Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ninquelotte

Zamieszcza historie od: 22 lipca 2015 - 23:17
Ostatnio: 4 stycznia 2020 - 16:07
  • Historii na głównej: 1 z 2
  • Punktów za historie: 493
  • Komentarzy: 8
  • Punktów za komentarze: 40
 

#67587

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O pracy w branży gastronomicznej było już niejedno powiedziane, pozwolę sobie jednak dodać coś od siebie.
Kilka lat temu pracowałam jako kelnerka w restauracji w jednym z większych polskich miast. Lokal blisko centrum, dość drogi i stadnie odwiedzany przez obcokrajowców.

Podczas rozmowy kwalifikacyjnej zaproponowano mi umowę zlecenie i stawkę 6zł/h za pierwszy miesiąc. Po tym czasie stawka miała wzrosnąć do 7 i miałam dostać umowę o pracę. Nikogo chyba nie zdziwi jak powiem, że przez kilka miesięcy pracowałam na czarno? Umowę miała tam jedna osoba - na 1/8 etatu. Skarbówka dostała co chciała, to nikt nie robił problemów.

Wypłata? Jaka wypłata?
Pracowałam około 250 godzin w miesiącu. Daje to 1500zł miesięcznie. Nawet tyle nie dostałam za przepracowane pół roku. Siedziałam cicho ze względu na napiwki - zdarzały się dni, kiedy goście potrafili zostawić 200zł i więcej.

Szefostwo.
Horror. Co niedzielę miała miejsce biesiada - jedna z sal została zamykana dla szefa z żoną i ich 5 potomków. Zarówno dla nas jak i dla kucharzy obsłużenie ich było priorytetem - nieważne, że nie ma kto podać gościom kart, nieważne że dania stygną, nieważne że klienci zdenerwowani czekaniem wychodzą - szefostwo jest najważniejsze. Do dzisiaj żałuję, że nie uwieczniłam pobojowiska, jakie zawsze zostawało po obiadkach. Zalane stoły, kości rzucone w kąt, przeżute resztki na oknie, pełne pieluchy i brudne chusteczki to norma. Bo szefa nie obowiązuje kultura czy dbanie o porządek - przecież jest u siebie. Oczywiście trzeba było to posprzątać i oczywiście nikt nam za to nie zapłacił - nie ma wypłaty, nie ma napiwku.

Pani Menager.
Pani menager nie miała pojęcia o gastronomii. Nie wspominam o kwestiach takich jak stanie nad garami czy zrobienie kawy. Zero pojęcia o cenach, o zamówieniach, o kontaktach z gośćmi, robieniu rezerwacji czy organizacji imprez zamkniętych - bo przecież to nie problem żeby w 3 salach zorganizować 5 imprez komunijnych na tą samą godzinę. I wpisać w grafik 2 kelnerki i 1 kucharza. Efektem są niezadowoleni goście - rezerwacja na powiedzmy 12, pierwsze danie dostają 12:30, drugie po 45min siedzenia przy brudnych talerzach a deser jak dobrze pójdzie ok 14. A jaki jest efekt niezadowolenia gości? Oczywiście praca wolontariacka.

Pani Menager posiadała 2 pociechy - późne przedszkole i wczesna podstawówka. Jako że mieszkała nad restauracją dzieciarnia spędzała cały dzień z nami- latając między gorącymi garami, zaczepiając klientów czy ładując brudne od zabawy paluchy do talerzy. A co robiła w tym czasie mama? Rozmawiała z szefem. Żadnemu z nich to nie przeszkadzało.

Restauracja jest już dawno zamknięta (samo zamknięcie jest tematem na osobną historię). Zarówno dostawcy jak i właściciele budynku mieli dosyć użerania się z tak rzetelną firmą. Ich należności były wypłacane tak samo systematycznie jak nasze pensje.
A plotka głosi, że ostatnio szef otworzył nowy lokal - w ścisłym centrum, z jeszcze droższym menu i jeszcze droższym czynszem... Zobaczymy ile tym razem się utrzyma ;)

PS. Dla tych co zarzucą mi materializm i patrzenie za napiwkiem - osobiście pracuję po to, żeby zarobić. Nie ma wypłat to skądś pieniążki muszą się wziąć. Jeżeli mam pracować za "Bóg zapłać", to już wolę siedzieć w domu.

gastronomia

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 282 (354)
zarchiwizowany

#67672

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O piekielnej właścicielce stancji.

