Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

marvel98

Zamieszcza historie od: 3 listopada 2017 - 17:09
Ostatnio: 17 sierpnia 2018 - 0:22
  • Historii na głównej: 1 z 6
  • Punktów za historie: 140
  • Komentarzy: 7
  • Punktów za komentarze: 30
 
zarchiwizowany

#81637

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Byłam świadkiem takiej akcji w księgarni.
Przede mną w kolejce przy kasie był facet przed 40-tką.
- Poproszę kredkę.
-Jaką? Mamy sporo kredek.- W tym momencie kasjerka wskazała całe opakowania kredek.
-No taką normalną, do oczu chciałem.
Nie, facet nie żartował.

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (21)
zarchiwizowany

#81501

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Czytając http://piekielni.pl/81500#comments przypomniała mi się sytuacja, która miała miejsce w wakacje.
Byłam na wakacjach w Portugalii w ramach popularnego projektu wymiany studentów na E... Jak to wygląda? Chyba nie muszę tłumaczyć. W skrócie, nauka poprzez praktykę, a przy okazji wczasy, zwiedzanie itp.
Grupa duża, bo prawie 60 uczniów plus nauczyciele. Następnego dnia po przyjeździe dostaliśmy pierwszą tygodniówkę w wysokości 70 euro. Kilka godzin później całą grupą udaliśmy się (wraz z przydzielonymi opiekunami z projektu) na zwiedzanie miasta. Większość osób wolała robić zdjęcia, zamiast słuchać przewodników. Mimo wszystko zwiedzanie przebiegało bezproblemowo, do czasu...
Po wejściu do jednego z muzeów zostaliśmy poinformowani przez jednego z opiekunów, że sami musimy sobie kupić bilet, ponieważ zwiedzanie nie jest darmowe. Pragnę dodać, że mówił miłym, rzeczowym tonem, nie przymuszał, lecz zachęcał do kupienia biletu za 3 euro. Najwyraźniej dla niektórych było to za dużo.
Niektóre osoby gdy tylko usłyszały cenę, niemal od razu zrobiły oburzoną minę i zaczęli wyzywać, w sumie nawet nie wiem kogo (Przewodników? Muzeum?), od złodziei, oszustów i innych coraz to gorszych osób.
Do środka weszło zaledwie kilkanaście zwiedzających. Cały czas przewodnicy używali prostego, zrozumiałego dla większości języka angielskiego. Dodatkowo była z nami nauczycielka angielskiego, która wszystko tłumaczyła, zatem ci co nie poszli, nie chcieli wydawać pieniędzy na bilet.
Początkowo myślałam, że pewnie przyjechali tutaj głównie w celach zarobkowych i chcą oszczędzić na czym tylko mogą. Byłoby to dla mnie w pełni zrozumiałe, też miałam taki plan, ale wiedziałam, że pewnie już nigdy więcej nie powrócę w to miejsce, a bilet nie kosztował majątku. Gdyby tak było, to nie pisałabym tego tekstu. Wiecie na co wydawali swoje eurosy? Na wina po 1 euro za butelkę jeszcze tego samego dnia. Widziałam wzrok naszych portugalskich opiekunów, mówiący "polaczki cebulaczki".
W tamtym momencie zadawałam sobie pytanie: Po co oni tutaj tak naprawdę przyjechali?
To samo pytanie zadawałam sobie, gdy zwiedzaliśmy stolicę. Na plażę wszyscy chcieli iść, kiedy zaś przyszło do oglądania miasta... Z autobusu wyszło mniej niż 30 osób. W konsekwencji zwiedziliśmy miasto w tempie błyskawicznym, ponieważ "nie może tak być, aby większa część grupy (w tym dwie nauczycielki) czekały dwie godziny w autobusie". Początkowo tyle miało potrwać zwiedzanie, a zostało okrojone do niecałych 45 minut. Większość zwiedzających i tak wyglądała jakby to była kara, że muszą chodzić. Nieliczni zadawali pytania, jedni bezpośrednio po angielsku, a drudzy za sprawą nauczycielki. Z drugiej strony w małej grupie zainteresowanych zwiedzanie było o wiele przyjemniejsze. Tylko tych min naszych portugalskich opiekunów nie mogę zapomnieć. Zapewne ciekawe zdanie sobie wyrobili o polakach.
PS. Na początku wspomniałam, że dostawaliśmy 70 euro tygodniowo... Trzy tygodniowy pobyt daje nam 210 euro plus większość pobrała sobie z domu trochę pieniędzy na podróż. Mimo wszystko zabawnie było słuchać opowieści mojej mamy jak to córka jej koleżanki narzekała na "brak jedzenia w hostelu i wysokie ceny w sklepie, dlatego do Polski nie przywiozła zarobionych pieniędzy". Miałam ochotę parsknąć śmiechem. Dobrze znam tą dziewczynę. Jest dosyć głośna, niejednokrotnie się chwaliła ile to wypiła wieczorem po pracy. Ja jestem osobą, która nie pije i nie pali. Roztropnie gospodarowałam wydatki i choć nie skąpiłam na pamiątkach to i tak do Polski przywiozłam kwotę, która pozwoliła na zakup kilku fajnych ciuszków, zatem chyba jednak nie tak drogo tam było i przeżyć się dało ;)

