Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

micbea

Zamieszcza historie od: 5 lipca 2011 - 10:19
Ostatnio: 15 kwietnia 2020 - 16:01
  • Historii na głównej: 4 z 5
  • Punktów za historie: 2396
  • Komentarzy: 196
  • Punktów za komentarze: 1450
 

#68779

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłem nauczycielem angielskiego. Los rzucił mnie do pracy w moje byłej podstawówce. Cóż, zostały mi przydzielone również klasy 1-3. I pewnego dnia podczas lekcji podchodzi do mnie do biurka taka mała 7-latka i coś zaczyna gadać (nie pamiętam co, ale w każdym razie nic na temat...ot, tak, przyszła sobie na plotki). Ponieważ wiem jak to wygląda z siedmiolatkami – pozwolę jednemu podejść to za dwie minuty będę miał przy biurku cały "rój" - wstałem i chciałem ją odprowadzić na miejsce. Wstając dotknąłem jej ramienia, na co mała aż syknęła z bólu. Spytałem jej, co się stało, że taż tak ją zabolało. A ona na to, że mama ją wczoraj ścisnęła i szarpnęła.

Odprowadziłem ją na miejsce, a po dzwonku poprosiłem, żeby mi pokazała tą rękę. Na wysokości bicepsa miała wyraźny ślad palców, jakby ktoś ją złapał i bardzo mocno ścisnął. Zaprowadziłem ją do higienistki, a sam poszedłem do wicedyrektorki (która była nauczycielką w klasach 1-3) i przedstawiłem jej historię z lekcji.

I wiecie co usłyszałem – Proszę się tym nie przejmować, ja znam tą małą, ona często takie bzdury opowiada...

(W tej samej szkole, dostałem od dyrektora opierdziel, że nie mogę robić hałasu o to, że uczniowie się biją, czy handlują ziołem po kiblach, bo jak się rodzice dowiedzą, to nikt nie będzie chciał swojego dziecka do tej szkoły wysłać, a to będzie oznaczało mniej pieniędzy dla szkoły)

Odechciało mi się pracy nauczyciela...

P.S. W ramach wyjaśnienia – sytuacja miała miejsce wiele lat temu, a ja już nie jestem nauczycielem (praca w tej szkole była jednym z powodów, dla których postanowiłem się przebranżowić).

Szkoła

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 472 (504)

#65516

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie wiem czy ktoś już o tym pisał tu na forum, ale ja się z tym wcześniej nie spotkałem więc wrzucam jako ostrzeżenie.

Więkoszość z Was zapewnie zna przekręty z zakupem samochodu z zagranicy, gdzie trzeba pokryć koszty transport, a po wpłacie pieniędzy po samochodzie ani po sprzedającym ani śladu. Ostatnio natknąłem się na wersję tego oszustwa, ale tym razem z wynajmem mieszkania.

Zazwyczaj odbywa się to tak: ktoś oglasza się, że ma mieszkanie do wyjnajęcia (długoterminowo). Następnie pisze, że mieszkanie wynajmuje gdyż służbowo wyjechał do ... (wstaw sobie jakiś kraj). W celu bezpiecznego przeprowadzenia transakcji, wybrał agencję nieruchomości. Jeśli będziesz chciał obejrzeć mieszkanie, to oczywiście jest taka możliwość, tylko musisz wcześniej dać znać. Jest tylko jedno ale – agencja nieruchomości wymaga wpłacenia dwumiesięczengo depozytu, który będzie oczywiście zwrócowny, jeśli nie zdecydujemy się na wynajem.

No cóż, już to wpłacanie z góry powinno nam dać do myślenia, jednak sprawdzenie w internecine wskazaniej agencji zwróci nam całkiem przekonujący rezultat. Firma istnieje i ma się dobrze.
Na czym więc przekręt polega?

Wskazana agencja nieruchomości zajmuje się wynajmem domów i mieszkań "na wakcje" (krótkoterminowo). Ludzie, którzy chcą wynająć swoje mieszkanie na np. weekend, robią to przez tą właśnie agencję. I wtedy oszust wkracza do akcji – organizuje oglądanie mieszkania w terminie, w którym mieszkanie jest dostępne, potem wynajmuje je od agencji, dostaje klucze itd. Następnie spotyka się ze swoją "ofiarą" w mieszkaniu (jako przedstawiciel Agencji), podpisuje długoterminową umowę i bierze depozyt. I znika... (Czytałem też, że niektórzy zakładają lewe strony do dokonania płatności, żeby wyglądało "bezpieczniej", oraz że zakładają fałszywe konta na stronie agencji).

