Profil użytkownika
marcelka ♀
Zamieszcza historie od: | 25 lipca 2017 - 14:34 |
Ostatnio: | 16 kwietnia 2024 - 15:09 |
- Historii na głównej: 63 z 64
- Punktów za historie: 8529
- Komentarzy: 1069
- Punktów za komentarze: 9209
Zamieszcza historie od: | 25 lipca 2017 - 14:34 |
Ostatnio: | 16 kwietnia 2024 - 15:09 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Retro Pewex | Pewex | Faktopedia | Stylowi |
Rebelianci | Motokiller | Kotburger | Demotywatory |
Mistrzowie | Komixxy |
Wolę punkty odbioru, zwłaszcza czynne od rana i do późna żabki albo całodobowe monopole, niż paczkomaty. Z paczkomatami zawsze jest cyrk - przekierowane paczki do innego, nic to, że w zupełnie innym rejonie miasta, gdzie nijak nie jest mi po drodze... albo paczka niedostarczona tydzień, bo niby paczkomat nie był wolny, żaden, w mieście wojewódzkim, w którym jest ich pewnie kilkaset. Raz też dostałam info, że paczkomat przepełniony i kurier w godz. jakoś 16-18 będzie rozdawał paczki z busa i że jak się nie odbierze, to paczka wraca na magazyn. Paczkomat z pozoru wygodny, ale dla mnie ostateczność.
Zacznijmy od początku: wasze wizje wspólnego życia, rodziny, domu, przyszłości były całkowicie odmienne - nie, że się tam różniły o jakąś pierdołę, ale były całkiem z dwóch biegunów - to na czym dokładnie polegała ta miłość? To nie jest kwestia nie mycia po sobie naczyń (co swoją drogą na dłuższą metę też potrafi być uciążliwe), ale diametralnie różnych światopoglądów. Jeśli związek trzeba zaczynać od terapii, to jest to co najmniej dziwne. Nie wierzę też, że terapia zmieniła światopogląd męża o 180 stopni. Po prostu nie mieści mi się też w głowie, że można się związać z jakimś człowiekiem tylko po to, żeby z niego próbować zrobić całkiem innego człowieka. Może i lepszego pod pewnymi względami, ale takie zmienianie drugiej osoby pod swoje widzimisię jest... chore. Teściowa - trudno po tym wpisie ocenić - może faktycznie jest toksyczną osobą, nie kwestionuję tego. Ale toksyczność przebija też z obu tych wpisów.
No cóż, BIK nie powstał bez powodu... Pierwsze pytanie: dlaczego znajomy ma złą historię w BIK-u? Bo jeśli kiedyś miał niespłacane zadłużenia, to obecne zarobki nic nie znaczą - raz nie spłacał, to jest opcja, że znów nie spłaci.
No to może nie krzycz, tylko zwyczajnie porozmawiaj z teściową? Ona nie ma wnuka na co dzień, więc ma pewnie dużą potrzebę przytulenia go, kontaktu fizycznego, więc lepiej wytłumacz jej, kiedy jest dobra okazja do tego.
Niektóre mosty lepiej spalić, i tak jest chyba w tym przypadku.
@fursik: zabawne, że tak wysoce wszyscy cenią prawdę, ale to mówienie nieprawdy jest uznawane za oznakę dobrego wychowania. Odnośnie do przykładów: jeśli ktoś pyta o opinię, to powinien się liczyć z tym, że ją dostanie i że niekoniecznie będzie to to, co chce usłyszeć. Złota zasada: nie pytaj, jak nie jesteś gotowy na każdą odpowiedź. Co do przykładu koleżanki - nie rozumiem sensu zadawania takich pytań - przecież chyba każdy sam widzi po kg na wadze/ubraniach, czy przytył. A gdyby się zapytała - to odpowiedziałabym zgodnie z prawdą, że owszem, widać, ale to normalne. Oczywiście bez "prosiaka", bo to już jest wyzywanie kogoś, a nie opinia. Przykład drugi - też nie widzę nic złego w odpowiedzeniu "jest ok, ale potrzebuję pilnie skorzystać z toalety".
