Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

mabmalkin

Zamieszcza historie od: 4 stycznia 2017 - 1:24
Ostatnio: 29 lipca 2020 - 12:59
  • Historii na głównej: 100 z 109
  • Punktów za historie: 18658
  • Komentarzy: 551
  • Punktów za komentarze: 2996
 

#82650

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak ja kocham papierologię i politykę mojej uczelni...
1,5 miesiąca załatwiania praktyk. Donoszenia papierów na uczelnię i do placówki, w której praktyki miały być, zaświadczenie o niekaralności, ubezpieczenia, polisy, druki, ksera...

Wszystko po to, by w umówionym terminie jechać 100km na uczelnię po ostatni podpis prodziekana i dowiedzieć się na miejscu, że musiał nagle wyjechać. Od poniedziałku miałam zaczynać. Ale co tam, studenci przecież "mają czas"...

Uczelnia parodia praktyki

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 150 (166)

#82560

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W jednej z dzielnic mojego rodzinnego miasta otworzono kebab. Jedyny w promieniu jakichś 30km; zresztą - tu są dwie pizzerie na krzyż i jedna restauracja, w której można mieć pewność, że po zjedzeniu czegokolwiek innego niż pizza nie umrzemy.

Akurat wracaliśmy z moim P. z większych zakupów, a że po drodze, to postanowiliśmy zatrzymać się w nowym lokalu; raczej nie często spożywamy tego typu jedzenie, no ale raz na jakiś czas czemu nie.
Lokal dość mały, obsługa w postaci starszej kobiety za barem i kucharz o nieco ciemniejszej karnacji. Zamówiliśmy, usiedliśmy przy stoliku i czekamy.
W pewnym momencie wszedł [ch]łopak - na moje oko jakieś 17-18 lat. Przywitał się i spytał [p]ani za barem, dlaczego nie można zamówić jedzenia z dowozem do domu, mimo, iż mają to w swojej ofercie.

p - Aa... bo wiesz, jeszcze kierowcy nie znaleźliśmy. Szukamy.
(Żadnego ogłoszenia na ten temat przy wejściu nie widziałam; strony internetowej nie posiadają).
ch - Tak? To świetnie! Bo wie pani, ja w tym roku maturę pisałem i szukam czegoś dorywczo na wakacje. Mam prawo jazdy na auto, w tamtym roku rozwoziłem pizzę z XYZ.
p - To poczekaj, zawołam [sz]efa.

Przychodzi szef. Język polski kulał mocno, ale można było zrozumieć sens całej rozmowy (w swojej historii dialog napiszę dla Was już "normalnie" ;) ).

sz - Dzień dobry. O co chodzi?
ch - Dzień dobry. Podobno szukają państwo kogoś do rozwożenia jedzenia. Mam prawo jazdy, jestem już pełnoletni i szukam pracy na wakacje.
sz - A masz swoje auto?
ch - Mam... niewielkie ale mam. A to wy nie posiadacie własnego?
sz - Jeszcze nie. No dobra, mógłbyś pracować od poniedziałku do soboty, niedziela wolna. I jak chcesz to jeden dzień w tygodniu możesz też mieć wolny.
ch - Wspaniale. A jak z umową? O dzieło czy zlecenie? Jakie macie stawki? I ile dostawałbym na paliwo?
sz - (Wzmiankę o umowie przemilczał) No jak się będziesz starał, to 5zł za godzinę. I po co ci na paliwo? Przecież masz auto.

Mi opadło wszystko, P. też. W obawie przed jakimś napluciem do jedzenia, nie odezwaliśmy się ani słowem. Za to chłopak zachował się moim zdaniem dobrze - zaśmiał się szefowi prosto w twarz, popukał w czoło i wyszedł, na odchodne oświadczając, że tania siła robocza go nie interesuje i że za takie stawki to raczej długo tutaj nie pociągną.
Pewnie i tak znajdzie się jakiś "jeleń".

A kebab mocno średni ;)

praca dorywcza gastronomia młodzież

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 143 (163)

#82598

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Właśnie zostałam zwyzywana od najgorszych, że jestem zboczona i demoralizuję dzieci.

Posesję mamy ogrodzoną siatką i wysokim żywopłotem, tuż przy lesie. Plewiłam ogródek w staniku od stroju kąpielowego i krótkich spodenkach.

Ścieżką wzdłuż lasu, a obok naszego domu, przechodziła matka z dwójką dzieci. Żeby mnie zauważyć musiała stanąć na palcach przy furtce. :D

Czekam aż mi ogień pod dom podłożą.