Proceder ten znany jest w UK, jednak pojawiał się też w innych częściach Europy.

Więc jeśli planujecie wynająć mieszkanie za granicą np. w UK lub Niemczech, bo jedziecie tam do pracy, to bądźcie czujni...

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 301 (343)

#60808

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym, że absurdy nie ograniczają się jedynie do kraju, w którym Kochanowski pod lipą przesiadywał.
Mieszkam w Szkocji. Dzisiaj wpadł mi w ręce artukuł o tym, że na jednej z dzielnic Edynburga grasuje gang młodych ludzi (w wieku 16-25 lat), którzy kradną motocykle (zwłaszcza ‘ścigacze’) i potem tymi motocyklami ścigają sie po osiedlu, robiąc nieludzki hałas i swą jazdą wąskimi uliczkami narażają przechodniów na utratę zdrowia lub życia. Odnotowano nawet dwa przypadki przejazdu środkiem centrum handlowego.

Mieszkańcy dzielnicy dzwonią na policję, która stwierdziła, że “oni monitorują sytuację przy pomocy kamer monitoring miejskiego”. Na pytanie, dlaczego nie łapią złodziei odpowiedzieli “Policja bardzo rzadko podejmuje pościg za skradzionym motocyklem, bo złodzieje to zazwyczaj młodzi ludzie na bardzo ‘mocnych’ motocyklach, nie jesteśmy pewni ich umiejętności i w takim pościgu mogliby sobie zrobić krzywdę.”
Po przeczytaniu powyższego trochę mnie zamurowało... no ale ok, może rzeczywiście nie warto ryzykować życia młodego człowieka (choć jego obecność na tym łez padole w żaden sposób nie wzbogaca kolektywnego DNA i pewnie ludzie z tego osiedla oraz właściciele skradzionych motorów mają na ten temat odmienne zdanie).

Ale następny fragment mnie powalił – zatrzymano jednego z “prowodyrów całego zamieszania”. Postawiono mu 30 (słownie: trzydzieści) różnych zarzutów. Ponieważ kolega ten był sympatyczny i chciał ulżyć wymiarowi sprawiedliwości to przyznał się do wszystkich. A wymiar sprawiedliwości ten wielkoduszny gest przyznania się docenił i wymierzył sympatycznemu koledze karę... wait for it... 6 miesięcy zakazu prowadzenia pojazdów mechanicznych.

A policja zaleca mieszkańcom osiedla lepiej zabezpieczać motocykle...

policja Szkocja

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 611 (669)
zarchiwizowany

#32430

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kiedys wrzucilem podobna historie w komentarzach i o niej zapomnialem... do dzisiaj, gdyz sytuacja ta sie powtorzyla! Wiec wrzucam tutaj.

Dla wyjasnienia i nakreslenia sytuacji - mieszkam w Szkocji i oprocz codziennej pracy mam takze tzw. ′zajecia pozalekcyjne′ w postaci ′spiewania′ w kapeli metalowej. Spiewanie ujalem w cudzyslow, gdyz jest to w wiekszosci ′growling′. I ten oto growling jest istotny w tej historii.

A wiec wytoczylem sie z biura, pogoda typowo Szkocka (pada i jakos tak ′smutno′). Dopelznalem do sklepu po kanapke i jakies picie, aby lunch sobie zjesc. Stoje grzecznie w kolejce nie wadzac nikomu. Po sklepie zapieprza w te i z powrotem jakis maly dzieciak. Generalnie mam to gdzies, ale ten byl wyjatkowo irytujacy, a matka reprezentowala postawe ′to nie moje dziecko - moje to ono jest tylko wtedy jak ide po zasilek dla samotnej matki z dzieckiem). Placila ona wlasnie za zakupy, kiedy mlody postanowil sie do niej przedrzec - doslownie. Nie podszedl mowiac ′przepraszam′, tylko jak z procy wstrzelil sie miedzy ludzi (wpychal sie w szczline pomiedzy tasma kasy, a kolejka)rozpychajac sie lokciami (a lokcie jego uderzaly akurat na wysokosci bardzo istotnych dla mnie elementow mojej anatomii). Kiedy jego lokiec zachaczyl o moj ′organizm′, a moje wymowne spojrzenie na matke skwitowane zostalo prychnieciem postanowilem dzialac. I zasosowalem moj wyprobowany sposob zwany "growl szatana".