zagranica

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (25)

#81313

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja, która miała miejsce kilka miesięcy temu - o pani kurier.

Przez okno mojego pokoju widać zarówno schodki prowadzące do domu jak i podjazd. Weszłam do pokoju i gdy zamykałam okno, zauważyłam samochód dostawczy i kobietę stojącą obok niego, gdy mnie zobaczyła uśmiechnęła się. Tak wyglądała rozmowa:
[K]- kurier, [J]- ja

[K]- Pod drzwiami!
[J]- Ale co pod drzwiami?
[K]- No przesyłkę mam dla Pani.
Wychylam się lekko przez okno aby lepiej zobaczyć, no faktycznie stoi kartonowe pudło w niewielkiej kałuży, która się utworzyła u szczytu schodków.
[J]- To mogła Pani zadzwonić dzwonkiem, zamiast kłaść paczkę za kilka stów na mokrej powierzchni aby zamokła.
[K]- Dzwoniłam, Pani musiała nie słyszeć.- tu już lekko się zdenerwowałam, bo byłam wcześniej w pomieszczeniu obok, a jak dzwonek dzwoni, to go słychać wyraźnie na piętrze. W kilku żołnierskich słowach wyjaśniłam Pani co sądzę o takiej pracy. Na pytanie z domieszką ironii o to czy nie muszę się gdzieś podpisać, wsiadła w samochód i odjechała mamrocząc, że nie ma czasu użerać się z klientami.

Paczkę szybko podniosłam, na szczęście nie zdążyła za bardzo nasiąknąć, ale co by było gdyby mnie wtedy nie było w domu, a wróciłabym po kilku godzinach? O podrobieniu podpisu nawet nie wspomnę. Później żałowałam, że tego nigdzie nie zgłosiłam.

