Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

meszuger

Zamieszcza historie od: 19 czerwca 2012 - 9:36
Ostatnio: 19 września 2023 - 13:50
  • Historii na głównej: 24 z 24
  • Punktów za historie: 6238
  • Komentarzy: 26
  • Punktów za komentarze: 196
 

#75056

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zakupy na olx.

Kupuję zapięcie do roweru, takie na szyfr. Szybka wpłata, szybka przesyłka. Doszło, ale się nie otwiera na kod, który Pani sprzedająca podała w wiadomości. Piszę do niej, że chyba coś jest nie tak:
"Niemożliwe! Musiała pani coś zepsuć, bo ja sprawdzałam i działało na pewno na ten!" I tyle.
Szła w zaparte, że to ja coś pomyliłam. Swoją drogą, co można zepsuć w takim zapięciu, to nie wiem...

Minęło kilka tygodni, różni znajomi próbowali otworzyć, ale niestety nie udało się. Rzuciłam zapięcie do szuflady i szukam kolejnego na olx. Patrzę - znajome ogłoszenie nadal aktualne (pani sprzedawała kilka sztuk). Wchodzę z ciekawości i co widzę - zapięcia na zdjęciu mają ustawiony taki sam kod. Wszystkie taki sam (że też wcześniej na to nie wpadłam!) Biorę więc mój nieużytek, wpisuję tenże kod (zupełnie inny od tego, który dostałam w wiadomości od sprzedającej) i co? Otwarte! Jakież było moje zdziwienie! Piszę więc do kobity, o co chodzi, dlaczego podała zły kod i jeszcze mnie oszukała, że sprawdzony, zwalając winę na mnie, skoro wystarczyło popatrzeć na własne zdjęcie własnych zapięć i po prostu podać dobry szyfr.

Odpowiedź przyszła taka: "Mam zapięć ponad 20 szt, więc proszę mi takich rzeczy nie mówić. Nie oszukałam, nie działałam celowo na szkodę i nie pozwolę się tak atakować. Proszę do mnie nie pisać z pretensjami. Blokuję Pani konto, ponieważ nie zamierzam się denerwować. Nie życzę sobie, aby się Pani na mnie wyżywała. Szczerze starałam się sytuację rozwiązać i uważam to za chamstwo".

Skoro nie działa na szkodę, to jak wytłumaczyć tę abstrakcyjną sytuację? I jakie chamstwo? Zwróć człowieku komuś uwagę, żeby nie robił z ciebie debila, dowiesz się, żeś cham.

Pozdrawiam panią i życzę miłych dalszych transakcji! A gdyby ktoś kupił zapięcie rowerowe na olx i kod mu nie wchodził, dajcie znać - ja już znam dobry szyfr.

internet zakupy

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 244 (262)

#74176

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Średnio piekielnie. Za to mało ekologicznie. Sytuacja z pracy. Branża nieistotna.

Chodzi o ekipę sprzątającą. Do niedawna myślałam, że w zasadzie to kwestia tylko stałej pani sprzątającej - niech będzie Madzi.

Madzia jest osobą z lekkim upośledzeniem umysłowym. Naprawdę lekkim, w zwykłych sytuacjach dogadasz się bez problemu, sympatyczna babka. Kilku spraw jednak nie ogarnia. Najważniejsza z nich to segregacja śmieci. Mamy jeden kosz na śmieci "komunalne" i 3 dodatkowe pojemniki - papier, plastik + metal i szkło. Dzielnie segregujemy.

Szybko się dostosowaliśmy, myjemy nawet pudełka po jogurtach, zadowoleni, że tak dbamy o środowisko [Edit: nie przyszłoby mi do głowy, żeby szorować śmieci pitną wodą - ale kiedy myjesz coś innego i wstawisz kubek z jogurtu do zlewu, żeby przelała się przez niego woda, to automatycznie resztki się wypłukują. Tu żadnego marnotrawstwa nie ma!

Aż tu któregoś dnia... wchodzę sobie do kuchni, gdzie kubły stoją, a Madzia władowawszy śmieci komunalne do wielkiego wora pakuje w tenże sam po kolei wszystko z pozostałych koszy.

Ja: Co pani robi?!
Madzia: No śmieci przecież wyrzucam...
Ja: Czy pani uważa, że my robimy pani na złość i wyrzucamy specjalnie do 4 różnych koszy, żeby pani miała więcej roboty? Przecież to jest segregacja, to się wynosi do innego kosza... ble ble ble.
Po wykładzie Madzia kiwnęła grzecznie głową. Ale wolę dmuchać na zimne. Na wszelki wypadek zaproponowałam, że to ja będę opróżniać te segregowane (kosz do segregacji jest z drugiej strony budynku - jakieś 100 metrów - może o to chodzi?). W każdym razie korona mi z głowy nie spadnie.

