Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

motomyszzmarsa

Zamieszcza historie od: 19 kwietnia 2017 - 13:13
Ostatnio: 21 grudnia 2023 - 11:39
  • Historii na głównej: 3 z 4
  • Punktów za historie: 295
  • Komentarzy: 10
  • Punktów za komentarze: 27
 

#81731

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ciąg dalszy historii: #80441

Dla tych, którym nie chce się czytać poprzedniego wyznania- streszczenie: mam "wojnę" z TU, które odmawia mi uznania szkody w ramach ubezpieczenia AC. Szkoda kolejno była uznana, wysokość zanegowana, a następnie szkody odmówiono, bo "uszkodzenia nie są kompatybilne z miejscem zdarzenia". Szczegół, że widać na miejscu pozostały lakier i przede wszystkim: 2 opinie rzeczoznawcy potwierdzające zdarzenie i zasadność naprawy. I o naprawę rzecz się rozchodzi.

Jak pisałam też w kontynuacji tamtego wyznania, sprawę zgłosiłam do Miejskiego Rzecznika Konsumentów i Rzecznika Finansowego. Na pismo tego pierwszego odpowiedź z TU była "zlewkowa", oni swojej winy nie widzą, wszystko jest ok. Sam MRK też rzekł, że na takie dictum oni są bezradni- TU odpowiedziało, że wszystko jest w porządku to on już wiele zrobić nie może. Co innego Rzecznik Finansowy. Jego pismo było przede wszystkim bardziej dosadne i merytorycznie (pod względem aspektów prawnych) lepiej zredagowane. I nagle jest światełko w tunelu. Jest odpowiedź TU- jednak szkoda jest zasadna. I tu się zaczyna kolejna część cyrku...

Zadzwoniła do męża prowadząca sprawę w TU, że ona już chce wypłacić pieniążki tylko ona nie ma nr konta, żeby już, teraz podać. Ale mąż jej tłumaczy na spokojnie, że żadnych pieniędzy nie chcemy, tylko naprawy bezgotówkowej pojazdu w ramach ubezpieczenia AC. Ale Pani nie ma adresu ASO, który ma to wykonać, ani pełnomocnictwa, w ogóle nic. Dzwonię więc ja i wytłuszczam jeszcze raz to samo, przy czym dodaję, że pełnomocnictwa dostała jeszcze w sierpniu, razem z pakietem zdjęć i kosztorysem napraw (z ASO). Ona nic nie ma, nic nie dostała, przesłać raz jeszcze. Ale, że zaufania nie mam do nich wcale, proszę o potwierdzenie na maila, że będą realizowali naprawę w całości kosztów wycenionych przez ASO w ramach AC. Ona coś mi skreśli w mailu takiego. I skreśliła. A jako załącznik do swego maila dołączyła kosztorys z ASO (którego pół godziny wcześniej podczas rozmowy tel. nie miała) z powykreślanymi pozycjami.

Dzwonię raz jeszcze i proszę o wyjaśnienie wykreśleń
- Bo jak ASO naprawę wykona, to wystawi faktury i zrobi zdjęcia tam, gdzie powykreślałam i wówczas rozliczymy to z ASO.
No raczej nie, tak bawić się nie będziemy, bo jaką mam gwarancję, że faktycznie rozliczą wszystko? Skoro na piśmie jest inna kwota i pełno uwag. Proszę więc Panią, by mailowo potwierdziła mi taki stan rzeczy.
Tego niestety Pani zrobić nie może, bo na żadnym dokumencie, żadne TU nie potwierdzi, że wykona wszystkie naprawy. I nawet Rzecznik Finansowy mi nie pomoże.

Proszę więc o dodatkowe oględziny (i tel. i mailowo) pojazdu- przez ich rzeczoznawcę w ASO. Przetrzymała mnie na linii, bo od razu podczas rozmowy wszystko w systemie wklepie. Rozmowa wtorek, oględziny miały być środa, czwartek po uprzednim kontakcie ze strony rzeczoznawcy.

