Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

marchewka

Zamieszcza historie od: 18 maja 2011 - 14:27
Ostatnio: 16 września 2018 - 20:30
O sobie:

W trzech słowach: rude, wredne, wkurzające.

Aktualnie Wrocławianka.

  • Historii na głównej: 21 z 36
  • Punktów za historie: 14881
  • Komentarzy: 681
  • Punktów za komentarze: 4134
 

#76375

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ach, kurierzy...

Jednym z moich obowiązków w pracy jest odbieranie paczek. Firma spora, pracowników dużo to i ilość paczek przekraczająca przeciętną. Siłą rzeczy, kurierzy pamiętają moje nazwisko.

I oto się cała sprawa rozbija.
Ostatnio koleżanka czekała na bardzo ważną (i również bardzo drogą) paczkę. Kiedy na stronie paczka dostała status "dostarczona", a ja uparcie - i zgodnie z prawdą - twierdziłam, że jej nie mam - koleżanka zadzwoniła bezpośrednio do kuriera.
Okazało się, że "Przecież pani Marchewka odebrała".

Koleżanka, oczywiście, wierzy mi, że nie wzięłam paczki dla siebie. Ale ktoś paczkę odebrał, a kurier podaje moje nazwisko jako odbiorcę.
Sytuacja patowa.

Poprosiłam koleżankę, by zażądała powrotu kuriera i pokazania mojego podpisu, potwierdzającego odbiór paczki.
Magicznie paczka znalazła się piętro wyżej, rzucona niedbale w pokoju zupełnie innej firmy.
Tylko pytanie, co by się stało, gdyby jednak się nie znalazła?

Nie mogę się doczekać, aż pan kurier trafi w moje ręce.

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 244 (248)

#75718

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Irytujące zagranie agencji nieruchomości.

Szukam mieszkania. W konkretnej lokalizacji, w grę wchodzi tylko jedno osiedle (dla Wrocławian: kompleks Corte Verona), z wielu względów.
Niestety, poszukiwania są o tyle utrudnione, że mieszkania tam są rozchwytywane.

Pojawiło się ogłoszenie, mieszkanie odpowiadające mi zarówno układem, jak i ceną, dzwonię - niestety, nieaktualne, bardzo mi przykro. Dobrze, spóźniłam się, mój pech.
Dwa dni później: jest znowu! Może ktoś zrezygnował przy podpisywaniu umowy? Ogłoszenie wrzucone pięć godzin wcześniej, może się uda - niestety, już nieaktualne, ale mają równie ładne przystanek tramwajowy dalej. Nie, dziekuję, interesuje mnie tylko ta lokalizacja, do widzenia.

Wczoraj na tym samym popularnym portalu ogłoszenie pojawiło się znowu, wstawione piętnaście minut wcześniej. Nieco już sceptycznie nastawiona, ale dzwonię.
Jak nietrudno się domyślić - niestety, już nieaktualne (po piętnastu minutach?), ale pan może mi zaproponować piękne mieszkanie na ulicy Stalowej, zupełnie niedaleko, a do tego dużo tańsze. Tym razem do pana nie dotarło za pierwszym razem, że inna lokalizacja mnie nie interesuje.
W końcu usłyszałam, że się nie znam, skoro chcę drogie mieszkanie w snobistycznym miejscu, ale on mi pokaże to, które ma, na pewno mnie zachwyci. Dopiero kiedy po raz trzeci podziękowałam, dotarło.

To jakaś nowa forma marketingu?
Bo z mojego punktu widzenia wygląda to jak, że wystawiane jest nieaktualne ogłoszenie o bardzo pożądanym mieszkaniu, żeby ludzie dzwonili, bo może komuś jednak uda się wcisnąć inne, w mniej popularnej lokalizacji.

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 254 (276)

#63027

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Poczekalnia na dyżurze lekarskim. Kolejka na dwadzieścia osób.
Chcąc, nie chcąc, z podejrzeniem różyczki siedzę wśród dużej grupy mniej lub bardziej chorych ludzi, na całkiem niezłym, bo piątym miejscu w kolejce.

