Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

olinka8899

Zamieszcza historie od: 10 listopada 2012 - 18:26
Ostatnio: 29 kwietnia 2016 - 8:20
  • Historii na głównej: 3 z 4
  • Punktów za historie: 1420
  • Komentarzy: 23
  • Punktów za komentarze: 154
 

#70683

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Do tej pory nie mogłam powiedziec nic złego na służbę zdrowia. Zawsze trafiałam na dobrych lekarzy, miłe pielęgniarki. Do wczoraj. Sytuacja jako tako nie zdenerwowała mnie zbytnio, ale pozostawiła niesmak ;) Do rzeczy:
Obecnie jestem w 33 tc. Od 26 tc borykam się z kolkami nerkowymi spowodowanymi zatorem w lewej nerce. W 26 tc trafiłam na ostry dyżur urologiczny, żeby mi pomogli bo nie dawałam rady z bólem. Po wejściu do pokoju pielęgniarek, zaczęłam swoją historię tak:

- Dzień dobry, jestem w 6 miesiącu ciąży, mam bardzo silne kolki nerkowe i bardzo mnie boli.
[Pielęgniarka] - Jaki 6 miesiąc, co mi tu pani...

Fakt, brzucha nie miałam za dużego, jednak było go widać. Dla czepialskich - powiedzenie o ciąży nie miało na celu wzbudzenia litości, tylko poinformowanie, gdyż ciężarnym nie można podawać wielu leków ;)
Ok, dogadałyśmy się, została udzielona mi pomoc, pojechałam do domu.

Sytuacja powtórzyła się 29 tc. Według zaleceń urologa, kiedy pojawi się następny nieznośny ból mam na izbę od razu jechać. Jadę. W pokoiku znowu ta sama pielęgniarka. W głowie zaświeciła mi się lampka, ale rozmowę zaczęłam taką samą jak ostatnio, podając od razu kartę informacyjną z poprzedniej wizyty. I co? Ta sama odpowiedź ;) Byłam bez kurtki, więc o przeoczeniu nie było mowy, a kobieta patrzała na mnie, więc brzuch widziała na pewno.

No nic... Zapadła decyzja, idę na założenie sondy do nerki. Poleżałam sobie kilka dni w szpitalu. Przy wypisie powiedziano mi, że gdyby sonda w najmniejszym stopniu sprawiała ból mam przyjechać z powrotem. Niestety franca z tygodnia na tydzień bolała coraz bardziej. Po konsultacji z urologiem natychmiast udałam się na izbę, żeby zobaczyli co się tam dzieje.
Było to wczoraj. Przyjechałam, wchodzę, patrzę znowu ona. Czy tam nie pracuje nikt inny? Zaczęłam identycznie jak dwa razy wcześniej. Ha! Znowu ta sama odpowiedź. Jestem w 33 tc. Brzuch widać z kilometra... Na dodatek wręczyłam kobiecie książeczkę ciąży ;) Chciałam jeszcze dodać, czy na czas oczekiwania mogę położyć się na łóżku, bo tylko kiedy leżę nie boli (mają tam 5 łóżek z czego jedno jest dla tych bardzo bolących, oczywiście, wszystkie łóżka były puste). Usłyszałam:

- Proszę czekać za drzwiami, 6 osób przed panią.
Nawet nie zaprotestowałam bo trzasnęła mi drzwiami przed nosem.
No nic, czekamy z mężem, ból coraz większy. Mąż nie wytrzymał i udał się do niej, że prosi o pomoc bo widać, że mi jest co raz gorzej. Na co pielęgniarka, już przy lekarzu:
- Ale proponowałam żonie łóżko to odmówiła.

Usłyszałam to i odgryzłam się, że wyrzuciła mnie pani z pokoju, żeby nie kłamała. Trzy po trzy słyszałam jak lekarz ją pouczał na mój temat.
Ok, łóżko dostałam, leżę i czekam. Podszedł lekarz i zapytał który miesiąc, a ta wyskakuje z litanią:
- Ooo, to pani jest w ciąży. No co pani nic nie mówi. No nie widziałam. No doktorze, zobaczy pan jaka dzielna kobieta.

[Lekarz] - Pani Magdo, na biurku jest karta ciąży pacjentki. Jak pani nie wiedziała?
[Ja] - Mówiłam o ciąży.

Niestety tym wbiłam sobie gwóźdź do trumny... Przy pobieraniu krwi dziabała mnie chyba z 7 razy, gdzie nigdy nie miałam problemu z pobieraniem. Mam teraz dwa ogromne siniaki na rękach. Kiedy ustawiali mi sondę, bo okazało się, że przesunęła się i dlatego boli. Robiła to tak "delikatnie", że pogryzłam sobie palce.
W przypadku ponownego bólu mam wrócić. Chyba jednak zrezygnuję, bo teraz na pewno mnie pamięta. A jestem święcie przekonana, że znowu na nią trafię ;)

słuzba_zdrowia

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 217 (245)

#69622

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia miała miejsce kilka lat temu, ale jakoś dzisiaj mi się przypomniała.