Czwartek. Tel. z ASO, że nikogo nie było. Do nas też nikt nie dzwonił, więc znowu dzwonię ja. Prowadząca sprawę zrzuca połączenia po usłyszeniu nazwiska. Myślałam, że przesadzam, ale po 5 takich próbach (zrzutach), zaczęłam dzwonić z innego numeru. Wtedy trafiałam na innych konsultantów, gdzie nikt nie mógł mnie przełączyć do prowadzącej. Koniec końców przypadkowy konsultant, któremu nie pozwoliłam się spławić postanowił porozmawiać i jak się okazało pomóc. Co się okazało? Prowadząca w ogóle nie wprowadziła oględzin. Konsultantka wprowadziła dopiero w czwartek, potwierdziła to mailowo. Po tej rozmowie, 15 minut mija i dzwoni rzeczoznawca, że właśnie dostał wniosek na oględziny. Męża i samochód pamięta- zdziwiony, że sprawa się ciągnie.

Skargę na Panią złożyłam. Bo okłamała, bo jawnie wprowadziła w błąd. W piątek tel. zarzeka się, że ona wszystko wykonała, że z rzeczoznawcą rozmawiała. Kazała mi dzwonić do swojej przełożonej, bo mi do dodania nic nie ma, ona jest w porządku.

Oględziny. Rzeczoznawca po raz kolejny przyznał rację, co więcej zauważył jeszcze kilka drobiazgów do zrobienia. Przy czym przyznał dla męża, że prowadząca nie kontaktowała się z nim wcale, a i wniosek o oględziny ma od innej Pani (tej z którą rozmawiałam).

Dzwonię zatem do przełożonej. Ta potwierdza wersję prowadzącej. Na moje pytanie, który pracownik kłamie, nie umiała odpowiedzieć. Ale sprawa miała być wyjaśniona w przeciągu kilku dni.

Finalnie (już nie przedłużając i tak długiego tekstu) szkodę uznali w pełnej kwocie. ASO naprawiło, auto wydało. Przeprosin, ani informacji o rozpatrzeniu skarg nie dostałam. Wniosek jest jeden: nie odpuszczać i walczyć o swoje. Gdyby nie Rzecznik Finansowy nie wiem ile sprawa by się ciągnęła jeszcze- i tu dziękuję Wam- Piekielni, to wasza rada. A sprawa i tak trwała- od sierpnia 2017 do dziś.

towarzystwo ubezpieczeniowe AC

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 119 (129)

#80773

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W nawiązaniu do historii #80441 ciąg dalszy.

Przede wszystkim dziękuję za wszystkie rady do poprzedniej historii :)

Tak jak pisałam - od decyzji TU odwołałam się (mailowo i listownie). Dołączyłam dodatkowe zdjęcia samochodu i miejsca zdarzenia, gdzie ewidentnie widać ślad lakieru auta (wysokość rys i śladów odpowiada sobie wzajemnie).

Dziś otrzymałam odpowiedź. Dalej negatywną. W dalszym ciągu odmawiają uznania szkody, gdyż miejsce zdarzenia nie koresponduje z uszkodzeniami. Pomimo nadesłanych zdjęć i pomimo dwukrotnych opisów zdarzenia sporządzanych przez rzeczoznawcę (drugi opis również poparty zdjęciami).

Próbowałam skontaktować się telefonicznie z prowadzącą sprawę. Bezskutecznie. Telefony są "zrzucane" przez automat z komunikatem by kontaktować się w późniejszych godzinach. Jednak, gdy zrobię to w późniejszych godzinach dowiem się, że z nikim nie mogę rozmawiać, bo prowadząca sprawę zakończyła już pracę... Pomijam już fakt, iż pomimo mojej dwukrotnej prośby o kontakt (z wyjaśnieniem dlaczego nie mogę sama się skutecznie dodzwonić oraz że chcę sprawę wyjaśnić mimo wszystko polubownie) nikt do dnia dzisiejszego nie skontaktował się, ani takowej próby kontaktu nie podjął.