@Armagedon: Pewnie by się pośmiał w duchu, ale autorka pisze: "spytałam go, dlaczego rusza". No i w odpowiedzi usłyszała prawdę. "Delikatne kłamstewka" są głęboko zakorzenione w naszej kulturze, ale nikt nie ma obowiązku kłamać. Natomiast kierowca ma obowiązek w pracy zachować profesjonalizm, więc w pierwszej kolejności nie powinien podjeżdżać = urządzać sobie zabawy kosztem klienta.
No ale koniec końców nie odjechał, zaczekał... głupi "żart", ale nie sądzę, żeby celem kierowcy było Cię urazić
Piekielne podejście psycholog (przekładanie papierów/brak koncentracji podczas rozmowy) i fatalnie sformułowany przekaz, ale... ...ale tak na dobrą sprawę "wziąć się w garść" to jedyne dobre, co można było zrobić w tej sytuacji. Ani psycholog, ani autorka nie miały wpływu na pracę ojca, relacje między rodzicami, wyjazd koleżanki czy zmianę nauczycielki. A jak się danej sytuacji nie da naprawić, to można tylko przywyknąć/starać się ignorować, "get over it" - to dobre wyrażenie. Tylko nastolatce pewnie osoba z wykształceniem psychologicznym mogła to jakoś inaczej powiedzieć...
I jedni piekielni i drudzy. Młodzi, podejmując dorosłą decyzję o ślubie, bez żadnych "szantaży" ze strony rodziców powinni być też gotowi do samodzielnego - również, a może nawet przede wszystkim pod względem finansowym. Pomoc finansowa rodziców na tym etapie życia powinna stanowić jedynie pomoc - a nie być głównym i jedynym źródłem utrzymania, bo w innym przypadku to tylko zabawa "dorosłych dzieci" w dom. A rodzice piekielni, bo jeśli dla młodych wiara nic nie znaczy, to zawieranie ślubu kościelnego powinno właśnie ich "kłuć" najbardziej - bo skoro młodych kościół nie obchodzi, to pewnie dla pieniędzy zgodziliby się i przed buddą ślubować tudzież latającym potworem spaghetti. Ale skoro dla rodziców wiara ma znaczenie, to nie powinni się zgadzać na "szopkę", a co dopiero jej wymagać.
Też nie rozumiem tego zjawiska... Jeszcze ok, cyknąć sobie jakąś jedną pamiątkową fotkę czy nagrać relację typu 15 sekund albo swoją ulubioną piosenkę - ale niektórzy potrafią stać z telefonami cały koncert! Naprawdę, po co? Przecież nikt, włącznie z nimi, nie będzie oglądał potem tych nagrań... Lubię oglądać na YT nagrania z koncertów z lat 80 czy wczesnych 90 - cały stadion ludzi i wszyscy "tu i teraz", a nie z głową w fejsie czy innym... ekhm, portalu.
Jak już ktoś napisał - nie wszyscy jadą po prostu do domu. Jedni muszą odebrać dzieci z przedszkola czy szkoły. Inni muszą się przesiąść na inny autobus/pociąg i muszą na niego zdążyć. A poza tym, skoro każdy kolejny autobus jest porównywalnie zapchany, to do której te osoby, którym się "nie śpieszy" miałyby czekać? Do 19, 20, gdy ruch "korpoludków" zelżeje? Bo przecież to jedyne 3 czy 4 godzinki bezsensownego siedzenia na przystanku, a szczęśliwi czasu nie liczą? <sarkazm_mode> A emerytki zapewne też nie jeżdżą dla "funu". Może jadą po wnuki do przedszkola, może jadą lub wracają od lekarza, może zajmowały się cały dzień jeszcze starszą i chorą matką i wracają do domu? Łatwo jest oceniać, jak się nic nie wie o cudzym życiu.