Miałam stłuczkę samochodem, gdzie ja byłam tą pokrzywdzoną. Pan ubezpieczony w ubezpieczalni, którą promował Pudzian. Sprawę od razu zgłosiłam, przyjechał rzeczoznawca, dostałam wycenę naprawy na maila, sumka ładna, ale w większości i tak miała iść ma naprawę.

No więc czekam na informację od ubezpieczalni kilka dni, aż w końcu jest mail, czytam, czytam i zalewam się łzami. Ubezpieczalnia przyznała mi 195 zł z tytułu odszkodowania. No nic, dzwonię na infolinię, tłumaczę, że rzeczoznawca wycenił szkodę na 10 razy więcej i dlaczego tak mało mi przyznają. Zapytałam jeszcze grzecznie, czy jeżeli według nich naprawa tylu elementów kosztuje 195 zł, to na swój koszt mogę samochód do nich dostarczyć. Usłyszałam, że mam się cieszyć, że w ogóle tyle dostałam, a jak się nie podoba to mam napisać odwołanie.

Napisałam, czekam znowu kilka dni, w międzyczasie umówiłam się drugi raz z rzeczoznawcą bo w warunkach warsztatowych musiała zostać otwarta maska. Ubezpieczalnia poinformowana o drugich oględzinach. Czekam na maila. Jest. Tym razem uraczyli mnie kwotą 70 zł... Zgłupiałam, dzwonię drugi raz.

Pani wyklepała regułkę i nie ma dyskusji. Załamana stwierdziłam, że tak sprawy nie zostawię. Interweniuję dalej. Po kilku dniach nerwówki i paru nieprzyjemnych telefonach w końcu trafiłam na myślącego konsultanta, który stwierdził, że coś jest na pewno nie tak i sprawę wyjaśni jak najszybciej. Wyjaśnił, okazało się, że te moje nieszczęsne 195 i 70 zł to były kwoty kierowane do rzeczoznawcy za wykonaną usługę, do niego zaś trafiały na maila moje odszkodowania. Potem już poszło gładko. Ale co nerwów straciłam to moje...

I tutaj moje pytanie, czy w tych wszystkich infoliniach ludzie przestają myśleć, a klepią tylko regułki które mają wypisane na karteczce przed sobą? Bo nie chce mi się wierzyć, że nie pozwalają im tam myśleć ;)

call_center

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 329 (385)

#42654

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję na stacji benzynowej. Klientów miewam różnych. Obecnie chciałam opisać dwie sytuacje.

[1]
Nocna zmiana, koło 2 w nocy. Podjeżdża taksówkarz. Staje przy dystrybutorze 5. Wychodzi z samochodu i kieruje się do sklepu.
Nawiązała się taka oto ciekawa rozmowa. [J] - ja . [K] - klient:

[K] Dobry wieczór, czy kompresory macie czynne?
[J] Kompresor mamy jeden, tak jest czynny.
[K] Jak jeden? Jak widzę 6?!
[J] Chodzi Panu o dystrybutor? Tak, czynne można sobie zatankować.
[K] A tylko 5 i 6 jest czynna? Bo przy innych stoją paliki.
[J] (wyraźnie zaskoczona pytam): Jakie paliki?
[K] No przecież stoją na 1,2,3,4 PALIKI!!! Proszę ze mnie idioty nie robić!!!
[J] Proszę się nie unosić. Chodzi Panu o pachołki?
[K] Zwał jak zwał. Stoją przecież.
[J] Drogi Panie (wyraźnie z szyderstwem w głosie), gdyby dystrybutory były nieczynne PALIKI stałyby przy dystrybutorach, a nie pomiędzy.
[K] Pan ze mnie kretyna robi!!! Myśli pani, że jak jestem taksówkarzem to każdy może się ze mnie nabijać?! Jest pani chamką!!! Do widzenia!

Pan nie zatankował, odjechał z piskiem opon, więcej go nie widziałam. Ale z kolegą jeszcze długo potem zastanawialiśmy się o co panu chodziło :)

[2]
Jestem niezwykle uczulona na klientów z małymi dziećmi, ponieważ one zawsze coś zrzucą, potłuką itp.
Pewnego dnia wchodzi pani z chłopczykiem (lat około 2). Sadza go na ladzie i zaczyna płacić. Chłopczyk zaczyna się huśtać, wszystko dotykać. Za chłopczykiem stały poustawiane napoje energetyczne w aktualnej promocji. Dwa razy potrącił je, ale udało mi się je złapać. W końcu zniecierpliwiona mówię:

[J] Proszę nie sadzać dziecka na ladzie, może spaść i stanie się jakieś nieszczęście.
[K] Nic się nie stanie.
[J] Ale już dwa razy wywróciłby napoje energetyczne.
[K] Ale je pani chwyciła.

