Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

paski

Zamieszcza historie od: 30 kwietnia 2015 - 12:54
Ostatnio: 3 kwietnia 2019 - 19:49
  • Historii na głównej: 6 z 6
  • Punktów za historie: 2551
  • Komentarzy: 800
  • Punktów za komentarze: 9244
 

#72267

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zainspirowana historią very o portalach randkowych przypomniałam sobie czasy ostatniej klasy liceum i początków studiów, kiedy to sama skusiłam się na skorzystanie z pewnego portalu randkowego (na literę B).

Wiem, że ciekawe egzemplarze zdarzają się wśród obu płci, ale z racji tego, że jestem kobietą, było dane mi poznać tylko nietuzinkowych przedstawicieli płci męskiej. Moje typy:

Pan nr 1: Niepracujący 28-letni mężczyzna, który twierdził, że prawie wszystkie kobiety lecą na kasę, a on teraz przejrzał na oczy i szuka takiej, która ma inne wartości. Po krótkiej wymianie zdań podesłał mi linki do profili „tych ku***”, co go odrzuciły. Zobaczyłam same bardzo urodziwe, długowłose i bardzo zgrabne dziewczęta, które miały powiększone i przedłużone... w zasadzie wszystko co się dało. Na moją delikatną sugestię, że takie zabiegi słono kosztują i chyba powinien się domyśleć, że te kobiety nie szukają na tym portalu romantycznej miłości, dowiedziałam się, że jestem taka sama jak wszystkie i lecę na kasę. Żelazna logika: No bo niby skąd tak dobrze rozumiem motywy postępowania tych kobiet? Pewnie dlatego, bo jestem taka sama jak one.

Pan nr 2: Postaram się odtworzyć przebieg rozmowy.. tfu, monologu.

21:00 Cześć, poklikamy?
21:01 Jesteś ???
21:02 Halo!!!
21:03 Czemu nie odpisujesz?
21:04 No napisz coś, chociaż czy ci się podobam!?!?!
21:05 Jesteś tam??
21:06 Wiem, że jesteś, bo na profilu pokazuje, że online!!!!!!
.
.
.
21:15 Jesteś taka sama jak inne!!!
21:16 Ku**a!!!
21:17 Szmata!!!
.
.
.
21:25 No odpisz coś, piękna. Spotkamy się?

Komentarza nie będzie :)

Pan nr 3: W Polsce jest źle, na świecie jest źle i w ogóle wszystko jest chu**o. Nie ma się czym cieszyć, tylko sobie w łeb najlepiej palnąć. A wszystko to wina Kaczyńskiego, PiS-u, Platformy, tych Żydów je*anych, Niemców, Ruskich, Putina, Arabów, prywaciarzy, rządu, urzędników, emerytów, prawników, korporacji, Ameryki, Chin, lekarzy, nauczycieli, prawników, rolników, NATO, czarnuchów, komuchów, a najbardziej to wina Unii Europejskiej (bo wtedy był to temat na topie).

No i na końcu moja, bo nie chciałam się umówić, a w ogóle to wszystkich kobiet.

Pan nr 4 wygrał jednak wszystkie nagrody w konkurencji największego debila i gdybym go spotkała, z przyjemnością urwałabym mu jaja. Próbował wmówić mi, że każda kobieta marzy o tym, by być zgwałconą. Na mój kategoryczny protest stwierdził, że każda mówi "nie", a tak naprawdę to on wie lepiej, że to taki instynkt, tak jak w świecie zwierząt, że my kobiety-samice marzymy o samcu alfa, który rzuci nas na ziemię, unieruchomi ręce i „weźmie” jak napalone zwierzę. Ohydny, obrzydliwy, chory typ.

Podsumowując, miłości tam nie znalazłam, konto usunęłam, oczywiście poznałam też paru całkiem interesujących mężczyzn, ale paradoksalnie byli oni za mało interesujący, żeby pisać o nich na tym portalu :)

internet

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 235 (271)

#66789

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znajomi mają psa, małego kundelka z jasnym włosiem, które co jakiś czas trzeba przycinać. Piesek nie przepada za obcinaniem. Znajomi przeprowadzili się do innego miasta i musieli znaleźć nowego psiego fryzjera. Wybór padł na panią prowadzącą działalność w swoim mieszkaniu, w wieżowcu.