Ad. 2 - klientowi bardziej się opłaca darmowy zwrot i ewentualnie nowy zakup właściwego towaru (z darmową wysyłką), niż wymiana, przy której musiałby zapłacić za przesyłkę do sprzedawcy. A poza tymi piekielnościami - wiele osób wiele razy nacięło się na firmy-widma, które znikały, nie wysyłały towaru, nie odpowiadały na reklamacje, o postawie "nie mamy pańskiego płaszcza i co nam zrobisz?". Na allegro w razie czego łatwo zwrócić towar = odzyskać kasę, i to jest olbrzymia zaleta tego "molocha". Niestety, nieuczciwość indywidualnych sprzedawców nauczyła kupujących ostrożności.
Kryzysowe sytuacje z dziećmi w transporcie publicznym/miejscach publicznych to wg mnie zawsze wina rodziców, albo raczej kwestia tego, czy dany rodzic umie zająć się dzieckiem, interesuje się nim, czy ma go w d***. I to nie tylko podczas samej podróży, ale ogólnie - bo jak dzieciak jest przyzwyczajony do tabletów i Peppy na pełny regulator, to jak tego nagle nie dostanie, to szok i ryk. Jest na całokształt tego takie magiczne słowo: wychowanie...
W takiej sytuacji najprościej zalogować się na którymś portalu medycznym, płaci się za teleporadę 50 zł, w cenie można dostać receptę jeśli potrzebne są jakieś leki i lekarz może wystawić zwolnienie - w tym samym dniu. Też płatne, ale lepiej 50 niż 300, w dodatku bez wiszenia na telefonie.
Biedny, smutny człowiek. Prawiczek albo taki, co to na misjonarza i po ciemku spełnia obowiązek raz do roku...
No tak, tylko tu jest po pierwsze kwestia udowodnienia, że zlecono tylko sprawdzenie co jest dokładnie do naprawy i ile to będzie kosztowało, a nie samą naprawę. Warsztat może iść w zaparte, że jak zostawiono samochód, to w celu naprawy... w dodatku w rozmowie telefonicznej przytoczonej w historii jest nawet stwierdzenie "działamy" - ja bym to rozumiała jako "naprawiamy", a jak naprawimy, damy znać, co to było i ile wyszło...
@pasjonatpl: poza tym co resztę mieszkańców mają obchodzić nocki jej męża? Nie popieram zastawiania przestrzeni wspólnej, uważam, że trzeba mieć po prostu tyle rzeczy, na ile się ma miejsca (w mieszkaniu, komórce, piwnicy, garażu itd.). Jak się komuś coś w mieszkaniu nie mieści, to albo trzeba z tego zrezygnować, albo z czegoś innego. Ale jeśli zostawianie rzeczy przez innych było sporadyczne, nie blokowało drogi ewakuacji itd. i nie przeszkadzało pozostałym - no to się babsko niepotrzebnie czepiało. Teraz powinna dostać "podziękowanie".
@jass: no tak, ale w takim razie po co poczta przyjmuje taką przesyłkę jako list? Powinno być jasno powiedziane: to jest za duże/za ciężkie na list, można nadać jako paczkę. Jak się płaci za dostarczenie przesyłki na określony adres, to powinna być przynajmniej podjęta próba dostarczenia.
