Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

mamamakabra

Zamieszcza historie od: 1 października 2010 - 19:35
Ostatnio: 28 września 2016 - 11:27
  • Historii na głównej: 9 z 16
  • Punktów za historie: 6202
  • Komentarzy: 46
  • Punktów za komentarze: 187
 

#75127

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Spaliłam garnek.

No cóż - zdarza się najlepszym.

Przysnęłam w zamkniętej sypialni, wstawiona zupa wyparowała, pozostałe na dnie garnka warzywa i mięso się zwęgliły. Kiedy się zorientowałam, kuchnia i salon były już nieźle zadymione. Zapach spalonego białka pozostawiał też wiele do życzenia - to fakt.

Wyłączyłam palnik, otworzyłam balkon, włączyłam wentylatory - zrobiłam wszystko, co się w tej sytuacji robi. Uspokoiłam też i przeprosiłam sąsiadów, którzy wyszli na balkon zaniepokojeni wydobywającym się z mojego mieszkania dymem.

O sprawie bym zapomniała (no może nie do końca, bo przykry zapach jest wyczuwalny nadal), gdyby nie [s]ąsiadka z góry.

Po dwóch dniach od zdarzenia zaczepiła mnie, kiedy siedziałam na balkonie.

[s] Ale ten dym co tam u Pani był w sobotę, to nie do zniesienia! Ja miałam znajomych z Warszawy i się nie dało wytrzymać
[j] Przepraszam, garnek się spalił. Każdemu się może zdarzyć
[s] To nie garnek
[j] ???
[s] Ja się znam, tak nie pachnie spalony garnek!

Zapewniłam Panią jeszcze kilkakrotnie, że to garnek, że przez mięso zapach był tak nieprzyjemny. Przeprosiłam ponownie
Sąsiadka nie dała jednak za wygraną.

[s] Powinna Pani przyjść, uprzedzić (??!!), jakąś kartkę powiesić
[j] Przepraszam, ale jaką kartkę? Że planuję spalić garnek? W momencie, kiedy zorientowałam się, co zaszło, nic już nie mogłam zarobić na zapach, który Pani czuła.
[s] Trzeba było zamknąć okno.


Tak Kochani, kiedy macie zadymione mieszkanie nie ratujcie siebie i domowników przed uduszeniem. Zamknijcie okno, by zadowolić sąsiadów.

sąsiedzi

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 321 (331)
zarchiwizowany

#62770

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jakim trzeba być skąpiradłem, by zabrać z grobu po Wszystkich Świętych kupiony przez kogoś stroiki, schować go i ponownie wystawić na tym samym grobie za rok?

Taką oto sytuację zastałam w sobotę przy odwiedzinach jednego z grobów rodzinnych. Kupione przeze mnie w zeszłym roku sztuczne kwiaty spoczywały na pomniku krewnego. Musiały zostać zabrane krótko po zeszłorocznym święcie, bo nie widać było na nich uszkodzeń spowodowanych chociażby czynnikami atmosferycznymi.

Na przyszły rok mają już dwa stroiki, może któryś wyląduje tym razem na innym grobie?
Ręce opadają.

cmentarz

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (27)

#59161

przez (PW) ·
| Do ulubionych
No to przyszła pora na moją historię na temat sprzedaży auta.

Miałam VW z początku ubiegłego dziesięciolecia. Jego głównym mankamentem było to, że był w najbiedniejszej wersji, jaka tylko pojawiła się na rynku. Samochód z wyposażenia dodatkowego posiadał tylko centralny zamek, alarm i elektryczne szyby. W tej swojej ubogości był bardzo niespotykany, bo nawet mechanicy nie mogli uwierzyć, że w ogóle występowały wersje bez wspomagania czy ABS.

W każdym razie przez te braki ciężko było to to sprzedać. W związku z powyższym cena za jaką auto wystawiłam na sprzedaż była niska w porównaniu z innymi egzemplarzami w tym samym roczniku. Informacja o tym, co samochód posiada była wyraźnie zaznaczona.

90% telefonów zaczynało się od pytania o cenę (podaną w ogłoszeniu) i o to ile jeszcze da się urwać. Następnie pojawiało się pytanie jakie auto miało poprawki blacharskie i gdy zgodnie z prawdą odpowiadałam że nie miało, słyszałam wprost że kłamię.
Potem najczęściej słyszałam "klima chodzi?". Pytałam wtedy, o jakiej klimie mówi, że auto nie ma klimy, wspomagania, ABS i nigdzie w ogłoszeniu nie ma o tym mowy. Reakcje były przeróżne:

"To czemu pani od razu nie mówi" - Uhum...

