Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

mabmalkin

Zamieszcza historie od: 4 stycznia 2017 - 1:24
Ostatnio: 29 lipca 2020 - 12:59
  • Historii na głównej: 100 z 109
  • Punktów za historie: 18659
  • Komentarzy: 551
  • Punktów za komentarze: 2996
 

#80408

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W mieszkaniu, które wynajmujemy we Wrocku, mieszkają praktycznie sami studenci. My przedłużyliśmy umowę na kolejny rok, w międzyczasie przez inne mieszkania przewinęło się mnóstwo różnych ludzi, ale w większości studenci.

O dziwo, poza naszymi sąsiadami z góry (w osobnej historii ich opiszę), którzy już tu nie mieszkają, było w miarę spokojnie. Teraz jest nieco inaczej. Rozumiem, że czasem jakaś imprezka z piątku na sobotę, że muzyka itp. Przeważnie prośba o ściszenie o godzinie 1-2 skutkowała.
Co ważne - ściany są bardzo cienkie. Jeśli ktoś piętro wyżej załatwia "dwójkę", można to usłyszeć, jeśli u nas akurat jest cicho.

W tamtym tygodniu, w środę, ekipa z góry zrobiła imprezę. Środek tygodnia, my na uczelnię/do pracy. Kuzyn poszedł poprosić towarzystwo o ściszenie muzyki. Było ok. 23.00. Ściszyli.

Mniej więcej po godzinie towarzystwo postanowiło sobie zrobić karaoke. No cóż, nie pozostało nam nic innego, jak zadzwonić na policję. Przyjechali, spisali, uspokoiło się, ale od tego momentu sąsiedzi krzywo na nas patrzyli. Postanowili chyba się zemścić. Oplute drzwi, g*wno na wycieraczce i inne takie pierdoły.

Wczoraj kumpel miał urodziny, ja dzisiaj mam odwołane zajęcia, więc postanowiliśmy umówić się u mnie ze znajomymi, wypić po piwku i iść na miasto. Akurat w momencie, gdy otwierałam znajomym drzwi, dziewczyna z góry schodziła na dół. Było ok. 19.00. Wypiliśmy po piwie i jeszcze przed dwudziestą wychodzimy.

Kilka godzin później dostaję telefon pd kuzyna, że była u nas policja, bo "ktoś" skarżył się na imprezę i hałasy. W domu był tylko kuzyn i szwagierka, którzy wstają rano do pracy. Panowie policjanci zauważyli, że nie ma żadnej imprezy i pożegnali się.

Zemsta się nie udała.

Studenci

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 125 (141)

#80375

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Podczas wakacji pomagałam koleżance z liceum w znalezieniu mieszkania na studia, we Wrocku. Nie jesteśmy jakimiś przyjaciółkami, nie piszemy ze sobą codziennie; raz na jakiś czas kino czy tam kawa. Mieszkanie znalazła, cena przystępna, przy okazji pomogłam jej przyjaciółce - zamieszkały razem.

Od września (bo wtedy się wprowadziły) widziałam się z nią raz - koło biblioteki. A potem drugi, bo umówiłyśmy się. Wieczorem poszłyśmy na piwo, potem wróciłyśmy do domu.
Około 20.40 dnia wczorajszego, dostałam telefon od jej matki, która mnie "zna" - z tego, że pomogłam jej córce znaleźć mieszkanie (i dlatego też miała mój numer). Justynka jest w ciąży i to moja wina, bo w takiej okolicy jej mieszkanie wybrałam i nie pomagam jej w ogarnięciu studenckiego życia jako STARSZA PRZYJACIÓŁKA. I zawiodła się na mnie, bo co ona teraz zrobi? Powinnam im pomóc, bo to ja w to ją wpakowałam. :D

Strzeżcie się Placu Grunwaldzkiego, przyszłe studentki, bo w ciążę zajdziecie. Z winy starszych przyjaciółek.

rodzice studentki wtf

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 227 (233)

#80314

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nowy rocznik studentów.

Sama zaczęłam niedawno, bo dopiero w tamtym roku, ale kurde… Wtedy nie było takich akcji, jak teraz na moim wydziale i chyba ogólnie całym uniwerku.