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 124 (140)
zarchiwizowany

#81316

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Szkoła średnia, technikum jedno z lepszych w województwie. W ubiegłym roku szkolnym miesiąc po rozpoczęciu pierwszego semestru odeszła nauczycielka ucząca języka polskiego na macierzyński. W ramach zastępstwa przyszedł nauczyciel ze szkoły w sąsiednim mieście. Przez dwa dni w tygodniu nauczyciel był u nas, zaś trzy dni w tygodniu uczył w stałym miejscu pracy. Tyle tytułem wstępu.
Zapytacie gdzie piekielność?
Przez cały rok szkolny słuchaliśmy o jego Piekiełkowie. Jakie mają drogi i skrzyżowania, jak to karetki mają problem z dojechaniem do niektórych bloków. Lekturę, którą planowaliśmy omówić w listopadzie uwaga, ZACZĘLIŚMY omawiać na tydzień przed końcem roku szkolnego. Jedyne co robiliśmy na lekcjach, to omawianie wierszy Tetmajera i Sępa Szarzyńskiego. (jak już coś robiliśmy, ponieważ lekcje zazwyczaj mijały na plotkowaniu, choć zdarzało się, że szanowny Pan w ogóle się nie pojawiał). Raz zadał wiersz na pamięć. Jako jedyna w klasie zdaje Polski na poziomie rozszerzonym niejednokrotnie dopytywałam się chociaż o kartkę z pozycjami obowiązkowymi i godnymi uwagi do takiej właśnie matury... Profesor zawsze unikał zręcznie tematu, mówiąc, że zapomniał.
A czemu o tym piszę? Ponieważ właśnie skończyliśmy nadrabiać materiał na poziomie podstawowym. Cały obszerny rok nadrobiony na szczęście z nauczycielką, która stara się jak może nam wszystko tłumaczyć dokładnie, aby jak najwięcej osób zdało. A do matury właściwej zostało zaledwie kilka miesięcy.
Teraz nachodzi mnie refleksja... Czy ten nauczyciel uznał, że jak jest na zastępstwie, to nie musi się przykładać, czy po prostu chciał, aby w tym roku jego szkoła wypadła lepiej w rankingu wojewódzkim od naszej? Ponieważ po maturze próbnej wyniki są słabe. Zdało mniej niż jedna trzecia klasy. Ja uzyskałam 70% i tylko dlatego, że czytałam pozycje obowiązkowe znalezione w internecie. Zdałam sobie sprawę, że ten nauczyciel mnie nie przygotuje, kiedy minęło półrocze i nadal się nie kwapił. Miałam najlepszy wynik w klasie. Nie pisze tego, aby się chwalić, a dlatego, aby lepiej wam to zobrazować.

[EDIT] Dziękuję za wskazanie błędów. Mam nadzieję, że teraz czytanie nie sprawia bólu. Nie ma ludzi nieomylnych, dlatego też jestem wdzięczna za każdym razem, gdy ktoś zwraca mi uwagę. Ponoć człowiek uczy się na błędach, choć zaznaczam, że pisarką nie jestem, a tym bardziej Słowackim czy Mickiewiczem ;)

Szkoła

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 11 (57)
zarchiwizowany

#81311

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Opowiem wam o drobnej piekielności.
Będzie o moich znajomych. Mego partnera poznałam w szkole średniej, niedługo potem moja koleżanka z klasy (nazwijmy ją A), z którą rozmawiałam sporadycznie, zaczęła spotykać się z kolegą mego lubego. On (nazwijmy go [B]) typ raczej normalny, pracujący w rodzinnej niewielkiej firmie, ona zadbana, nie garnąca się do nauki co semestr kilka zagrożeń z których wychodzi dzięki pomocy nauczycieli i klasy, wszystko rozumie na swój własny sposób ( czytaj: w większości rzeczy upatruje obelgę, nie zna pojęcia metafory). Krótko mówiąc dużo się kłócili zazwyczaj przez to, że ona coś sobie ubzdurała, raz uderzyła go za to, że jej się śniło to, że ją zdradził. Nie zapomnę jednej sytuacji. Kiedyś jechaliśmy we czwórkę ( ja, mój partner,[B] i koleżanka z klasy mego lubego i [B]) na spotkanie do innej wspólnej koleżanki (podróż na dwa samochody do miejscowości oddalonej o 17km).[A] nie mogła jechać, ale wiedziała kto jedzie i gdzie. Zgodziła się, jakież więc było zdziwienie gdy zadzwoniła z pretensjami, w momencie gdy byliśmy już prawie na miejscu i kazała w tej chwili wracać chłopakowi, robiąc przy tym scenę zazdrości. Cóż miał zrobić. Koleżanka wsiadła do nas, a kolega wrócił do swej lubej.
Po kilku miesiącach wyzyskiwania ( gdy [A] płaciła za siebie w restauracji oznaczało to, że jest poważnie obrażona na [B], jak coś źle zrobił, czyli nie zrobił czegoś jak ona chciała, kazała mu kupować sobie prezenciki na przeprosiny np w postaci biżuterii) w końcu [B] z nią zerwał i zaczął chodzić z naprawdę skromną, mądrą dziewczyną. Co zrobiła [A]? Namawiała wszystkie swoje koleżanki, mnie też próbowała wciągnąć w plan odzyskania [B], nastawiała wszystkich przeciw niemu mówiąc, że ona taka dobra i kochana, a jego wyzywała od najgorszych. Ja szczerze odparłam, że się nie mieszam choćby z tego względu, że z obojgiem z nich spotykam się w większości wyjść grupowych na miasto i nie chce sobie robić wrogów.
Jakieś dwa miesiące temu dowiedziałam się, że [A] jest na mnie śmiertelnie obrażona, ponieważ nie byłam po jej stronie gdy zerwał z nią [B] ( No trudno być po stronie dziewczyny, która sama mi się przyznał, że zdradziła partnera po kilku miesiącach związku). Co w tym najbardziej piekielnego? [A] nadal się na mnie dąsa mimo, iż od miesiąca ma nowego chłopaka (bogatego, z którym już zdążyła się pokłócić), lecz zapomina o tym i jest nadzwyczaj miła na każdej kartkówce i sprawdzianie. W tym roku matura, zapewne i na maturze sobie o mnie przypomni jeśli siądziemy obok siebie.