W pewnym momencie na horyzoncie pojawia się na oko trzydziestoparoletni pan, którego wycierany co chwilę nos i opuchnięta twarz sugerują niezbyt dobre samopoczucie. Kiedy dowiaduje się, że wszystkie osoby czekają do lekarza dyżurującego, wyciąga książeczkę Zasłużonego Dawcy Krwi.
- Jestem Honorowym Dawcą Krwi i jeśli państwo pozwolą, chciałbym skorzystać z możliwości wejścia do gabinetu bez kolejki.
Nikt nie wyraża sprzeciwu, więc pan staje przy drzwiach gabinetu i wchodzi po wyjściu wcześniejszego pacjenta.

W poczekalni wybucha bomba. Co ciekawe, głównymi głosami w dyskusji są osoby, które na pierwszy rzut oka wyglądają na najmniej chore. Najgłośniej słychać starszego pana.
- Tak! Takie teraz czasy, żeby starszy czekał, a gówniarz wchodził! Odda parę litrów krwi i pcha się bez kolejki!

Nie wytrzymał jakiś chłopak, który wstał, podszedł do pana i zapytał go, czy miał w życiu jakąś operację. Odpowiedź była oczywista.
- Żeby to jedną! Na oko miałem! I na wątrobę! Na serce to miałem dwie!
Na co chłopak spokojnym głosem poinformował tylko:
- A wie pan skąd wzięła się krew, żeby mógł pan mieć operacje? Właśnie od takich gówniarzy, którzy ją oddają.

Cisza.
Nagle nikt w poczekalni nie czuł już potrzeby narzekania na osoby, które wchodzą bez kolejki.

Ja rozumiem, że kiedy w poczekalni jest dużo ludzi, można czuć frustrację. Że pojawiają się nerwy, kiedy ktoś wchodzi poza kolejnością. Ale zazwyczaj ktoś, kto tak wchodzi, może to zrobić z jakiegoś powodu. Może warto to czasami uszanować.

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 708 (764)

#62213

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od pewnego czasu mam nadżerkę szyjki macicy. Taki niezbyt przyjemny problem, z którym borykała, boryka lub będzie się borykać większość pań.

W związku z tym, że obszar występowania powiększył się, przez co ciągle łapałam różnego rodzaju infekcje, lekarz zasugerował pozbycie się problemu.

I teraz najlepsze, a mianowicie informacja, którą na temat zabiegu dostałam (od dwóch lekarzy, bo zawsze tego typu rzeczy weryfikuję): wypalanie/wymrażanie nadżerki w moim wypadku przez NFZ refundowane nie jest. Dlaczego? Otóż jestem w takim wieku, że za rok czy dwa lata z pewnością urodzę dziecko, a po porodzie nadżerka może powrócić. W związku z tym Funduszowi (ekhem...) Zdrowia NIE OPŁACA SIĘ refundowanie mi takiego zabiegu.
I nikogo nie obchodzi, że w ciągu najbliższych kilku lat ciąży nie planuję.

Jeśli chcę pozbyć się problemu, mogę to zrobić na drodze prywatnej, płacąc około trzystu złotych za zabieg.
Nawet nie będę tego komentować, bo zwyczajnie ręce mi opadły.

NFZ

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 484 (618)

#55540

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tramwaj tuż po godzinach szczytu. Czyli już nie zatłoczony, ale wszystkie miejsca siedzące zajęte plus kilka osób stoi tu czy tam.

Na przystanku wsiada starsza pani o kulach. Siedząca niedaleko drzwi dziewczynka chce wstać i ustąpić jej miejsca. Jednak kiedy się podnosi, stojąca obok niej kobieta - najwyraźniej jej matka - łapie ją za ramię i popycha z powrotem na siedzenie. Dziewczynka protestuje, mówiąc, że w szkole mówili, żeby ustępować miejsca starszym.
Reakcja matki?
- Siedzisz na dupie? Wygodnie ci? To ch*j cię obchodzi jakaś stara k*rwa?