"A to ja pier&%$@" - Twoja wola panie...

"To co ty za gówno wystawiasz" - Brak słów...

"To auto bez wspomagania nie szło" - Jasne, nie szło, sama sobie wszystko z własnej woli wymontowałam, bo wolę bez

Gdy już któryś bardziej kumaty zrozumiał co auto ma a czego nie ma i decydował się je obejrzeć, wcale nie oznaczało to końca problemów.

Sobota. Facet dzwoni, ze już wyjechał z miejscowości oddalonej o 45 km, że za jakieś 30minut będzie. Czekam więc. Mija 45 min, godzina, półtorej. Nic. Pan ani nie dojechał, ani nie zadzwonił. Wciągnęła go czarna dziura.

Ta sama sobota. Koleś dzwoni, że on bardzo chciałby ten samochód, na 100%, na pewno, ale brakuje mu trochę pieniędzy. Błaga, żeby mu auto przetrzymać do poniedziałku, to rano skoczy do banku. W poniedziałek ani telefonu ani faceta.

No i na koniec taki, co zdawał się być kumaty, ale okazało się to tylko wrażeniem. Po wstępnej rozmowie, kiedy to poczęstował mnie hasłem "one nie szły bez wspomagania", postanowił jednak przyjechać. Ogląda, pod maskę zagląda, kierownicą kręci i nadziwić się nie może. Po kilku chwilach wywiązuje się taki dialog: [F] - facet [J]-ja
F - On nie ma wspomagania!!!
J - Przecież tłumaczyłam panu, że nie ma
F - No, ale ja myślałem że się pani nie zna i po prostu nie ma płynu. Przecież one nie szły bez wspomagania!!

No cóż. Jednak szły.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 554 (588)
zarchiwizowany

#58471

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Niech mi ktoś wytłumaczy, czy to z tym światem jest coś nie tak, czy ze mną?

Sytuacja 1: Dojrzała kobieta, matka dzieciom wystawia przedmiot na sprzedaż. Zainteresowana zakupem pytam o szczegóły i cenę (nie podaną w ogłoszeniu). Dowiaduję się, że oczekuje zapłaty o 1/4 wyższej niż cena nowego przedmiotu w sklepie internetowym. Informuję o tej sytuacji i mówię, że nie jestem zainteresowana. Dostaję w odpowiedzi fochem w twarz, następnie zostaję okrzyknięta żałosną gówniarą i zablokowana na fejsbuku.

Sytuacja 2,3,4,5: Ja wystawiam przedmiot na sprzedaż, pani jest chętna, umawia się na spotkanie. Nie pojawia się, bez jakiejkolwiek informacji. Nie jedna. 4 baby zrobiły dokładnie to samo.

Z jedną z nich po 20 minutach oczekiwania przeprowadziłam taką rozmowę:

Ja: Rozumiem, że mam nie czekać?

Szanowne Dziewczę: Przepraszam ale dziś nie dam rady

Ja: W porządku, warto było jednak dać znać.
Pytanie, czy w ogóle jesteś zainteresowana, czy rezygnujesz?

SzD: Wie pani co chyba jednak zrezygnuje bo zamówiłam sobie już buty

O co tu chodzi?

Internety

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 120 (238)
zarchiwizowany

#52624

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tak jak w innej historii wspominał StoneFist ja również mam zwyczaj sygnalizować kierowcom ruchem dłoni brak włączonych świateł, nawet gdy jestem pieszym.
Zazwyczaj w podziękowaniu migają światłami, machają ręką, część oczywiście patrzy na mnie z dziwną miną, nie wiedząc o co chodzi(czasem zastanawiam się czy myślą, że chcę złapać stopa:)).

Dziś stałam przy przejściu dla pieszych, do którego zbliżała się około 40-to letnia Pani w kabriolecie. Bez świateł. Jako że dachu nie ma, a przejeżdżała tuż obok mnie, to zamiast wymachiwać ręką powiedziałam po prostu:

- Światła!

_ Spier*alaj - usłyszałam w odpowiedzi.

No ok.




Uprzedzając pytania - na tym przejściu nie było sygnalizacji świetlnej, babka nie mogła więc pomyśleć,że zwracam jej uwagę na sygnalizator.

kierowca

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 147 (207)

#34909

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wszędzie naokoło słychać, że nie ma pracy. Ja, po kilkumiesięcznych poszukiwaniach muszę stwierdzić,że praca jest. Większość ofert jednak sprawia, że nie wiem czy śmiać się czy płakać.