Przy pierwszej wizycie pies grzecznie jechał windą. Przy drugiej wizycie już wiedział, co to za miejsce i co go za chwilę czeka, więc zapierał się i nie chciał wejść do windy. Został zaciągnięty siłą, niestety w drodze na właściwe piętro obsikał całe wnętrze windy. Znajomy zaprowadził pieska do pani fryzjerki i poprosił o jakiś kawałek papieru czy cokolwiek, żeby to powycierać, a pani na to:
- Niech pan zostaaawi, tutaj prawie codziennie się zdarza, że pieski klientów 'robią' w windzie.

Innym mieszkańcom musi być miło ;)

psi fryzjer

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 498 (516)

#66572

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Regularnie odwiedzam endokrynologa. Najpierw bywałam u lekarza w moim rodzinnym mieście, potem przeprowadzałam się kilka razy, w związku z czym dla wygody przepisywałam się do lekarzy w miastach, w których akurat przebywałam. We wszystkich przychodniach były zapisy na konkretna godzinę. Od pierwszej wizyty minęło już 'parę' latek, a nadal powtarza się taki schemat:

Zawsze znajdzie się ktoś, kto jest zapisany na godzinę np. 10:00, jest godzina 7:55, lekarz przyjmuje od 8:00, ale ta osoba wykłóca się ze wszystkimi, że ona wchodzi pierwsza, bo ona już tu czeka od siódmej!

Inna wersja takiej osoby: wchodzi do przychodni w okolicach 10:00 i pyta, kto ostatni. Ludzie zwracają uwagę, że wchodzi się na swoją godzinę, a ona na to: ale kto ostatni z tych osób, które są w poczekalni? Pan na 10:20? O, to ja będę za panem. Bo ja mam na 13:00, ale ja chcę teraz. I próbuj taką ustawić do pionu, ona cię nie wpuści, bo ona tu pierwsza weszła i pierwsza zaklepała, że jest za tym panem, a że ty masz termin 10 minut po nim, to jej nie obchodzi!

Jest jeszcze typ kłamiący, a mianowicie, osoba przychodzi o 11:00 i stwierdza, że miała termin na 9:00, ale się spóźniła, więc teraz jak wyjdzie pacjent z gabinetu to jako następna wchodzi ona!

Zapisy godzinowe są po to, żeby można było przyjść orientacyjnie w okolicach swojej godziny, żeby nie czekać w kolejkach od rana, ale niektórzy nie rozumieją tego systemu i nadal wydaje im się, że kto pierwszy ten lepszy.

Skomentuj (53) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 511 (541)

#66408

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Też przebywam za granicą i choć nie uważam się za mistrzynię języka, który tu obowiązuje, porozumiewam się komunikatywnie. W związku z tym od czasu do czasu znajomi Polacy pytali mnie np, czy mogłabym z nimi pójść do urzędu/lekarza/zadzwonić gdzieś/napisać coś w ich imieniu i tak dalej. Pomagałam chętnie i czasem spotykały mnie sytuacje o podobnym schemacie:

1.Zaplanowałam coś na wieczór. Dzwoni ktoś i prosi o przetłumaczenie jakiegoś pisma 'na już'. Dopiero o tej godzinie ci się przypomniało? Trudno, musisz poczekać do jutra, dziś robię coś innego. Reakcja? Obraza majestatu, nierzadko obgadanie za plecami.

2.Prośby o przetłumaczenie kilku zdań, potem kilkunastu, potem zarzucanie mnie coraz większą ilością tekstu do przetłumaczenia. bo przecież ja nie mam prywatnego życia i mogę sobie w wolne wieczory, pisać w czyimś imieniu cztery strony skargi na coś tam. Odmowy skutkowały, a jakże.. obrazą majestatu.

3.Za swoją pomoc nie oczekiwałam pieniędzy ani całowania po stopach, ale uważałam, że jeśli ja coś dla kogoś zrobiłam, to w razie czego ten ktoś też mi pomoże w ramach swoich możliwości. No i teraz wyobraźcie sobie taką sytuację, że chodzicie z kimś do urzędów w celu uzyskania dla tej osoby 'dodatków mieszkaniowych' i 'dodatków na dzieci' , kompletujecie z tą osobą wszystkie niezbędne papierki, wypełniacie formularze – wszystko charytatywnie. Gdy za kilka miesięcy potrzebujecie podwiezienia na drugi koniec miasta zostajecie podliczeni jak za najdroższe taxi w mieście + opłata za poświęcony czas.