1. Dziewczęta płaczące na korytarzu/w łazienkach. Jedną z rozmów przez telefon zasłyszałam właśnie w toalecie.

„Mamuuuś, i co teraz będzie z nami?! Myślałam, że będę mogła wracać, a mam tu siedzieć od poniedziałku do piątku! I co teraz z Krzysiem?!”.

Dziewczyna aż zanosiła się szlochem, to nie był płacz, tylko histeria. Ja rozumiem, że tęsknota, też tęsknię za P., ale bez przesady... I siedzą w tych kabinach, jedna, druga, trzecia przez całe przerwy między zajęciami, a ty człowieku najlepiej zainwestuj w pampersy.

Ale to jeszcze nie jest piekielne.

2. Kolejki do dziekanatu jakie są - każdy, kto był studentem wie.

Teraz jednak jest jeszcze gorzej, bo o ile część stoi po to, żeby faktycznie coś załatwić (papiery, legitymacja itp.), to większość z ludzi z pierwszego roku idzie zrobić awanturę paniom w dziekanacie, że jakim cudem oni mają siedzieć na zajęciach od 9.00 do 18.00? (Jakby panie miały z tym coś wspólnego).

Ich krzyki słychać na korytarzu i nie są to pojedyncze przypadki. Mistrzostwem był chłopak, który wparował z ojcem. "Bo on ma treningi piłki nożnej! A przez to, że ma środy i piątki zawalone zajęciami, nie może się rozwijać i uczelnia zabiera mu przyszłość!”.

Cóż, pani z dziekanatu zaproponowała, że może lepiej, gdyby chłopak poszedł na AWF. Wszyscy słyszeli krzyki, bo jaśnie pan nawet drzwi nie zamknął za sobą.

Dziwne, jakoś u mnie w grupie są osoby pracujące, rozwijające różne hobby i potrafią podzielić sobie czas na wszystko.

Dziekanat jest otwarty od 9.00 do 13.00 z godzinną przerwą, zatem niektórzy właśnie przez takie kuriozalne sytuacje nie zdążyli ze złożeniem wniosków o np. stypendium (przez internet nie można) i już nie będą mogli tego zrobić.

3. Facebookowy profil wydziału.

Mnóstwo komentarzy, że jakim prawem "uczelnia zabiera im czas", kiedy oni mają "rozwijać studenckie życie", skoro tyle godzin muszą siedzieć na głupich zajęciach. Obrażanie kogoś, kto "wymyślił taki plan" i wszystkich, którzy w komentarzach próbują przemówić im, że studia nie są obowiązkiem.

Mam nadzieję, że te sytuacje się uspokoją, bo mam już serdecznie dość (i nie tylko ja) narzekania zewsząd, jacy to oni nie są biedni, bo muszą iść na zajęcia. Zwyczajnie wku*wia mnie takie zachowanie, a z niektórymi sytuacjami chcąc nie chcąc muszę mieć styczność. Z uczelni zrobił się cyrk.

PS. Z ciekawości przejrzałam te ich straszliwe plany zajęć. Są do wglądu na stronie uczelni. Niektóre grupy mają wolne wtorki, inne mają tylko lektoraty i potem już wolne. Zwykle zaczynają około 9, kończą w okolicach 16, albo zaczynają później i kończą później. Wykłady są nieobowiązkowe, zatem można wyjść duuużo wcześniej. Nic strasznego tam nie zauważyłam, nawet zazdroszczę niektórych dni.

uczelnia studenci

Skomentuj (56) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 167 (229)

#80216

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Apogeum bezczelności.

Jedna ze wszystkich trzech w miarę (tak mi się do dzisiaj wydawało) restauracji lepszej "jakości", które serwują coś poza piwem, wódeczką i meczem piłki nożnej w tej mojej rodzinnej mieścinie.

Zamówiłam danie z makaronem, zawsze bardzo mi smakowało. Dzisiaj też, ale tylko na początku. W trakcie jedzenia, wyciągnęłam dłuuugiego, czarnego włosa. Ja jestem ruda, więc ni chu chu nie mój. Pierwszy raz coś takiego mi się zdarzyło, a wpadam tam od kilku lat, w międzyczasie przewinęło się mnóstwo kelnerek, kelnerów i szefów kuchni.
Zgłaszam problem; chcę rekompensaty w postaci gotówki, nowego dania nie chcę - niektórych obrzydzają pająki, ja na widok czyjegoś włosa w jedzeniu mam odruch wymiotny.