1. W związku z zamieszczonym przeze mnie ogłoszeniem o poszukiwaniu pracy dzwoni Pani. Proponuje zatrudnienie w pensjonacie. Do moich obowiązków miałyby należeć: praca w recepcji, obsługa klienta...sprzątanie pokoi i prace porządkowe (grabienie liści, odśnieżanie itd). Szkoda,że nie zostałabym równocześnie szefem kuchni.

2. Sytuacja analogiczna. Dzwoni Pan, pokrótce opisuje mi stanowisko biurowe na które jest wakat, pyta o rodzaj umowy jaka by mnie interesowała. Zaznacza też,że firma mieści się około 20 kilometrów od mojego miejsca zamieszkania. Nie stanowiłoby to dla mnie problemu, gdyby nie fakt,że zaproponował mi pół etatu. Po miesiącu pracy i odliczeniu kosztów dojazdu zostałoby mi w portfelu w najlepszym wypadku 200zł.

3. Tym razem ja wysyłam CV. Spełniam wszystkie wymagania, stanowisko identyczne z tym na którym pracowałam ostatni rok. Stawiam się na rozmowę. Właściciel zadowolony, informuje mnie ,że mam najwyższe kwalifikacje wśród osób które nadesłały aplikacje. Jest tylko jeden problem... jestem za stara. Mam 24 lata. Myślałam,że takie słowa podczas rozmowy kwalifikacyjnej usłyszę najszybciej za lat 20.

Eh...

poszukiwanie pracy

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 640 (752)
zarchiwizowany

#34536

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jestem osobą dość ostrożną jeśli chodzi o umieszczanie informacji o sobie w sieci. Na portalach społecznościowych i forach na których się udzielam, nie podaję zazwyczaj żadnych informacji, poza tymi niezbędnymi do rejestracji. Nie ma tam więc mojego loginu skype′a, numeru gg ,a już na pewno numeru telefonu.

Jakiś czas temu otrzymałam sms o treści "cześć" od nieznanego numeru. W związku z tym,że jakiś czas temu straciłam część kontaktów i czasem zdarza się,że ktoś z dawnych znajomych się odezwie, pytam z kim mam przyjemność.

- Mam na imię Łukasz, poznamy się?

Zignorowałam.
Mówię sobie- pewnie ktoś ma za dużo tanich smsów (siec ta sama co moja)i na chybił trafił pisze do wybranych numerów.

Męczył mnie smsami (bez mojej odpowiedzi) i telefonami, po trzech dniach, gdy mój chłopak odebrał, odpuścił.

Mija tydzień. Historia się powtarza. Tym razem jakiś Tomek.
Z racji tego,że coś mi się przestało podobać zapytałam skąd ma mój numer. Odpowiedział - pozostawię to na koniec. Wydało mi się to nieprawdopodobne i nieprawdziwe.

W krótkim czasie otrzymała wiadomości od podobnej treści z kolejnych numerów - od Szymona,Jacka, Marcina i Olka.

Podejrzewając, że ktoś pragnął zrobić mi na złość i umieścił mój numer na jakimś portalu randkowym/erotycznym przekopałam cały internet - nic.

Gdy po kolejnych kilku dniach napisał do mnie Karol i jego zapytałam skąd wziął mój numer. Odpowiedział to samo co Tomek, a mi ręce opadły na ludzką głupotę.

Otóż szukam pracy. Zamieściłam ogłoszenie na portalu miejskim, w odpowiednim dziale i podałam numer telefonu. Panowie najwyraźniej stwierdzili, że gdy ktoś szuka pracy, to szuka też chłopaka.

Zaznaczam,że rzeczony portal ma też dział towarzyski.

Skąd ludzie biorą takie pomysły?

Internet

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 84 (162)
zarchiwizowany

#32692

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jedna z historii po których postanowiła=m definitywnie rozstać się z poprzednim miejscem pracy. Postaram się opowieść skrócić do minimum, chcę jednak ,by wszystko było jasne.

W związku z tym,że do moich obowiązków należało wszystko co związane z pracami biurowymi raz na kilka miesięcy przygotowywałam również dokumenty do odprawy celnej dla naszego klienta zza wschodniej granicy.

Z Panem z agencji celnej znaliśmy się dobrze i miał wszystkie dane tak nasze jak klienta ( wszystko zawsze odbywało się podobnie - to samo przejście graniczne itd) więc dostarczałam mu jedynie fakturę oraz wagę towaru i numery rejestracyjne samochodu oraz naczepy napisane na kartce.