Myślałam, że zacznę walić głową w okno.
Nic, tylko "Poradnik wychowania dzieci" pisać.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 696 (778)

#44436

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znalazłam dzisiaj za płotem mojego podwórka kociaka. A raczej, to, co po nim zostało. Ktoś pozbawił go ogona i uszu i najwyraźniej podpalił sierść.
Jak się pewnie domyślacie, kociak był martwy.

Szykujcie paczki, które będziecie mi wysyłać do więzienia, bo jak znajdę sprawcę, zamorduję.

Skomentuj (64) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 764 (918)

#39458

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Idioci. Wszędzie. Historia sprzed paru godzin, jeszcze mną trzęsie.

Nie jestem dobrym kierowcą. Nie boję się tego mówić głośno. Prawo jazdy zdałam trzy lata temu, ale przez ponad dwa lata jeździłam sporadycznie. Dopiero od jakiegoś czasu jeżdżę częściej, a dopiero jakieś dwa miesiące temu zaczęłam czuć się na tyle pewnie, że wsiadam w samochód bez obecności taty.
W związku z brakiem doświadczenia staram się jeździć najbezpieczniej jak umiem.

Po przydługim wstępie czas na historię właściwą.
Jechałam na zakupy do pobliskiego miasteczka. Na prostej drodze między wioskami napotkałam na swojej drodze busa. Ot, zwykły busik, jakich wiele.
Biorąc pod uwagę fakt, że nawet na prostej drodze rozpędzam się do maksymalnie 70 km/h byłam pewna, że busa nie dogonię - jechał jakieś trzysta metrów przede mną. Jednak bus zaczął zwalniać. Dogoniłam go, utrzymując bezpieczną odległość, jednak kierowca jechał coraz wolniej. W końcu zaczął jechać z prędkością około 30 km na godzinę (mniej więcej tyle pokazywał licznik mojego samochodu, kiedy jechałam za nim).
Z bólem serca postanowiłam go wyprzedzić (nienawidzę tego manewru). Prosta droga, zero zakrętów, nic z naprzeciwka nie jedzie, no to kierunkowskaz i wio. Jednak nie ma tak łatwo.
Kiedy zrównałam się z busem, kierowca przyspieszył, nie dając się wyprzedzić. Zrezygnowałam, zaczęłam zwalniać, żeby wjechać znowu za niego - kierowca zaczął również zwalniać. Nie dawał się ani wyprzedzić, ani wrócić za niego.
Dopiero kiedy całkowicie zatrzymałam samochód, kierowca busa przez okno pokazał mi środkowy palec i odjechał.
Zjechałam na pobocze, żeby się uspokoić, bo nie byłam w stanie jechać z nerwów, tak się trzęsłam. Przysięgam, że jakbym w tamtym momencie dopadła tego kierowcę, to zaaplikowałabym mu kierownicę tak, że potrzebowałby pomocy proktologa.

Najgorsze jest to, że nic nie mogę zrobić: bus nie miał na sobie logo żadnej firmy, a ja w nerwach nie wpadłam na to, żeby spisać numery tablic.

Skomentuj (100) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 717 (871)
zarchiwizowany

#38507

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Piszę na Piekielnych, ponieważ szukam pomocy, jakiejś porady, może ktoś wie, co zrobić w tej sytuacji. Piekielnej sytuacji, nie może być inaczej.

Siostra mojej mamy mieszka w malutkiej wiosce. Naprawdę maleńkiej: dokładnie pięć domów, w tym jeden blok, i kilka zabudowań należących niegdyś do PGRu. Wsi spokojna, wsi wesoła... Mogłoby się wydawać.
Na tej wsi, w tym samym bloku co ciocia, mieszka kobieta, nazwijmy ją K. Jest to osoba chora na schizofrenię: już kilkukrotnie przebywała w szpitalu, powinna brać leki, jednak ich nie bierze.
K. skutecznie uprzykrza życie sąsiadom, niemalże terroryzując całą maleńką miejscowość.

Myślę, że najlepszym wyjściem będzie wypunktowanie jej działań.