Ja tu widzę przede wszystkim niedostosowanie stylu życia do potrzeb. Wynajem mieszkania - jak już chcesz wynajmować samodzielnie coś tak drogiego, to poszukaj czegoś bliżej pracy, żeby zniwelować dojazdy (oszczędność na benzynie). Auto - samochód kosztuje, rozumiem, że jest potrzebny, ale może pomyśl o kupieniu jakiegoś, który mniej pali lub ma instalację na gaz. Jak Twój "pali jak smok" to albo ma duży silnik, albo coś z nim nie tak - tak czy siak, do wymiany. Zakładając codzienne dojazdy 20 km to daje ok. 500 km w miesiącu. Dla porównania: mam auto na benzynę, robię w miesiącu co miesiąc ok. 500-600 km, tankuję raz w miesiącu za 250 zł, silnik 1.3. Da się. Praca w przedszkolu - to jest zlecenie? Etat? Bo brzmi, jakbyś spędzała na tym pół życia. Wyrabiaj tyle godzin, za ile Ci płacą. Pozostały czas poświęć na coś, co przyniesie dochód - choćby na więcej korepetycji. Kupowanie materiałów z własnej kieszeni - tak, takie są realia w wielu szkołach/przedszkolach, ale są takie po części, bo się na to pozwala. Czy byłaś u dyrekcji powiedzieć, że chcesz zrobić zajęcia takie i takie, potrzebujesz do tego materiałów takich i takich i pytanie: czy dostaniesz pieniądze na te materiały czy takich zajęć nie robić wcale? Przygotowanie korepetycji - też dużo czasu. Może można coś powielać, albo wykorzystywać ponownie - przecież jak udzielasz korepetycji to nie uczysz się za każdym razem od nowa danej rzeczy. Koszty: - 300 zł za internet, tv i ratę to... dużo. Jak masz internet, to czy koniecznie potrzebna jest telewizja? Czy nie bardziej opłacalny byłby jakiś netflix czy coś? Ogólnie przeanalizowałabym koszty, pomyślała, gdzie i na czym można szukać oszczędności, a potem przeanalizowała czas i pomyślała, jak lepiej go wykorzystać.
Miałam kiedyś problemy z oczami - po prostu w jednej sekundzie było ok, a w następnej oczy zaczynały piec i łzawić, tak bardzo, że nie byłam w stanie nawet otworzyć oczu. Zawsze było to bardzo nagłe. Uznałam, że to nie tylko dyskomfort - wyobraźcie sobie, idzie sobie dziewczyna ulicą, nagle zatrzymuje się w miejscu i zalewa łzami - ale i niebezpieczeństwo, raz zdarzyło się, gdy jechałam samochodem - na szczęście w takim miejscu, że mogłam praktycznie od razu stanąć na poboczu na awaryjnych, ale gdyby się to zdarzyło na autostradzie albo w miejscu bez możliwości zatrzymania się? Trwało to ok. 10 minut i przechodziło. Poszłam do okulisty, na NFZ - diagnoza: no jak tak jest to widocznie tak musi być, następny proszę.
Poczta to odrębny byt i stan (nie)świadomości. Ja rozumiem, że listonosz nie jest w stanie brać ze sobą wszystkich przesyłek - ale nie rozumiem, dlaczego poczta zobowiązuje się doręczać takie przesyłki i bierze za to grubą kasę (im większa przesyłka, tym większa kasa), skoro z góry wiadomo, że dostarczone zostanie co najwyżej awizo, bo listonosz nawet nie weźmie tej przesyłki z poczty.
Nie rozumiem, że ludziom się chce za te 10 czy 15 złotych tracić czas na wystawianie przedmiotu, opisywanie go szczegółowe, potem odpisywanie na durne wiadomości, wreszcie na wysyłkę... Szczerze mówiąc, wolałabym bluzkę czy coś takiego po prostu wyrzucić do śmieci lub do kontenera dla potrzebujących, niż wystawiać ją za 10 czy 15 złotych.
Nie rozumiem - po co utrzymujesz kontakt z nią tyle lat? Nawet jak jest w gronie tzw. wspólnych znajomych, to chyba nie spotykacie się zawsze wszyscy razem? Rozumiem, że jej zachowania Ci się nie podobają - natomiast kompletnie nie rozumiem, czemu to tak przeżywasz... jeszcze jakby to była matka czy siostra, to owszem... ale to tak naprawdę tylko koleżanka, w dodatku raczej niefajna - co teraz już sama widzisz - po co tracisz energię choćby na myślenie o niej?
Pomoc nie jest obowiązkiem, ale dobrą wolą... Twoi gospodarze, skoro spodziewali się gościa, powinni posypać drogę albo wyjść pomóc. W górach warto też mieć łańcuchy. Ale mnie wkurza coś innego - jak to jest, że w Polsce zima co roku "zaskakuje" drogowców? Jakoś w innych krajach, choćby Szwajcarii, nawet w terenach górskich drogi są czarne i przejezdne - zatem są jakieś środki, dzięki którym można uzyskać taki stan dróg. Czemu więc nie są stosowane u nas?