. Pyta o cenę, mówię, że bez zmian. Dobra, ona spyta mamy.

Telefon wieczorem.

- Dzień dobry, córka mówiła, że ma pani podręczniki do sprzedania... A nie dałoby się coś zejść z ceny?
- Proszę pani, zeszłam z połowy ceny. Więcej mi się po prostu nie opłaca (no bo jak, podręcznik załóżmy za 20 zł, więc mam zejść do ilu, do pięciu?).
- Ale 80 zł za angielski to już przesada!
- Przesada, proszę pani, to było to, że mi nauczycielka kazała go kupić za 160 zł.
- No dobrze... Ale wie pani, moja córka jest chora, mnie nie stać. No ale dobrze, najwyżej chleba nie kupimy. Niech pani jutro przyjedzie do X.
- W porządku, do zobaczenia.

Jadę do X. Umówiłyśmy się pod budynkiem LO. Wysiada mamuśka. Z zaje*istego merca, szpileczki, długie tipsy, droga marynara itp. Pokazuję jej książki.

- A czemu tu takie zagięte?!
- Nie zagięty, tylko rozwarstwiony dolny róg, to normalne przy książkach, gdy nosi się je kilkadziesiąt razy w plecaku.
- No dobra, masz pieniądze.


Wciska mi plik banknotów (plik = 10,10,10,10,10,20,50…), bierze reklamówkę i idzie w stronę auta. Przeliczam szybko. Powinno być za wszystko 360, jest 220. Biegnę za panią.
- Zaraz, nie dała mi pani jeszcze 140 zł!

Tu następuje zwrot akcji, mamuśka rzuca w moją stronę na asfalt reklamówkę z książkami.

- KU*WA, co za czasy! Wszyscy to złodzieje! Ty gówniaro, nie rozumiesz, że mam chorą córkę?! ONA MA GRYPĘ!
- Współczuję pani bardzo (o ironio, przecież to GRYPA! A ja durna myślałam podczas rozmowy telefonicznej, że jakiś rak czy coś). Proszę, 200 zł, 20 za moją fatygę tutaj.

I spłynęłam w swoją stronę. Jeszcze się za mną darła, wyzywając od złodziejek itp.

Książki wylądowały u koleżanki.

madki

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 190 (222)

#79476

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jesteśmy sobie na urlopie, pod wieczór wyszliśmy z P. na ławeczkę obok "willi", dokładnie blisko wejścia dla personelu.

Obok wejścia stała suszarka z praniem, jakieś białe ręczniki, poszewki itp. Wiatr silny, suszarka kilka razy upadła, nikt nie przychodził, więc pomyślałam, że nic się nie stanie, jak podniosę tę suszarkę raz, a potem drugi; gości dużo, obsługa zapracowana, sama pracowałam w hotelu, więc wiem, jak to wygląda.

Za trzecim razem zapukałam do drzwi dla personelu i poinformowałam panią, która akurat tam była, żeby może jakoś przestawili suszarkę, bo cały czas spada za każdym silniejszym podmuchem wiatru. Ok.

Przesiadamy się na inną ławkę do cienia, rozmawiamy, podziwiamy widoki, pijemy piwko... I nagle przychodzi (p)ani z którą wcześniej rozmawiałam.

P: Suszarka się przewróciła?
(patrzę, faktycznie znowu leży)
Ja: No tak, któryś raz z kolei, informowałam panią.
P: No to czemu pani nie podniosła, jak pani widziała?!

Kur... Serio? :D Przybytek opuściliśmy jeszcze tego samego wieczoru, bo to nie była jedyna piekielność ze strony obsługi.

Namiot też jest fajny. :)

Wakacje urlop obsługa

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 119 (147)

#79426

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Długo siedzę za kółkiem czy za kierownicą moto, ale pierwszy raz dzisiaj zdarzył mi się tak niebezpieczny przypadek z udziałem rowerzysty, ogólnie to nigdy wcześniej nie miałam z wyżej wymienionymi żadnych piekielnych sytuacji, mimo że jak na swój wiek mogę pochwalić się większymi ilościami kilometrów niż niejeden starszy kierowca.

Nic się na szczęście nie stało - ale mogło. I nie w wyniku mojej głupoty lecz pana na rowerze.