Tego dnia szef gdzieś wybył więc wszystkie te dane otrzymałam bezpośrednio od klienta. Podał mi wagę pustego tira, wagę towaru i tarę. Przeczytała mu podane liczby by upewnić się czy wszystko dobrze zrozumiałam, pomyłek nie stwierdził, dokumenty przekazałam do agencji. Wszystko odbyło się jak zwykle.

Minęło kilka dni i rozwścieczony klient dzwoni do mnie z pretensjami, że coś pochrzaniłam i ,że przez moją pomyłkę musi zapłacić o 1500 $ więcej. Nie docierały do niego tłumaczenia ,że sam potwierdził,że wszystko jest dobrze. Nie pomógł telefon od agenta celnego potwierdzający,że waga jaką otrzymał jest zgodna z tą w jego zapiskach.
Najwyraźniej własnoręcznie pod osłoną nocy nakładłam do tego tira jeszcze metr sześcienny ołowiu by zrobić mu na złość i telepatycznie zmieniłam liczby w jego notatniku.

Apogeum absurdu nadeszło natomiast dopiero, gdy wrócił szef i stwierdził ,że faktycznie,ja się pomylić nie mogłam ale jego to nie interesuje bo muszę udowodnić ,że się nie pomyliłam ,inaczej pokryje nadprogramową zapłatę z mojej pensji.

Tadam.

praca

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 158 (184)

#31517

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia smutna i z tragicznym finałem - a mówi o tym jak szkodliwe mogą być stereotypy.

Mój sąsiad był osobą chorą psychicznie. Co mu tam dokładnie było to nie wiem, zdarzało się,że zachowywał się dziwnie ale ogólnie był bardzo sympatycznym i zabawnym człowiekiem.
Całe życie mieszkał ze starszą siostrą .
Opowieść tą znam z relacji jego siostry właśnie.

Pojechała z bratem do szpitala,na izbę przyjęć, bo bardzo źle się czuł, był generalnie osłabiony i bolały go plecy.
Po sprawdzeniu danych przez lekarza przyjmującego zadano sąsiadce jedynie pytanie o ostatnią wizytę u psychiatry i o to czy brat regularnie bierze leki. Po potwierdzeniu usłyszała ona,że prawdopodobnie ból występuje na podłożu psychicznym.
Nie zlecono badań krwi, nie zmierzono temperatury,nie osłuchano pacjenta. Bo chory przecież i jego objawy muszą być psychosomatyczne.

Zmarł następnego dnia. Na zapalenie płuc.

izba przyjęć

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 729 (771)
zarchiwizowany

#32333

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O mojej piekielnej babci już wspominałam kilkakrotnie. Teraz historia wieńcząca dzieło (choćby dlatego ,że od tamtego czasu jej nie widziałam).

Miałam lat 18, jakaś taka nostalgia mnie dopadła i postanowiłam wybrać się do babci. Z myślą ′babcia to jednak babcia ,a kto wie czy nie zobaczymy się ostatni raz′ wyruszyłam w 600 kilometrową podróż.

Pierwsze 2 dni mojej (planowanej) 4 dniowej wizyty przebiegły bez specjalnych zakłóceń. Zasadniczo większość czasu spędzałam u mieszkającej w okolicy siostry mojego dziadka będącej skrajnym przeciwieństwem babci.

Trzeciego dnia ( a zaznaczam,że był to luty) obudziłam się jakaś chora. Do cioci po termometr ( bo u babci takich skarbów nie uświadczysz)- 39.2 stopni - grypa jak nic.

Nafaszerowała mnie tym co tam miała w apteczce i wysłała do domu babci, do łóżka.

Niestety, gdy weszłam i powiedziałam babci, że jestem chora,że mam ponad 39 gorączki i nie bardzo wiem co się dzieje wokoło babunia oświadczyła,że mam jechać do domu bo ją zarażę.

Co miałam robić? Podziękowałam cioci za pomoc (u niej zostać nie mogłam ,nie było nawet wolnego łóżka, a wujek był człowiekiem sparaliżowanym którym ciocia się bez przerwy opiekowała), wzięłam leki na drogę i wyruszyłam.

Podczas przesiadki w Warszawie wylądowałam na pogotowiu, bo straciłam przytomność.

Gdy dotarłam do domu zapytać o moje zdrowie zadzwoniła tylko zmartwiona ciocia.

rodzinka

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 228 (280)