Reakcja szefowej:
- A pani to w domu jak gotuje to się nie zdarza, że włosek poleci?! Przecież to tylko włos, może pani wyrzucić i spokojnie jeść dalej. Nie rozumiem problemu, niepotrzebny raban tu pani urządza.

Skarga poleciała, więcej tam nie pójdę, znajomym odradziłam.

pseudorestauracja

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 152 (202)

#80129

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Hisotria Arthosisa- #80119 sprawiła, że spadła na mnie lawina wydarzeń z wcale nie tak odległej przeszłości.

Całą historię postaram się opisać w miarę klarownie; w czasie tych wydarzeń nie byłam jeszcze dojrzałą osobą i nie wszystko byłam w stanie zrozumieć (no, teraz ze swoją 20-tką też się tak nie czuję, ale wiem więcej i myślę inaczej ;) ).

Mieszkałam od dziecka na wsi. Przeprowadziliśmy się z rodzicami, gdy miałam 8 lat, do miasta obok. Miałam (i nadal mam) dwie najlepsze przyjaciółki, powiedzmy - Monikę i Agę. Nasi rodzice dobrze się znali. W historii skupimy się na Agnieszce.

Pochodziła z bardzo chrześcijańskiej rodziny, miała dwie starsze siostry. Z naszej "trójcy" ona zawsze była najrozsądniejsza i najbardziej poważna. Małżeństwo jej rodziców uznawane było za jedno z "najlepszych we wsi".

Do czasu. Ojciec pracował za granicą, wciągnął się w hazard, tracił na tym wszystkie pieniądze; publicznie nadal zgrywali małżeństwo idealne. Mama Agi była chora, jak się później okazało - białaczka. Niewiele więcej wiem, wiem, że długo z tym walczyła. W końcu podjęła decyzję o rozwodzie (popchnięta do tego przez matki Moni i moją). Nie chciała żyć pod jednym dachem z mężczyzną, którego kochanką stało się kasyno.

W kwietniu wyjechałyśmy w trójkę na dwutygodniową wycieczkę ze szkoły, miałyśmy wtedy po 17 lat.

Wróciłyśmy na początku maja. Do rozwodu nie doszło - Agi mama była w stanie ciężkim w szpitalu; przez telefon, w czasie wyjazdu, nikt bliski - siostry, babcia, ojciec - nie informowali jej o tym, bo nie chcieli jej martwić.

Dwa dni później mama Agi zmarła. Czułam się, jakby to moja matula była.

Od tego czasu nastało pasmo nieszczęść i absurdów.

1. Spadek.
Starsze siostry w tym czasie były już pełnoletnie, jedna ("średnia") miała już narzeczonego.

Spadek został podzielony między trzy siostry i TYLKO między nie. Aga była niepełnoletnia, pieczę nad jej częścią sprawowała najstarsza siostra. Wypłacała jej na podstawowe rzeczy typu podręczniki szkolne. Poza tym - ciuch czy wyjście do kina raz na miesiąc? Nie.

Ogólnie jej siostry zmieniły się nie do poznania, a znałam je odkąd pamiętam.

Nadszedł czas 18-tych urodzin Agi. Pieniądze dostała i... wyprowadziła się z domu, bo starsza siostra zrobiła sobie z niej zwykłą służbę domową, nieustannie się kłóciły. Druga siostra też Agę olała.

2."Wsparcie rodziny i CHŁOPAKA".

Od śmierci mamy Agi NIKT - babcie, ciotki, wujkowie itp. (a rodzina duuuża). Nawet nie odwiedzili ich w domu, by wesprzeć dziewczyny, już niekoniecznie finansowo, ale chociażby psychicznie. Przyszli tylko na odczytanie testamentu i wyszli oburzeni, że jakimś "gówniarom" matka przepisała FORTUNĘ.