Jadę sobie motocyklem w stronę granicy czeskiej, dłuuuga prosta, na końcu zakręt. Teren niezabudowany, więc 50 nie obowiązuje i skorzystałam z tego faktu. W oddali widzę pana na rowerze, jedzie normalnie, prosto, mimo to trochę zwalniam. I całe szczęście.

Tuż przed zakrętem, jakieś 10 (albo i mniej) metrów przed rowerzystą, daję maksymalnie po hamulcach, bo pan nagle stwierdził, że zajedzie mi drogę i skręci w lewo żeby zawrócić.

Żadnego sygnału, wystawionej ręki, NIC. Nawet nie oglądał się na boki, czy nic nie jedzie. Jeszcze chwilę odczekałam na poboczu, bo moje nogi były jak z waty. A pan radośnie oddalił się.

Oczywiście zawróciłam chwilę później, dogoniłam go i z naszej jakże "kulturalnej" rozmowy wynikało, że to JA powinnam uważać na to, co on robi, bo on może zmieniać zdanie co do jazdy, a ja mam się dostosować.

No cóż, kamerkę mamy jedną, dzisiaj zabrał ją mój P. więc tylko powiedziałam panu, co o nim myślę i zawróciłam do wcześniejszego kierunku jazdy.

I z czystym sumieniem uważam, że takim osobom przydałby się jakiś kubeł zimnej wody w postaci porządnej przewrotki. Co najmniej.

motocykliści rowerzyści idioci

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 169 (173)

#79242

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wracam sobie dzisiaj z festiwalu (dla zainteresowanych- Castle Party w Bolkowie). Osobom niewiedzącym co i jak, radzę wpisać w Google i zapoznać się z tematem.
Nie byłam jakoś wybitnie wystylizowana, nie miałam ostrego makijażu, ale jednak wyróżniałam się samym strojem.

W drodze powrotnej postanowiliśmy z P. zahaczyć o nasz ulubiony lokal z pysznym jedzeniem. Miła pani kelnerka zaproponowała miejsce przy 4-osobowym stoliku (ludzi mało), ale postanowiliśmy zająć jeden ze stolików dla dwóch osób gdzieś w kącie. Zamawiamy, czekamy.
Wchodzi rodzinka, na moje oko babcia, matka i dwójka dzieci. Zajmują stolik (dla 10 osób) tuż przy nas. Babcia mierzy mnie wzrokiem, potem druga kobieta; nie zwracam na nie uwagi.

Pyszna karkówka wlatuje na nasz stolik. Babcia chrząka i chrząka. Kelnerka pyta o co chodzi.
"Co wy za po*ebów tu przyjmujecie?! Moje wnuki będą miały traumę! Naoglądają się jakichś idiotów i będą homoseksualistami! (wtf?) Żądam ZNIŻKI i rozmowy z szefem!".
Poza nami wcześniej były dwie osoby, więc rodzinka miała praktycznie cały lokal włącznie z tarasem do dyspozycji.
Miła kelnerka grzecznie informuje, że jedyne zakazy to zakaz obsługi nietrzeźwych, niepełnoletnich i zakaz palenia. A szef jest na górze. Babcia jednak nie chce z nim rozmawiać.
Po tym jak przyszło pierwsze zamówienie na ich stolik, babcia zabrała talerz z pierogami, rodzinkę i wychodząc wrzuciła talerz tuż za bar.
Pomogliśmy miłej pani kelnerce posprzątać.
Serio, "trauma na całe życie...".

Ps. Szanuję starszych ludzi. Równie dobrze mogła by to powiedzieć ta druga kobieta. I równie dobrze można było to załatwić jakoś bardziej "po ludzku" niż rzucać jedzeniem nad którym ktoś się napracował.

Ludzie

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 127 (179)

#79364

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłam rano w jedynym w tej wiosce sklepie spożywczym - dosyć dużym, celem zakupu jakiegoś świeżego pieczywa i kilku innych rzeczy.

Budowa sklepu jest następująca - wejście, po dwóch stronach półki z napojami, na wprost kasa. Na prawo od kasy taki jakby "zawinięty" przedsionek z wędliną, na lewo z pieczywem i warzywami. Co ważne - zza kasy nie widać kto co bierze; kamery są ale ogólnie rzadko kiedy zdarzają się jakieś kradzieże.

