Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

oncza

Zamieszcza historie od: 24 lipca 2012 - 16:36
Ostatnio: 11 grudnia 2017 - 12:43
  • Historii na głównej: 1 z 2
  • Punktów za historie: 129
  • Komentarzy: 0
  • Punktów za komentarze: 0
 

#80968

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Miałam do oddania 3 worki ciuchów i butów (wyprane, poskładane, posegregowane), wystawiam na olx za darmo.

Kilka osób zapytało, skąd odbiór (mimo że napisałam już w treści ogłoszenia, ale chyba słowa "za darmo" przesłaniają cały opis ogłoszenia i nikt nie czyta do końca). Po mojej odpowiedzi z propozycjami 4 miejsc (w różnych dzielnicach, coby było wygodniej odebrać) już nic nie odpisały, nawet przysłowiowego "pocałuj mnie w d...".

Kolejna grupa osób to "czy możliwa wysyłka?”. Przyznam szczerze, że nie wiedziałam, ile to kosztuje (co więcej - sądziłam, że w pytaniu "czy możliwa wysyłka?” jest także ukryty komunikat "ile kosztuje wysyłka?”) i powiedziałam, żeby dana osoba sprawdziła opłatę (podałam wymiary) lub zaznaczę opcję opłaty za wysyłkę przez odbiorcę.

O mój Boże, ale było oburzenie! Jakie koszta wysyłki? Że ja chcę pieniądze brać? Przecież oddaję za darmo!

Poszłam na pocztę dowiedzieć się, ile to może kosztować, by doświadczona już wiadomościami klientów-byznesmenów z olx uniknąć takich sytuacji i po prostu wpisać: "Możliwa wysyłka. Kwota w wiadomości prywatnej” (na olx po włączeniu opcji "oddam za darmo” po czym wpisaniu kwoty np. 50 zł ogłoszenie zostaje usuwane z racji tego, że oddając za darmo nie można wpisywać konkretnych kwot). Pani podała mi kwotę, zapamiętałam ją. Liczyłam na to, że W KOŃCU uniknę głupich wiadomości dot. braku zasadności obarczania opłatą odbiorcy.

Minęło 30 minut i zaczęły pojawiać się wiadomości, że osoba chętnie weźmie rzeczy, ale... w ogłoszeniu mam chyba pomyłkę, bo po pierwsze jak można chcieć w ogóle zapłaty skoro się wystawia za darmo, a skoro chcę kwotę podać w wiadomości prywatnej, to z pewnością mam same szmaty w worach, chcę kupców naciągnąć (mimo że zdjęcie każdej "szmaty" było udokumentowane na stronie z ogłoszeniem).

Dodatkowo po mojej wiadomości, ile kosztuje wysyłka padały określenia, że jestem kur*ą biznesu, podłym i zatrutym jadem organizmem, nieczułym człowiekiem, który jak zazna kiedyś biedy, to będzie wiedział co oznacza kradzież (?).

Inna grupa ludzi to taka, która zastanawia się 30 razy, czy może się skusić, bo mieszkam za daleko i jak ciuchy okażą się za małe (podawałam rozmiary i dł. wkladek w ogłoszeniu), to jej droga będzie na marne, a musi wziąć taksówkę, bo nie ma auta, a autobusem nie będzie jeździć z worami. Autobus odjeżdża z centrum pod mój dom co pół godziny - mówiłam jej o tym. Wystarczyło wziąć kogoś do pomocy albo 2 walizki na kółkach. Ciuchy nie były ciężkie, tylko po prostu zajmowały sporo miejsca. Ciuchów nie wzięła, bo "taksówka chciała w 2 strony 50 zł, a kto jej za to zwróci, hehe”.

Kolejna grupa to ANALODZY-PSYCHOLODZY: "A może mi Pani podrzucić?" (ew dodatek: "skoro oddaje Pani takie buty Nike i Adidas, to ma Pani z pewnością auto, a że odbiór z takiego ZADUPIA, to już w ogóle pewnie Pani ma"). Spytałam z grzeczności, gdzie miałabym podrzucić (chciałam się tego już pozbyć, więc mimo głupich przytyczków byłam skłonna po drodze komuś podrzucić), ale wszystkie z MIASTOWYCH okazały się mieszkać 40 km ode mnie (oczywiście nie w stronę centrum), tak że nie uśmiechało mi się jechać za darmo prawie 100 km (plus wyjazd ode mnie z osiedla na a8 to jakieś 30 min po południu, więc zmarnowałabym jakieś 2 godziny).