Parę lat temu razem z (K)Koleżanką otrzymałyśmy propozycję świetnie płatnej pracy sezonowej w jednej z większych miejscowości turystycznych w górach. Oferta była na tyle atrakcyjna, że zdecydowałyśmy się na kilkumiesięczną rozłąkę z naszymi połówkami i od razu zaczęłyśmy pakować walizki. Odległość między naszym "starym" miastem a "nowym" była wystarczająco mała by widywać się z naszymi mężczyznami dość często i na tyle duża, że nawet nie brałyśmy pod uwagę dojazdów, trzeba było znaleźć coś na miejscu. Jako że w sezonie zimowym miasto to jest oblegane przez turystów znalezienie czegoś graniczyło z cudem. O ile ktoś miał wolny pokój to nie było szans na żadną negocjację cenową, a płacenie 30zł za noc od osoby (zwłaszcza przed pierwszą porządną wypłatą) niezbyt nam się uśmiechało. I oczywiście musiałyśmy się wynieść na sylwestra bo rezerwacje dawno zrobione. Całkowicie to rozumiem. Po wielu telefonach (obdzwoniłyśmy prawie wszystkie "kwatery" w mieście) udało nam się w końcu znaleźć (P) Piekilną, która zaproponowała nam wynajem pokoju za 450zł od osoby. Pokój miał być duży, z szafami, telewizorem i osobną łazienką. Po obejrzeniu przesłanych przez (P) zdjęć umówiłyśmy się na dzień i godzinę przyjazdu.

Na miejscu okazało się, że pokój wcale duży nie jest, szafy to jedna komoda a łazienka jest współdzielona z 3 innymi pokojami, w tym z pokojem córki (P). Na pytanie o pokój ze zdjęć usłyszałyśmy, że przecież swojego nam nie udostępni. W naszych głowach od razu pojawiła się myśl "uciekać byle dalej" skoro początek już taki ciekawy. Jednak zostałyśmy, podpisałyśmy umowę i opłaciłyśmy miesiąc z góry. Wiedziałyśmy, że ciężko nam będzie coś znaleźć a przed nami była perspektywa prawie codziennej pracy po 12h, więc i tak dużo czasu byśmy tam nie spędzały. Kilka pierwszych dni minęło spokojnie, potem się zaczęło...

Cisza nocna

(P) już podczas rozmowy telefonicznej została poinformowana w jakich mniej więcej godzinach wychodzimy/przychodzimy z pracy. Spytałyśmy czy nasze późne/wczesne powroty nie będą problemem. Oczywiście, że nie będą. Przecież ona wynajmuje pokoje turystom to przyzwyczajona. A jednak nie.
Godzina 23, wracamy. (P) stoi na szczycie schodów, ręka założona na rękę, mord w oczach. Taki typowy rodzic co przyłapał na wymykaniu się z domu ;)

(P) - A można wiedzieć gdzie to się było?
Ja - W pracy? (oczywiście w całkowitym szoku)
(P) - Ale do tej godziny?!
Ja - No tak... Uprzedzałam Panią że właśnie w takich godzinach będziemy pracować.
(P) - Ale ja sobie nie życzę! Kto to widział żeby młode dziewczyny o tej porze do domu wracały! I jeszcze hałasują!
My karpik. Po którejś z rzędu zmianie byłyśmy wykończone, nie miałyśmy nawet siły i ochoty na rozmowę. Jedynymi wydanymi przez nas odgłosami było skrzypienie śniegu pod butami i przekręcenie klucza w zamku. (P) musiała zobaczyć nas przez okno.
Ja - Przepraszam, jutro postaramy się wrócić ciszej... (sarkazm)
(P) - To jutro też tak późno wrócicie? Sodoma i Gomora... (Czy cos w tym stylu ;))
Pół godziny później turyści wrócili z imprezy i rozkręcili porządną imprezę. Nikomu to nie przeszkadzało.

Dzień następny.
Ja miałam wolne i postanowiłam odespać. Kiedy (K) wróciła z pracy około 20 włączyła telewizor. Na tyle cicho, że nie udało jej się mnie obudzić. Udało się to za to (P).

(P) - Co to ma być! Cisza nocna!
(K) - Ale o co Pani chodzi? Cisza nocna obowiązuje dopiero od godziny 22. A poza tym tu jest cicho.
(P) - Jak będziecie telewizor oglądać to wam go zabiorę! (!)