Podchodzę do bułek, biorę kilka do reklamówki. Obok mnie pani (powiedzmy X) z dzieckiem. Pani przebiera w warzywach, w czasie gdy brzdąc (na oko z 5 lat)- wybiera bułki, NADGRYZA JE i wrzuca tam gdzie były.
Ja- Proszę pani, czy pani widzi co robi pani syn?
X- Jaki syn?! To mój wnuk!
Ja- Pani wnuk nadgryza świeże bułki.
X- No i? Niech sobie dziecko popróbuje...
Ja- Pani chyba żartuje. Powinna pani teraz zapłacić za te bułki.
X- Co ty mnie będziesz pouczać gówniaro?! PRZECIEŻ TO TYLKO DZIECKO.

Zgłosiłam do kasjerek, pani najpierw wypierała się, twierdziła że nie wie kto to zrobił; jednak po oświadczeniu, że może obejrzymy zapis z kamer, za wszystkie nadgryzione bułki musiała zapłacić, oczywiście z wielką awanturą i oświadczeniem, że jej noga już tu więcej nie postanie.

PRZECIEŻ TO TYLKO DZIECKO ;)

dzieci sklep dorośli

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 293 (299)

#79154

przez (PW) ·
| Do ulubionych
2 tygodnie urlopu planowane już od tamtego roku.

Zrobiłam rezerwację w Zakopanem, o który postanowiliśmy "zahaczyć" po drodze jednośladami. Miejsce na uboczu, w domku, w którym już wcześniej byłam. Jedna z "willi" w okolicach Oberconiówki.

Właścicielka była bardzo miła, widoczek ładny, ludzi mało; zatem wiedziona wspomnieniami już w kwietniu dokonałam rezerwacji oraz zapłaciłam zadatek w wysokości 20 zł bo wiem, że Zakopiec ogólnie jest zawsze oblegany. Wyjazd mamy 31 lipca i tegoż dnia planowaliśmy się tam zatrzymać.

Teraz "na gwałt" szukamy czegokolwiek. Powód?

Oddzwoniła PRZEMIŁA WŁAŚCICIELKA, że odesłała zadatek na moje konto, bo jej kuzynka z dziećmi przyjeżdża i ona jej wynajmie nasz dwuosobowy pokój, bo resztę ma już od dawna zajętą.

No myślałam, że szlag mnie na miejscu trafi. Nie będę tu przytaczać jakimi słowami jej odpowiedziałam.
I na pewno nie zamierzam tego tak zostawić.

Nawet jeśli udałoby mi się "odzyskać" rezerwacje, to i tak nie skorzystam, niech się pie...lą.

noclegi

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 187 (207)

#79117

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Magiczne słowo: TEŚCIOWA.
Jeszcze nie "oficjalna", ale przyszła w niedługim czasie. Zawsze świetnie się dogadywałyśmy, nigdy nie miała o nic pretensji. Do dnia dzisiejszego. W jednej z historii wspominałam, że dom w którym mieszkamy z narzeczonym i przyszłą teściową, jest podzielony na pół- On ma prawo do połowy, jego siostra (nie mieszkająca z nami) do drugiej połowy, a teściowa może mieszkać dożywotnie w domu na swojej części (czyli na tej należącej do siostry mojego P.).
Nie rozpisując się- była dziewczyna mojego P. była aspołeczna, nie miała żadnych znajomych a z teściową była skłócona "dla zasady", nawet ze sobą nie rozmawiały.
Ja natomiast jestem tak zwaną duszą towarzystwa, mamy mnóstwo wspólnych znajomych w różnym przekroju wiekowym, od 16 do 80 lat. (Przypominam, że sama mam 20).
Niedawno byliśmy na przyjęciu weselnym naszych przyjaciół, P. zrobił im profesjonalne zdjęcia ślubne, które przegraliśmy na płytę. Wczoraj zaprosiliśmy Młodych do siebie po odbiór płyty i na jakieś piweczko. Przyszli, pogadaliśmy, pooglądaliśmy zdjęcia i około godziny 20 poszli. Dzień wcześniej odwiedził mnie mój młodszy kuzyn, który raz na rok przyjeżdża od rodziny zastępczej.
Dzisiaj teściowa w dość dosadnych słowach powiedziała, że ona "nie życzy sobie IMPREZ i OBCYCH LUDZI w SWOIM DOMU, którzy nic nie robią tylko ćpają (?!) i piją". A wszystkich przecież JA sprowadzam.
Gwoli wyjaśnienia: gdy ktoś przychodzi, siedzimy albo w naszym pokoju albo na tarasie na "naszej części", oddzielonej od jej płotkiem. Nie włączamy muzyki, nie pijemy na umór, nie jesteśmy głośno, nie naruszamy ciszy nocnej (zwykle towarzystwo zawija się około 20). Po prostu sam fakt BYCIA naszych bliskich znajomych jest równoznaczny z brakiem szacunku do niej i naruszaniem jej PRYWATNOŚCI.
Ja nie jestem konfliktową osobą, rozumiem, że teściowa jest starsza, ale osobiście nie mam nic sobie do zarzucenia; pomagam jej w domu jak tylko się da (mimo, że nie muszę; wystarczy że dbałabym tylko o naszą część), przekopuję ogródek, wożę ją do lekarzy/sklepów itd.
I weź tu spróbuj człowieku być miły.