Madki

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 197 (203)

#82514

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Staram się nigdy w swoich historiach nie schodzić na temat religii (JAKAKOLWIEK BY TA RELIGIA NIE BYŁA). Więc na wstępie zaznaczę, że historia nie ma na celu obrażenia NIKOGO. Ot, w całym świecie znajdą się gnidy.

Wspominałam już, że teściowa walczy z rakiem. 22.06.18 o godzinie 16.30 dostaliśmy telefon z hospicjum (do którego trafiła kilka dni wcześniej, bo we dwoje zwyczajnie nie dawaliśmy sobie rady z opieką)- przegrała. No cóż; może to zabrzmi brutalnie, ale w pewnym sensie byliśmy na to przygotowani. Od kilku miesięcy była uwięziona we własnym ciele. Mi i P. patrzenie na nią sprawiało niewyobrażalny ból.
Wczoraj załatwialiśmy sprawy pogrzebowe. Życzyła sobie być skremowana, tak też będzie. Teściowa była wierząca, w przeciwieństwie do swojego ś.p męża. No i tu jest problem.

Jedziemy do [k]siędza, celem umówienia mszy i odprawienia pogrzebu. Raz jeszcze powtórzę, że mieszkamy w małej wsi, która zatrzymała się (mam czasem wrażenie) w okolicach XIII wieku.
Przyszliśmy do księdza, rozmowa, prośba o pogrzeb. I tu następuje zwrot akcji.

k - (do mojego P.) Proszę jeszcze raz podać nazwisko?
P.- Kowalska.
k - Aaaa... Czyli żona Jana Kowalskiego?
P. - Tak.
k- Proszę państwa. Pan Jan był niewierzący. Został pochowany na naszym cmentarzu, na niepoświęconej ziemi. Zatem PANA matka została skażona niepożądanymi bodźcami. Jak ja mam odprawić mszę?
P. (podziwiam do teraz jego opanowanie)- Proszę księdza. Moja matka była kobietą wierzącą i praktykującą. Mój ojciec, jak sam ksiądz wspomniał - był ateistą. Zmarł kilka lat temu. Nie widzę żadnego problemu w odprawieniu mszy podczas pogrzebu osoby wierzącej.
k - Ale ja widzę. Skażona jest i tyle. Proszę mi nie przeszkadzać.

I wiecie co zrobił? WYSZEDŁ I ZAMKNĄŁ SIĘ w jakimś pomieszczeniu (nie wiem co to było, bo nie znam plebanii).

Myślałam, że w tamtym momencie, gdy mówił o "skażeniu", to ja będę musiała powstrzymywać swojego faceta przed uderzeniem księdza w twarz. Było odwrotnie.

Inny ksiądz zgodził się bez problemu na odprawienie mszy i pogrzebu. I to tylko za 200zł. Dawno temu uczył mnie religii w 3 klasie podstawówki. Jesteśmy mu oboje dozgonnie wdzięczni.

I teraz moje pytanie (nie znam się). Czy możemy gdzieś zgłosić zachowanie księdza (oczywiście tego, który nie zgodził się)? Czy w ogóle MÓGŁ na takiej podstawie odmówić pogrzebu i mszy?
Oboje nie jesteśmy katolikami, więc niezupełnie wiemy co w takiej sytuacji zrobić.

kościół księża religia pogrzeb

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 145 (177)

#82404

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie tyle piekielne, co raczej śmieszne. ;)
Jak wspomniałam, wynajmuję mieszkanie we Wrocławiu razem z piątką lokatorów. Mam mały, podręczny zestaw do pielęgnacji paznokci, coś w tym stylu: https://www.komputronik.pl/product/249916/beurer-mp-41.html?gclid=CjwKCAjwgYPZBRBoEiwA2XeupSjvobtCyu5umUk-NyPilL76P46hvX2wvclLtfazFKEXA921NpDk8RoC2Q8QAvD_BwE

Wczoraj dość późną porą postanowiłam skorzystać z zestawu.
Dziś rano wstaję, idę do kuchni. Siedzi kuzyn z dziewczyną i jej koleżanką, patrzą się na mnie jakoś dziwnie. Ani porannego "cześć", ani nic. Szybki rachunek sumienia - nie przypominam sobie, bym zrobiła cokolwiek, co mogłoby ich urazić. Pytam więc o co chodzi.