Minęło trochę czasu, dogadujemy się z Madzią. Ona wynosi zwykłe śmieci, ja ogarniam segregację, no problem. Tu chodzi o środowisko, a nie o umowy na wyrzucanie śmieci, które podpisała moja firma. To nie do końca mnie obchodzi, ja - zwykły obywatel - po prostu chcę segregować, więc skoro ona nie kuma, to ja je wywalam. Spoko.

No i dobra, do tej pory dużej piekielności nie ma, trzeba być wyrozumiałym dla osób takich jak Madzia.

Jednak *Epizod wakacyjny.
Jest pani zastępująca Madzię - Jadzia. Jadzia nie ma problemów umysłowych. Wchodzę wczoraj do kuchni. Jadzia pakuje segregację do zwykłego wora...
Powiedzcie, czy pracownikom firm sprzątających nie mówią, że śmieci trzeba segregować?
Szczególnie, jeśli są do tego specjalne, oznakowane kubły?

segregacja śmieci ekologia

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 201 (255)

#73666

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ponowna historia o pracy w "W" (dla zainteresowanych pierwsza tutaj: http://piekielni.pl/71711).

Mamy w pracy kolegę, nazwijmy go Staś. Stasiu jest ulubieńcem pani kierownik. Od samego początku ewidentnie go faworyzuje. Jednak w tej historii to pani kierownik (K) jest piekielna.

Przykłady:

1) Stasiu trochę pośmierduje. Chodzi w jednej koszuli cały tydzień, poza tym pije dużo kawy, je cebulę i ser. No, każdy ma swoje upodobania dietetyczne, ale fakt jest taki, że dłużej niż minutę to w pokoju Stasia wytrzymać się nie da. Dlatego też siedzi sobie sam. Nikomu by to bardzo nie przeszkadzało, bo w sumie z pokoju nie wychodzi zbyt często (chyba że na fajkę, ale o tym za chwilę), gdyby nie fakt, że pracujemy z ludźmi, którzy do nas przychodzą i załatwiają różne sprawy. Więc, powiedzmy szczerze, Stasiu nie jest najlepszą wizytówką firmy.

Zgłosiliśmy do pani K, żeby może porozmawiała z nim, że trzeba się myć... Owszem, powiedziała mu (raz!, a Stasiu pracuje 5 lat), że "klientom jest milej, kiedy wokół roznosi się przyjemny zapach" (mniej więcej coś takiego). Skutek: Stasiu kupił coś w stylu "Bond" i zużywa chyba jedno opakowanie dziennie. Wyobraźcie sobie, jaki fetor jest teraz. Pani K twierdzi, że przecież jest lepiej niż było.

2) Stasiu wychodzi na fajkę (liczyłam!) mniej więcej 6-9 razy dziennie. Według pani K "trzeba zrozumieć nałogowca". Miałam już kilka razy plan przyjść do pracy nawalona, ale nie wiem, czy ten nałóg też by zrozumiała... ;-)

3) (hit!) Dwa lata temu Stasiu poinformował panią K, że w zimie ma problem z dojazdem, ponieważ mieszka pod miastem i najwygodniej byłoby mu jeździć z kolegą samochodem, w związku z czym będzie przyjeżdżał przez zimę na 9 (pracujemy od 7.30). Pani K zgodziła się pod warunkiem, że będzie zostawał do 17 (pracujemy do 15.30). Ale że pani K wychodzi o 15.30, to nie wiedziała długo, że Stasiu nie dotrzymuje słowa i zmywa się zaraz po jej wyjściu. Tak tak, "zmywa się" - trwa to nadal. Minęły 2 lata, 3 zimy, ale te autobusy podmiejskie chyba nadal kiepsko jeżdżą, ponieważ Stasiu jest codziennie w pracy między 9 a 10 i wychodzi tuż po 15.30. Najpóźniej o 16 (wiem, bo czasem zdarza mi się zostać dłużej). Jakby nie patrzeć, jego dzień pracy to 6 godzin. Żyć, nie umierać! Pani K o tym już teraz wie, bo przecież pozostałych pracowników szlag jasny trafia. Ale według niej "dojazdowiczów trzeba zrozumieć".

Kolejne historie o Stasiu i pani K wrzucę innym razem. Koniec przerwy śniadaniowej ;-)

praca

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 273 (315)

#71711

przez (PW) ·
| Do ulubionych
To moja pierwsza historia tutaj, ale przy okazji ostatnich wydarzeń u mnie w pracy raczej nie ostatnia.

Dzisiaj: Opowieść o tym, jak wy**chać młodego pracownika.