Skorzystałam z Waszych porad i zgłosiłam sprawę do Miejskiego Rzecznika Konsumenta oraz do Rzecznika Finansowego. Czekamy na ich działania. Sugerowaliście by auto zostawić w ASO i cesją, by to ASO dochodziło praw i zwrotu (bezgotówkowego). Tak chciałam zrobić na początku (jeszcze przed pierwszą historią na piekielnych), jednak ASO nie do końca chce się podjąć tego tematu, gdyż to konkretne TU jest bardzo problematyczne i podobno to nie pierwsza taka historia. (Uprzedzając pytania, że ASO musi: ten konkretny warsztat jest ASO innej marki, która również obsługuje markę mojego auta).

Argumentacja TU jest wręcz śmieszna. A gdyby auto obrysował mi ktoś na parkingu bez monitoringu i odjechał: jak miałabym w takiej sytuacji udowodnić szkodę i miejsce zdarzenia? Ubezpieczenie AC powinno takim sytuacjom zapobiegać. Po to płacę dodatkowo, by być spokojną na wszelkie zdarzenia.

Doczytałam umowę szczegółową i warunki ubezpieczenia: nie ma żadnych wzmianek, które mogłoby podważyć zaistniałą szkodę na moją niekorzyść.

Sprawy na pewno nie odpuszczę. I ponownie, Drodzy Czytelnicy Piekielnych, zwracam się z prośbą o radę - czy coś jeszcze mogę zrobić?

Towarzystwo Ubezpieczeń AC

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 58 (74)

#80441

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielne w tej historii jest Towarzystwo Ubezpieczeń.
Krótki wstęp: Auto miałam ubezpieczone z pełnym pakietem AC, suma ubezpieczenia była na kwotę 100 000 brutto, sama zaś kwota AC niemała: 3500 PLN (w zaokrągleniu).
Zgłosiłam szkodę w sierpniu. Do tej pory historia nie ma rozwiązania.

Podczas zgłaszania szkody i sporządzania "raportu" uzyskałam informację, iż naprawa z pokryciem szkody przez TU musi być tylko i wyłącznie na częściach oryginalnych. Ok. Pasuje. I tu jest pierwszy zgrzyt: przyszło pismo z informacją o kosztach naprawy uwzględniając części zamienne zamiast oryginalnych (czyli zaprzeczają sami sobie), tak jak jest w wyposażeniu auta.

Kolejne pismo: z informacją, iż procedura jest w toku ze względu na brak pełnych informacji, stąd też trzeba poczekać na informację o kwocie przyznanej za szkodę. Pan ze mną się kontaktował w celu sfotografowania miejsca zdarzenia i uzupełnienia opisu zdarzenia na pełniejszy.

Ostatnie pismo zaś nie mówi o kwocie, która jest przyznana za szkodę (tak jak mówiło o tym pismo nr 2), tylko iż odmawiają uznania szkody i wypłacenia czegokolwiek! W uzasadnieniu napisali, iż "uszkodzenia nie korespondują z miejscem zdarzenia". Opis i zdjęcia jednak świadczą o tym, gdzie ewidentnie zaszło zdarzenie (ślady lakieru są widoczne).

Próbowałam kontaktować się telefonicznie z TU- bezskutecznie, ponieważ sprawę prowadzi Pani A., a Pani A. nie ma już w pracy. Na moją prośbę o podanie innej osoby, kompetentnej w tym zakresie dowiedziałam się, że mogę rozmawiać tylko z Panią A. Chyba, że Pani A. jest na urlopie to wtedy z kimś innym. Poprosiłam zatem o tego kogoś innego. Nie, bo Pani A. nie jest na urlopie, ale w pracy też nie, więc nie mogę rozmawiać z nikim innym. Z przełożonym też nie. Z kolei na pismach figurują dwie osoby prowadzące sprawę. Jednak rozmawiać mogę tylko z Panią A.