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -12 (12)
zarchiwizowany

#80602

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sytuacja z Maca. Ostatnio była promocja na darmową kawę w niedzielę do 11 a w pozostałe dni do 10 rano. Mój ojciec to typowy Janusz, który Maca uważa nie za knajpkę z tanim szybkim i smacznym lecz niezdrowym jedzeniem a za restaurację, w której ludzie zostawiają miliony. No bo po co iść do restauracji jak za cenę posiłku dwóch osób byłby obiad dla całej rodziny w domu...
Ale do rzeczy. Wychodzę z siostrą z targu, po drugiej stronie ulicy jest parking. Rodzice z bratem i drugą siostrą wyszli z targu kwadrans przed nami. Wtem dobiega nas dźwięk mojego telefonu, patrzę dzwoni brat.
-Marvel słuchaj przyjdźcie do Maca bo za niecałe 20 minut kończy się promocja.
-Ale my właśnie przechodzimy, za minute maksymalnie dwie będziemy w aucie.
-Tak ale tata nie chciał czekać bo chciał mieć darmową kawę.
Myślę spoko, do Maca mamy z siostrą kilka minut drogi. Popatrzyłyśmy się tylko na siebie, pożegnałam się z bratem, rozłączyłam i razem z siostrą udałyśmy się do Maca szybszym tempem bo deszcz zaczynał padać.
Po otrzymaniu zamówienia zajęliśmy jeden z większych stolików.
Widać było,że wygląd kawy rozczarował ojca, czego sam też nie ukrywał. (O)-ojciec (J)- ja (S)-siostra z którą przyszłam
(O)- A to w takich tych kubkach ta kawa? Ja to myślałem, że w porcelanie podadzą, albo chociaż w tych wysokich szklankach.
(J)- To nie jest taka restauracja. U nas w Piekiełkowie podają dobrą na rynku i mama pewnie też by się napiła.
(O)- A co to u nas kawy nie ma w domu? Ty myślisz, że ja Kapucino( błąd abyście sobie to lepiej wyobrazili) sobie nie umiem zrobić z proszku? No to który z tych kubków to moje Kapucino?- otworzył pierwszy kubek- Ee... to będzie kawa z mlekiem chyba ty córuś masz moje Kapucino. - powiedział zaglądając siostrze do kubka.
-Tato Cappuccino to też kawa.- to ważne, nie powiedziałam tego wrednie, czy zaczepnie. Chciałam rozluźnić atmosferę.
Ojciec spojrzał na mnie wrednie, jak na intruza i ryknął aż ludzie w stoliku naprzeciw się obejrzeli.
- A co ty G**niaro myślisz, że mnie możesz pouczać? Taka k***a światowa jesteś, że możesz nabijać się z ojca?- i w tym stylu dobrą minute.
Ja się tym nie przejęłam, bo już się przyzwyczaiłam przez lata, upiłam kawy, odwróciłam, wzrok i słyszałam jak siostra (ta z którą przyszłam do Maca) próbuje mnie bronić.
Takich sytuacji mam wiele jakbyście chcieli poczytać to piszcie w komentarzach.

gastronomia

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -8 (24)

1