1. Codzienne awantury. Najbardziej uciążliwa część, bo tam zwyczajnie nie da się wyjść na podwórko bez ciągłych jej wrzasków. Wystarczy, że ktoś pojawi się na zewnątrz, ona wyskakuje i zaczyna wyzywać daną osobę.
2. K. myśli, że wszyscy ją obgadują. Przykładowa sytuacja: idę wraz z rodzicami, ciocią i jej dziećmi na ogródek, a K. wyskoczyła z wrzaskiem, żebyśmy przestali ją obgadywać. Kiedy popatrzyliśmy z otwartymi ustami po sobie, wrzasnęła, że to wcale nie jest śmieszne, po czym popędziła do domu, trzaskając drzwiami, aż się ściany budynku zatrzęsły.
3. Szczuje dzieci psem. Ma boksera, którego napuszcza na dzieci, kiedy tylko jakieś pojawi się w zasięgu jej wzroku. Rodzice boją się wypuszczać swoje pociechy z domu.
4. W tym samym bloku mieszka przemiły starszy pan, schorowany, po dwóch zawałach. Kiedy pewnego dnia siedział na ławeczce, K. podeszła do niego z pytaniem "dlaczego on jeszcze żyje", po czym dodała, że powinien go już dawno szlag trafić.
5. Kiedy mój wujek zabrał dzieci na wycieczkę rowerową, wyskoczyła na drogę, wyzywając go od pedałów. Dzieci tez nie oszczędza, moja pięcioletnia kuzynka przyszła kiedyś z tekstem "Bo K. powiedziała, ze jestem małą kulwą".
6. Do sąsiada przyjechała córka, mieszkająca na stałe w Niemczech. K. zwyzywała ją również od "ku*ew", i "puszczalskich dz*wek, które sprowadzają jej pod dom bachory".
7. Idąc przez podwórko kopie osoby, które przypadkowo pojawią się na jej drodze, albo rzuca w nie różnymi przedmiotami (od kluczy czy butelek po kamienie).
8. Mąż K. odszedł od niej wraz z ich trzynastoletnim synem. K. pojechała na policję, twierdząc, że jej mąż i syn gdzieś zaginęli. Poza tym, kiedy mąż jeszcze z nią był i pilnował, żeby o regularnych porach brała swoje leki, K. udawała, ze je połyka, a później były one znajdowane w różnych miejscach w domu "bo nikt z niej nie będzie robić wariatki".
9. K. często stoi na podwórku wrzeszcząc, że to wszystko, to wina jej sąsiadów: że oni zrobili z niej wariatkę, że przez nich mąż od niej odszedł, ze ona jest taka, bo oni cały czas za jej plecami knują. I tak dalej.

To tylko nieliczne z wielu rzeczy, jakimi K. uprzykrza życie swoich sąsiadów. Jest to osoba chora, na dobrą sprawę wszyscy się jej boją, bo jest niepoczytalna.
Sprawa była niejednokrotnie zgłaszana: w Urzędzie Gminny, w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej, była wzywana policja. Jednak nic nie skutkuje.
Kiedy pojawiają się funkcjonariusze, osoby z pogotowia, ktokolwiek, kto mógłby stwierdzić jej zaburzenia, K. zachowuje się normalnie. Jednak kiedy taka osoba odjedzie, terror rozpoczyna się na nowo.
Mieszkańcy złożyli do prokuratury zawiadomienie o działaniach K. z prośbą o wszczęcie postępowania o przymusowe leczenie. Jednak póki co nie ma żadnego odzewu.

Ktoś wie, jak sobie poradzić z taką sytuacją?
Czy naprawdę musi stać się nieszczęście, żeby ktoś się tą sprawą zainteresował?

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 108 (152)

#34773

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W domu rodzinnym, w którym aktualnie przebywam, mój pokój znajduje się na pierwszym piętrze. I w tym właśnie pokoju śpię latem przy otwartym na oścież oknie, co ma znaczenie dla tej krótkiej historii.