Część na tę - jak na mój gust - słuszną argumentację odpuszczała, ale cząstka kulawych antylop nie popuszczała i spytała, czy jak zapłacą za dowóz, to czy się zgodzę. Szybka kalkulacja w głowie... Pomyślałam, że ok - podjadę w weekend na „zadupie" jednej czy drugiej - pies się wybiega, ja odpocznę, poza tym nie będę musiała tego pakować jakoś szczelnie i estetycznie jak do wysyłki. Zgodziłam się. Wyliczyłam uczciwie, że 100 km to jakieś 30 zł. Ta kwota była zaporowa dla rozmówczyń, próbowały argumentować brak tej zawrotnej sumy: biedą, ciążą, chorobą, chyba tylko o huraganie nie przeczytałam.

Zaczęłam tracić nadzieję, ale odezwała się jedna Pani z osiedla, że ona chętnie weźmie, ale czy może przymierzyć, bo jeśli ciuchy będą złe, to nie chce ich magazynować. Zgodziłam się, bo co mi zależy. Przyszła dama w butach na szpilach, twarz cala w tapecie (nie oceniam jej, każdy robi co chce), ale… upier… - bo inaczej się nie da tego nazwać - skrzętnie podczas mierzenia: koszulkę, sweter, nawet szlafrok. Jak to zauważyłam, poprosiłam, by obejrzała, ale nie mierzyła, bo ja to prałam już i nie chce tego robić drugi raz. Obraziła się, coś pod nosem popsioczyła i rozejrzała się po pokoju, pytała o każdą rzecz, czy też jest do oddania, bo ona nie ma, a "skoro ja oddaję takie super ciuchy, to mam kasę": telewizor, orbitrek, książki, a nawet sukienka (suszyła się kolo kaloryfera na wieszaku). Chyba z wrażenia nic nie odpowiedziałam prócz tego, by zdjęła buty, bo niszczy mi panele szpilkami. Wstąpił w nią szatan, rzuciła ciuchy na podłogę i stwierdziła, że "fatalne szmaty i OBSŁUGA”. Co więcej, jako że była z tego samego osiedla, co ja, na lokalnej grupie sprzedażowej obsmarowała mnie, że "nie warto u mnie (zaznaczyła imię i nazwisko) KUPOWAĆ, bo mam brudne szmaty, które wciskam ludziom na siłę". Na szczęście po mojej interwencji u moderatora wpis zniknął, a Pani razem z nim (z grupy).

Kolejna grupa to osoby, którym się nie dogodzi co do godziny: moja propozycja od 5 do 6 rano oraz od 18 do 22 to fatalne pory, bo NORMALNI ludzie już/jeszcze śpią. Ludzie są zdziwieni, że ja także pracuję i nie pasują mi godziny 9, 11, 13 i 15.

W ramach desperacji zgodziłam się na opcję wzięcia ciuchów na uczelnię w sobotę lub/i niedzielę. Podałam jednej z pań przedział czasowy, kiedy mam wolne, jest to niestety jedynie 15 min co 2,5 godziny. Pani zła na mnie, bo skoro ona tam już jedzie, to pójdzie do Biedronki i nie wie, ile jej to zajmie i czy się wyrobi miedzy 13:15 a 13:30. Na moje pytanie (sądziłam, że jadąc na zakupy oraz decydując się na 3 worki ciuchów przyjedzie autem), czy nie może najpierw odebrać, a następnie pójść na zakupy, odpisała mi, że nie będzie z ciuchami łaziła między regałami. Odpuściłam.

Hitem była kobieta, która zgodziła się przyjechać na uczelnię o konkretnej godzinie. No i była. Zadowolona, uśmiechnięta, wesoła. Ja też się ucieszyłam, że w końcu po 2,5 tygodnia pozbędę się tego balastu. Otworzyłam bagażnik, pokazuję, co mniej więcej mam. Pani szczęśliwa.

Z racji tego, że było po 14, a pod uczelnią mam malutki parking zapełniony od 9, jasne było dla mnie, że pani zaparkowała co najmniej kilometr stamtąd. Zapytałam, czy jej podrzucić gdzieś ciuchy, bo pada deszcz i nie będzie dodatkowo dźwigać. Pani się uśmiechnęła i z zadowoleniem powiedziała: "Dziękuję, tak, pewnie, powiem pani szczerze, że na to liczyłam, mieszkam na SOŁTYSOWICKIEJ". Zrobiłam oczy jak 5 zł i mowię, że źle mnie zrozumiała. Miałam na myśli, że podrzucę ją do jej auta albo tramwaju... Pani zrobiła się purpurowa. Jej twarz z łagodnej przeobraziła się w potwora. Zaczęła mnie pod uczelnią obrażać, stwierdziła, że studenci to wrzody i poprzewracało nam się w głowach i dupach. Chcąc uniknąć do końca tej kompromitacji (jak by nie patrzeć bardziej dla mnie, bo pani nikt tam nie znał) zaproponowałam, że zawiozę jej to po zajęciach (kolo 20), ale za 100 zł, bo to rekompensata za jej zachowanie. Pani kopnęła tylko w kamień i poszła.

Ciuchy postawiłam we wnęce koło bramy (niedaleko śmietnika, ale nie na jego obszarze) z naklejoną kartką "ubrania rozmiar 36-40", "buty 36-38 DO WZIĘCIA".