Sytuacja robi się kuriozalna. Napisałam maila z opisem sytuacji. Czekam na dalszy bieg wydarzeń. Napiszę też oficjalne odwołanie. Nie wiem co jeszcze mogę zrobić w tej sytuacji. Czy może ktoś tutaj mógłby doradzić? Czy ktoś był w podobnej sytuacji?

Wniosek nasuwa się jeden: nie opłaca się wykupować AC, ponieważ jeśli dla TU jest to nie po drodze (szkoda została wyceniona na sporą kwotę ze względu na oryginalne części)to nie muszą z niczego się wywiązywać. Skoro zawarliśmy umowę ubezpieczenia i ją opłaciłam to oczekuję, że TU wywiąże się ze swojej części, a nie będzie przedłużać sprawę, unikać kontaktu i bezzasadnie odmawiać uznania szkody.

PS. Pan, który dokonywał oceny zdarzenia i szkody jest szczerze zdziwiony odmową. Jego zdaniem sprawa jest ewidentnie na moją korzyść o czym świadczy dosłownie wszystko co zostało przedstawione TU.

towarzystwo ubezpieczeń

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 107 (123)
zarchiwizowany

#77947

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Do tej pory Piekielnych tylko czytałam, ale na fali tematu ślubnych zaproszeń przypomniała mi się historia, która wydarzyła się kilka lat temu.

Mam rodzinę na drugim końcu Polski, jeden z kuzynów miał się żenić, zaproszenie wręczone rok wcześniej. Pod tym względem wszystko pięknie. Bardzo cieszyłam się na tę okazję, bo i spotkać się z rodziną będzie można, a i kuzyna i jego lubą bardzo lubiłam. Obiecałam dołożyć starań, by na ślubie pojawić się.

W tamtym okresie jednak pracowałam w korpo, urlopu mimo, że plany wysyłało się na początku roku, nie dostałam. Gorący okres urlopowy- wakacje- i niestety, ale nie przyznano mi wolnego. Mogłam o swoje powalczyć, nie wiem z jakim skutkiem, ale wizja wyjazdu też mi się rozmyła w momencie, w którym okazało się, że nikt "od nas" (z naszego regionu, gdzie było kilka rodzin zaproszonych) nie jechał. Ani moi rodzice, ani rodzeństwo. Samotna podróż mi się nie uśmiechała, bo to i koszty większe. Także z żalem, ale odmówiłam przyjazdu. Wyjaśniłam powód- brak urlopu, niby wszystko ok, niby zrozumieli. No właśnie, niby.

Bo urlop dostałam jakieś 2 tygodnie później i nie było możliwości zamiany. Był to już wrzesień i nikt z współpracowników nie chciał się też zamienić. A skoro opcja weselna odpadła to zaczęłam planować wyjazd późno-wakacyjny. Pomimo, że w ostatniej niemal chwili, ale udało się zorganizować.

Gdzie piekielność? Ano Młodzi obrazili się na mnie za ten wyjazd. Podejrzewam, że chodzi właśnie o to, że pojechałam w niedalekim czasie od ich ślubu na wczasy, a na ich ślub już nie. Nie wiem, bo nigdy nie dowiedziałam się. Po prostu przestali się do mnie odzywać. Moje smsy czy wiadomości na fb pozostawały bez odpowiedzi. Życzenia świąteczne czy urodzinowe tak samo. Poddałam się, bo napraszać się nie będę. Woleli znajomość ukrócić, proszę bardzo. Przykre, ale ich wola. Nie poczuwałam się i nie poczuwam do winy. Urlopu nie dostałam, o czym uprzedziłam jak tylko się dowiedziałam (przed potwierdzeniem przyjazdu, więc mój "talerzyk" nie przepadł). Nie uważam też, że z tego powodu powinnam pokutnie odmówić sobie innego urlopu i wyjazdu.

Ale Piekielną względem Młodych jestem ja, pomimo tego, że z naszego regionu nie przyjechał nikt.

ślub

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (41)

1