Otóż wczoraj w nocy, jakiś kretyn o inteligencji poniżej średniej wyznaczonej dla ameb, wrzucił przez wyżej wymienione otwarte okno petardę. Odpaloną petardę.
Na szczęście, poza lekko przydymionymi panelami i moim mini atakiem serca nic się nie stało. Już nawet zaczęłam słyszeć normalnie.
Tylko ciekawa jestem, co by się stało, gdybym nie zrobiła po powrocie do domu przemeblowania i moje łóżko stałoby tak, jak wcześniej - pod samym oknem.

Sprawa została zgłoszona na policję.

home sweet

Skomentuj (55) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1004 (1058)

#32931

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym, jak zraziłam się do ginekologów i nigdy, choćbym umierała, nie pójdę do innego, niż Pani Doktor (tak, z wielkiej litery) w moim rodzinnym miasteczku. Wolę jechać to kilkadziesiąt kilometrów, niż po raz kolejny tracić nerwy u obcego lekarza.
Dlaczego? Odwiedziłam trzech lekarzy we Wrocławiu, do żadnego nie wrócę.

Sytuacja pierwsza.

Sesja zimowa w ubiegłym roku. Poranek egzaminu z literatury, wstałam z łóżka i równie szybko padłam na nie z powrotem. Boli jajnik. Bardzo.
Zarejestrowałam się na prywatną wizytę, chłopak zaniósł mnie do tramwaju i z tramwaju do przychodni. Do lekarza poszłam sama.
Pan dochtór zbadał mnie, zrobił USG, przy którym chichotał, że urządzenie do USG dopochwowego przypomina mu trochę zabawkę z sex shopu. Spytał, czy mam chłopaka. Potwierdziłam. Zachichotał, że nie dziewica, to pewnie lubimy się zabawiać. Nie odpowiedziałam.
Powiedział mi, że on nic poważnego nie widzi, ale przepisze leki i zachichotał, że jakbyśmy z chłopakiem rady potrzebowali, to on chętnie udzieli. Powstrzymałam się od trzaśnięcia go w twarz i wyszłam.
"Leki", które mi przepisał były globulkami antykoncepcyjnymi.

Sytuacja druga.

Kolejna wizyta w prywatnej przychodni, tym razem u pani doktor. Młoda kobieta, bardzo konkretna, zadała kilka pytań, kazała się rozebrać i usiąść na krześle.
Kiedy już się usadziłam, do gabinetu weszła pani z rejestracji. I stała, (za przeproszeniem) zaglądając mi w krok i rozmawiając z badającą mnie lekarką. Nie czułam się zbyt komfortowo.
Cóż, nie ukrywam, że nie wróciłam tam więcej.

Sytuacja trzecia.

Z racji tego, że nie miałam jak wybrać się do mojej lekarki, a kończyły mi się tabletki, musiałam pójść do jakiegokolwiek lekarza. Tym razem padło na przychodnię publiczną. Dzierżąc w ręku zaświadczenie o przyjmowanych tabletkach weszłam do gabinetu i poprosiłam o ich wypisanie. Starszawa pani doktor popatrzyła na mnie znad okularów, po czym zapytała o wiek. Odpowiedziałam, że 22 lata.
- Męża ma? - Padło pytanie, bezosobowe, co doprowadza mnie do szału.
- Nie ma. - Odpowiedziałam, zgodnie z prawdą zresztą.
- Chłopaka ma? - jakie to ma znaczenie? Ale myślę sobie, ok, potrzebuję tabletek, odpowiem.
- Narzeczonego.
- To jakie tabletki? Po co? - Obruszyła się lekarka. - W tym wieku to o dziecko się starać trzeba!
- Ale studia...
- Studia nie zając! Ja tabletek nie wypiszę! Dzieci rodzić! - Trach! Podarła moje zaświadczenie.
Przyznam szczerze: jak jestem pyskata, tak nie wiedziałam, co powiedzieć. Z rozdziawioną buzią wzięłam torebkę i wyszłam, nawet nie będąc w stanie trzasnąć drzwiami.

Zastanawiam się, czy tylko ja mam takie szczęście, czy Wrocław jest miastem do tego stopnia pokręconym?

ginekologia...

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 631 (761)