teściowa dom rodzina

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 142 (186)

#78984

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pierwszy raz od dłuższego czasu po prostu rozpłakałam się z bezsilności.
W którejś z poprzednich historii pisałam, że miałam małą stłuczkę starym autem po rodzicach. Mam 20 lat, z własnych oszczędności dokonałam ostatnio zakupu pierwszego, "całkiem własnego" auta. Nic wielkiego, ot zwykły "pierdziot" 206. Zainwestowałam też w wymianę kilku części i przeszczęśliwa wyjechałam z warsztatu. Nikt nie dokładał mi ani grosza.

Pisałam też wcześniej, że moi rodzice mieszkają w małym mieście, gdzie wszyscy wszystkich znają.
Wjechałam swoim nowym nabytkiem na ich parking (przy podwórku od bloku, daleko od ulicy głównej; garażów nie ma), siłą rzeczy widziały mnie sąsiadki siedzące na ławeczce. (Wnuczek jednej z nich dostał ostatnio jakieś nowe Audi i rozbił się od razu) i właśnie ona była najbardziej zgryźliwa. "Oo mabmalkin a co to, narzeczony ci prezent sprawił? (słodziutki głos)". Nie, sama kupiłam. "W tym wieku sama? A pieniądze skąd miałaś?" moja sprawa proszę pani, przepraszam ale spieszę się. I poszłam do domu, do rodziców. Jako, że stare auto rodziców jest na warsztacie, tato poprosił żebym pożyczyła im swoje do soboty (dzisiaj). Ok, nie ma sprawy.

W przeciągu tych dni mama do mnie dzwoniła, że sąsiadki za każdym razem gdy np. Idzie wynieść śmieci, głośno z ławeczki komentują "jak to się niektórym powodzi, że dzieci im auta kupują (?!)" Mama raz odpowiedziała coś w stylu, że jej córka przynajmniej potrafi sama o siebie zadbać a nie żeruje na garnuszku rodziców/dziadków.

Wczoraj dzwoni poddenerwowany ojciec. Nie będę Was wdrażać w szczegóły.
Wczoraj rano tato wychodzi, chcąc pojechać do innego miasta; szyba w moim aucie wybita (w środku nie było nic cennego, nawet radia więc wątpię czy to było włamanie), prawy bok zarysowany a na masce narysowany męski narząd rozrodczy.

Na podwórku nie ma kamer, w pobliżu też nie (co zawsze mnie dziwiło, bo powinny tam być, w końcu mieszkańcy tego bloku nie mają garażów). Nigdy wcześniej nic takiego się nie stało, a rodzice mieszkają tam ponad 12 lat. Policja powiadomiona, ludzie z okolicy "przepytani", nikt nic nie widział ani nie słyszał. Tylko sąsiadki jakieś ucieszone. A kiedy wracałam do domu po imprezie o 3 w nocy to pierwsze widziały.

Co mam robić? Jeśli macie jakieś sensowne rady, to proszę. Ja jestem pewna, że to nie było przypadkowe włamanie, to w ogóle nie było włamanie, tym bardziej, że auto stało wśród innych, dużo droższych od mojego. Mam szczęście że mam chociaż ubezpieczenie.
Po prostu mi smutno.

A, jeszcze jedna rzecz. Gdy zapłakana skończyłam rozmowę z policjantami (otoczona wianuszkiem sąsiadek i sąsiadów), któraś z nich rzuciła "nie płacz młoda, BOGACI jesteście to sobie nowe kupisz."