Pracuję w firmie typu "agencja reklamowa/PR/druki". Nazwijmy ją "W". Co ważne, ta firma stanowi jedynie dział większego przedsiębiorstwa z sektora budżetowego. W związku z tym zarobki są takie sobie, ale przynajmniej łapiemy się na wszystkie gwarancje "budżetówki", jak 13-stka, premie, socjale. Nie ma co narzekać.

Zaczęłam pracę tutaj zaraz po studiach. Teraz mam 30 lat, więc trochę już minęło. Chwilę po tym, kiedy moja praca nabrała już tempa i się zaaklimatyzowałam - czyli jakieś 3 miesiące od początku - okazało się, że koleżanka z mojego działu jest w ciąży i to zagrożonej, więc szybko poszła na L4, a później rok macierzyńskiego. Ok, ja jej życzę jak najlepiej, niech się dzieci rodzą. Przez te ponad 1,5 roku pracowałam na swoim etacie, ale też wykonywałam jej obowiązki, ani słowem się nie odzywając, bo przecież nie miałam jeszcze umowy na czas nieokreślony, a że praca pierwsza i bardzo mi się tutaj podobało, to nie pisnęłam nic i tak przeleciał ten czas pracowania na podwójnym etacie. Natomiast pani kierownik całej firmy, nazwijmy ją panią "K", nie poczuła takiej chęci, żeby mi w jakiś sposób wynagrodzić moją dodatkową pracę.

Koleżanka wróciła po macierzyńskim i dalej spokojnie prowadziłyśmy nasz dział. Ale moje szczęście długo nie trwało, otóż po jakimś czasie koleżanka pyk - druga ciąża. Oczywiście znowu zagrożona. Ponieważ już czułam, co będzie, od razu poszłam do pani "K", żeby zatrudniła kogoś na zastępstwo w tym czasie, bo zwyczajnie nie uśmiechało mi się tyrać za dwie osoby kolejny raz i to za friko! "Tak tak, będzie pracownik". Po 3 miesiącach upraszania (i znowu - wykonywania podwójnych obowiązków) zatrudniła wreszcie nową osobę! Radość nie trwała długo, ponieważ nowa koleżanka została szybko zaanektowana do innych działów, gdzie przecież też była potrzebna, a uściślając, stała się bezpośrednim podwładnym pani "K" i niewiele mi pomogła. W każdym razie skończyła umowę na zastępstwo po pół roku.

Teraz sedno! Przez cały ten czas (w sumie 1,5 roku - choć nie powinnam liczyć jednej połówki roku, kiedy było "zastępstwo") byłam u pani "K" chyba z 10 razy z prośbą o podniesienie mojej pensji albo premię comiesięczną, albo jakąś formę rekompensaty za podwójną pracę. Co słyszałam za każdym razem? "Nie ma jak, nie ma z czego, kadry się nie zgodzą". Kiedy zdecydowanym tonem powiedziałam wreszcie, że zacznę klientów odsyłać do niej, dostałam nagrodę kierownika o zabójczej wysokości 750 złotych brutto i jednorazową premię o wysokości 490 złotych brutto! W sumie 1240 złotych, co nie stanowi nawet połowy moich zarobków. Oczywiście JEDNORAZOWO! "Masz i stul ryj".

** Muszę tutaj dopisać, ponieważ pytacie w komentarzach. Jeśli branie pracy do domu np. na całe weekendy traktujemy tak samo jak pracę po godzinach + obsuwa, taka co najmniej miesięczna w porównaniu do wcześniejszej efektywności, to owszem, pracy było dużo dużo więcej. I tak, nie przeszkadzało to pani "K", ponieważ za swoją działkę odpowiadam ja sama, nie ona. **

Koleżanka - podwójna matka wróciła już do pracy, więc teraz mogę prosić... o gwiazdkę z nieba, bo przecież nic nie działa wstecz.

Mój problem polega na tym, że nie lubię się kłócić i ludzie mnie po prostu wykorzystują. Pewnie uznałabym też, że pani "K" chciała, ale nie mogła mi więcej dać i taki mój bidny los, trzeba się pogodzić... gdyby nie to, że mam znajomą w wymienionych już "kadrach". Niestety nie jest tam nikim "ważnym", więc nie może załatwić żadnej podwyżki, ale przekazała mi jedną istotną informację. Otóż przez cały ten czas, kiedy ja harowałam jak dzik za dwie osoby, pani "K" wypisywała sobie podania o premię dla siebie w wysokości 1000 złotych (co kwartał, co daje 4000 w ciągu roku), a także przyznała sobie podwyżkę w wysokości 700 złotych brutto. Czyli zarobiła przez te 1,5 roku jakieś 12-13000, uzasadniając swoje prośby obłożeniem spowodowanym brakiem pracownika.

Jak to mówi moja mama, jedni są od zarabiania, a drudzy od zapie**alania.

praca media

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 243 (313)