Dziewczyna kuzyna znacząco chrząka i oświadcza dramatycznym szeptem:
"Wiesz, mabmalkin... my rozumiemy, że twój mężczyzna tu nie mieszka. Ale wiesz... trochę nam niezręcznie, jak słyszymy gdy TO uruchamiasz...".

Potrzebowałam kilkunastu sekund, by zrozumieć. No tak, maszynka do paznokci wydaje specyficzny odgłos ;).
Aczkolwiek, oświadczanie czegoś takiego przy jej koleżance (obcej mi osobie) sprawiło, że poczułam się niezręcznie. A i sama nigdy nie zwróciłam im uwagi, gdy słyszałam CO robią ;).

mieszkanie studenckie

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 173 (219)
zarchiwizowany

#82458

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ja rozumiem, że Mundial, że sportowe emocje itp...
Wracałam chwilę temu do domu (we Wrocławiu) od znajomych. Weszłam na chwilę do sklepu, kupiłam co miałam kupić i kieruję się powoli w stronę klatki schodowej.
Miałam szczęście, że szłam powoli z uwagi na dość ciężkie zakupy. Tuż przed moimi nogami coś się "rozlało". Tak, ktoś zwymiotował z okna w bloku prosto na chodnik.
Niestety nie wiem z którego dokładnie okna "przyleciała" ta wątpliwie przyjemna niespodzianka, bo w bloku otwartych było kilka okien w różnych mieszkaniach, z których dobiegały przeważnie głośne śpiewy i komentarze odnośnie dzisiejszego meczu.
Uważajcie O_o

sportowe emocje

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (28)

#82282

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Może pamiętacie, jak w jednej z poprzednich historii wspomniałam, że niedawno dowiedzieliśmy się, że moja "teściowa" ma raka. Cóż, choroba postępuje, niestety są przerzuty na trzustkę, wątrobę, węzły chłonne...

Parę dni temu stwierdziliśmy, że potrzebujemy wózka inwalidzkiego (teściowa nie daje już rady poruszać się o własnych siłach, a wózek byłby ogromnym ułatwieniem). Wiem, że można złożyć odpowiedni wniosek do NFZ, jednak, znając realia czasowe, stwierdziliśmy, że kupimy/pożyczymy wózek na własną rękę.

Przejrzeliśmy kilka ofert internetowych, ja napisałam też post na swoim Facebooku. Następnego dnia przypomnieliśmy sobie, że wujek mojego P. kiedyś poruszał się na wózku (po jakiejś operacji). Dzwonimy do niego. Wujek powiedział, że owszem, wózek schował do piwnicy, i że może sprzedać za symboliczne piwo. Z tym, że nie ma go teraz w okolicy (urlop) i żeby podjechać do jego domu, tam jest syn (powiedzmy K).

I w tym momencie kolejny raz przypominam sobie powiedzenie, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu.

Podjeżdżamy pod dom wujka. Wychodzi K. Nakreślamy mu całą sytuację i przypominamy słowa wujka. K. tylko pogardliwie prychnął i stwierdził, że jego ojciec jest naiwny, i że może nam ewentualnie sprzedać ten wózek. Dobra, nie będziemy się sprzeczać. Nadszedł moment oględzin wózka.

Rączki zdezelowane, siedzenie zapadnięte, w fazie nadgnicia (pewnie przez piwnicę) i przedziurawione. Uchwyty przy kołach zardzewiałe. Opony bez powietrza. Ogólnie cud, że to jeszcze jakoś się trzymało.

Ile K. chciał za ten złom?

550 zł. I ani złotówki mniej.

Wyśmialiśmy go, pojechaliśmy do pobliskiej miejscowości, gdzie ojciec mojej koleżanki sprzedał nam praktycznie nowy, bez śladów użycia wózek za 100 zł.

Rodzina

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 192 (200)

#82189

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nigdy - aż do dnia dzisiejszego - nie zdarzyło mi się, by ktoś obraził mnie w... aptece. Nawet gdy kupowałam tabletki antykoncepcyjne.

Poszłam dziś do apteki, celem zakupienia konkretnych tabletek na dość niekomfortową przypadłość, jaką jest zapalenie pęcherza. Zdarza się.
Byłam druga w kolejce, za mną stały jeszcze dwie panie; jedna w średnim wieku, druga nieco starsza [SP].

Ja: - Dzień dobry, poproszę UroFuraginum.
Dostałam, przeszłam do zapłacenia i zza pleców słyszę donośny głos.
[SP]: - Ja nie wiem co teraz z tą MŁODZIEŻĄ się dzieje. Puszczają się po barach, a później się muszą leczyć na choroby WENERYCZNE!