Chłopak zerwał z nią w dniu śmierci jej matki, bo znalazł sobie inną dziewoję. Aga bardzo się załamała (zawsze traktowała związki bardzo poważnie, a była z nim ponad dwa lata). Nocowała albo u Moniki, albo u mnie. Nasi rodzice traktowali ją jak własną córkę i starali się wspierać, jak tylko mogli, jednak wstydziła się tego. Z siostrami zerwała kontakt.

3.Tatuś.
Zniknął za granicą w czeluściach hazardu. Nie wiem dokładnie, jak to działa, ale pozwał Agę o ALIMENTY (tak, pozwał o alimenty swoją 18-letnią córkę, która nie pracowała, mieszkała u jego byłych już znajomych i właśnie miała pisać maturę). Zadłużył się na kilkaset tysięcy. Od pogrzebu żony nie kontaktował się z córkami ani razu.

Wyrzec się ojca raczej nie można. Nie wiem do końca jak to działa (nie linczujcie! ;) ), ale chyba wystarczy zrzec się spadku dopiero po śmierci ojca (?). W każdym razie ze sprawy udało się wybrnąć.

Nie będę już Wam mącić w głowach, więc na szybkości - Aga nie zdołała zdać matury, mimo że nasi rodzice opłacali jej wizyty u psychologa, korepetycje itp.

Poznała wspaniałego chłopaka, wyjechali razem za granicę.

Obecnie ma 20 lat i pracuje w jakiejś fabryce, mieszka z narzeczonym u jego rodziców. Mimo wszystko szanuję chłopaka za to, że pomógł jej wyjść z dołka. I podziwiam ją, bo ja, mając 17 lat i taką "cudowną" atmosferę w rodzinie, nie potrafiłabym raczej tego wszystkiego znieść.

A, i gwoli wyjaśnienia - rodzice moi i Moniki nigdy nie chcieli od rodziny Agi jakichkolwiek pieniędzy za jej utrzymanie przez prawie dwa lata, nawet nie zamierzali prosić. Po prostu uznali, że tak trzeba zrobić i są zdania, że dziś zrobiliby to samo, mimo że nigdy u nas się nie przelewało. Podziękowania też nigdy nie otrzymali.

rodzina spadek

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 122 (152)

#80136

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłam dzisiaj matulę odwiedzić. Wchodzę do domu.

Słyszę zza ściany (od sąsiadów) wszelkie ku*wy, c*uje, sz*aty, dzi*wki... Dziecięcym głosem.
Sąsiadka wprowadziła się z mężem niedawno. Mają dwóch synów, jeden 6, a drugi chyba teraz będzie miał 9.

Dzieciak "zwracał" się tak do matki, z tego co zrozumiałam z wrzasków, bo nie chce chodzić do szkoły.
Gdy mama spotkała sąsiadkę na korytarzu, zwróciła się do niej czymś w stylu, że takie małe dziecko nie powinno używać takich słów, a tym bardziej do rodzica. Reakcja:
"Oj tam, przecież to tylko dziecko, on zaraz z tego wyrośnie!"
:D
Tak, sam wyrośnie. Chyba nawet nie współczuję sąsiadce...

Odkąd się wprowadzili, dwa potworki są ustawiane "do pionu" przez sąsiadów (zwracają się do starszych na "ty", nie mówią dzień dobry, zostawiają zabawki i rowery na podjeździe dla aut). Matka nie zwraca im jakiejkolwiek uwagi. No, chyba że któryś z sąsiadów (np. mój tato) wyrzuci zabawkę na ich ogródek pod oknami. Wtedy zwraca uwagę. Ale mojemu tacie. Który ma to w d...

dzieci rodzice

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 109 (135)

#80108

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem zapisana do pewnej "fejsbukowej grupki" kulinarnej. Samo zachowanie niektórych członków grupy to oddzielna historia, ale dziś nie o tym.
Sezon na grzyby w pełni. Ja tam się nie znam, więc chodzę, jeśli już, to z kimś kto ma o tym jakieś pojęcie.
Ostatnio na w.w grupie, co chwilę zdjęcie jakiegoś grzyba z dopiskiem w stylu: "Byłam dzisiaj na grzybach i przyniosłam wiadro takich. Wie ktoś co to? I czy można je zjeść czy lepiej wyrzucić?"