Nachylilem sie nad mlodym i pelnym growlem powiedzialem w jego ojczystym jezyku to, co tu pozwole sobie przetlumaczyc "Urwe Ci glowe i pozre dusze". Mlody zwatpil, w oczach pojawily sie lezki, a matka nagle przypomniala sobie, ze to jej dzieciak i rzucajac mi pioruny z oczu, zlapala go za reke i wyszla ze sklepu. Zaluje tylko, ze ten gowniarz sie nie posikal w majty jak ten poprzedni, na ktorym zastosowalem ′growl szatana′...

P.S. Przepraszam za brak znakow diaktrycznych - jestem jeszcze w pracy, a tu jakos nie pomysleli, zeby ktos bedzie po polsku pisal na klawiaturze i znakow takowych mi nie zainstalowano.

Co-op Edynburg

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 197 (293)

#22293

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wszyscy widzę wrzucają ostatnimi czasy historie o ludzkiej pazerności i chciwości. No to ja podłączę jeszcze i swój wagonik do tej ciuchci...

Dawno, dawno temu.. a dokładnie w 1994, w moim mieście rodzinnym miało miejsce pobijanie Rekordu Guinnessa w... robieniu loda (no, no bez głupich uśmieszków proszę). Firma Augusto wyprodukowała największego na świecie loda na patyku ważącego 8780 kilogramów. Lód ten został wystawiony na widok publiczny pod ratuszem, gdzie zebrana gawiedź miała mieć możliwość pożarcia ‘potwora’. Na sobie tylko znany znak-sygnał panie hostessy zaczęły nakładać lody, kładąc je na małe talerzyki lub nakładając w to co tam ludzie przynieśli (zazwyczaj takie małe pucharki czy miseczki, czasami jakiś termosik).

Oczywiście największą frajdę miały z tego mieć dzieciaki... Jednak nie dane im było się długo pocieszyć, gdyż do akcji wkroczyli ONI.
ONI to niezorganizowana grupa ludzi w wieku mocno podeszłym (w 1994 jeszcze nikt nie wiedział o tym, że oddziały te już za jakiś czas zewrą szeregi i pod banderą Radia Maryja, w charakterystycznych moherowych hełmach, będą nękać nieprzyjaciela). Otóż ONI ruszyli całą siłą (skąd tyle siły u babć i dziadków, którzy na co dzień od godziny 6:00 wyczekują pod przychodnią, narzekając, że cierpią na praktycznie wszystkie choroby?) dzierżąc ... wiadra i miski w dłoniach. Tak, tak, wiadra i miski. Bijąc, kopiąc i pchając dzieciaki przedarli się na linię frontu, gdzie przyniesionymi z domu łopatkami typu ‘saperka’ dziubali w lodzie, nakładając to co udziubali do wcześniej wspomnianych pojemników. Następnie z wiadrami i michami pełnymi lodów, uginając się pod ich ciężarem, krzycząc coby motłoch się rozstąpił i miejsce im zrobił, bo oni starzy i schorowani, rozeszli się do miejsc zakwaterowania.

Do dzisiaj się zastanawiam, ile oni z tych lodów, które tak pieczołowicie pakowali do wiader, tak naprawdę zjedli? Jakoś wątpię, żeby człowiek był w stanie zjeść wiadro lodów. A że gorąco wtedy było, to te lody zaczęły się troszkę rozpuszczać, więc do zamrożenia ‘na zaś’ też raczej się nie nadawały.

Skąd ta mentalność "Jak dają za darmo to trzeba brać, choćby do niczego nie było potrzebne i miało się to zaraz wyrzucić"?

Bicie rokordu Guinessa w Kaliszu

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 677 (723)

1