Sprzątanie

Oczywistym dla mnie było, że skoro wynajmuje się pokoje odpłatnie to również dba się o czystość zarówno w nich (sprzątanie po wyjeździe gości) jak i w łazienkach. Oczywistym również dla mnie jest utrzymanie porządku w pokoju, w którym pomieszkuję jak również takie czynności jak spłukanie za sobą włosów spod prysznica czy zmycie pasty do zębów z umywalki, zwłaszcza jeżeli współdzieli się z kimś pomieszczenia sanitarne. Nie jestem więc osobą generującą duże ilości brudu. (K) też nie. Jednak to nie wystarczy...

(P) wlatuje bez pukania do naszego pokoju i krzyczy. Niestety znam to tylko z opowieści (K).
(P) - A panienka co, wolne dzisiaj ma to się leni?!
(K) - Słucham?
(P) - Nie słyszy co mówię?! Robota czeka!
(K) - Ale jaka robota?
(P) - No przecież moja córka nie będzie po was sprzątać! Kibel umyć trzeba! Dywany poodkurzać! Pościel wyprać! Ruchy!
(K) - Chyba pani żartuje. Dlaczego ja mam za panią sprzątać? Po pani córce i turystach?
(P) - Za takie psie pieniądze tu mieszkacie, że to chyba oczywiste, że to są wasze obowiązki!
(K) - Przykro mi ale w umowie nie było o tym ani słowa, nie zamierzam nic sprzątać.
(P) pomruczała pod nosem i wyszła.

Goście
Któregoś dnia spytałyśmy czy nie będzie problemu z odwiedzinami połączonymi z noclegiem. Oczywiście że nie będzie! 30 zł za osobę za noc ale musimy się zmieścić w naszych łóżkach (oczywiście pojedynczych) bo ona nam nie będzie materacy udostępniać. Ok, niech będzie i tak. Następnego wolnego dnia przyjechali więc nasi partnerzy. Do (K) mąż, do mnie narzeczony. Jak tylko (P) ich zobaczyła od razu wyciągnęła rękę po pieniążki. Podczas ich pobytu nic się nie działo. A jak tylko wyjechali...

(P) - No kto to widział! Po nocach się szwendają, chłopów sobie sprowadzają!
(K) - Słucham? Dostała pani pieniądze więc nic pani do tego kogo sobie sprowadzam.
(P) - Puszczacie się na pewno!
(K) - Tak, puszczam się z mężem. I to nie jest pani sprawa.
(P) - A ty! (czyli ja) Ty nie masz obrączki! Ty się puszczasz!
Ja - Chyba pani się coś pomyliło. Tak to proszę z córką rozmawiać.
(P) - Ja wiem, że ty się puszczasz! Po nocach łazisz!
Ja - Pani jest nienormalna. Wyprowadzamy się od razu. Proszę o zwrot pieniędzy za resztę miesiąca (minęły ok 2 tygodnie od naszego wprowadzenia się)
(P) - Żadnych pieniędzy nie zobaczysz! One są moje! I już je wydałam!
Ja - Naprawdę chce pani się kłócić? Wyraźnie zerwała pani kilka warunków umowy jak chociażby udostępnienie pokoju na wyłączność a właśnie weszła pani jak do siebie. (Nie mam pojęcia czy działa to na tej zasadzie ale (P) najwyraźniej też tego nie wiedziała)
(P) - Nic mi nie udowodnicie! - I uciekła...

Wyprowadziłyśmy się od razu. I tak o 2 tygodnie za późno. Kilka dni spędziłyśmy wynajmując pokoje w bardziej ludzkich warunkach i od bardziej ludzkich właścicieli. Wolałyśmy już wysokie koszty niż taką szopkę. A niedługo później znajomi skończyli długo wyczekiwany przez nas remont mieszkania na wynajem. 1200zł i cisza i spokój...
I to nie jest tak, że nic nie szukałyśmy kiedy okazało się jakie przygody nas czekają mieszkając z (P). Mieszkanie do wynajęcia znalazłyśmy po około tygodniu, właściciele planowali koniec remontu akurat na ten czas kiedy miałyśmy wyprowadzić się od (P).

PS. Dla tych, którzy zastanawiając się co to za praca – była to praca w hotelu, a dokładniej w restauracji hotelowej. Normalny grafik uwzględniał pracę do godziny 22 lub 23, zdarzały się również dni, kiedy z powodu bankietu czy innego eventu kończyło się pracę o później, czy to o 1, czy o 3 czy nawet o 7 rano. (P) była uprzedzona o tym od samego początku, znała zarówno nasze godziny jak i miejsce pracy. Podobno jej syn był tam nawet na praktykach jako kucharz parę lat wcześniej. I też pracował do końca zmiany. Ciekawe czy on też usłyszał, że się puszcza…

stancja

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 128 (220)

1