Swoje ogłoszenie na olx zmieniłam na "W związku z falą roszczeniowych osób wystawiam pod bramą x przy ulicy y worek z ubraniami i kto pierwszy, ten lepszy. Nie odpowiadam za to, kto i kiedy to weźmie, bo ja nie będę czekała w domu na osoby, które nie przychodzą albo mnie obrażają".

Pech chciał, że wyjechałam na 2 dni w inną część miasta i jakoś namiętnie nie sprawdzałam podczas tych 2 dni swojego olx.

Po 3 dniach weszłam na to ogłoszenie i liczba wiadomości, które dostałam powaliła mnie (ponad 20), a ich treść sprawiła, że chciałam cofnąć czas do dnia, gdy wpadłam na głupi pomysł wystawienia czegokolwiek za darmo.

M.in. (pisownia oryginalna):

- "byłam 3h po dodaniu ogłoszenia, mogłaś napisać ze tego już tam nie ma"
- "po co piszesz, ze coś jest jak nie ma?"
- "morzliwa wysyłka"
- "możliwe spotkanie w legnicy?” (60 km ode mnie, mieszkam we Wrocławiu)
- "za ile pójdzie?"
- "poka zdjęcia dokładne butów rozm.38"
- "stoi jeszcze"
- "jehalem nadaremno”.

olx

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 115 (137)
zarchiwizowany

#36431

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sytuacja ta miała miejsce kilka dni temu,chętnie te chwile oddała bym komu innemu.
Pracuje w sklepie z akcesoriami komórkowymi,starterami operatorów i komórkami miedzy innymi.
Pełno tu szafek, gablot, pólek, bo i towaru sporo: jedni chcą pokrowce, inni smycze wolą.
Wieczorna zmiana zapowiadała się spokojnie i od tego momentu poczułam się jak na wojnie.
Do sklepu wpadła ONA (10min przed zamknięciem sklepu,a nie miała dla mnie kwiatów bukietu!)
Kobieta kolo 40, włosy-tapir, różowe tipsy, 20cm koturn,plastykowe klipy. T-shir z lady Gagą, co na pierwszy rzut oka mogło zakończyć się zgagą.
Ah zapomniałabym: było jeszcze dziecko! w cieniu kolorowej matki, wybaczcie, iż dokonałam zapominalskiej wpadki!
6 letni chłopczyk jedzący loda na patyku, co z zasady przynosi kłopotów bez liku.
Zasada w sklepie obwiązująca, wszystkim innym rzeczą przewodnicząca [ są 3 kamery]: poczekać aż klient wzrokowo zaznajomi się z pulami,po czym podejść i spytać co mu zapodamy.
Chłopiec dobiegł do pułki chcąc pokrowiec zobaczyć,lecz na moje szczęście nie mógł do pozytywów zadania odhaczyć.
Nie zauważył gówniarz szyby, która była zamknięta, w zamian za to zauważył za chwile, bo szyba była pęknięta.
Skoro coś przeszkadza w osiągnięciu celu pier***lnijmy w to zabawką drogi przyjacielu!
Wrzućmy loda do środka, innym pokrowcem przyklepmy i palcami po tych warstwach jebmy!
Jakaż to frajda dla dziecka i Mamusi ,gdy Latorosl coś psuje i niszczy, bo go kusi.
Mamusia miała w poważaniu zachowanie syna :"Niech pani se to sprzątnie, wytrze, co to za mina?"-ciągnęła dalej dziwna kobieta- "co z Ciebie za dziecko żałosna mazalepa?
Toż to od tego jesteś dziecko drogie, by sprzątać po mnie, gdy ja tego nie mogę!"
Jestem wygadana, chciałam odpowiedzieć coś elokwentnego,lecz nigdy nie słyszałam czegoś takiego.
Nie wiem komu współczuć, czy dziecku czy matce, może sąsiadowi? a może sąsiadce?
Pani wyszła czem prędzej za siebie nie spoglądając, bo wiedziała,ze mogę Szatana na nią nająć.
Zdenerwowała mnie rodzina jak cholera, bo poczuli ludzie,że znaleźli frajera.
Na odchodne chłopkiem pokazał mi faka, więc w tym momencie zrobił mi smaka.
-"Tam mą kamery "- mówię Jemu i tej starej krowie-"Przykro mi,ale policja się o tym dowie".
Tak szybko biegli do wyjścia Ci przemili klienci,ze nie życzyłam im miłego dnia, co do dziś mnie nęci.
Tak naprawdę szkoda dziecko, od najmłodszych lat zdemoralizowane,ale na dzielni jego zachowanie będzie zweryfikowane.
Nie mówię o pobiciu czy fizycznej przemocy,ale postraszenie duchami jakiejś ciemnej nocy?

sklep

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -20 (26)

1