Przyznam, że w pierwszym momencie mnie zatkało. Zapłaciłam za tabletki i skierowałam się do wyjścia, tekst starszej pani zignorowałam.
Wychodząc, słyszałam tylko jak druga pani w dość dobitny sposób wyjaśniła SP, że tabletki na moją przypadłość to żadna zbrodnia, czy coś w tym stylu.

Czyli jak kupię strzykawkę to jestem ćpunką? :D

apteka starsi ludzie

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 133 (155)

#82150

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czekam sobie dzisiaj na zielone światło przy Moście Grunwaldzkim (Wrocław). Pewnie ktoś z Was kojarzy to przejście - światła, pasy - światła, pasy, szyny - światła, pasy.

Po prawie dwóch latach mieszkania w okolicy, uczęszczając codziennie przez te wszystkie pasy, zdążyłam się spóźnić na milion tramwajów ;)

Naprzeciwko mnie, po drugiej stronie ulicy (czyli trzy przejścia przez zebrę) jakaś wycieczka, na moje oko szkoła podstawowa. Z nauczycielkami. Na "ich" stronie zapaliło się światło zielone, jednak "środkowe" i "moje" nadal były czerwone. Podjeżdża tramwaj. Co robią nauczycielki?
Przebiegają razem z chmarą dzieciaków przez pozostałe, czerwone, na drugą stronę. Kierowca tramwaju musiał czekać, auta na kolejnej jezdni zatrzymały się z piskiem opon; swoją drogą cud, że nie doszło do żadnej kolizji.

We mnie się zagotowało, ale zauważyłam, że dwie osoby (mężczyzna i kobieta) zatrzymały "wspaniałomyślne" nauczycielki.
Nie wiem jak to się skończyło.

przejścia dla pieszych nauczyciele dzieci przechodnie

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 103 (137)

#82018

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byliśmy z soboty na niedzielę na ślubie i weselu mojej najlepszej przyjaciółki. Na wesele ani gości narzekań nie będzie.

Przy takich uroczystościach ja i P. Wyciszamy telefony, albo zostawiamy je w pokoju. Bawimy się wyśmienicie, ale zaszła potrzeba zmiany butów na "bardziej komfortowe" (panie, które nie mają wprawy do tańca w szpilach/obcasach pewnie wiedzą o czym mowa :D). Wracamy do pokoju.

Korzystając z faktu, że P. skorzystał z toalety w pokoju, zerknęłam na telefon. I co? 17 nieodebranych, 10 wiadomości. Oddzwoniłam tylko do Matuli, żeby opisać w skrócie przebieg wszystkiego i myk na parkiet.

Dzisiaj jeszcze w trakcie poprawin, wróciliśmy (niestety, są pewne obowiązki) około 15 do domu, więc odczytałam wszystkie wiadomości. Okazało się, że większość jest od kuzyna i ludzi, których zazwyczaj podwożę autem do Wrocka (zwyczajny post na twarzoksiążce, że w tym dniu i o tej godzinie jadę, więc mogę kogoś "przygarnąć"). Oddzwoniłam i odpisałam po kolei, że byłam na weselu, dzisiaj na poprawinach i nie dałam przecież nigdzie znaku, że jadę do Wrocławia.

"Ale jak tak możesz robić? Zawsze jeździłaś!"
"Więcej z tobą nie pojadę!!"
"Słuchaj, a skoro nie możesz jechać dzisiaj to może byś tylko podwiozła mnie do Wrocławia i sobie wróciła?" (wtf?!)

A najlepszy sobotni SMS od kuzyna: "Hej mabmalkin, wiem, że dzisiaj jesteś na weselu, ale mogłabyś chwilowo wyjść i mnie podwieźć na meczyk, a potem bym zadzwonił i byś mnie do Wrocławia odwiozła?".

Z kuzynem mam wielki konflikt, bo ostatecznie nikt go nie chciał zabrać do Wrocławia (co z tego, że od nas z miasta miał busa co godzinę i dobrze o tym wiedział?) i z naszej rozmowy przez telefon wyszło, że jestem egoistką.

A, z miejscowości w której byłam na weselu, żeby zgarnąć kuzyna i jechać do Wrocławia to odległość około 170-190km w jedną stronę. Podobnie z innymi ludźmi.
Chyba kurde spłonę...

Ludzie transport prywatność

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 216 (242)