Kobieta swoją arogancją podniosła mi ciśnienie. Ale powiedziałam sobie, że nie dam się sprowokować.W momencie wpisywania danych do faktury mały wywrócił piramidkę z napojów. Pokulały się po ladzie. A jeden upadając rozwalił się i z całym impetem na centymetry przeleciał mi koło głowy tryskając cieczą i wszystko mocząc. Pobiegłam po ścierkę, aby wszystko powycierać, bo wiadomo będzie się kleić. Na co klientka:
[K] Proszę mi dać chusteczkę!
[J] Momencik, zbiorę wylewający się napój i pani podam. Prosiłam panią, aby nie sadzała pani dziecka na ladzie. Przecież ten lecący napój mógł mi krzywdę zrobić.
[K] Nie mój synek to wywrócił, samo się wywaliło!
[J] Widziałam, że on to wywrócił. Będzie pani teraz musiała zapłacić za ten energetyk.
[K] No, pani to sobie chyba teraz żartuje?! Jestem cała mokra, syn też i mam jeszcze płacić?!

Na jej wrzaski wyszedł kierownik, zobaczył cała mokrą ladę, pani oczywiście zaczęła do niego sapać. Na co kierownik skwitował: "Lada nie jest krzesełkiem dla dzieci".
Kobieta wyszła oburzona. Nie płacąc oczywiście za energetyk. Faktury tez nie wzięła i do dziś się po nią nie pojawiła. A mnie zostało sprzątanie za kasami.

Stacja benzynowa

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 532 (642)
zarchiwizowany

#42727

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kolejna perełka po której praktycznie zwolniłam się z pracy. Bardzo przykra... No, ale polskie realia :(

W nocy koło godziny 23 podjechał samochód, zatankował się, jegomość zmierza do kasy zapłacić. Podaje mi kartę flotową na której widnieje inny numer rejestracyjny niż na samochodzie który został zatankowany. Zgodnie z procedurami kartę powinnam zatrzymać, poinformować o tym klienta i "do widzenia". Ale nie z tym klientem, niestety... Oburzył się, że zatrzymuję mu kartę, że tak nie można. Mój dialog z nim przez godzinę wyglądał tak ([K] - kliet , [J] - ja):
[J] Zatrzymuje Panu kartę ponieważ numer na karcie nie zgadza się z numerami na samochodzie.
[K] Ale dlaczego zatrzymuje mi Pani kartę?
[J] Zatrzymuje Panu kartę ponieważ numer na karcie nie zgadza się z numerami na samochodzie.
[K] Ale dlaczego zatrzymuje mi Pani kartę?
I tak może z 50 razy. Do "rozmowy" włączył się kolega, ponieważ widział, że nie mam już siły do Pana adwokata... Ja w tym czasie poszłam zadzwonić do kierownika, bo miałam wrażenie, że Pan zaraz wejdzie mi za kasę i wyszarpie kartę z ręki. Dodam, że przyszedł w tym czasie jego kolega i zaczęła się prawdziwa awantura. My oczywiście spokojnie, bo nie warto, a Panowie istna wściekłość. Kierownik kazał kartę zabrać i nie dyskutować... Ciężko było, ponieważ Panowie nie chcieli opuścić stacji, nie dopuszczali do kasy innych klientów i cały czas standardowa gadka "Dlaczego zatrzymuje mi Pani kartę?". Po którymś już tam z kolei razie zapytałam grzecznie czy robi Pan ze mnie idiotkę i czego nie rozumie w moich słowach. Pan zwątpił. Dodzwonił się do biura obsługi kart flotowych. Powiedziano mu to samo pewnie co my tłukliśmy przez blisko godzinę. Po czym pożyczyli nam "Najokropniejszej nocki w życiu i żeby nam w pięty ta nocka poszła."

Myślałam, że wszystko ok, ale nie :( Po kilku dniach przyszedł mail z centrali, że Pan w ogóle nie miał problemu do tego, że zatrzymałam mu kartę, ale, że byłam bardzo chamska do niego i nawet kolega który stał za ladą był zniesmaczony moim zachowaniem.
Oczywiście, standardowa procedura - tłumacz się. Najpierw kolega potem ja, że Pan zrobił to z zemsty, że ja mu życie utrudniłam to on też mi utrudni. Właścicielka stacji chciała mnie za to zwolnić. Bo przecież klient się poskarżył, a to nie dopuszczalne. Z całą wściekłością wykrzyczałam kierownikowi, ze sama się zwolnię, bo co to za polityka firmy jeżeli łapię złodzieja, a jestem za to karana?! I nadmieniłam mu, że żadnej karty paliwowej już nie zatrzymam, jak mam mieć takie problemy jak teraz.

Po kilku dniach sprawa ucichła, a mnie niesmak pozostał do teraz...

Stacja benzynowa

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 210 (274)

1