Dla mnie to jest idiotyzm, iść, nazbierać grzybów nie znając się na nich, a potem pytać OBCE osoby na internecie czy nadają się do zjedzenia. Dziś mistrzyni pokazała pełne wiadro "trujaków". Kilka śmieszków napisało, że śmiało może zrobić z nich sos czy też zupę.
Może jestem dziwna ale dla mnie tacy "grzybiarze" są piekielni.

Ludzie grzyby debile

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 125 (145)

#79914

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Średnio piekielne, raczej przestroga dla młodych kierowców. Wyjeżdżam z drogi podporządkowanej, znak ustąp pierwszeństwa, no to ustepuję. Pan z prawej strony (na głównej) z piskiem opon zatrzymuje się i macha ręką żebym jechała. Pokazuję mu na znak. I tak przez kilka minut. Kierowca za mną wyprzedził mnie lewą stroną i skręcił w lewo na główną, wtedy też Pan uprzejmy postanowił ruszyć mimo, że widział jak tamten wyjeżdża. Na szczęście nic się nie stało ale było blisko.
Ja rozumiem uprzejmość, ale znaki to znaki, może jakbym wyjechała to uprzejmy Pan wjechałby mi w bok i byłaby to moja wina, bo nie dostosowałam się do znaku. A są takie cwaniaczki, którzy celowo tak robią żeby dostać pieniądze z odszkodowania.

Ruch drogowy

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 123 (157)

#79938

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dłużej będzie. I ja będę piekielna też.

Starsi ludzie pierwszy raz w "internetach".
Z babcią (od strony taty) kontakt mam średni; to przez nią wyprowadziliśmy się (ja, mama i tato) z rodzinnego domu ze wsi do pobliskiego miasta. Ale mniejsza o to, ważne dla historii jest to, że widujemy się 2-4 razy w miesiącu (mieszka z mężem, swoją mamą [tak, moją prababcią która w przyszłym roku będzie obchodzić 99 urodziny ;)] i bratem), a kiedy potrzebuje czegoś ważnego to mimo wszystko zawsze staram się jakoś pomóc.
Aż tak stara nie jest- 60-kilka lat. Parę miesięcy temu zapragnęła dotrzeć do- jak to mówi- "cywilizacji" i zakupić swojego pierwszego laptopa.
Informatykiem nie jestem, za to mój mężczyzna coś tam się zna- pomogliśmy w wyborze laptopa w przystępnej cenie, coby się kobiecina nauczyła w miarę obsługiwać.
Po dłuuugich miesiącach, w trakcie których 1000000 telefonów "przyjedź bo tu mi jakieś okienko wyskoczyło"; w końcu nauczyła się. I teraz bardzo żałuję, że nie wpadałam na wieś częściej. Otóż "zachorowała" na "naszą-klasę". Sama mam tam konto, ale wchodzę raz na rok jak nie mniej, od czasu gdy babcia założyła konto postanowiłam po prostu zaglądać tam częściej.
Pewnie kojarzycie- mnóstwo jakichś "łańcuszków", "POZdRoWIEŃ dlA moich PRZYJACIÓŁ" (większość z nich poznała w internecie), linków ze słodkimi kotkami itp. Jak to większość starszych pań co to dopiero do internetu się dobrały.
Z początku zasugerowałam babci, że może dam jej link do jakiejś fajnej strony kulinarnej itp. nie nie, ona nie chce.
No i apogeum. Ostatnio dzwoni, bo znowu coś tam się stało (zakładka się "usunęła" i ona nie potrafiła jej przywrócić, a przy okazji... NASZA KLASA ZMIENIŁA WYGLĄD STRONY!). No jak to tak?! Teraz w jakieś zakładki trzeba klikać, wiadomości inaczej...
No babciu przepraszam, ja z tym nic nie zrobię.
Opowiedziała mi przy okazji, jak to ostatnio poznała bardzo fajnego pana, a on chory, na wózku i prosi o przelew/wysyłkę pieniędzy.
KUR*A, NO NIE...
Pytam kto to, czy zna go realnie. Nie, nie zna, ale nie oni tylko wiadomości piszą i ona czasem mu wysyła jakąś sumę, on serio bardzo potrzebuje.
Tłumaczę jej, że takim ludziom nie powinna ufać, że oddawanie pieniędzy komuś obcemu to naiwność itp. Nie nie nie, ona wie lepiej.