Sąsiedzi chamstwo

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 202 (220)

#78912

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejny raz jestem za tym, by przed zostaniem rodzicem przejść testy psychologiczne, mimo że sama nie jestem "bezstresowo" wychowana. ;)

Pogoda ładna, wyciągnęłam dzisiaj motocykl, coby odwiedzić rodziców. Z racji wszędzie rozkopanych ulic, stwierdziłam, że pojadę przez rynek okrężną drogą. Do rynku schodzi się ze sporej góry spod ośrodka kultury.

Pyrkam sobie niecałe 15 km/h i widzę…

Po prawej stronie, na chodniku (kilka metrów przede mną), pomiędzy ludźmi idącymi pod górę, pomyka (na takim autku, od którego się odpycha nóżkami) mały chłopiec, góra 3 latka.

Rodzica nie widzę, dziecko jedzie samo, kręcąc małą kierownicą na oślep. Biorę to pod uwagę, zwalniam do 5 km/h. No i stało się, młody zjechał z chodnika niemal prosto pod moje koła (chodniki były takie "spadziste"). Zatrzymałam się nawet nie gwałtownie, bo specjalnie zachowywałam odstęp.

W tym momencie zza moich pleców (po mojej lewej stronie) biegnie ojciec.

Ojciec widocznie szedł chodnikiem po drugiej stronie. Usłyszałam tylko: "Jak kur@a jeździsz debilko! Moje dziecko tam jest (dziecko jakaś obca kobieta wciągnęła na chodnik)! Zaraz ci ten motor rozpier@olę!”

No cóż, oceniam sytuację - koleś typowy "kark", właśnie dobiega do mnie, dookoła same starsze kobiety, więc zwiałam na dół.

Kandydat na ojca roku.

Ja dzieciaka zauważyłam, ale ktoś, kto jechałby jakimś większym autem czy busem, mógłby go zwyczajnie potrącić.

Ojciec roku

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 317 (337)

#78781

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W lutym, za namową koleżanki, zapisałam się na siłownię. Koleżanka pracuje tam od kilku miesięcy. Fajna promocja - płacisz 170 zł i chodzisz przez 3 miesiące, no to biorę!

Poszłam na podpisanie umowy, wszystko dokładnie przeczytałam: "z dniem 01.05.2017 umowa kończy się". Pytam się pani managerki, z którą załatwiałam wszystkie te papierki, czy będę musiała składać jakieś podpisy/dodatkowe oświadczenia, jeśli umowa dobiegnie końca.

Nie-nie, nic nie muszę robić, mogę ewentualnie przedłużyć umowę, jednak już za normalną opłatą (150 zł/miesiąc). Super.

I tak sobie chodziłam do maja, wystarczyło. Później i tak nie miałabym na to czasu.

W piątek znajduję w skrzynce list od tejże siłowni. Mam zapłacić karę w wysokości 300 zł, w innym wypadku wysyłają sprawę do firmy windykacyjnej. WTF?

Łapię za telefon, odbiera jakaś kobieta.

Wyjaśniam sytuację, babeczka po drugiej stronie słuchawki cierpliwie słucha, po czym informuje mnie, że kara jest przez to, że nie zrezygnowałam z umowy. Dobra, przez telefon nie będziemy się kłócić, dziś odwiedziłam siłownię osobiście.

O co chodziło?

Oni w systemie mają, że moja umowa jest do lipca. Ponadto nie zrezygnowałam z niej, stosując dodatkowe pismo. Proszę o pokazanie umowy. Pokazuję pani, jak byk jest napisane - „z dniem 01.05.2017”.

Pani upierała się przy swoim, pytała, skąd uzyskałam informację (?!), że do tego.
- Noż kur... przecież jest napisane. I państwa pracowniczka poinformowała mnie, że nic więcej nie będę musiała robić, żadnych wniosków itp.
- Jaka pracowniczka?
- X Piekielna.
- A, to ona już u nas nie pracuje od miesiąca, a ona odpowiadała za system i wpisy.
- No cóż, nie zamierzam płacić za niekompetencję państwa pracowników, ja mam umowę na papierze do dnia tego i tego, i za tyle zapłaciłam.

Na szczęście tym razem trafiłam na ogarniętą i wyrozumiałą osobę, bo bardzo przeprosili za zamieszanie i zaproponowali wejście gratis.

A podobno bardzo renomowana siłownia, z kompetentną obsługą.

siłownia długi

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 253 (269)