Oczywiście takie sytuacje nie zdarzają się codziennie i to nie jest tak, że do mnie ustawiają się kolejki z prośbą o pomoc. Opisałam tylko kilka schematów, które przydarzyły mi się na przestrzeni kilku lat. Może niewiele, ale każda kolejna taka sytuacja sprawia, że pomaga się coraz rzadziej i niezbyt chętnie. W końcu nikt nie chce być frajerem i naiwniakiem. Powiedzenie, że jak pomożesz komuś 100 razy, a jeden raz nie, to on i tak zapamięta tylko ten raz gdy się nie pomoże, jest jak najbardziej sensowne i prawdziwe.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 470 (502)

#66359

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W parku niedaleko uczelni, trójka dzieciaków na rowerach (dwóch chłopców i dziewczynka, na oko 10-12 lat) urządziła sobie taką oto zabawę:
Jak najszybsze podjeżdżanie do przechodniów od tyłu i hamowanie tuż przed ich tyłkiem. Ludzie nie mieli pojęcia co ich tak "atakuje" z tyłu i najczęściej odskakiwali wystraszeni.

W pewnym momencie dziewczynka nie zdążyła wyhamować przed jednym studenciakiem i koło roweru znalazło się na jego dupsku, na co studenciak odruchowo odwrócił się i z całej siły popchnął dziewczynkę z rowerkiem aż poleciała do rowu. Dziecko się popłakało, zasmarkało i wykrzyczało "Tyyyyyy głupkuuuuuuu!" Kto był bardziej piekielny? ;)

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 459 (555)

#66143

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jako, że miałam ostatnio okazje przebywać w jednym z najstarszych w Europie ogrodzie zoologicznym, a bardzo lubię odwiedzać tego typu miejsca i robię to często, naszło mnie kilka refleksji. Była to majówka więc wiadomo - tłumy, mnóstwo rodzin z dziećmi, ludzie różnych narodowości, obywatele krajów mniej lub bardziej cywilizowanych, ale pewne zachowania powtarzają się chyba zawsze:

1. W każdym, ale to dosłownie każdym miejscu, w którym uprasza się o nierobienie zdjęć z lampą błyskową, zawsze znajdzie się jakiś fotograf amator oślepiający zwierzęta i ludzi dookoła błyskiem aparatu. Swoją drogą biorąc pod uwagę, że takie zakazy obowiązują najczęściej w zamkniętych pomieszczeniach, gdzie zwierzęta można oglądać głównie za szybą, zadziwiające, że tak wielu ludzi wpada na pomysł robienia zdjęcia z lampą przez szybę.

2. Od czasu do czasu trafiają się jakieś miejsca (schodki, mostki, wąskie przejścia czy tunele), w których obowiązuje ruch jednostronny (i informacja o tym znajduje się przed wejściem), czyli powinno być oczywiste, że jeśli wejdziesz do takiego miejsca to nie ma cofania, musisz iść prosto przed siebie do samego wyjścia/zejścia, bo za tobą już wchodzą kolejni ludzie. Jak to zwykle bywa, zawsze się znajdzie jakaś osoba, która weszła ale jednak chce stad wyjść i przeciska się przez tłum depcząc każdemu po piętach, czasami ktoś cofa się do wejścia, choć bliżej ma już do wyjścia.

3. W tymże ogrodzie znajduje się most linowy, a przed nim wielka jak byk tablica, żeby nie skakać przebywając na moście. Razem z narzeczonym przysiadłam nieopodal tego mostu żeby odpocząć i tak przez około 20 minut obserwowałam. Praktycznie co druga rodzinka/grupka ludzi, miała w swoich szeregach takiego śmiałka, który widząc tabliczkę komentował: ooo, nie skakać na moście, hehehehehe! I hop, hop, hop..

4. W innym miejscu niewielki zbiornik z rybkami, które można "pogłaskać". Znów tabliczka – nie pluć do wody. Nie widziałam, czy ktoś pluł, ale piekielne jest to, że taka tabliczka była konieczna ;)

5. O ignorowaniu wszystkich tablic ostrzegawczych – nie wkładać rąk do klatki, nie wchodzić na murek, nie wspinać się na ogrodzenie itp. – nawet nie wspominam ;)

Jak widać w moich historiach powtarza się motyw tabliczek informujących i fakt, jak często są przez ludzi zlewane. Gdy widzę takie sytuacje, zastanawiam się czy po prostu tylu analfabetów jest na świecie, czy ludzie może myślą, że te tabliczki są dla ozdoby wywieszone, a nie po to, by ułatwić korzystanie z atrakcji zwłaszcza w dni, w które jest mnóstwo odwiedzających, albo żeby uchronić turystów przed ich własną głupotą.

zoo

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 239 (305)

1