I tu zaczyna się moja piekielność, a nawet świństwo- przyznaję. Gdy wpisywała hasło, po prostu zerknęłam (babcia bardzo wolno pisze) na klawiaturę i zapamiętałam hasło.
Zalogowałam się u siebie, przejrzałam wiadomości babci z panem X. Z moich obliczeń wynika, że wówczas WYSŁAŁA mu "jedynie" 950zł.
Pan X miał jedno zdjęcie profilowe, 4 znajomych i kilka linków z piosenkami na tablicy.
Chciałam do niego napisać prywatną wiadomość, ale stwierdziłam, że najpierw skonsultuję się z wujem (policja), zrobiłam screeny wszystkich rozmów babci z nim (oczywiście powiedziałam, że sama zdobyłam hasło, a raczej ukradłam). Zdjęcie profilowe pana X zostało pobrane z internetów. Dane też fałszywe, po adresie szukają i tyle na ten moment wiem.
Wuja obiecał, że jeśli tylko czegoś więcej się dowie to da znać.
Uważajcie na swoich starszych krewnych, pewnie gdybym częściej się interesowała co babcia tam robi to może w porę zdążyłabym zapobiec.

starsi ludzie internet

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 120 (146)

#79973

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Człowiek pomaga, a potem kop w du*ę.

Ostatnio były egzaminy poprawkowe, jeden musiałam napisać, zaliczone, super. Indeksy zostawiamy na biurku wykładowcy i zazwyczaj są do odbioru kilka godzin później lub na drugi dzień.

Mam z koleżanką taką umowę, że jeśli któraś z nas z jakichś powodów nie może odebrać indeksu, to albo ja albo ona idziemy po odbiór obu. Cały rok nie było problemów. Poprawka była w piątek, akurat ja nie mogłam zostać do soboty, więc Karolina odebrała nasze indeksy. Czas "zdania" ich do dziekanatu jest do 12.09.17. W poniedziałek zamknięty.

Po egzaminie wsiadam w pociąg, wracam do domu i dostaję telefon od kumpla z grupy, czy mogłabym odebrać jego indeks, bo on pilnie już dzisiaj musi iść na spotkanie (sądząc później po zdjęciach na Facebooku, spotkanie polegało na zachlaniu z kolegami w barze). Mówię, że ja nie mogę ale spytam koleżanki. Zaznaczam, że ona mieszka 300km od Wrocławia (za to kolega jest na miejscu), dopiero we wtorek przyjedziemy żeby zdać indeksy. Ok, jemu to nie przeszkadza.

Karolina wzięła i pojechała do siebie.
Dzisiaj dostaję telefon, że on szybko potrzebuje indeks, bo dzwonił do Karoliny i jest wściekły, bo nie wzięła mu wpisu z przedmiotu X. Poprawka była z przedmiotu Y. Z jego wywodu wynikało, że Karoliny OBOWIĄZKIEM było przejrzenie jego indeksu i - w razie potrzeby - bieganie za wykładowcami żeby uzupełnić jego brakujące wpisy. Potem jeszcze próbował nakłonić Karolinę, żeby zwolniła się z pracy, przyjechała do Wrocławia DO JEGO DOMU i dała mu indeks, to jeszcze sobie zdąży wpis załatwić. Słysząc odmowę, stwierdził, że jesteśmy zwykłymi egoistkami, wartymi siebie.

Prowadzący przedmiot X dzisiaj o 14 jedzie na urlop.
Gdyby kolega zadzwonił o 7 rano a nie o 11, zdążyłby wsiąść w auto i pojechać do Karoliny po indeks.
Razem z Karoliną poinformowałyśmy kolegę, że jego indeks jutro, punkt godzina 8 wyląduje na stoliku w szatni, a jeśli ktoś go zabierze to jego problem.

Studenci uczelnia

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 132 (148)